niedziela, 22 listopada 2015

27. Zu mir und zu unserer Wohnung

   Siedziałam na szpitalnym łóżku, wpatrując się w swoje buty. Marco poszedł po mój wypis i szczegółowe instrukcje dotyczące trybu życia, jaki od tej pory powinnam prowadzić, a Lewy stał naprzeciwko, z niezadowoleniem marszcząc brwi. Wiedziałam tylko, że zdążył pokłócić się z Reusem, gdy ten powiedział, że zabierze mnie do swojego mieszkania, a ja się zgodziłam. Głównie dlatego, iż musimy wyjaśnić sobie kilka kwestii, więc tym bardziej nie rozumiałam podniesionego przez Bobka alarmu. Przecież nie musi być zazdrosny o własną siostrę.
   -Lena, jesteś pewna? - spytał po raz kolejny tego ranka, na co tylko przewróciłam oczami. -Przestań, po prostu się o ciebie martwię! Przyjechał tak nagle z podkulonym ogonem, a ty z miejsca zdecydowałaś, że wracasz. Nie uważasz, że...
   -Po pierwsze, sam go tutaj ściągnąłeś. - wtrąciłam lustrując go uparcie. -I jestem ci za to ogromnie wdzięczna. Po drugie, obiecałeś, że przestaniesz się wpieprzać między nas, więc lepiej nie zmieniaj zdania. A po trzecie, Marco pewnie zaraz tutaj wpadnie i znów będziecie się na siebie drzeć, bo lekarz na sto procent nagadał mu, żeby obchodzić się ze mną jak z jajkiem. Proszę cię o trochę luzu i o to, żebyś dał mu spokój. Potrafisz, prawda?
   -Nie rozumiesz mnie. - stwierdził dobitnie, opadając na krzesełko obok. Wzruszyłam ramionami.
   -Wygląda na to, że nie do końca.
   -Nie chcę, aby stała ci się krzywda. Mam podstawy i pełne prawo do tego, by mu nie ufać, więc nie bądź zaskoczona i nie miej do mnie pretensji, okej?
   -Przecież Marco nic mi nie zrobi! - fuknęłam oburzona, zakładając ręce na piersi. -Powiedz, co takiego strasznego mi przy nim grozi i wtedy ewentualnie przemyślę twoje obawy.
   Lewy westchnął ciężko i wstał, po czym zaczął przechadzać się po sali. Obserwowałam go łażącego w tą i z powrotem, zastanawiając się, czy znajdzie coś na swoją obronę. Blondas miał wiele na sumieniu, lecz tak naprawdę sytuacja ta mogła zostać rozwiązana zupełnie inaczej już na samym początku. Wszyscy ponosimy za te wydarzenia jakąś część winy, a zrzucanie całości odpowiedzialności na Reusa nie ma sensu, szczególnie, że on ma już pojęcie o popełnionym błędzie.
   -Dobrze wiesz, że nie o to chodzi. - mruknął pod nosem po paru minutach Bobek. -Chciałbym po prostu, żebyś trzymała go na dystans, przynajmniej teraz. Tak będzie najbezpieczniej.
   -Nie mówiłam, że będzie miał łatwo. - zauważyłam ku niewielkiej, zapewne głęboko skrywanej radości Bobka. -Zranił mnie i nadszarpnął tym samym wiele czynników, ale wybaczyłam, bo go kocham. Postaw się na moim miejscu i pomyśl, czy nie postąpiłbyś podobnie z Anią. Nie potrafiłbyś bez niej funkcjonować, tak, jak ja nie potrafiłam bez Woody'ego. Musisz to zaakceptować, czy ci się podoba czy nie.
   -Wystarczy mi to, że będziesz ostrożna. - uśmiechnął się zerkając na mnie kątem oka. Jeszcze moment stał przy oknie, po czym podszedł do mnie i mocno przytulił. -Cieszę się, że jesteś szczęśliwa, siostra. I mam nadzieję, że w trójkę również będziecie.
   -To całkiem możliwe, jeśli mnie zaraz nie udusisz. - rzuciłam, na co odskoczył ode mnie jak oparzony i oboje parsknęliśmy śmiechem. Ocierałam zebrane w kącikach oczu łzy, gdy nagle spoważniał i zacisnął usta. Odwróciłam się i zobaczyłam opartego o framugę drzwi Reusa. Szczerzył się kąśliwie, wciąż pozostając opanowanym.
   -Możesz zadzwonić, jeśli chcesz. - oświadczył stanowczo, mrużąc powieki. -Nie wywiozę jej na drugi koniec świata.
   -Nie zaskoczyłoby mnie to ani trochę. - odparował równie złośliwie Lewy, płynnie operując między językami. Wraz z pojawieniem się Niemca musieliśmy powiem przełączyć się na jego ojczystą mowę. -Oczywiście, że zadzwonię, choćby żeby zapytać, co słychać u mojego siostrzeńca, więc radzę ci nie wyłączać telefonu.
   Marco przygryzł zadziornie wargę, podczas gdy Robert pożegnał się ze mną i chwilę później opuścił pomieszczenie. Spojrzałam na blondyna wymachującego trzymanym w ręku plikiem kartek, który również nie spuszczał ze mnie wzroku. Podszedł bliżej, wyciągnął do mnie rękę pomagając mi wstać i zabrał jeszcze torbę z moimi rzeczami. Milczał aż do samego wyjścia, kiedy to zatrzymał mnie jeszcze przed drzwiami szpitala, odwracając w swoją stronę.
   -Od dziś znajdujesz się pod moją opieką. - poinformował mnie tonem nieznoszącym sprzeciwu. -I ponieważ następnym razem zamierzam przywieźć cię tutaj dopiero w terminie zbliżonym do porodu, przekonasz się, że nie będę ci odpuszczał.


~~~


   -Lena, prosiłem cię. - upomniał mnie z wyrzutem, gdy zauważył, iż wracam z garderoby dzierżąc w rękach gruby, milutki koc. Doskonale wiedział, że musiałam wdrapać się na górną półkę, aby po niego sięgnąć. -Wystarczyło po prostu powiedzieć, że ci zimno.
   -Nie chciałam ci przeszkadzać, byłeś zajęty. - broniłam się skruszona, ponownie zajmując miejsce na kanapie. Piłkarz jedynie uśmiechnął się lekko.
   -Rzeczywiście, odgrzewanie obiadu i zaparzanie herbaty jest okropnie wyczerpujące. - zażartował sarkastycznie, podając mi kubek z parującym napojem w środku. -Chcę ci pomóc, to wszystko.
   -Marco, bardzo doceniam to, co dla mnie robisz, ale ja nie umieram, nie jestem też inwalidką i chciałabym nadal wykonywać te czynności, które do tej pory były dla mnie codziennością. Stajesz się nadopiekuńczy, a ja chyba też mam coś do powiedzenia, prawda?
   -Rozumiem, że może cię to drażnić, ale to nie ty rozmawiałaś z lekarzem, Mała. - powiedział spokojnie, siadając w fotelu obok. -Przez pryzmat tego, jak się czujesz, będą też oceniali mnie, dlatego twoje zdrowie to w tej chwili nie tylko twoja sprawa. Sama sobie nie poradzisz, więc kilka zwyczajów musi niestety ulec zmianie.
   -Na przykład?
   -Gdy wyjadę na mecz lub zgrupowanie lub na cokolwiek innego, przez co nie będzie mnie dłużej w domu, nie zostawię cię samej. Rozmawiałem już o tym z moimi siostrami, dogadałem się z Anną, chłopaki też mogą czasem wpaść. Nie kręć nosem, to konieczne. - dodał, widząc moją wykrzywioną w grymasie twarz. -Poza tym, myślałem też o twoich studiach... Nie narzucam ci ich przerwania, ale nie pozwolę też, żebyś chodziła na uczelnię i stresowała się kolokwiami czy egzaminami. Możemy załatwić indywidualny tok zajęć i będziesz uczyła się w mieszkaniu, okej?
