Strony

sobota, 29 sierpnia 2015

15. Also wird Lewa schneller ein Taufpate, na?

   Z błogiego i dość głębokiego snu wyrwał mnie intensywny zapach świeżej, dopiero co zaparzonej, porannej kawy. Otworzyłam oczy i dotarło do mnie, że przecież przebywamy jeszcze w jednym z warszawskich hoteli, a w nocy wróciliśmy z poprawin wesela Ani i Bobka. Nie rozumiałam zatem, co cudowna kofeina robi w naszym pokoju, lecz gdy odwróciłam głowę, wszystko stało się jasne. Na stoliku przy łóżku czekała taca ze śniadaniem, natomiast Woody łaził po pomieszczeniu w czarnym t-shircie i niebieskich bokserkach, pałaszując sporych rozmiarów kanapkę. Zatrzymał się, gdy dostrzegł, że go obserwuję i uśmiechnął się przez zaciśnięte usta.
   -Dzień dobry. - zaświergotał przesuwając dłonią po przyciskach podnoszących zewnętrzne rolety, wpuszczając jednocześnie do środka promienie słoneczne. -Dobrze spałaś? Nie miałem serca cię budzić, ale zbierałem się, by to zrobić, bo twoja kawa stygnie. Smacznego.
   -Dziękuję. - rzuciłam z wdzięcznością i wyciągnęłam rękę po posiłek. Zanim jednak ugryzłam pierwszy kęs, skarciłam mojego chłopaka wzrokiem. -Przestań wyrabiać te kilometry i wróć do łóżka, proszę.
   Obrzucił mnie zaskoczonym spojrzeniem, po czym połknął to, co miał w buzi i roześmiał się głośno. Dźwięk roznosił się po ścianach jeszcze jakieś pół minuty, a ja cierpliwie oczekiwałam jakiegoś wytłumaczenia.
   -Myślałem, że boisz się o dziurę w podłodze. - z wyszczerzem na twarzy uniósł brwi, hamując kolejny atak głupawki. -Okej, już idę.
   Ściągnął koszulkę, rzucił ją na fotel i po pas wsunął się pod kołdrę. Przytuliłam się do niego bez większego zastanowienia, na co objął mnie ramieniem, gładząc palcami jego górną część. Nie chciałam zgrywać kochającej dziewczyny, chciałam pokazać, że mi na nim zależy nawet, jeśli wiecznie zrzędzę.
   -Pamiętasz, że lecisz dziś do Hiszpanii? - spytał, na co przymknęłam powieki. Brawo, Reus, jesteś taki romantyczny.
   -Zawsze idealnie strzelisz pytaniem. - zripostowałam kąśliwie, przewracając oczami. Westchnął.
   -Upewniam się. - usprawiedliwiał swą dociekliwość. Oczywiście, pewnie zastanawia się, czy może wieczorem zaprosić do mieszkania Carolin Böhs. Ugh, przy najbliższej okazji usmażę ją na grillu i przyprawię chilli.
   -Na szczęście tym razem na ostatnie kilka dni. Dwie doby zdjęć, jakaś kolacja i może pokażą nam pierwsze efekty. A później mogę już na dobre się stamtąd wyprowadzić.
   -A premiera?
   -To już inna sprawa. No i będziesz tam ze mną. - uniosłam głowę, by sprawdzić jego reakcję. Wykrzywił się.
   -Skoro nie pozostawiasz mi wyboru...
   -Nie pozostawiam. - ostrożnie zmierzwiłam jego włosy, by przypadkiem nie udławił się przełykanym właśnie pomidorem. -W zasadzie sam zamknąłeś sobie drogę ucieczki, obiecując mi swoją obecność.
   -I dotrzymam słowa. - dodał unosząc brwi. -Ale najpierw daj mi dobrą radę: powinienem kupić środki nasenne czy opaskę na oczy?
   -Co? - zmarszczyłam czoło, oczekując dokładniejszych wyjaśnień. Wypowiadając to zdanie sądził chyba, iż do mózgu wszczepiono mi czytnik jego myśli. Jęknął z dezaprobatą.
