Just give me a reason,
Just a little bit’s enough,
Just a second, we’re not broken, just bent
And we can learn to love again
It’s in the stars,
It’s been written in the scars on our hearts
We’re not broken, just bent
And we can learn to love again
<Marco>
-Lena. - powiedziałem w końcu, odrywając plecy od fotela. -Wiem, że mnie wczoraj poniosło i nie potrafię tego logicznie wytłumaczyć, ale odezwij się choć jednym słowem, proszę. Martwię się o ciebie.
Znów nie poskutkowało. Wczoraj to ja milczałem jak grób, a dziś ona nie zamierza ze mną pogadać. Trzy godziny temu zjedliśmy śniadanie i spakowaliśmy walizki, od piętnastu minut lecimy samolotem do Dortmundu, a nie wymieniliśmy ze sobą nawet sylaby. Rozumiałem ją doskonale, ale to cholernie bolało. Tym bardziej, iż rano pochłonęła podwójną porcję sardynek, choć na bankietowej kolacji twierdziła, że ma już dość wszystkich morskich cudów na talerzu, do tego nadal wyglądała przerażająco blado. I za nic w świecie nie chciała podać mi przyczyny.
-Co tak długo robiłaś w łazience? - dociekałem nie spuszczając z niej wzroku. Przewróciła oczami. -Dziś i wczoraj w nocy...
-Na litość Boską, niech przestanie cię to w końcu obchodzić! - fuknęła odwracając się do okna. -To nie twoja sprawa.
-I tu się mylisz, moja droga. - zaprotestowałem ściskając jej dłoń, by nie miała szans jej wyrwać. -Przecież widzę, że coś ci dolega. Zaszkodził ci jakiś posiłek?
-W pierwszej kolejności szkodzisz mi ty. - odparowała, co mnie jednak nie wzruszyło. Powoli przyzwyczajałem się do częstych ataków. -Daj mi już spokój, chcę odpocząć, przespać się. Przez ciebie dręczyły mnie problemy ze snem.
-Przepraszam. Zdaję sobie sprawę, że to niczego nie załatwia, ale nie mam pojęcia, co mogę zrobić, żebyś mi wybaczyła.
-Odczep się. Albo nie... - zerknęła na mnie kątem oka, ponownie siadając przodem do fotela centralnie przed nią. -Z kim podpiszesz kontrakt? Wspominałeś o zmianie klubu.
-Podobno dostałem ofertę od Barcelony, ale ją odrzuciłem. - wyjaśniłem ze spokojem. To jeden z najgorszych faktów, którymi rzuciłem jej w twarz. -Nie byłbym w stanie odejść teraz, maleńka. Nie potrafiłbym zostawić ciebie, Nico, mojej rodziny, Marcela i Robina... Może kiedyś, lecz nie w tym momencie.
-Wykorzystasz to jako wymówkę do ucieczki z Carolin. - mruknęła złośliwie. Nie wierzyłem, że o tym pomyślała.
-Zapomnij, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. - uśmiechnąłem się, ostrożnie gładząc kciukiem wierzch jej dłoni. -Lena, kochałem cię, kocham i będę kochał, niezależnie od tego, co pieprzę przy braku kontroli nad własnym językiem. Gwarantuję ci, że to uczucie nie minie, nie ma takiej opcji.
-A to z Caro...
-Naprawdę nie uprawialiśmy wtedy seksu, przysięgam. - patrzyłem jej w oczy, by uświadomić sobie, że mnie słucha. -Masz podstawy, by mi nie ufać, ale nie kłamię. Może któregoś dnia się przekonasz.
-Wybacz, Marco, ale tego ci nie odpuszczę. Przesadziłeś. - oświadczyła przenosząc uwagę na błękit nieba rozpościerający się za samolotowym okienkiem, na co westchnąłem ciężko i oparłem się o wezgłowie. No cóż, zasłużyłem. Ale muszę udowodnić jej, że akurat w tej konkretnej sytuacji jest w totalnym błędzie.
~~~
-Wychodzisz? - zapytała pojawiając się w korytarzu. Przerwałem wiązanie butów, by na nią spojrzeć.
-Tak. Na trening. Potrzebujesz czegoś?
-Nie. Po prostu chciałam wiedzieć.
-W zasadzie nie jestem pewien, czy powinienem zostawić cię samą. - powiedziałem prostując się. -Wyglądasz coraz gorzej. Po powrocie zabiorę cię do lekarza, okej?
