-Dzień dobry. - zaświergotał przesuwając dłonią po przyciskach podnoszących zewnętrzne rolety, wpuszczając jednocześnie do środka promienie słoneczne. -Dobrze spałaś? Nie miałem serca cię budzić, ale zbierałem się, by to zrobić, bo twoja kawa stygnie. Smacznego.
-Dziękuję. - rzuciłam z wdzięcznością i wyciągnęłam rękę po posiłek. Zanim jednak ugryzłam pierwszy kęs, skarciłam mojego chłopaka wzrokiem. -Przestań wyrabiać te kilometry i wróć do łóżka, proszę.
Obrzucił mnie zaskoczonym spojrzeniem, po czym połknął to, co miał w buzi i roześmiał się głośno. Dźwięk roznosił się po ścianach jeszcze jakieś pół minuty, a ja cierpliwie oczekiwałam jakiegoś wytłumaczenia.
-Myślałem, że boisz się o dziurę w podłodze. - z wyszczerzem na twarzy uniósł brwi, hamując kolejny atak głupawki. -Okej, już idę.
Ściągnął koszulkę, rzucił ją na fotel i po pas wsunął się pod kołdrę. Przytuliłam się do niego bez większego zastanowienia, na co objął mnie ramieniem, gładząc palcami jego górną część. Nie chciałam zgrywać kochającej dziewczyny, chciałam pokazać, że mi na nim zależy nawet, jeśli wiecznie zrzędzę.
-Pamiętasz, że lecisz dziś do Hiszpanii? - spytał, na co przymknęłam powieki. Brawo, Reus, jesteś taki romantyczny.
-Zawsze idealnie strzelisz pytaniem. - zripostowałam kąśliwie, przewracając oczami. Westchnął.
-Upewniam się. - usprawiedliwiał swą dociekliwość. Oczywiście, pewnie zastanawia się, czy może wieczorem zaprosić do mieszkania Carolin Böhs. Ugh, przy najbliższej okazji usmażę ją na grillu i przyprawię chilli.
-Na szczęście tym razem na ostatnie kilka dni. Dwie doby zdjęć, jakaś kolacja i może pokażą nam pierwsze efekty. A później mogę już na dobre się stamtąd wyprowadzić.
-A premiera?
-To już inna sprawa. No i będziesz tam ze mną. - uniosłam głowę, by sprawdzić jego reakcję. Wykrzywił się.
-Skoro nie pozostawiasz mi wyboru...
-Nie pozostawiam. - ostrożnie zmierzwiłam jego włosy, by przypadkiem nie udławił się przełykanym właśnie pomidorem. -W zasadzie sam zamknąłeś sobie drogę ucieczki, obiecując mi swoją obecność.
-I dotrzymam słowa. - dodał unosząc brwi. -Ale najpierw daj mi dobrą radę: powinienem kupić środki nasenne czy opaskę na oczy?
-Co? - zmarszczyłam czoło, oczekując dokładniejszych wyjaśnień. Wypowiadając to zdanie sądził chyba, iż do mózgu wszczepiono mi czytnik jego myśli. Jęknął z dezaprobatą.
-No wiesz: pytam, czy film jest tak nudny, że lepiej go przespać czy tak wyuzdany, że lepiej na niego nie patrzeć.
-Marco... - zerknęłam na niego litościwie, kiedy ponownie się roześmiał. -To żart?
-Tak trochę. A mówiąc poważnie, nie ukrywam, że boję się to oglądać.
-Dlaczego? - odwróciłam się tak, iż siedziałam teraz przodem, by móc rejestrować każdy ruch jego mięśni twarzy. Westchnął ciężko.
-Dobrze wiesz, dlaczego. - mruknął wyciągając rękę po swój kubek z kawą. -Gdybym tylko mógł, nie przestudiowałbym tej produkcji nigdy w życiu, lecz jeśli nie zrobię tego na premierze, z pewnością z czystej ciekawości pójdę do kina, więc lepiej przebrnąć przez to bagno najszybciej, jak to możliwe. Pierwszy i ostatni raz.
-Kochanie, jeśli naprawdę nie...