   -No wiesz: pytam, czy film jest tak nudny, że lepiej go przespać czy tak wyuzdany, że lepiej na niego nie patrzeć.
   -Marco... - zerknęłam na niego litościwie, kiedy ponownie się roześmiał. -To żart?
   -Tak trochę. A mówiąc poważnie, nie ukrywam, że boję się to oglądać.
   -Dlaczego? - odwróciłam się tak, iż siedziałam teraz przodem, by móc rejestrować każdy ruch jego mięśni twarzy. Westchnął ciężko.
   -Dobrze wiesz, dlaczego. - mruknął wyciągając rękę po swój kubek z kawą. -Gdybym tylko mógł, nie przestudiowałbym tej produkcji nigdy w życiu, lecz jeśli nie zrobię tego na premierze, z pewnością z czystej ciekawości pójdę do kina, więc lepiej przebrnąć przez to bagno najszybciej, jak to możliwe. Pierwszy i ostatni raz.
   -Kochanie, jeśli naprawdę nie...
   -Lena, gdy włożyli ci stopę w stabilizator, a ja odmówiłem zabrania cię na mecz w Amsterdamie, przekonałaś się, że nie zmieniam zdania, gdy nie zachodzi potrzeba. Teraz też obstaję przy swoim i nie próbuj tego negować.
   -Kocham cię. - rzuciłam wtulając policzek w jego obojczyk, na co zatopił wargi w moich włosach. -I kocham twoją stanowczość.
   -I powiedz jeszcze, że jestem najlepszym piłkarzem na świecie, wtedy będę wielce ukontentowany.
   Nagły atak śmiechu, jaki mnie dopadł sprawił, iż odsunęłam się od Niemca, obejmując brzuch rękoma, by móc się uspokoić. Woody przyglądał się moim poczynaniom mocno zniesmaczony, zatem przypuszczałam, że zaraz strzeli focha. A podobno to moja robota!
   -W porządku, zgadzam się. - wyprostowałam się, po czym ujęłam jego twarz w obie dłonie. -Marco James'ie Reus, jesteś najlepszym piłkarzem na świecie. Do tego najprzystojniejszym, najcudowniejszym, najlepiej zbudowanym i najbardziej czarującym facetem. Najinteligentniejszym raczej nie, lecz to ci chyba nie przeszkadza.
   -Nie. - potwierdził i nie czekając dłużej, ostrożnie musnął moje usta. Obejmując mnie w pasie, przyciągnął do swojego ciała, wsuwając ręce pod koszulkę. I zapewne nasz poniedziałek zacząłby się tak, jak pragnęliśmy tego w tamtej chwili, aczkolwiek pewna para pokrzyżowała nam plany. Usłyszeliśmy krótkie pukanie, a sekundę później w progu stanęli Mario oraz Ann-Kathrin. Zatrzymali się tam, dopóki Marco nie pozwolił mi odsunąć się na bezpieczną odległość. Szybko poprawiłam nocny t-shirt, a mój chłopak oczywiście przeczesał rozwichrzone włosy.
   -Widzę, że śniadanko zjedzone, kaca brak... - palnął Götze z kąśliwym uśmieszkiem. -Dzień dobry, gołąbeczki! Wstajemy, dzień już się zaczął, słoneczko pięknie świeci, czas wysunąć dupkę z cieplutkiej pościeli! Woody, zanim wysuniesz swoją, upewnij się, że ją odziałeś. Nie muszę oglądać cię tak, jak stworzonego przez Boga.
   -Ktoś tu jednak ma kaca. - bąknął blondas, wywołując tym samym oburzenie przyjaciela. -A swoją drogą, tęskniłem za tym, Mario. Na obozach i meczach wyjazdowych Auba budzi mnie torpedami z ręczników lub pociskami z papierowych kulek. Nie umiem określić, co gorsze.