-Marco, nic mi nie będzie, nie umrę. - zaprotestowała tonem nieznoszącym sprzeciwu. -Dopadły mnie słabsze dni i tyle.
-Lena, te twoje 'słabsze dni' ciągną się już któryś tydzień z rzędu. - wytknąłem, nie spuszczając z niej wzroku. -Nie poznaję cię. Powiedz mi, co się stało w tej Hiszpanii? Tylko się nie unoś, błagam.
-Muszę się po prostu zregenerować. - wzruszyła ramionami, jakby sądziła, że mnie tym uspokoi. -Dopiero teraz widzę, jak bardzo wyniszczyłam swój organizm. Do tego twoja akcja z Carolin...
-Nie dasz mi spokoju? - obruszyłem się. -Dlaczego wciąż mi to wypominasz?
-Bo popełniłeś błąd i nie pozwolę, żebyś o nim zapomniał.
-Wyrzuty sumienia to najlepsza przypominajka. Okej, nieważne, rób, jak uważasz. - machnąłem ze zrezygnowaniem ręką, po czym przerzuciłem torbę przez ramię. -Porozmawiamy, gdy wrócę, dobrze?
-Jest coś, o czym chciałabym cię poinformować już teraz. - rzuciła opuszczając wzrok. Ja natomiast zbaraniałem, wpatrując się w nią jak w wyrocznię, która za chwilę przepowie przyszłość. Nie miałem pojęcia, czego się spodziewać, ale przez moją głowę przemykało tysiąc myśli. Od normalnych po najczarniejsze.
-No...? Słucham.
-Podjęłam decyzję i chcę odpocząć. - oświadczyła, ponownie łącząc nasze spojrzenia. Kamień spadł mi z serca. Trochę za szybko.
-Żaden problem. - uniosłem brwi, rozkładając przy tym ramiona. -Przecież nie będę ci przeszkadzał.
-Nie o to chodzi. - uśmiechnęła się słabo i pokręciła głową. -Wiem, że czas ci ucieka, więc prosto z mostu: planuję przeprowadzić się do Roberta.
-Słucham? - otworzyłem szeroko oczy, próbując przyjąć to, co dotarło do moich uszu, lecz nie potrafiło znaleźć drogi do mózgu. Nie pojmowałem, czemu PONOWNIE chce to zrobić. Moje zachowanie było karygodne, co nie podlega dyskusji, ale czy naprawdę muszą dosięgać mnie takie konsekwencje? Przecież ją cholernie kochałem, z czego doskonale zdawała sobie sprawę, a sytuacja z Caro nie miała żadnego znaczenia. Dlaczego, do cholery, znów chce wbić mi nóż prosto w serce?
-Nie umiem udawać, że jest w porządku, podczas gdy wszystko się posypało. - szepnęła ocierając płynące po policzkach łzy. -Nie akceptujesz filmowej roli, którą zagrałam, za moimi plecami omawiasz nowe kontrakty, a moją nieobecność zapychasz intymnymi relacjami i towarzystwem byłej dziewczyny. Uważasz, że w tych okolicznościach nasz związek nadal ma sens?
-A dla ciebie nie ma? - spytałem, głęboko w duchu oczekując pozytywnej odpowiedzi. To, co do mnie czuła, na pewno nie wyparowało w ciągu jednej doby, to tak abstrakcyjne, że wręcz niemożliwe. Skłamie, jeśli powie, że mnie nie kocha. Chyba, że... Że znalazła innego.
-Przemyślę to. - odparła przeczesując pojedyncze kosmyki włosów. -Nie zrywam z tobą, nie zdobyłabym się na taki krok, więc nie odbieraj tego w ten sposób. Sądzę, że potrzebujemy jedynie czasu.
-Nie musisz się wyprowadzać, aby go dostać. - upierałem się, usiłując ją zatrzymać. Miałem jeszcze szansę, a przynajmniej w nią wierzyłem.
-Daj mi choć jeden powód, a zostanę.
-Kiedy oficjalnie zostaliśmy parą przed Bożym Narodzeniem, obiecałaś mi, że nigdy więcej mnie nie zostawisz. I że dotrzymujesz obietnic. - dodałem licząc, że wystarczy, by ją przekonać. Przygryzła wargę i zamknęła na moment oczy.