   -W porządku. - zgodziłam się kiwając głową. -Masz rację, Marco, powinnam bardziej o siebie zadbać... Przepraszam, narozrabiałam. Zawaliłam noc moim bliskim i ściągnęłam cię tutaj z Barcelony...
   -Po telefonie od Roberta nie umiałbym tam zostać. - przyznał zamyślony. -Zarezerwowałem bilet na południe, ale nie dałaś mi wyboru... Mario odczytał karteczkę z informacją ode mnie i już następnego dnia zadzwonił z pretensjami, że nie obudziłem ich, gdy wychodziłem. Pytali o ciebie, obiecałem, że odezwiesz się, jak dojdziesz do siebie.
   -Jasne, zrobię to.
   -Teraz? - spojrzał na mnie niepewnie, a fakt, iż opuściłam wzrok, uznał za odpowiedź twierdzącą, bo wstał i zamierzał wyjść.
   -Później. - zaprzeczyłam zatrzymując go jednocześnie w salonie. -Oni poczekają. Teraz próbuję skupić się na tobie, ale ciągle mi przerywasz.
   Wsunął dłonie do kieszeni i odwrócił się w moją stronę. Patrzyliśmy na siebie przez moment, aż w końcu wskazałam mu na kanapie miejsce obok siebie. Wahał się, lecz ostatecznie usiadł przy mnie, niby od niechcenia wygładzając koc okrywający moje ciało. Może wykonywał takie gesty mechanicznie, ale dla mnie znaczyły bardzo wiele.
   -Jak z twoim nosem? - zapytałam, ostrożnie dotykając go palcami, przez co zmarszczył czoło. -Boli?
   -Nie, w zasadzie wszystko świetnie się goi i zdążyłem o tym zapomnieć. Wiedziałaś?
   -Na stronie Borussii przeczytałam całą tą ściemę o uderzeniu łokciem na treningu... Od początku nie wierzyłam. Bobek się wyparł, ale przyciśnięty do ściany przyznał, jak było. Wybacz, za dużo mu wygadałam.
   -Lena, to nie jest twoja wina, kochanie. - zaoponował chowając moją dłoń w swoich. -Nie mam pojęcia, za co ciągle mnie przepraszasz, skoro nic mi nie zrobiłaś. To ja muszę błagać cię o wybaczenie. Nie zaufałem ci, bezpodstawnie oskarżyłem i wyjechałem bez słowa... Wiesz, naprawdę wtedy sądziłem...
   -Wiem, nie mów tego. - zapewniłam widząc, że w dalszym ciągu męczy go wspominanie niedawnych wydarzeń. -Przez cały czas starałam się tłumaczyć twoje zachowanie, ale ze świadomością, że nie zawiniłam, nie było łatwo. Zastanawiałam się tylko, dlaczego nie przyjechałeś... Gdybyśmy to wyjaśnili, nie znajdowalibyśmy się w takiej sytuacji. 
   -Unosiłem się dumą. O swoich planach powiadomiłem każdego poza tobą, prosiłem, by ci nie wspominali, chciałem oszczędzić ci nerwów. Nie myślałem wtedy logicznie, a w zmianie klubu upatrywałem jedynej, właściwej decyzji. Potrzebowałem tej szkoły od Marii i Mario, bo dotarło do mnie, że popełniłem mnóstwo błędów. 
   -I właśnie to najbardziej bolało, Marco. To, że mnie pominąłeś. Nie potrafisz sobie wyobrazić, co czułam. Tamtego dnia, gdy do ciebie wpadł Götze, mnie odwiedziła Ann-Kathrin i uznałam wtedy, że nie będę wtrącała się w twoje życie, ponieważ zapewne sobie tego nie życzysz. Ale kiedy Lewy wrócił z treningu z informacją, że wylatujesz do Hiszpanii... Musiałam, gdyż wiedziałam, że było ci źle w Dortmundzie wyłącznie z mojego powodu. I w tym przypadku to ja powinnam opuścić to miasto.
   -Posłuchaj, Mała. - rzucił wypuszczając moją rękę, lecz chwilę później objął mnie silnymi ramionami. -Nigdy nie pozwolę ci stąd wyjechać, no chyba, że sama bardzo będziesz tego chciała. Przemyślałem ostatnio mnóstwo rzeczy. Nie chcę wychowywać swojej córeczki lub synka na odległość, chcę zbudować normalną, pełną rodzinę i duży dom gdzieś nad morzem i chcę też, aby matka mojego dziecka została kiedyś moją żoną. Być może sądzisz, że jesteś za młoda, niedoświadczona, że dużo masz jeszcze przed sobą, ale dla mnie nie stanowi to żadnej przeszkody. Masz też prawo uważać, że z tego punktu widzenia nie znamy się zbyt długo i w grudniu będziemy obchodzić dopiero pierwszą rocznicę związku, ale to bez znaczenia, bo jestem przekonany, że mogę poświęcić ci resztę swojego życia, bez względu na wszystko. Dostaniesz ode mnie tyle czasu, ile potrzebujesz i proszę cię wyłącznie o jedno... Obiecaj mi, że to się więcej nie wydarzy. Nie zniosę tego po raz kolejny.
   Nie odpowiedziałam. Milczałam, gdy mówił i obecnie, gdy oczekiwał mojej deklaracji, również nie byłam w stanie wykrztusić choćby jednego wyrazu. Zaskoczył mnie dość poważnie i prawdopodobnie właśnie ta niespodziewana wypowiedź przyczyniła się do wystąpienia mojej blokady. Szybko pojęłam, że intensywnie zastanawia się nad naszą wspólną przyszłością i jest gotowy poczynić ku temu odpowiednie kroki. Dlatego, że mnie kocha. Mnie oraz nasze nienarodzone maleństwo. I w obliczu ostatniego dramatu dobrze mieć tego absolutną pewność.
   -Lena? - odezwał się nagle, wyrywając mnie z letargu. -Wszystko okej?
   -Jak najbardziej. - potwierdziłam, ufnie wtulając się w jego tors, bo tam zawsze otrzymywałam poczucie bezpieczeństwa. Wplótł dłoń w moje włosy, a jego palce przyjemnie pieściły skórę tuż za moim uchem, więc zamknęłam oczy. -Dziękuję, że jesteś.
   -Mówisz i masz. - uśmiechnęłam się słysząc jego cichy, aksamitny głos. -Pozostała nam jeszcze jedna kwestia...
   -Jaka? - podniosłam głowę spoglądając na niego z zaniepokojeniem. -Spytaj, przecież odpowiem.
   -W porządku. - zaciągnął się powietrzem, po czym głośno wypuścił je przez usta. -Wrócisz? I do mnie i tutaj, do naszego mieszkania.
   Wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, ewidentnie usiłując ukryć targające nami emocje. Reus był szalenie zdenerwowany, a uczucie to potęgowała dodatkowo niewiedza spowodowana wyborem, który zaraz padnie z mojej strony. Ja natomiast nawet przez chwilę nie wątpiłam, iż postąpię właściwie. Zebrałam już wystarczające dowody na jego dojrzałość i świadomość błędu, zatem nie zamierzałam dłużej torturować go psychicznie. Nie zasługiwał na to. Każdy się myli, w mniejszym lub większym stopniu, aczkolwiek wychodziłam z założenia, że drugą szansę zawsze trzeba dostawać. Zawsze, bez wyjątku.
   -Tak, Marco. - oświadczyłam obserwując jego twarz. -Wrócę. Nie znajduję innego rozwiązania dla tej sytuacji.
   Uśmiechnął się przez zaciśnięte wargi, po czym położył dłoń na moim policzku, czule przesuwając po nim kciukiem, a ja znów zacisnęłam powieki. Czy naprawdę istnieje jeszcze coś, czego mi aktualnie brakuje?