   -Oho, więc zagadka twojej postępującej głupoty rozwiązana! - Monachijczyk wyciągnął przed siebie palec, kreśląc nim kółka w powietrzu. -Jego broń uderza w twój mózg, a on kruszy się pod wpływem uderzenia. No co, jestem ścisłowcem, w gimnazjum miałem piątkę z fizyki.
   Panowie mierzyli swe sylwetki niemalże z żalem, a Ann i ja wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia. Duet Götzeus znów w natarciu. Utrzymywali stały kontakt przez internet i komórkę, a gdy tylko się spotykają, pajacują, dopóki ktoś nie wyznaczy im granicy normalności. Lub dopóki zwyczajnie jej nie przekroczą.
   -Dobra, wygrałeś. - oświadczył Reus, przewracając oczami. -Co was sprowadza w nasze... Emm... Skromne progi?
   -Wycieczka. - wyjaśnił hasłowo Mario, najwyraźniej dumny ze swojej zwięzłości. Spojrzeliśmy na niego nic nie rozumiejąc.
   -Wpadliśmy na pomysł pozwiedzania Warszawy. - uzupełniła modelka. -Podczas Euro nie starczyło nam czasu, a ty i Robert przecież stąd pochodzicie. Pomyśleliśmy z Mario, że może zechcielibyście wcielić się w rolę przewodników dla kilku niemieckich turystów...
   -Jasne, z wielką chęcią. - odpowiedziałam uśmiechając się szeroko. -Lewy na pewno też na to przystanie. Śpią jeszcze z Anią?
   -Tego nie sprawdziliśmy. - brunet wzruszył ramionami. -Nie wypada, no nie? Zakładam, że nie śpią, tylko konstruują ci chrześniaka, Lena.
   -Mario! - krzyknęła Ann, kilkakrotnie waląc go w głowę. -Zaraz wyślę cię na izbę wytrzeźwień!
   -Chrześniaka nie doczekam się jeszcze kilka lat. - przyznałam, wciąż zanosząc się śmiechem. -Anka trenuje karate, obecnie nie planują dzieci.
   -W takim razie prędzej Lewy zostanie ojcem chrzestnym, co? - zabawnie poruszył brwiami, na co Marco głośno wypuścił powietrze z ust. Odniosłam wrażenie, iż moje podbrzusze eksploduje od potężnej dawki humoru.
   -Dość, Götze, wychodzimy. - jego ukochana złapała go pod ramię i niemal siłą wystawiła za drzwi. -Przepraszam. Daj znać, jeśli coś ustalicie, okej?
   -Już do nich dzwonię, odezwę się. - podniosłam się z łóżka w poszukiwaniu telefonu, lecz zanim wykręciłam numer do Bobka, zerknęłam znad ekranu na Woody'ego. Obserwował mnie z tajemniczym bananem na ustach.
   -Żarciki żarcikami. - podsumował pod nosem. -Ale jeszcze tak się stanie, zobaczysz.


~~~


<Marco>
   Późnym popołudniem wylądowaliśmy z powrotem w Dortmundzie, ponieważ jutro Klopp odbierze nam wszystkie przywileje, jakie otrzymaliśmy w związku ze ślubem Lewego oraz Anny i wznowimy przygotowania do pierwszego meczu w nowym sezonie Bundesligi. Ten zbliżał się wielkimi krokami i powoli wypełniał swym istnieniem nasze głowy. Chcieliśmy dobrze wejść w rozgrywki i możliwie jak najdłużej utrzymać formę godną wicemistrza Niemiec. Ciągle mamy wiele do udowodnienia, nie tylko największym i najgroźniejszym rywalom, ale i kibicom oraz sobie samym. Wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego będziemy gotowi, by podjąć to wyzwanie.