-Ty też mi coś przysięgałeś, gdy się do ciebie przeniosłam. - po raz kolejny toczyliśmy walkę na spojrzenia. -Że nie zdradziłbyś swojej partnerki. I co? Remis?
-Lena, nie zdradziłem cię! - wrzasnąłem, uderzając pięścią w stolik na klucze. Następny błąd: Polka odsunęła się przestraszona, z dłonią przy ustach. Nie kontrolowałem się, lecz próbowała wmówić mi coś, czego w moim mniemaniu nie zrobiłem. Całowanie to nie zdrada.
-Poproś Bobka, aby przyjechał po mnie po treningu. - wymamrotała, siadając na oparciu kanapy. -Spakuję się w międzyczasie. I proszę, nie mów mu, o co poszło, nie chcę, żeby zrobił ci krzywdę. Sama to załatwię.
Koniec dyskusji. Więcej nie zdziałam. Patrzyliśmy na siebie jeszcze przez parę sekund, a potem wyszedłem, trzaskając drzwiami. Nie potrafiłem się opanować, co mnie wcale nie zaskoczyło, bo kto przy zdrowych zmysłach pogodziłby się z odejściem najważniejszej kobiety na świecie?
"Opierała się o boczną część kanapy, strzelając roztrzęsionym spojrzeniem centralnie w moje źrenice. Ja natomiast, robiąc jeszcze jeden krok w przód, potknąłbym się o jej walizkę, postawioną przy stoliku na klucze. Spakowaną walizkę. Scena niczym z horroru, brakowało jedynie krwi i trupów. Czułem jednak, jak ta wypełnia całe moje ciało, pragnąc wydostać się na zewnątrz, niczym po ugodzeniu nożem. All inclusive. Gdzie jest reżyser? [...]
-[...] Potrzebuję czasu, odpoczynku, mocnej głowy i silnego rozumu. Błagam, uszanuj to. Nie żegnam się z Tobą, nie mówię, że widzimy się po raz ostatni. [...]
Wspięła się na palce, by rozpieścić moje usta swoimi wargami, po czym ujęła rączkę walizki i wyszła. Po prostu wyszła."
Kurwa mać. Chyba przeżyłem déjà vu.
~~~
<Lena>
-Pokłóciliście się? Polecisz do Polski? Nagrzebał sobie?
-Kochany braciszku, doceniam twą wszechogarniającą troskę, ale to sprawa między nami. - sarknęłam zaciskając usta w ironiczną, cienką linię. -Przyjmijmy, że doszło do małego nieporozumienia.
-Serio, niczego się nie dowiem? Nawet odrobinki? - naciskał, doprowadzając mnie jednocześnie do szału. -Powiedz, przecież mogę zawrócić i obić mu pysk.
-Właśnie dlatego będę trzymała nasz spór w tajemnicy przed tobą. - pokazałam mu język. -Przyjaźnicie się i tak ma zostać, na boisku i w szatni potrzebujecie dobrej atmosfery.
-Jesteś moją siostrą i nie pozwolę, by działa ci się krzywda. - zerknął na mnie, po chwili przenosząc wzrok z powrotem na drogę. -Mogę ci pomóc, jesteśmy w Niemczech tylko we dwójkę i musimy się wspierać.
-Robert, masz żonę, mieszkacie razem, macie swoje problemy, a ja jestem już dorosła. Nie wtrącaj się, bardzo cię proszę.
-Kto cię wychował na taką upierdliwą dzidę? - jęknął, powstrzymując się od śmiechu, gdy spiorunowałam go wzrokiem bazyliszka.
-Ci sami ludzie, którzy wydali cię na świat, a gdy się o tym dowiedziałam, moje życie legło w gruzach.
-Ech, spadaj. - uderzył mnie w ramię, chichocząc pod nosem. -Może Ania wyciśnie z ciebie więcej.
Pokiwałam głową z niedowierzaniem, a Lewy w końcu odpuścił i zajął się przykładnym prowadzeniem auta. Niedługo potem wjechał na teren swojej posesji, zgasił silnik, po czym wysiadł ze środka i wyjął z bagażnika moją walizkę. Zaoferował się, iż wniesie ją do domu, więc zabrałam jego klucze i skierowałam się do drzwi. Nie zdążyłam jednak włożyć ich do zamka, gdyż w progu powitała mnie zaskoczona moją obecnością Lewandowska, która natychmiast wciągnęła mnie do holu i mocno przytuliła.
-Lena, skarbie! Co ty tu robisz?