~~~


<Marco>
   Dosłownie pięć minut temu odłożyłem iPhone'a na stolik, a on znów dzwonił. Od wczoraj nieustannie to samo. Gdy wyszedłem ze szpitala, owszem, pojechałem do domu, aczkolwiek nie od razu. Najpierw złożyłem wizytę rodzicom, którzy omal nie zeszli na zawał, gdy stanąłem w drzwiach. Automatycznie wybrali połączenie do moich sióstr i w ten oto sposób zagwarantowałem sobie wczesny obiadek od mamy. Po kilku godzinach wpadłem do klubu, gdzie zastałem wyłącznie Marcela, krzątającego się między boksami. Kai oraz Robina nie było, może to i lepiej, ponieważ nadal nie mógłbym raczej na nią patrzeć. Później ponownie wróciłem do Leny, a na końcu zameldowałem się na stadionie, na treningu chłopaków, wcale niezdziwionych moim powrotem, bo zostali wtajemniczeni w spisek Lewandowskiego, jak się później dowiedziałem. Ostatecznie w posiadłości wylądowałem pod wieczór, rozpakowałem walizki, zamówiłem kolację i planowałem skontaktować się jeszcze z Carolin czy Götze, lecz gdy tylko położyłem się do łóżka, rzeczywiście odpłynąłem. Dziś, przejęty obecnością Leny, nawet o tym nie pomyślałem, a gdy zyskałem chwilę dla siebie, ludzie sami bombardowali mi telefon. Wyciągnąłem więc po niego rękę i okazało się, że tym razem to Robert, dlatego czym prędzej odebrałem.
   -Reus, co się dzieje? - fuknął wzburzony, nie siląc się na powitanie. -Komórka mojej siostry nie odpowiada, żądam wyjaśnień.
   -Cześć, Lewy. - zacząłem zgryźliwie, na co Polak zwrócił mi głośne, zniecierpliwione prychnięcie. -Zgadza się, nie odpowiada, bo śpi. Przekażę jej, że dzwoniłeś.
   -Ehmm... Dzięki. - mruknął, zdając sobie sprawę ze swojego nietaktu. -Marco, sorry za dziś rano. Mam nadzieję, że rozumiesz.
   -Nie gniewam się, naprawdę.
   -Pogadamy kiedyś po treningu, co? Teraz Anka przyszła z zakupów, no i wiesz... - roześmialiśmy się oboje. -No właśnie, dwa razy nie muszę powtarzać. Kiedy wrócisz na boisko?
   -Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu. Chciałbym dopiąć jeszcze pozostałe sprawy i zacząć z czystym kontem.
   -Jasne, spoko. Zatem będziemy w kontakcie. Do zobaczenia, stary, uściskaj moją kochaną siostrzyczkę i trzymajcie się tam. I bądźcie grzeczni!
   -Robert. - upomniałem go, ucinając tym samym jego złośliwy śmiech. -Nie rozpędzaj się. Na razie, do usłyszenia.
   Rozłączyliśmy się i pokiwałem z niedowierzaniem głową. Skoro miałem już aparat w ręku, wypadałoby wreszcie choćby napisać do Mario lub Caro, ale zdecydowałem się odłożyć to na jutro i już teraz spełnić życzenie Bobka. Poszedłem więc do sypialni i delikatnie, ostrożnie uchyliłem drzwi. Nadal spała. Sama jej postawa zdradzała, że jest spokojna, opanowana, oddychała również miarowo i regularnie. Prawą dłonią otulała swój zaokrąglony brzuszek i patrząc na tą scenę dotarło do mnie, jak bardzo zmieniła się w ciągu minionego miesiąca. Przytyła kilka kilogramów, nabierała typowych, kobiecych kształtów, a niektóre jej gesty dobitnie wskazywały rozwijający się instynkt macierzyński. Wiedziałem, że obawia się, czy podoła nowemu zadaniu, nie miała jednak pojęcia, iż nieświadomie pokazuje, że pomimo młodego wieku wyrośnie na lepszą mamę, niż wiele starszych od niej dziewczyn. Przecież ją znałem. Na pewno zrobi wszystko, aby tak się stało.
   -Lena... - szepnąłem do jej ucha, obejmując przy tym w talii. Poruszyła się gwałtownie, z uśmiechem otwierając jedno oko. -Mała, Lewy dobija się do ciebie. Chyba się martwi. Ach, i przekazuje uściski.
   -Niech się odczepi. - wymamrotała wtulając twarz w poduszkę. -Później oddzwonię.
   -Dobrze, powiem mu. - zapewniłem, rozbawiony jej reakcją. Nie chciałem jej męczyć, ale wpadła mi do głowy myśl, a w zasadzie fakt, którym dawno się z nią nie dzieliłem. -Mogę ci jeszcze coś powiedzieć?
   -Yhmm...
   Roześmiałem się cicho i pochylając się pocałowałem ją w odsłoniętą skroń. Zmarszczyła brwi unosząc kąciki ust, co od razu wykorzystałem przesuwając palcem po ich długości.
   -Kocham cię, Maleńka. I tą słodką, cudowną istotkę, którą póki co masz przy sobie, też.

Pomimo stumetrowych fal
Pomimo burz, błyskawic w 'z' 
Ja ciągle ciebie chcę


***


Przepraszam za spóźnienie i przepraszam za rozdział, nie umiem pisać romantycznych scen, ale starałam się :< Mam nadzieję, że w jakimś stopniu spełnia Wasze oczekiwania :)
Buziaki :*