-Lena, gdy włożyli ci stopę w stabilizator, a ja odmówiłem zabrania cię na mecz w Amsterdamie, przekonałaś się, że nie zmieniam zdania, gdy nie zachodzi potrzeba. Teraz też obstaję przy swoim i nie próbuj tego negować.
-Kocham cię. - rzuciłam wtulając policzek w jego obojczyk, na co zatopił wargi w moich włosach. -I kocham twoją stanowczość.
-I powiedz jeszcze, że jestem najlepszym piłkarzem na świecie, wtedy będę wielce ukontentowany.
Nagły atak śmiechu, jaki mnie dopadł sprawił, iż odsunęłam się od Niemca, obejmując brzuch rękoma, by móc się uspokoić. Woody przyglądał się moim poczynaniom mocno zniesmaczony, zatem przypuszczałam, że zaraz strzeli focha. A podobno to moja robota!
-W porządku, zgadzam się. - wyprostowałam się, po czym ujęłam jego twarz w obie dłonie. -Marco James'ie Reus, jesteś najlepszym piłkarzem na świecie. Do tego najprzystojniejszym, najcudowniejszym, najlepiej zbudowanym i najbardziej czarującym facetem. Najinteligentniejszym raczej nie, lecz to ci chyba nie przeszkadza.
-Nie. - potwierdził i nie czekając dłużej, ostrożnie musnął moje usta. Obejmując mnie w pasie, przyciągnął do swojego ciała, wsuwając ręce pod koszulkę. I zapewne nasz poniedziałek zacząłby się tak, jak pragnęliśmy tego w tamtej chwili, aczkolwiek pewna para pokrzyżowała nam plany. Usłyszeliśmy krótkie pukanie, a sekundę później w progu stanęli Mario oraz Ann-Kathrin. Zatrzymali się tam, dopóki Marco nie pozwolił mi odsunąć się na bezpieczną odległość. Szybko poprawiłam nocny t-shirt, a mój chłopak oczywiście przeczesał rozwichrzone włosy.
-Widzę, że śniadanko zjedzone, kaca brak... - palnął Götze z kąśliwym uśmieszkiem. -Dzień dobry, gołąbeczki! Wstajemy, dzień już się zaczął, słoneczko pięknie świeci, czas wysunąć dupkę z cieplutkiej pościeli! Woody, zanim wysuniesz swoją, upewnij się, że ją odziałeś. Nie muszę oglądać cię tak, jak stworzonego przez Boga.
-Ktoś tu jednak ma kaca. - bąknął blondas, wywołując tym samym oburzenie przyjaciela. -A swoją drogą, tęskniłem za tym, Mario. Na obozach i meczach wyjazdowych Auba budzi mnie torpedami z ręczników lub pociskami z papierowych kulek. Nie umiem określić, co gorsze.
-Oho, więc zagadka twojej postępującej głupoty rozwiązana! - Monachijczyk wyciągnął przed siebie palec, kreśląc nim kółka w powietrzu. -Jego broń uderza w twój mózg, a on kruszy się pod wpływem uderzenia. No co, jestem ścisłowcem, w gimnazjum miałem piątkę z fizyki.
Panowie mierzyli swe sylwetki niemalże z żalem, a Ann i ja wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia. Duet Götzeus znów w natarciu. Utrzymywali stały kontakt przez internet i komórkę, a gdy tylko się spotykają, pajacują, dopóki ktoś nie wyznaczy im granicy normalności. Lub dopóki zwyczajnie jej nie przekroczą.
-Dobra, wygrałeś. - oświadczył Reus, przewracając oczami. -Co was sprowadza w nasze... Emm... Skromne progi?
-Wycieczka. - wyjaśnił hasłowo Mario, najwyraźniej dumny ze swojej zwięzłości. Spojrzeliśmy na niego nic nie rozumiejąc.
-Wpadliśmy na pomysł pozwiedzania Warszawy. - uzupełniła modelka. -Podczas Euro nie starczyło nam czasu, a ty i Robert przecież stąd pochodzicie. Pomyśleliśmy z Mario, że może zechcielibyście wcielić się w rolę przewodników dla kilku niemieckich turystów...