-Nie przeszkadzam wam?
-Pewnie, że nie! Właśnie kończę gotować obiad, pyszny i zdrowy, zjesz z nami? - nie czekając na reakcję z mojej strony, zaprosiła mnie w głąb posiadłości. -Przyda ci się energetyczny posiłek, okropnie pobladłaś.
-Bardzo prawdopodobne. - bąknęłam od niechcenia. -Ale to przez Reusa, nie z braku energii.
-Boże, co się stało? - zlustrowała mnie z niepokojem, na co westchnęłam ciężko. Mam nadzieję, że to pytanie padło dziś po raz ostatni.
Zbierałam się do wylania fali swej goryczy, gdy do salonu wparował Robert z bagażem. Anka wytrzeszczyła oczy, zapewne łącząc wątki. Najwyraźniej dla nas wszystkich moje miłosne perypetie stawały się wielką zagadką.
-Hej, kochanie. - przywitał się z żoną, całując jej czoło. -Jak zdążyłaś zauważyć, moja cudowna siostrzyczka spędzi z nami jakiś czas. Nie wiem dokładnie, jaki, ale może tobie się uda.
-No, szwagierko. - potarła o siebie dłonie, uśmiechając się zjadliwie. -Nie pójdziesz spać, dopóki nie zakończymy przesłuchania.
Godzinę po spożyciu obiadu Bobek opuścił nas, tłumacząc się obowiązkiem udzielenia wywiadu dla jednej z niemieckich gazet. Wspomniał też, że po rozmowie wpadnie do Marco na 'męskie pogaduchy', zatem mamy nie spodziewać się go wcześniej, niż wieczorem. Nie powiedział tego tonem seryjnego mordercy, więc interwencja policji powinna być zbędna. Chyba, że Lewy wysadzi bombę w jego wieżowcu, wtedy dodatkowo narazi się jego sąsiadom.
Anna zdążyła zorganizować mi przepytywankę odnośnie kłótni z Marco i nie kryła zdziwienia, kiedy przyznałam, że całował się z Carolin Böhs. Wprawdzie stanęła w obronie Niemca i uznała jego chwilę słabości, aczkolwiek odniosłam wrażenie, iż postawiona w identycznej sytuacji, postąpiłaby podobnie. Nie pamiętałam ostatniej dziewczyny brata, co nie było istotne, jego niedawno poślubiona żona po prostu nie umiała wcielić się w moją sytuację, dlatego nie rozumiała, po co wstąpiłam w tymczasową separację z Woody'm. Szanowałam to, że go usprawiedliwiała, lecz twardo obstawałam przy swoim.
W pewnym momencie zadzwonił telefon, na co karateczka natychmiast wystrzeliła do sypialni, by go odebrać. Nadarzyła się zatem okazja do skonsumowania lodów, które przypadkiem odkryłam w zamrażarce, a na które ochota nachodziła mnie już od dobrych czterdziestu minut, jednak bałam się zaspokajać swoje zachcianki przy stukniętej na punkcie zdrowego żywienia Ani. Sama w to nie wierzyłam, przecież niedawno jedliśmy, ale nie mogłam powstrzymać pokusy, z każdą sekundą stawała się coraz silniejsza. Szybko jednak coś przestało mi pasować - nie sprawdziłam terminu przydatności, co być może stanowiło przyczynę mojego sprintu do łazienki. Pochylając się nad muszlą, myślałam tylko o tym, że dostanę od niej porządne kazanie, ale należało mi się.
-Lena, zaprzecz, że to ty wpakowałaś te lody! - usłyszałam jej krzyk niedługo potem. -Gdzie jesteś? Ciągle prosisz mnie o układanie diety, bo nie chcesz przytyć, ale ostatnio w ogóle jej nie przestrzegasz! Będziesz płakać, jak Marco za miesiąc powie ci, że... O mój Boże!
Nie potrzebowałam innego znaku, by dotarło do mnie, że już odkryła, gdzie się zapodziałam. Doskoczyła do toalety, splatając moje włosy w kucyk i związała je gumką. Z przerażeniem obserwowała, jak dochodzę do siebie, a ja czułam się okropnie głupio, zmuszając ją do udziału w tym wszystkim. Opłukałam twarz wodą, zmyłam makijaż i umyłam zęby, a gdy usiadłam na brzegu wanny, kucnęła przede mną przestraszona, opierając łokcie na moich kolanach.