środa, 11 listopada 2015

26. Ich will keinen Tag mehr verlieren


I jeszcze miejsca trochę mam
Na wybuchy, słowa skruchy
Na ten niepokoju stan

I jeszcze znajdę więcej sił

Będę walczył, będę kochał
Będę się o ciebie bił


<Marco>
   Siedziałem w łóżku z laptopem, doczytując w internecie wiadomości sportowe z Niemiec. Było już bardzo późno, moi hiszpańscy znajomi pewnie spali, a ja po prostu patrzyłem na wyświetlacz, śmiejąc się z opublikowanych artykułów. Dawno nie miałem tak dobrego humoru: wręcz posiadałem się ze szczęścia. Na Camp Nou przeżyłem szok, z którego do teraz się nie otrząsnąłem, razem z Marią i Mario przez dwie godziny śmialiśmy się przy kolacji, a jutro wracam do Dortmundu, do miasta i ludzi, z którymi naprawdę chcę zostać. Paradoksalnie przygoda w Barcelonie posiadała swoje plusy, bo dopiero dzięki niej zrozumiałem, czego potrzebuję w życiu.
   Zamykałem wszystkie karty, by pójść spać, gdy rozdzwonił się telefon. W pierwszej chwili zaniemówiłem, gdy zobaczyłem, kto wybrał mój numer i zdecydowałem nawet, że nie odbiorę, jednak po chwili namysłu stwierdziłem, że skoro nie rozmawialiśmy od jakiegoś miesiąca, nie dzwoniłby do mnie bez powodu, o tej porze. Schowałem więc urażoną dumę w spodnie i przesunąłem palcem po zielonej słuchawce.
   -Marco? - usłyszałem jego rozdygotany, zdenerwowany głos, co natychmiast postawiło mnie na nogi. Odstawiłem sprzęt na miejsce obok i przełożyłem smartfon do drugiej ręki.
   -Cześć, Robert... - odpowiedziałem niepewnie. -Ehmm... Coś się stało?
   -Kiedy będziesz w Niemczech?
   -Jutro popołudniu... Dlaczego pytasz?
   -Nie dasz rady wcześniej?
   -Stary, jest prawie północ. - uświadomiłem mu, zerkając przy okazji na zegarek. -Mam skombinować sobie prywatny helikopter? Poczekaj te kilkanaście godzin.
   -Chodzi o Lenę. - rzucił, na co podniosłem się do pozycji siedzącej, gdyż coś podpowiadało mi, iż Polak nie przekaże pozytywnych informacji, choć chciałbym się mylić. -Uważam, że powinieneś wiedzieć.
   -Więc mów. - niecierpliwiłem się próbując zachować spokój. -Słucham.
   -To nasza wina... Zostawiliśmy ją z Anią samą w domu... Przeczuwałem, że to zły pomysł, ale upierała się, że sobie poradzi...
   -Robert, do cholery. - warknąłem wkurzony. Czy przekazywanie mi wieści na serio było takie trudne?! -Powiedz po prostu, o co chodzi, w jednym zdaniu. Co się dzieje?
   -Lena trafiła do szpitala parę godzin temu... Byłem na nagraniach, Anka wróciła wcześniej i... Twoja była dziewczyna... Przepraszam...
   Poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy. Caro od samego początku rozsiewała kłopoty, lecz nie sądziłem, iż będzie w stanie posunąć się do czegoś takiego. Prosiłem ją o jedną, wydawało się, zwyczajną przysługę, a ona doprowadziła do katastrofy. Bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia wykończyła kobietę w ciąży. I jeszcze mi za to zapłaci.
   -Lewy, uspokój się, to nie przez was. - zapewniłem usiłując odpowiednio dobrać słowa. Przecież oczywiste było, że to ja odpowiadam za ten wypadek. Gdybym sam z nią pogadał, gdybym tylko znalazł chwilę czasu... Napuściłem na matkę mojego syna lub córki jej największą rywalkę. Tego się nie wybacza. -Wiesz coś więcej?
   -Nie, Ania pojechała i obiecała, że da znać, jeśli coś ustalą. Woody, jesteś w stanie przylecieć wcześniej? - spytał błagalnie, więc nie zastanawiając się dłużej, wpisałem w wyszukiwarkę adres strony internetowej miejscowego airportu. -Odbiorę cię z lotniska, tylko wymyśl coś i bądź szybciej, proszę.
   -Daj mi chwilę. - przerwałem jego słowotok szukając już najbliższych połączeń. Bezbłędne skorzystanie z sieci graniczyło z cudem, brak koncentracji silnie dawał się we znaki, a strach i obawy związane ze zdrowiem siostry Bobka rozchodziły się po wszystkich kościach. Świadomość liczącej około półtora tysiąca kilometrów odległości dodatkowo utrudniała przetrwanie, lecz nie mogłem zrobić nic więcej. Na obecną chwilę to wykluczone. -Druga piętnaście, o wpół do piątej w Dortmundzie. Może być?
   -Super. Odezwij się trzydzieści minut przed lądowaniem, okej?
   -W porządku.
   -No to do zobaczenia.
   -Robert... - zatrzymałem go na łączach, gdy zamierzał się rozłączyć. -Dzięki za telefon. Nie musiałeś, fajnie, że pomyślałeś.
   -Lena by mi nie darowała. - zażartował w nerwach, na co mimowolnie się uśmiechnąłem. -Pospiesz się, chłopie, zostały ci dwie godziny. Słyszymy się później.
   Zakończył rozmowę, nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, ale natychmiast się otrząsnąłem. Wiedziałem, że czeka mnie jeszcze przebukowanie biletu, a czas ucieka. Ubrałem się, na kilka minut wskoczyłem do łazienki, spakowałem pozostałe rzeczy, a na stole w kuchni zostawiłem gospodarzom kartkę z przeprosinami oraz wyjaśnieniem swojego nagłego zniknięcia i po kwadransie wsiadałem do podstawionej taksówki. Każda sekunda była teraz na wagę złota.


~~~


   Lewandowski czekał w terminalu, zabijając wzrokiem tarczę zegarową i tablicę przylotów. Poderwał się z miejsca, gdy położyłem dłoń na jego ramieniu, po czym uściskał mnie, jakbyśmy spotkali się po raz pierwszy od roku. Dostrzegłem, że jest zmęczony i wiele już przeszedł, lecz jeśli w grę wchodziła jego siostra, nigdy się nie poddawał. I ja, jako brat, świetnie go rozumiałem.
   -Kupiłem ci kawę. - zaczął, wyciągając w moją stronę zapakowany na wynos, jeszcze gorący napój. -Przyda się.
   -Dzięki, niewątpliwie. - nie kryjąc zdziwienia odebrałem od niego towar i skierowaliśmy się do wyjścia. -Zapowiada się długa noc... W zasadzie już dzień.
   -To będzie niekończąca się doba.
   -Są jakieś nowe informacje? - zapytałem nie mogąc się powstrzymać, w końcu minął spory odcinek czasu. Robert westchnął ciężko.
   -Ania dzwoniła po trzeciej, że opanowali sytuację. Badania wykonają dopiero rano, jak się obudzi... Musimy czekać.
   -Lewy, co się właściwie wydarzyło? - zatrzymałem się spoglądając na niego. -Carolin ją zdenerwowała, prawda?
   -Z tego, co wiem, to nie. - odparł, na co uniosłem brwi. -Podobno przyszła, by wytłumaczyć Lenie, że zajście między wami było nieporozumieniem, coś tam jeszcze dodała i miała już wychodzić, ale Lena źle się poczuła i straciła przytomność. Zadzwoniła na pogotowie, do mojej żony i czekała na ich przyjazd. Widzę, że jesteś zaskoczony. - zauważył zmieniając temat. Pokiwałem twierdząco głową.
   -Nie spodziewałem się, że jej człowieczeństwo nie wyginęło. - przyznałem złośliwie. -Chyba będę musiał jej podziękować.
   Zlustrował mnie wymownie, aczkolwiek nie zwróciłem na to uwagi. Resztę drogi do auta pokonaliśmy w ciszy. Siedząc w fotelu pasażera, popijałem kawę i rozmyślałem nad zachowaniem mojej ex. Zaakceptowanie wystąpienia błędu, w szczególności przed młodą Lewandowską, na pewno nie przyszło jej łatwo, ale mimo wszystko zrobiła to. Musiał istnieć konkretny powód, dla którego zdecydowała się postąpić w ten sposób, bo nie wierzę, że zrobiła to z własnej, nieprzymuszonej woli. Musiała także coś schrzanić, jeśli doprowadziła moją ukochaną do takiego stanu i ja dowiem się, co. Teraz jednak jej sprawa schodziła na drugi plan. Nie ona była obecnie najważniejsza.
   -Wiesz, byłem przedwczoraj w siedzibie swojego niedoszłego, nowego klubu. - powiedziałem do Lewego, by choć na moment odsunąć od siebie trudne, życiowe wnioski. Uniósł jedną brew, najwyraźniej zainteresowany podjętym tematem. -Wszedłem do środka, a oni patrzą na mnie, jak na debila, który zgubił się w wielkim mieście, mało tego, pytają, co mnie w ogóle do nich sprowadza. Zgadnij, co usłyszałem w odpowiedzi.
   -Nie wiem, nie było mnie tam. - wzruszył ramionami, uważnie śledząc trasę. -Pochwal się.
   -Najpierw wytłumaczyłem, że miałem dziś podpisywać kontrakt, miała odbyć się prezentacja... Wmurowało mnie, myślałem, że zapomnieli. Na co prezes do mnie, że nici z umowy, ponieważ otrzymali telefon z Dortmundu, że w dokumentach jest błąd i w żadnym wypadku nie sprzedadzą mnie za 'marne' 35 milionów. Paranoja, no nie? Siedziałem w samolocie, podczas gdy Aki Watzke załatwiał mi bilet powrotny do domu...
   -Widocznie tak miało być. - mruknął Bobek. -Nikt nie zamierzał cię oddać, więc z opuszczenia Borussii ostatecznie wyszła ci jedynie trzydniowa wycieczka do Katalonii. 
   -Która w zupełności wystarczy mi na najbliższe lata. - podsumowałem stanowczo. -Naprawdę wiele rzeczy do mnie dotarło. Do dziś nie potrafię zrozumieć, dlaczego to tyle trwało, dlaczego nikogo nie słuchałem... Ten transfer mógł dojść do skutku.
   -Mógł, Barca rzekomo chciała rzucić za ciebie na stół 60 milionów. Podbijali cenę do samego końca, ale Watzke się nie ugiął.
   -Czytałem o tym w necie, zanim zadzwoniłeś... Zaraz. - zmarszczyłem czoło, odwracając się w jego kierunku z zaciekawieniem. Zagryzał wargę. -Skąd wiesz?! Robert... Maczałeś w tym palce?
   -Okej, złapałeś mnie. - roześmiał się wciskając hamulec. Znajdowaliśmy się już na parkingu pod szpitalem. -Właściwie sam się wsypałem. Po powrocie z lotniska zadzwoniłem do Jürgena i zaproponowałem mu taki spisek. Miał funkcjonować jako plan B, w razie gdyby znajomi Leny cię nie odszukali, ale Aki i Michael szybko go podchwycili i nie zwlekali. Ciężar odpowiedzialności wzięli na siebie, dlatego Barcelona nie zmieszała cię z błotem. Z nożem na gardle kazaliby ci podpisać te papiery, bo aktualnie twoje miejsce zostało puste, a jutro zamyka się okienko, więc są bezradni. Takie życie, Woody, nic nie poradzisz.
   -Narobiłem takiego zamieszania, że nie mam pojęcia, jak to odkręcić... - westchnąłem wpatrując się we własne kolana. -Czuję się tak podle, że najchętniej cofnąłbym czas lub po prostu zniknął. Mam nadzieję, że podobna sytuacja więcej się nie powtórzy. 
   -Jeśli o mnie chodzi, to mało skomplikowane. - położył dłoń na moim ramieniu, zatem zerknąłem na niego kątem oka. -Nie pozwolisz mojej siostrze cierpieć. Wprawdzie nadal mam ochotę cię zatłuc i poćwiartować lub na odwrót, lecz obiecałem, że przestanę kwestionować jej wybory. Nie wiem, czy ci wybaczy, to jej decyzja, ale pamiętaj, że cię obserwuję.
   -Nie musisz się obawiać. - odpowiedziałem uśmiechając się do niego. -Kochałem ją, kocham i nadal będę kochał, niezależnie od tego, czy przyjmie mnie z powrotem czy nie. Jeśli spotykasz takich ludzi, jak ona, musisz ich zatrzymać przy sobie. Na zawsze.