   Kilka następnych dni przeżyłem w stresie, ze względu na niepokojące informacje z Barcelony. Lena skarżyła się na coraz częstsze bóle brzucha, problemy ze snem i ogólne osłabienie organizmu. Wprawdzie skończyli już zdjęcia do filmu, aczkolwiek wciąż w napięciu oczekiwali dnia premiery. Wczoraj spotkali się, by wspólnie zjeść pożegnalną kolację, po której otrzymałem od niej sms-a, że opuściła towarzystwo znacznie wcześniej, bo źle się poczuła, miała zawroty głowy i uznała, iż lepiej położyć się do łóżka. Nie odebrała ode mnie telefonu, tłumacząc to potrzebą ciszy i spokoju, więc po prostu jej go dałem, choć w rzeczywistości cholernie się o nią martwiłem. Winą za jej kiepski stan zdrowia obarczałem siebie - zbyt późno doszedłem do wniosku, że mogłem ugryźć się w język, gdy w Warszawie rozmawialiśmy na temat premiery i nie przelewać na nią swoich obaw. Była wystarczająco zestresowana tym faktem, a ja dołożyłem dodatkowo swoje wątpliwości i uwagi. Niestety, czasu już nie cofnę, lecz gdybym tylko dostał wolne, zapewne bukowałbym już bilety na samolot do Hiszpanii, jednak nawet na to nie liczyłem. Trener nie uznałby złego samopoczucia mojej dziewczyny za sytuację awaryjną, pilną czy poważną, więc pozostało mi odczekać ten pieprzony tydzień do pokazu. Uzbrój się w cierpliwość, Reus, nic innego ci nie pomoże.
   Po którymś z treningów, który trwał dla mnie w nieskończoność, odebrałem wiadomość od Carolin. Pytała, czy znajdę chwilę czasu, by wyskoczyć z nią na kawę. Zgodziłem się. Być może właśnie tego potrzebowałem - trochę luzu i małej odskoczni, dzięki której spojrzę na problemy Leny przychylniejszym okiem i bardziej opanowany. Poza tym, Caro przestała stosować wszelkiego rodzaju gierki i podchody, nie istniał zatem żaden powód, bym nie darzył jej zaufaniem. Znaliśmy się kilka lat, wiele razem przeszliśmy,  i miałem niemałe pojęcie o jej charakterze. Okej, na początku mnie zaskoczyła i to z grubej rury, ale wszystko wróciło do normy. Kontaktowaliśmy się jak kumpel z kumpelą. Po prostu.
   Umówiliśmy się w Vapiano i gdy wszedłem do środka, już na mnie czekała. Swego czasu regularnie jadaliśmy w tym miejscu, więc doskonale wiedziała, który stolik zająć. Przywitaliśmy się, po czym usiadłem naprzeciwko z kartą dań, by zamówić coś konkretnego. Na zajęciach z Jürgenem zgłodniałem jak wilk, ale to żadna nowość. Przeważnie wychodziłem ze stadionu z pustym żołądkiem, bo śniadania całą drużyną jadaliśmy zaledwie dwa razy w miesiącu. I tylko śniadania.
   -Zamówiłam twój ukochany makaron. - powiedziała z uśmiechem widząc, z jaką gorliwością lustruję menu. -Podadzą za dziesięć minut.
   -Boże, dzięki. - rzuciłem odkładając kartę. -Umieram z głodu. Auba wyjątkowo guzdrał się pod prysznicem i przez niego wyszedłem znacznie później, niż planowałem. Za karę następnym razem wykąpie się w butelce wody.
   -Co za okrutność, Marco. - roześmiała się pogodnie. -Kiedyś nie tryskałeś taką agresją.
   -Życie nauczyło mnie walczyć o swoje. Gdybym się nie starał, nie miałbym teraz miejsca w podstawowym składzie, uznania kibiców, statusu przywódcy... Nie miałbym też Leny. To długa historia. - dodałem, gdy dostrzegłem, że patrzy na mnie pytająco. -Może zabrzmię śmiertelnie egoistycznie, ale zdawałem sobie sprawę, że na nią zasługuję. I było warto.
   -Opowiedz mi o tym. - poprosiła splatając ze sobą palce obu rąk. Zmarszczyłem czoło.
   -O czym?
   -O waszej znajomości. Jak się poznaliście, jak zerwała z chłopakiem i jak wyglądała droga do waszego związku. Jeśli chcesz, oczywiście.