-To kara za obżarstwo. - zażartowała usuwając pojedyncze kosmyki z moich policzków. -A całkiem poważnie: zatrułaś się? Czy zmiana klimatu źle na ciebie wpływa? Bo raczej nie moje potrawy...
-Sama nie wiem. - wzruszyłam ramionami, oddychając głęboko. -Marco twierdzi, że to trwa parę tygodni... Nie liczyłam. Podobno jestem wredna, zdystansowana i wydzieram się na niego bez powodu.
-Do tego problemy ze snem, wymioty i niepohamowana ochota na słodycze. - rozejrzała się po toalecie. -Kochana, kiedy ostatnio miałaś okres?
-Proszę łatwiejszy zestaw rebusów. - burknęłam kąśliwie, lecz widząc jej zaciętą determinację, wytężyłam umysł. -Kurczę... Z półtora miesiąca temu? Cholera, spóźnia się o bite dwa tygodnie...
-Jedziemy do lekarza. - zawyrokowała, podnosząc się do pionu. -To może być objaw stresu, ale warto zyskać pewność. Umówię cię z moim prywatnym ginekologiem, przyjmie cię jeszcze dziś.
-Do ginekologa?
-A gdzie cię wysłać? Przynajmniej rozwieje wątpliwości. Jeszcze w niedzielę miałam test ciążowy, ale go wykorzystałam... No co? - zaśmiała się unosząc brwi. -Kontroluję Lewandowskiego, tabletki nie zawsze wystarczają. Ubieraj się.
Wyszła z pomieszczenia, już wykręcając numer. Nie pozostawiła mi wyboru - jeśli się uprze, trzeba podporządkować się jej działaniom.
"-A gdyby to się jednak stało? - weszłam za nim do łazienki i obserwowałam, jak dopieszcza swoje włosy żelem. Uśmiechnął się nienaturalnie lekko.
-Pomógłbym Ci. Normalne, prawda? Nosiłabyś pod sercem moje dziecko, czułbym się za Ciebie, za Was jeszcze bardziej odpowiedzialny. Chcę w przyszłości zostać ojcem, ale przy jednoczesnym ustaleniu tego planu z moją partnerką. Rozwijające się w łonie matki maleństwo potrzebuje akceptacji i spokoju, nie wiecznych kłótni i odrzucenia.
-Marco, uważasz, że to śmieszne? - fuknęłam z wyrzutem, odrzucając głowę. Spojrzał na mnie, po czym zmarszczył czoło.
-W żadnym wypadku. Dużo rozmawiałem o tym z Yvonne przed narodzinami Nico. Wiem, że ten odmienny stan pociąga za sobą masę obowiązków, na które trzeba się przygotować i oboje rodzice muszą być zaangażowani. Stworzą rodzinę, więc powinni udzielać sobie wsparcia. Mam rację?
-Będziesz świetnym ojcem. - oświadczyłam, przenosząc ciężar ciała na drugą stopę. -Ale jeśli nie chcesz zaliczyć wpadki, zabezpieczaj się, okej?"
O. Mój. Boże.
***
BENG BENG!
Rozdział nie podoba mi się stylistycznie, szczególnie końcówka była pisana na szybko, bo chciałam jak najszybciej go wypuścić. Ale nie będę już nic zmieniać. A teraz idę się przewietrzyć i zmykam pisać rozdział na drugiego bloga... I przy okazji dziękuję, że w końcu jesteście :)
8 = następny
No ale ze od razu separacja ? Jesteś okropna :D Ciekawe czy to mały Reus czy objawy stresu
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że Lena wróci z powrotem do mieszkania Reusa
Rozdział świetny czekam na nexta :)
Pozdrawiam Aga
Kocham Cię i ten rozdział tak bardzo, ale jeśli okaże się że to nie jest jego dziecko to się chyba załamie! Dzięki kochana, że tym rozdziałem odciągasz mnie od nawału biologii, #życieuczniatakieciężkie. Co do treści, Lena trochę przesadza, widać że Reus żałuje i że mu na niej zależy, wie jaką miał historie z Caro i wie, jak bardzo cierpiał kiedy jej z nim nie było. Liczę na to, że wszystko między nimi będzie dobrze i BĘDZIE TO JEGO DZIECKO. W sumie, nigdy bym nie pomyślała o Lenie że mogłaby go zdradzić, przeżyła w życiu ciężkie chwile i widać że bardzo kocha Marco, ponad to jest osobą naprawdę pozytywną i nie sądzę by mogła wejść do łóżka zajętemu facetowi. Anegdotka na końcu bardzo mi się spodoba i mam nadzieję, że jest przekazem przyszłości! + od razu moje pytanie, czemu mini spojlery już się nie pojawiają?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cię kochana bardzo, całuje ciepło (bo zimno się robi) i dużo weny życzę i oczywiście będę zaglądać codziennie w oczekiwaniu na nowy rozdział ♥
+ naprawdę BARDZO cię przepraszam że nie odwiedzam drugiego bloga, obiecałam że zacznę i się z tego nie wywiązałam, możesz zrozumieć a możesz nie ale naprawdę nie mam na nic czasu, odpuściłam sobie nawet mój serial, no cóż, nauka wygrała. Kiedyś coś pisałaś że ktoś twierdzi że to opowiadanie jest gorsze, W ŻADNYM WYPADKU! Jestem w stu procentach przekonana że je przeczytam, nie teraz, nie zaraz, nie jutro ale przeczytam bo zakochałam się w prologu.