~~~


<Lena>
   Jasne, oślepiające światło. Charakterystyczny dźwięk kardiomonitora. Kroplówka, wenflon i duże okna. Tak, to właśnie to miejsce, którego unikałam jak ognia, choć przy moim trybie życia z ostatnich tygodni było niemal jasne, że spotkanie ze szpitalem mnie nie ominie. Doigrałam się.
   Nie miałam świadomości, co dokładnie się stało, jak tu dotarłam, kto przyjechał razem ze mną. Pamiętam wyłącznie rozmowę z Carolin Böhs i to, że upadłam, a ona szukała ze mną kontaktu, grzebiąc jednocześnie w torebce... Później film się urwał i obudziłam się tutaj. Na obecną chwilę wiedziałam jedynie tyle, że żyję i prawdopodobnie nie odniosłam poważniejszych obrażeń. Taką przynajmniej żywiłam nadzieję, ponieważ mój brzuszek ciążowy nadal istniał, zatem nic gorszego nie mogło mieć miejsca. Nie darowałabym sobie, gdybym się myliła.
   Po opadnięciu pierwszych emocji zorientowałam się, że całą moją salę, w której w zasadzie leżałam tylko ja, oraz korytarz za drzwiami owiewa pustka. Żadnych odwiedzających, nawet lekarzy, co kilka minut przewijały się jedynie pielęgniarki z różnymi rodzajami leków dla pacjentów. Wiszący na przeciwległej ścianie zegar wskazywał dziesięć po ósmej rano, więc nikogo z zewnątrz zapewne nie wpuszcza się jeszcze na oddziały. Odetchnęłam sarkastycznie z ulgą, gdyż dotarło do mnie, iż do ojcowskiego kazania Bobka i matczynej troski Anny brakuje jeszcze trochę czasu, dzięki czemu zdążę zaciągnąć się świeżym, nieskażonym powietrzem. I kiedy tak czerpałam przyjemność ze spokoju i samotności, nadeszło coś, przez co tylko cudem ominął mnie zawał, co idealnie wykazał wspomniany kardiomonitor. Był tutaj. Wiedział. Przyjechał. Wrócił. Najzwyczajniej w świecie spał sobie w fotelu z lewej strony, okryty własną kurtką. Zrezygnował z dłuższego pobytu w Barcelonie, zarywając tym samym noc, o czym świadczył kubek po kawie na stoliku obok. Reus nie pije kawy, jeżeli nie zachodzi taka potrzeba. Musiał być poważnie wyczerpany, skoro sięgnął po takie wspomagacze. 
   Zdawałam sobie sprawę, że mi nie wolno, lecz pragnęłam jak najszybciej wstać i znaleźć się przy nim, aby zyskać stuprocentową pewność, że to faktycznie on. I osiągnęłabym cel, gdyby dążenia do niego nie przerwała mi pielęgniarka, która właśnie weszła do środka. Widząc powrót moich podstawowych funkcji życiowych, wychyliła się przez drzwi, by poprosić o pomoc lekarza i jedną z koleżanek po fachu. Rosnące zamieszanie obudziło oczywiście Marco, który przeciągnął się leniwie w wygodnym meblu, niezbyt jeszcze ogarniając, o co się właściwie rozchodzi. Później wyłapałam tylko, że opuszcza pomieszczenie z telefonem przy uchu, zatem wywnioskowałam, że dzwoni do Lewego. Starałam się podzielić uwagę pomiędzy doktora, zasypującego mnie gradem istotnych dla niego pytań, a mężczyznę mojego życia, intensywnie wyrzucającego z siebie ogrom słów, systematycznie zerkającego w przeszkloną szybę. Nie liczyłam, ile czasu zajął cały ten proces, ale byłam za to przekonana, że ominęło mnie jakieś istotne wydarzenie z życia Reusa. Ponownie pojawił się w Niemczech, a to musiało coś oznaczać.
   Gdy pozostawiono mnie w końcu w spokoju i dowiedziałam się, iż mojemu maleństwu nie zagraża większe niebezpieczeństwo, a piłkarz przeprowadził wstępną rozmowę z moim lekarzem prowadzącym, po czym wrócił do sali, nastała krępująca, tajemnicza cisza. Przez uciążliwie ciągnący się moment stał naprzeciwko mojego łóżka i obserwował ze zmarszczonymi brwiami. Cierpiał i nie trzeba być geniuszem, by to odkryć. Żałował. Bał się tego, co może ode mnie usłyszeć i ta niewiedza rozrywała go od środka. Mnie natomiast zastanawiało, na co jeszcze czeka. Nie widzieliśmy się bity miesiąc, a on zachowuje się tak, jakby patrzył na mnie pierwszy raz w całej swojej pieprzonej egzystencji. Nie wiem, czy zdefiniowano kiedykolwiek gorsze uczucie od obojętności człowieka stanowiącego drugą połowę twojego serca.
   -Jeśli chcesz, żebym zniknął, po prostu powiedz, a obiecuję, że więcej mnie nie zobaczysz. - powiedział cicho, na co momentalnie zastygłam w bezruchu. -Anna i Robert przyjadą za godzinę, bo...
   -Anna i Robert mnie nie obchodzą. - wtrąciłam, wciąż utrzymując z nim kontakt wzrokowy. -Ich nie ma, ale jesteś ty, a o ile dobrze pamiętam, musimy wyjaśnić sobie kilka kwestii.
   Spojrzał na mnie zupełnie zaskoczony, na co wyciągnęłam rękę w jego stronę, by uświadomić mu, że naprawdę chcę z nim pogadać. Nie wahał się długo: uśmiechnął się delikatnie, po czym usiadł obok, ujmując moją dłoń i musnął wargami jej wierzch. Prosty gest, a sprawił, że wszystko stało się lepsze. Zapomniałam nawet, gdzie jestem bo to w sumie nie było takie ważne. Liczył się fakt, iż Reus zrezygnował z Hiszpanii i poszedł po rozum do głowy.
   -Denerwujesz się. - wypomniał wskazując urządzenie nad moją głową, aczkolwiek oboje wiedzieliśmy, że nagły skok ciśnienia wywołały pozytywne emocje. -Jak się czujesz?
   -Okej. - przyznałam wzruszając ramionami, po czym spojrzałam mu w oczy. -Marco, przepraszam... To nie powinno tak wyglądać...
   -Porozmawiamy o tym później, dobrze? - przesunął kciukiem wzdłuż mojego policzka, przez co zacisnęłam na chwilę powieki. -Tymczasem wytłumacz mi, co sobie wyobrażałaś, zaniedbując się przez ostatnie tygodnie. Jadłaś coś zdrowego? Kiedy przespałaś całą noc? Kiedy pomyślałaś o tym, żeby normalnie odpocząć? Mała, to, jak postąpiłaś, było skrajnie nieodpowiedzialne. Mogłaś wyrządzić sobie krzywdę, nie tylko sobie. Dlaczego?
   -Bo się rozstaliśmy. - rzuciłam prosto z mostu, czym ugodziłam w jego honor. Odsunął się, zaciskając usta w cienką linię. -Wyjechałeś, ja nie skupiałam się na pilnowaniu swojego samopoczucia, chciałam cię tylko odzyskać... Sporo mnie to kosztowało, ale opłaciło się, bo jesteś.
   -Jestem i będę, jeśli właśnie tego sobie życzysz. Lena, nigdzie się bez ciebie nie wyprowadzę, jasne? Całą winę za wszystkie te wydarzenia biorę na siebie i nie zaprzeczaj, bo to ja nawaliłem. Gdybym z miejsca ci zaufał, nie leżałabyś teraz tutaj.
   -Ale ja też ci nie wierzyłam...
   -Miałaś do tego prawo, bo przyłapałaś mnie w jednoznacznej sytuacji, która na szczęście już się wyjaśniła. Ale na przyszłość musisz mieć świadomość, że naprawdę bardzo cię kocham i nie szukam dodatkowych atrakcji, pamiętaj o tym. I kocham też mojego syna lub córkę, moje dziecko rozwijające się gdzieś tam pod twoją opieką.
   -Co? - wykrztusiłam otwierając szeroko oczy. Marco zerknął na mnie i zaczął się śmiać.
   -Powinienem powiedzieć 'nasze', prawda? - poprawił się. -Nie patrz tak na mnie, już trzy miesiące uciekły mi przez palce i nie chcę stracić ani jednego dnia więcej. Przysięgam, że od tej pory będę robił wszystko, żebyśmy byli szczęśliwi i mam nadzieję, że kiedyś się uda.
   Uśmiechnęłam się, a on pochylił się i ucałował moje czoło. Mówił szczerze, nie kłamał, zależało mu, dzięki czemu kamień spadł mi z serca. Dostrzegałam też jednak, jak bardzo jest zmęczony, że zapewne ma do załatwienia parę istotnych spraw i powinien przespać się jakiś czas. Nie mogłam trzymać go przy sobie tylko ze względu na to, że nie chciałam tracić go z oczu.
   -Marco, proszę cię, byś pojechał do domu, musisz odpocząć. - oświadczyłam stanowczo, gładząc jego ramię. -Niedługo zjawi się Bobek, a mnie zabiorą na badania, pozatym, nie potrafię patrzeć, jak się wykańczasz. Nalegam.
   -Ale obiecaj mi, że dasz znać, jeżeli dowiesz się czegoś nowego. Jeśli nic się nie zmieni, jutro cię wypiszą, wtedy pomyślimy, co dalej.
   -Zadzwonię.
   -Wpadnę do ciebie popołudniu. - zapowiedział, ponownie obejmując moją dłoń. -I niczym się już nie przejmuj, będę przy tobie.
   Splótł nasze palce i złożył czuły pocałunek na moim policzku, po czym odwrócił się, założył kurtkę i wyszedł. Położyłam głowę na poduszce i z uśmiechem zmrużyłam powieki. Już jest dobrze. A wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze lepiej.