-Jasne, z wielką chęcią. - odpowiedziałam uśmiechając się szeroko. -Lewy na pewno też na to przystanie. Śpią jeszcze z Anią?
-Tego nie sprawdziliśmy. - brunet wzruszył ramionami. -Nie wypada, no nie? Zakładam, że nie śpią, tylko konstruują ci chrześniaka, Lena.
-Mario! - krzyknęła Ann, kilkakrotnie waląc go w głowę. -Zaraz wyślę cię na izbę wytrzeźwień!
-Chrześniaka nie doczekam się jeszcze kilka lat. - przyznałam, wciąż zanosząc się śmiechem. -Anka trenuje karate, obecnie nie planują dzieci.
-W takim razie prędzej Lewy zostanie ojcem chrzestnym, co? - zabawnie poruszył brwiami, na co Marco głośno wypuścił powietrze z ust. Odniosłam wrażenie, iż moje podbrzusze eksploduje od potężnej dawki humoru.
-Dość, Götze, wychodzimy. - jego ukochana złapała go pod ramię i niemal siłą wystawiła za drzwi. -Przepraszam. Daj znać, jeśli coś ustalicie, okej?
-Już do nich dzwonię, odezwę się. - podniosłam się z łóżka w poszukiwaniu telefonu, lecz zanim wykręciłam numer do Bobka, zerknęłam znad ekranu na Woody'ego. Obserwował mnie z tajemniczym bananem na ustach.
-Żarciki żarcikami. - podsumował pod nosem. -Ale jeszcze tak się stanie, zobaczysz.
~~~
<Marco>
Późnym popołudniem wylądowaliśmy z powrotem w Dortmundzie, ponieważ jutro Klopp odbierze nam wszystkie przywileje, jakie otrzymaliśmy w związku ze ślubem Lewego oraz Anny i wznowimy przygotowania do pierwszego meczu w nowym sezonie Bundesligi. Ten zbliżał się wielkimi krokami i powoli wypełniał swym istnieniem nasze głowy. Chcieliśmy dobrze wejść w rozgrywki i możliwie jak najdłużej utrzymać formę godną wicemistrza Niemiec. Ciągle mamy wiele do udowodnienia, nie tylko największym i najgroźniejszym rywalom, ale i kibicom oraz sobie samym. Wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego będziemy gotowi, by podjąć to wyzwanie.
Kilka następnych dni przeżyłem w stresie, ze względu na niepokojące informacje z Barcelony. Lena skarżyła się na coraz częstsze bóle brzucha, problemy ze snem i ogólne osłabienie organizmu. Wprawdzie skończyli już zdjęcia do filmu, aczkolwiek wciąż w napięciu oczekiwali dnia premiery. Wczoraj spotkali się, by wspólnie zjeść pożegnalną kolację, po której otrzymałem od niej sms-a, że opuściła towarzystwo znacznie wcześniej, bo źle się poczuła, miała zawroty głowy i uznała, iż lepiej położyć się do łóżka. Nie odebrała ode mnie telefonu, tłumacząc to potrzebą ciszy i spokoju, więc po prostu jej go dałem, choć w rzeczywistości cholernie się o nią martwiłem. Winą za jej kiepski stan zdrowia obarczałem siebie - zbyt późno doszedłem do wniosku, że mogłem ugryźć się w język, gdy w Warszawie rozmawialiśmy na temat premiery i nie przelewać na nią swoich obaw. Była wystarczająco zestresowana tym faktem, a ja dołożyłem dodatkowo swoje wątpliwości i uwagi. Niestety, czasu już nie cofnę, lecz gdybym tylko dostał wolne, zapewne bukowałbym już bilety na samolot do Hiszpanii, jednak nawet na to nie liczyłem. Trener nie uznałby złego samopoczucia mojej dziewczyny za sytuację awaryjną, pilną czy poważną, więc pozostało mi odczekać ten pieprzony tydzień do pokazu. Uzbrój się w cierpliwość, Reus, nic innego ci nie pomoże.