♥
Uwierz, że studenci wcale nie mają lepiej... Niby 3 m-ce wakacji, ale w ciągu roku akademickiego napracuję się za nie wszystkie
UsuńOczywiście, że Lena przesadza, bo po raz kolejny ucieka od poważnego problemu (chociaż tym razem przynajmniej miała jakiś powód, bo uważa, że została zdradzona), a tą sprawę z dzieckiem i ojcostwem pociągnę jeszcze przez kilka rozdziałów, więc mam nadzieję, że będzie o czym poczytać ;)
Zapowiedzi nie wrzucam, bo nie mam już więcej zapasowych rozdziałów, teraz wszystkie piszę na bieżąco. Mogłabym wrzucić jakiś fragment zapowiadający, który później wstawię w daną część, ale nigdy nie wiem, co mi strzeli do głowy w trakcie pisania, więc wolę nie ryzykować ;)
Nie gniewam się, że nie zaglądasz na drugiego bloga, chociaż z drugiej strony trochę żałuję, bo uwielbiam czytać Twoje komentarze ♡ Ale i tak będę czekać ;)
Liebe ❤
Nie, nie rób mi tego, niech się pogodzą ! I czekam na dalszy rozwój wydarzeń :) Weny <3
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Lena znowu ucieka. Jednak rozumiem ją. Ja na jej miejscu też chciałabym odpocząć. Mam nadzieję, że szybko pogodzi się z Marco i wkrótce pojawi się małe Reusiątko (a nie mały Casas). Martwi mnie cała sytuacja z Carolin. Lena i Marco przechodzą kryzys i tak się zastanawiam co teraz zrobi Caro?
OdpowiedzUsuńNie skomentowałam poprzedniego rozdziału na tym blogu za co bardzo Cię przepraszam. Zaczął się rok szkolny, pierwsze niezapowiedziane kartkówki, godzinne sprawdziany... Obiecuję, że postaram się już tak nie spóźniać.
Teraz zmykam na Twojego drugiego bloga.
Buziaki,
Mańka :)
ooo no dobre..ona na milion procent jest w ciąży xd i mają być razem =D i będą wspaniałymi rodzicami ;) zajebiście piszesz..aż brak słów ;). W wolnej chwili zapraszam an mojego nowego bloga ;) http://zujungfurliebe.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńA ja uwazem ze Lena dobrze zrobiła wyprowadzajac sie do Roberta. Marco musi zrozumieć ze to co zrobił było karygodne!!! Wierze ze teraz bedzie mial czas zeby to wszystko przemyslec. Niech sie troche postara i pomeczy zanim dziewczyna mu wybaczy. Oczywiscie mam nadzieje ze dziecko (o ile okaze sie prawda) ich ostatecznie połaczy bo ta dwojka pasuje do siebie idealnie. Pozdrawiam Marta:)
OdpowiedzUsuńOooo nie kochana to dziecko musi być "blondynki". Oni muszą być razem. Mam nadzieje,że Lewy nie obije Reusowi tej ślicznej buźki . Lena powinna wrócić do marco, on już zrozumiał swój błąd. Kochana dużo weny, bo to najważniejsze u mnie od jakiegoś czasu jej brak. Buziaki kochana :*
OdpowiedzUsuńSuper! Czekam na nowy ;))
OdpowiedzUsuń