***


Dla wszystkich, którzy czekali na ich spotkanie - bo ja też czekałam i musiałam wrzucić już dzisiaj :p
Dla wszystkich, którzy być może rozczarowali się entuzjastyczną reakcją Leny - to nie tak, że Marco będzie miał cały czas z górki. Postaram się, żeby odzyskanie jej zaufania zajęło mu trochę czasu ;)
Następny pewnie gdzieś za półtora tygodnia, jeśli dam radę szybciej - będzie szybciej. Teraz lecę zajrzeć na Wasze blogi i zmierzyć się z 40-minutową audycją po niemiecku... Ugh!

Komentujcie komentujcie komentujcie ❤

LG♡♡♡

niedziela, 8 listopada 2015

25. Lieber spät als nie

<Marco>
   Po zajęciu miejsca w samochodzie okazało się, że Maria i Mario mają wobec mnie zupełnie inny plan. Wcale nie zamierzali niczego tłumaczyć od razu - Hiszpan uruchomił silnik i ruszył przez opustoszałe o tej godzinie, ze względu na trwającą sjestę, ulice Barcelony. Nie zadawałem pytań, gdyż spodziewałem się, że nikt na nie nie odpowie, więc po prostu czekałem. Przychodziło mi to z trudem, ale nie miałem wyboru.
   Zatrzymaliśmy się przed gustownie urządzonym domem, który pewnie należał do nich. Chłopak otworzył bramę, by wprowadzić auto na teren posesji, a jego dziewczyna wpuściła mnie do środka i zaprosiła do salonu. Czułem się coraz bardziej zdezorientowany, przez co ciężko było mi rozmawiać po angielsku. W zasadzie w ogóle nie chciałem z nimi rozmawiać, lecz to przekroczyłoby granice przyzwoitości.
   -Zapewne udaremniamy ci możliwość dotarcia na Camp Nou. - Maria bez jakiegokolwiek zapytania, kilka minut później, gdy do pomieszczenia wszedł także Casas, postawiła przede mną filiżankę kawowego napoju. -I o to właśnie chodziło.
   -Okej, czy w takim razie możemy przejść do konkretów? - poprosiłem, nerwowo strzelając palcami, na co aktor uśmiechnął się ironicznie. -Postawcie się w mojej sytuacji, niewiele rozumiem z tego przedstawienia.
   -A szkoda. - rzucił Mario usadawiając się obok ukochanej. -Marco, nie mogę uwierzyć, że musimy ci to tłumaczyć. Naprawdę sądziłeś, że ona ci to zrobiła?
   -Nie, żartowałem. - prychnąłem zaciskając pięści. Dlaczego, do jasnej cholery, ciągle prawił mi uwagi?! -Kręciłeś się wokół niej całymi dniami, więc jak to się miało skończyć?!
   -Wiem, co czujesz. - jego partnerka przesunęła się i położyła dłoń na moim ramieniu, chyba po to, by mnie uspokoić. -Niejednokrotnie przeżywałam to samo, ale za każdym razem się myliłam. I ty także znajdujesz się teraz w takiej sytuacji.
   -Nie wiem, jak mogłeś pomyśleć, że między Leną a mną do czegoś doszło. - ciągnął Mario. -Nawet na planie zdjęciowym nic podobnego nie miało miejsca. Ona mówiła o tobie każdego dnia, czekała na twój przyjazd, zastanawiała się, dlaczego nie odbierasz telefonu, co robisz. Powiedz szczerze: udałoby mi się ją poderwać, gdybym próbował?
   Gapiłem się na niego, faktycznie rozważając to, co przed chwilą usłyszałem. Miał bezsprzeczną rację - siostra Lewego nie należała do tego rodzaju kobiet, które łatwo zdobyć, a jako przykład mogę podać samego siebie. Przecież przekonanie jej do mojej osoby zajęło mi kilka długich miesięcy, dlatego, że kochała Štilicia, pomimo tego, że ją skrzywdził. Prawdopodobnie tak samo jest ze mną, lecz ja nie zraniłem jej zdradą. Zraniłem tym, że zostawiłem ją samą, bez słowa, bez żadnego 'do widzenia'. Akurat teraz.
   -Wahasz się, bo znasz prawdę. - kontynuowała Hiszpanka, dostrzegając, że się zawiesiłem. -I dobrze wiesz, że jej ciąża nie wynika z romansu między twoją dziewczyną i moim chłopakiem. Przecież tego dnia, kiedy przyleciałeś...
   -Wybacz, ale to nie wasza sprawa. - warknąłem stanowczo, patrząc im prosto w oczy. -Nie chcę cię urazić, ale pamiętam, co się wtedy stało.
   -Więc dlaczego odstawiasz takie sceny, co? - Casas znów na mnie naskoczył. -Zadzwoniła do mnie jakiś czas temu... Ciągle płakała, prosiła, żeby cię znaleźć, bo ona i Robert spóźnili się na lotnisko. Nie chciała dopuścić do twojego pojawienia się na stadionie, a my jej w tym pomogliśmy, tylko po to, by ci uświadomić, że nigdy z nią nie spałem. Nigdy nawet nie przyszło mi to do głowy, bo sam jestem zakochany, ale też dlatego, że nie miałbym u niej szans. Ona woli ciebie, pod każdym względem.
   -Tak właśnie jest, Marco. - potwierdziła Maria, śledząc każdą zmarszczkę na mojej zszokowanej twarzy. -Mario każdą noc spędzał i nadal spędza ze mną, w tym domu. Na wszystkie lunche, obiady czy inne wypady również wychodziliśmy w trójkę lub w większej grupie, by nie szukać sensacji. Więc powtórzę ci jeszcze raz, tak, by wreszcie to do ciebie dotarło: wkrótce zostaniesz ojcem i powinieneś być teraz przy swojej ciężarnej dziewczynie, a nie tutaj, w niewiadomym celu. Przecież nie chcesz wiązać się kontraktem z Barceloną...
   -A przynajmniej nie teraz. - dodał z uśmiechem Hiszpan. -Nie ukrywam, że fajnie byłoby zobaczyć cię tu w przyszłości. Jesteś naprawdę spoko facetem, stary, wiem to, choć nie znamy się zbyt długo, ale miałem dłuższy kontakt z Leną i... Cóż, nasłuchałem się o tobie. I daj już spokój, bo na serio nie zamierzam ci jej odebrać.
   -Czemu mam wam wierzyć? - spytałem dla pewności. Powoli zaczynałem bowiem pojmować sens tego całego uprowadzenia z lotniska i przeprowadzanej rozmowy. Koncentrowała się na jednym celu, który systematycznie osiągała, a lepiej późno, niż wcale.