Po którymś z treningów, który trwał dla mnie w nieskończoność, odebrałem wiadomość od Carolin. Pytała, czy znajdę chwilę czasu, by wyskoczyć z nią na kawę. Zgodziłem się. Być może właśnie tego potrzebowałem - trochę luzu i małej odskoczni, dzięki której spojrzę na problemy Leny przychylniejszym okiem i bardziej opanowany. Poza tym, Caro przestała stosować wszelkiego rodzaju gierki i podchody, nie istniał zatem żaden powód, bym nie darzył jej zaufaniem. Znaliśmy się kilka lat, wiele razem przeszliśmy, i miałem niemałe pojęcie o jej charakterze. Okej, na początku mnie zaskoczyła i to z grubej rury, ale wszystko wróciło do normy. Kontaktowaliśmy się jak kumpel z kumpelą. Po prostu.
Umówiliśmy się w Vapiano i gdy wszedłem do środka, już na mnie czekała. Swego czasu regularnie jadaliśmy w tym miejscu, więc doskonale wiedziała, który stolik zająć. Przywitaliśmy się, po czym usiadłem naprzeciwko z kartą dań, by zamówić coś konkretnego. Na zajęciach z Jürgenem zgłodniałem jak wilk, ale to żadna nowość. Przeważnie wychodziłem ze stadionu z pustym żołądkiem, bo śniadania całą drużyną jadaliśmy zaledwie dwa razy w miesiącu. I tylko śniadania.
-Zamówiłam twój ukochany makaron. - powiedziała z uśmiechem widząc, z jaką gorliwością lustruję menu. -Podadzą za dziesięć minut.
-Boże, dzięki. - rzuciłem odkładając kartę. -Umieram z głodu. Auba wyjątkowo guzdrał się pod prysznicem i przez niego wyszedłem znacznie później, niż planowałem. Za karę następnym razem wykąpie się w butelce wody.
-Co za okrutność, Marco. - roześmiała się pogodnie. -Kiedyś nie tryskałeś taką agresją.
-Życie nauczyło mnie walczyć o swoje. Gdybym się nie starał, nie miałbym teraz miejsca w podstawowym składzie, uznania kibiców, statusu przywódcy... Nie miałbym też Leny. To długa historia. - dodałem, gdy dostrzegłem, że patrzy na mnie pytająco. -Może zabrzmię śmiertelnie egoistycznie, ale zdawałem sobie sprawę, że na nią zasługuję. I było warto.
-Opowiedz mi o tym. - poprosiła splatając ze sobą palce obu rąk. Zmarszczyłem czoło.
-O czym?
-O waszej znajomości. Jak się poznaliście, jak zerwała z chłopakiem i jak wyglądała droga do waszego związku. Jeśli chcesz, oczywiście.
-To żaden problem. - zapewniłem zaskoczony. -Pytanie, czy to ty na sto procent chcesz tego wysłuchać.
-A dlaczego nie? - wzruszyła ramionami. -Obecnie mogę jej jedynie zazdrościć, więc trochę historii chyba mi nie zaszkodzi, prawda?
Westchnąłem, uśmiechając się półgębkiem. Zawsze lubiłem wspominać ten okres mojego życia, choć wcale nie był prosty. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem Lenę na lotnisku w Dortmundzie, wiedziałem, że kogoś ma. Mimo to, widywaliśmy się w miarę systematycznie i dość szybko zaczęliśmy się dogadywać, aż do przełomu na Ibizie, czego dalszą konsekwencją stały się wydarzenia w moim mieszkaniu. Wtedy wyjechała, a ja błyskawicznie za nią zatęskniłem... Całe szczęście, bo Štilić połamałby jej wszystkie kości. Zostawiła go, przeprowadziła się do Niemiec, a przez intrygę głupiego Lewandowskiego dowiedziała się, co do niej czuję. I w zasadzie w tym miejscu zdobyłem ją po raz pierwszy. Zamieszkała u mnie i pozwalała się zdobywać. Oboje doświadczaliśmy wzlotów oraz upadków, lecz potrafiliśmy się podnieść i pomóc sobie nawzajem. Jednak, gdy wyjechała w końcówce listopada... Nadal sądzę, iż to najgorszy miesiąc w mojej pieprzonej egzystencji. W tym czasie drażnili mnie wszyscy i wszystko, z wyjątkiem Nico. Ale został mi obficie wynagrodzony, bowiem kiedy Lena wróciła, została już na stałe. Tak jest do dziś i głęboko wierzę, że będzie już zawsze. To całkiem możliwe.