   -A czemu miałbym cię okłamywać? - Mario odbił piłeczkę. -Bardzo lubię Lenę i ciebie też i życzyłbym sobie, aby wam się ułożyło, bo będziecie potrzebowali dużo spokoju.
   -I cierpliwości, to leży już tylko w twojej kwestii, Marco. Musisz jej bardziej zaufać, ale jeśli naprawdę ją kochasz, to najprostsze zadanie na świecie.
   Obserwowałem ich, a oni mnie. I chyba wszyscy staraliśmy się zrozumieć tą samą rzecz: jakim cudem, w wieku dwudziestu czterech lat i po długotrwałym, poprzednim związku trzeba mi tłumaczyć tak banalne fakty.


~~~


<Lena>
   Nie wiem, o czym myślałam, gdy wyobrażałam sobie, że nie będę panikować. Po powrocie do domu Lewandowskich Ania doszła do wniosku, że zaparzy dla mnie melisę, najlepiej od razu pół litra. Robert natomiast kazał mi automatycznie iść się położyć i myśleć pozytywnie, bo przecież zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, a cała reszta zależała od Marii i Mario. Obiecali, że odezwą się, gdy uda im się coś zdziałać, więc czas oczekiwania na jakąkolwiek wiadomość dłużył się w nieskończoność. Odbijało się to oczywiście na moim samopoczuciu, bo coraz bardziej się denerwowałam i męczyły mnie zawroty głowy, nie mogłam zasnąć nie wspominając o zjedzeniu najmniejszego posiłku. Poprosiłam najbliższych, by zostawili mnie na jakiś czas samą, ponieważ nie chciałam, by widzieli mnie w takim stanie. Nie potrzebowałam litości, dobijała mnie dodatkowo świadomość, że oni i tak się martwią, ale stałam na granicy wytrzymałości. Starałam się, lecz to praktycznie nic nie wnosiło.
   Prawie sześć godzin później zadzwoniła w końcu moja komórka, a kiedy na wyświetlaczu zobaczyłam dane Hiszpana, omal nie eksplodowałam z emocji. Zaczynałam już wierzyć, że utonęła ostatnia deska ratunku, a ona nagle wypłynęła na powierzchnię, dlatego z bijącym jak oszalałe sercem przesunęłam palcem po zielonej słuchawce. 
   -Lena? - usłyszałam pogodny, męski głos, ubarwiony charakterystycznym akcentem. -To ja. Wybacz, że tak późno, ale Reus to naprawdę twarda sztuka i ciężko zyskać jego zaufanie... A może tylko ja mam z nim taki problem?
   -Mario, nie obraź się, ale do rzeczy, błagam. - przerwałam mu zniecierpliwiona, gdy zaczął się śmiać. -Odchodzę już od zmysłów.
   -Niepotrzebnie, opanowaliśmy sytuację. Misja przebiegła zgodnie z planem.
   -To znaczy?
   -Marco dał się przekonać, że jestem grzecznym chłopcem i nic nas nie łączyło. - oświadczył dumnie, a ja odniosłam wrażenie, że wygrałam życie. W końcu błysnęło małe światełko w tunelu. -Wprawdzie upierał się trochę, że pewnie ściemniamy, że próbuję się wybronić, ale moja wspaniała dziewczyna ma dar przemawiania do ludzi, a on ją rozumiał. Powiedział też, że popełnił błąd i że musi go jak najszybciej naprawić. I wiesz co? Chyba się nawet polubiliśmy... Niemożliwe, prawda? A jednak!
   Uśmiechnęłam się sama do siebie. Byłam im obojgu tak wdzięczna, że zgodziłabym się na wszystko, czego by zażądali. Gdyby nie oni, Woody nadal obstawałby przy swoich błędnych teoriach, a ja straciłabym możliwość zbudowania normalnej, pełnej rodziny, na czym bardzo mi zależało. Czułam obniżający się poziom stresu, dlatego miałam prawo sądzić, że wszystko wróci do normy. Ostatnio niczego innego nie pragnęłam równie mocno.
   -Ale nie waż się powiedzieć mu, że na nagraniach pochwaliłem twój tyłek, bo wróci i pogrzebie mnie żywcem. - zażartował, na co nie potrafiliśmy się nie roześmiać. -Poważnie, to nadal nasz mały sekrecik. Maria też o niczym nie wie i niech lepiej tak zostanie. Może kiedyś.
   -Może kiedyś. - potwierdziłam rozbawiona, rozmyślając jednocześnie nad jednym faktem, który niespodziewanie mnie uderzył. -Mario, gdzie on teraz jest? Chciałabym...
   -Wyszedł, musi rozliczyć się z zarządem Barcelony. Na sto procent będą wściekli, gdy dowiedzą się, że jednak im odmówił... To wymaga czasu, podobno przygotowali dla niego wszystkie dokumenty i wystarczyło je jedynie podpisać...
   -Dużo nie brakowało, prawda?
   -Może godziny. - przyznał zamyślony, dzięki czemu odkryłam, że szykuje dla mnie jeszcze jedną nowinkę. -Lena, skarbie, zdajesz sobie sprawę, że on wróci najszybciej jutro wieczorem? Nie zabukował jeszcze biletu i spotka się z agentem nieruchomości, by zrezygnować z kupna mieszkania... Dziś nie zdąży tego załatwić. Nie martw się, przenocujemy go, nie zostanie tu sam. Skoro jest już w stanie normalnie na mnie spojrzeć, z chęcią mu pomogę.
   -Bardzo śmieszne. - odparowałam chichocząc mimo wszystko pod nosem. -W porządku, poczekam. Najważniejsze, że się opamiętał.
   -W takim razie akcja zakończona sukcesem. Powinienem chyba pójść na studia psychologiczne, co?
   -Dostaniesz moją rekomendację. Ogromnie wam dziękuję, Mario. Nie wiem, co by się stało...
   -Hej, mówiłem ci kiedyś, że możesz na mnie liczyć. - przypomniał, wielce oburzony, iż odważyłam się o tym zapomnieć. -W ramach zadośćuczynienia pozdrów braciszka i jego szanowną małżonkę oraz twojego bobaska, przekaż mu też, proszę, że ciocia Maria i wujek Mario nie mogą się już doczekać, aż go zobaczą. Odzywaj się czasem, okej?
   -Masz to jak w banku. - zaśmiałam się ponownie, przeczesując ręką splątane włosy. W ciągu tej pogadanki wydobywałam z siebie ten dźwięk częściej, niż w przeciągu całego minionego tygodnia. Małymi kroczkami odbudowywała się szara, lecz jakże wyczekiwana codzienność. I w amoku otaczającej mnie euforii nie przypuszczałam nawet, że spotka mnie jeszcze jeden zaskakujący epizod.