Właśnie tyle przekazałem Carolin. Wystarczająco, by ją usatysfakcjonować, ale i nie zdradzać intymnych faktów naszego związku. To, co nasze, pozostanie nasze. Ona też wyznawała tą zasadę, więc powinna ją akceptować. Gadałem i gadałem, a ona słuchała, co jakiś czas robiąc przerwę na wpakowanie do ust zamówionego jedzenia. Z mojego talerza znikało w zaskakującym tempie, lecz to przecież normalne. Klopp i jego wyciski...
-Mniej więcej tak to się potoczyło. - zakończyłem odkładając widelec. Zerknęła na mnie, ale z jej twarzy nie wyczytałem kompletnie nic.
-To piękne, Marco. - przyznała zamyślona. -Teraz przynajmniej rozumiem, dlaczego tak bardzo ją kochasz.
-Nie kocham jej za to, że musiałem sprawić, by mnie zechciała czy za to, że się o nią starałem. - sprostowałem. Zamierzałem rozbudować wątek, gdy usłyszałem nadchodzące połączenie. Obdarzyłem Caro przepraszającym spojrzeniem. -Wybacz, że odbiorę, ale to trener. Pewnie coś ważnego.
-Marco? - wypalił, zanim zdążyłem się odezwać. Roześmiałem się. Tak błyskawiczny Jürgen dawno się nie ujawniał. -Bardzo jesteś zajęty?
-No... Trochę. A o co chodzi?
-Przyjedź ponownie do klubu. Musimy poważnie porozmawiać.
-Ale...
-Nie zadawaj zbędnych pytań. - mówił twardym, nieznoszącym sprzeciwu głosem. -I pospiesz się, proszę.
Rozłączył się, pozostawiając mnie z totalną niewiedzą. Świetnie. Jeden problem z Leną to najwyraźniej zbyt mało.
***
Rozdział pisany torpedą, ale nawet jakoś wyszedł, jestem z niego zadowolona. Jest wprowadzeniem do tzw. 'akcji właściwej', czyli od 16-tki przechodzimy do sedna opowiadania :)
I jeszcze jedna informacja... Kochane, planuję zawiesić drugiego bloga, nie ze względu na brak rozdziałów, a brak czytelników. Nie wiem, skąd ten problem - jedna z Was napisała, że woli to opowiadanie... Więc okej. Ponieważ i tak Was kocham, zgodnie z obietnicą, wrzucę w poniedziałek rozdział czwarty. Jeśli pojawi się pięć komentarzy, dam mu jeszcze szansę. Jeśli nie - najpierw dokończę to, a później wrócę do tamtego. Może wtedy przekonacie się do bohaterów :)
Jestem potwornie zawiedziona losowaniem grup LE. Niemcy nie przyjadą do Polski :( Ogromna szkoda, ale nadzieja umiera ostatnia ♡
Do usłyszenia!
Rozdział pisany torpedą, ale nawet jakoś wyszedł, jestem z niego zadowolona. Jest wprowadzeniem do tzw. 'akcji właściwej', czyli od 16-tki przechodzimy do sedna opowiadania :)
I jeszcze jedna informacja... Kochane, planuję zawiesić drugiego bloga, nie ze względu na brak rozdziałów, a brak czytelników. Nie wiem, skąd ten problem - jedna z Was napisała, że woli to opowiadanie... Więc okej. Ponieważ i tak Was kocham, zgodnie z obietnicą, wrzucę w poniedziałek rozdział czwarty. Jeśli pojawi się pięć komentarzy, dam mu jeszcze szansę. Jeśli nie - najpierw dokończę to, a później wrócę do tamtego. Może wtedy przekonacie się do bohaterów :)
Jestem potwornie zawiedziona losowaniem grup LE. Niemcy nie przyjadą do Polski :( Ogromna szkoda, ale nadzieja umiera ostatnia ♡
Do usłyszenia!