~~~


   Nazajutrz późnym popołudniem Bobek pojechał na nagranie jakiegoś programu z udziałem kibiców, natomiast jego druga połówka wyskoczyła na spontaniczne zakupy. Widząc mnie w o wiele lepszym stanie, nie stawiali większych oporów związanych z faktem, iż pobędę w domu całkiem sama. Anka powtórzyła mi tylko parę razy, by natychmiast dzwonić do niej w razie niebezpieczeństwa, a po chwili zniknęła. Tak więc wylegiwałam się w spokoju na kanapie, pochłaniając zbożowe ciasteczka, które niedawno osobiście mi kupiła, zastanawiając się jednocześnie, co się dzieje z Marco. Nie wyrzucałam mu, iż nie telefonował, a i ja nie przeszkadzałam mu, skoro był zajęty. Jedyne, co mnie frustrowało, to brak pewności, kiedy rzeczywiście przyleci do Niemiec. Uzbroiłam się jednak w cierpliwość, co okazało się trudniejsze, niż sądziłam.
   Interesujący proces przelewania wody z butelki do szklanki przerwał mi dzwonek do drzwi. Zastygłam na kilka sekund, ponieważ nie spodziewałam się gości, moment później zebrałam się jednak w całość i poszłam otworzyć. Postać, którą zastałam w progu, totalnie mnie zszokowała. Wszystkie dotychczasowe próby opanowania nerwów odeszły w zapomnienie, znów przywołując zaniepokojenie. Kobieta musiała to zauważyć, bo uśmiechnęła się sympatycznie, co kompletnie zbiło mnie z tropu. 
   -Mogę wejść? - spytała z wyraźnie wymalowanym na twarzy zdeterminowaniem. Uniosłam opryskliwie brwi, ale nie odpuszczała, lustrując mnie badawczo. Chyba nie miałam wyjścia. Nie będę się z nią szarpała.
   -Proszę. - odsunęłam się, by mogła przejść, ale zatrzymała się już po paru metrach. Czuła się bardzo nieswojo i dobrze - na przychylność z mojej strony nie mogła liczyć.
   -Powiem ci bez zbędnych wstępów, dlaczego tutaj jestem. - zaczęła odpinając guziki płaszcza, zatem nie zamierzała nawet usiąść. -Marco mnie o to poprosił. Od niego dowiedziałam się... Że jesteś... W ciąży. Gratulacje, Lena.
   Zerknęła na mój zaokrąglony brzuch, aż przeszyły mnie dreszcze, więc w geście ochronnym okryłam go dłońmi. Wolałam trzymać ją na dystans, dopóki nie odkryje wszystkich kart. Wciąż bowiem nie wiadomo, po co pojawiła się dziś w posiadłości Bobka.
   -Carolin, czego chcesz? - warknęłam przenosząc ciężar ciała na lewą stopę. Zawstydzona opuściła wzrok, wsuwając palce do kieszeni jeansów.
   -Przeprosić. - szepnęła kreśląc butem malutkie kółka na podłodze. -Wiem, jak z twojego punktu widzenia wyglądało to, co zastałaś tamtego dnia, ale Marco naprawdę nie miał z tym nic wspólnego. To moja intryga.
   -O czym ty mówisz? - zmarszczyłam czoło wpatrując się w nią przenikliwie. Westchnęła, głośno wypuszczając powietrze z ust.
   -O tym, że cię nie zdradził. - rzuciła, na co ugięły się pode mną kolana. -Uwierzysz mi lub nie, ale nigdy nie planowałam odbić ci chłopaka, jednak zazdrość wygrała. Nie wiem, co mną kierowało, że go prowokowałam, podrywałam i uwodziłam, ale szybko zrozumiałam, że to mija się z celem, bo on już nic do mnie nie czuje. Nie wiem, dlaczego postanowiłam się zemścić, tamtego ranka po prostu nadarzyła się idealna okazja. 
   -Po co...
   -Nie przerywaj mi, błagam, chcę mieć to za sobą. - uciszyła mnie jednym, zwykłym zdaniem, po czym kontynuowała. -Ty wyjechałaś do Kolonii, a on miał do ciebie żal o to, że nic nie wiedział. Byłam zaskoczona, gdy do mnie zadzwonił, ale nie odmówiłam, bo chciałam go wyłącznie wesprzeć. Za dużo wypiliśmy, więc pozwolił mi zostać, ma zdecydowanie za dobre serce... W nocy nie spędziłam ani minuty w jego sypialni, przysięgam. Wierzysz mi?
   -Nie wiem... - skrzyżowałam ręce na piersi, próbując poskładać wszystkie wiadomości. -Zjawiasz się tak znikąd, na polecenie Reusa i zasypujesz mnie tym wszystkim... Brzmi szczerze, ale abstrakcyjnie.
   -Chciałabym również uświadomić ci, że doskonale rozumiem, co czujesz. - wzięła głęboki wdech, bijąc się z własnym sumieniem. Może nie powinnam z niej tego wyciągać? -Lena, ja też niedawno zaszłam w ciążę... Ale nie miałam tyle szczęścia, co ty. Mój były już chłopak zostawił mnie, gdy tylko pokazałam mu wyniki badań... Kilka tygodni później okazało się, że straciłam to dziecko przez stres i nadmierny wysiłek. Proszę cię, nie powielaj tego błędu, bo w przyszłości będziesz tego żałowała tak bardzo, jak ja obecnie. Trafiłaś na faceta, który jest w stanie zaopiekować się tobą, jeśli się dogadacie. Wiem, co mówię.
   -Marco o niczym nie wspominał... - wykrztusiłam nie spuszczając z niej wzroku. Byłam tak oszołomiona, że wszystko, co usłyszałam, zlewało się w jedną całość. Carolin uśmiechnęła się słabo.
   -On nie zna prawdy. - przyznała zerkając na mnie niepewnie. -Wkręciłam mu, że przestaliśmy do siebie pasować, o więcej nie pytał. Lena, on i tak wróci, bo naprawdę cię kocha i nigdzie się bez ciebie nie ruszy. Przepraszam, że namieszałam... Gdybym nie dowiedziała się o twoim stanie, prawdopodobnie nie rozmawiałybyśmy dzisiaj, ale doświadczenie mnie nauczyło i nie potrafiłam inaczej... Obiecuję, że nie będę więcej wchodzić między was.
   -Przykro mi z twojego powodu. - dodałam, wykonując kilka kroków w jej stronę. Wciąż wahałam się, czy jej zaufać, uważałam na swoją naiwność, aczkolwiek z drugiej strony sądziłam, że to zbyt poważna sprawa, by kłamać. Wyglądało na to, iż przemyślała pewne kwestie i zdecydowała się na oczyszczenie swojego konta. -Musiałaś ciężko to znosić.
   -Było, minęło... Nie da się o tym zapomnieć, ale usiłuję przynajmniej zająć się czymś innym... - wbiła we mnie poważne i pełne skupienia spojrzenie. -Mam nadzieję, że mu wybaczysz. I że wam się ułoży, zasługujecie na to.
   Pokiwałam w odpowiedzi głową, po czym zaatakował mnie nagły ból w okolicach skroni. Zachłysnęłam się powietrzem, na co przerażona Niemka szybko objęła mnie ramieniem i wypowiadając wiązankę słów, zorientowała się, iż coś jest nie tak. Ostatnim obrazem, jaki zarejestrował mój mózg, był jej krzyk i gorączkowe szukanie smartfona w torebce. A potem zrobiło się ciemno...


***


Przepraszam za spóźnienie :< Myślałam, że wrzucę go do południa, ale nie udało mi się wczoraj skończyć... No i nie jestem z niego zadowolona, ale nie miałam zbytnio pomysłu, co w nim zmienić.

Chcę jeszcze podzielić się z Wami moim JakubemKubą, którego to miałam zaszczyt i okazję obejrzeć w czwartek na żywo... Jakość nie jest powalająca, choć siedziałam (a w zasadzie stałam) w czwartym rzędzie(!), Kuba był tak aktywny na boisku, że ciężko było zrobić dobre zdjęcie... Ale co widziałam, to moje, co zostało zobaczone, już się nie odzobaczy :p Było warto!

No a dziś? Derbysieger, Derbysieger hey hey, AubaKing, BatmanIstWiederDa, utarcie nosa Schalke to najpiękniejsze zwycięstwo w całym sezonie... Numer #1 w Zagłębiu Ruhry to właśnie my!

Na koniec zapraszam jeszcze na rozdział na drugim blogu (tych, którzy nie czytali, a tych, którzy czytali, proszę o komentarz :p) i znikam pracować nad kolejnymi częściami :p [klik]

LG❤