   -To żaden problem. - zapewniłem zaskoczony. -Pytanie, czy to ty na sto procent chcesz tego wysłuchać.
   -A dlaczego nie? - wzruszyła ramionami. -Obecnie mogę jej jedynie zazdrościć, więc trochę historii chyba mi nie zaszkodzi, prawda?
   Westchnąłem, uśmiechając się półgębkiem. Zawsze lubiłem wspominać ten okres mojego życia, choć wcale nie był prosty. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem Lenę na lotnisku w Dortmundzie, wiedziałem, że kogoś ma. Mimo to, widywaliśmy się w miarę systematycznie i dość szybko zaczęliśmy się dogadywać, aż do przełomu na Ibizie, czego dalszą konsekwencją stały się wydarzenia w moim mieszkaniu. Wtedy wyjechała, a ja błyskawicznie za nią zatęskniłem... Całe szczęście, bo Štilić połamałby jej wszystkie kości. Zostawiła go, przeprowadziła się do Niemiec, a przez intrygę głupiego Lewandowskiego dowiedziała się, co do niej czuję. I w zasadzie w tym miejscu zdobyłem ją po raz pierwszy. Zamieszkała u mnie i pozwalała się zdobywać. Oboje doświadczaliśmy wzlotów oraz upadków, lecz potrafiliśmy się podnieść i pomóc sobie nawzajem. Jednak, gdy wyjechała w końcówce listopada... Nadal sądzę, iż to najgorszy miesiąc w mojej pieprzonej egzystencji. W tym czasie drażnili mnie wszyscy i wszystko, z wyjątkiem Nico. Ale został mi obficie wynagrodzony, bowiem kiedy Lena wróciła, została już na stałe. Tak jest do dziś i głęboko wierzę, że będzie już zawsze. To całkiem możliwe.
   Właśnie tyle przekazałem Carolin. Wystarczająco, by ją usatysfakcjonować, ale i nie zdradzać intymnych faktów naszego związku. To, co nasze, pozostanie nasze. Ona też wyznawała tą zasadę, więc powinna ją akceptować. Gadałem i gadałem, a ona słuchała, co jakiś czas robiąc przerwę na wpakowanie do ust zamówionego jedzenia. Z mojego talerza znikało w zaskakującym tempie, lecz to przecież normalne. Klopp i jego wyciski...
   -Mniej więcej tak to się potoczyło. - zakończyłem odkładając widelec. Zerknęła na mnie, ale z jej twarzy nie wyczytałem kompletnie nic.
   -To piękne, Marco. - przyznała zamyślona. -Teraz przynajmniej rozumiem, dlaczego tak bardzo ją kochasz.
   -Nie kocham jej za to, że musiałem sprawić, by mnie zechciała czy za to, że się o nią starałem. - sprostowałem. Zamierzałem rozbudować wątek, gdy usłyszałem nadchodzące połączenie. Obdarzyłem Caro przepraszającym spojrzeniem. -Wybacz, że odbiorę, ale to trener. Pewnie coś ważnego.
   -Marco? - wypalił, zanim zdążyłem się odezwać. Roześmiałem się. Tak błyskawiczny Jürgen dawno się nie ujawniał. -Bardzo jesteś zajęty?
   -No... Trochę. A o co chodzi?
   -Przyjedź ponownie do klubu. Musimy poważnie porozmawiać.
   -Ale...
   -Nie zadawaj zbędnych pytań. - mówił twardym, nieznoszącym sprzeciwu głosem. -I pospiesz się, proszę.
   Rozłączył się, pozostawiając mnie z totalną niewiedzą. Świetnie. Jeden problem z Leną to najwyraźniej zbyt mało.


***


Rozdział pisany torpedą, ale nawet jakoś wyszedł, jestem z niego zadowolona. Jest wprowadzeniem do tzw. 'akcji właściwej', czyli od 16-tki przechodzimy do sedna opowiadania :)

I jeszcze jedna informacja... Kochane, planuję zawiesić drugiego bloga, nie ze względu na brak rozdziałów, a brak czytelników. Nie wiem, skąd ten problem - jedna z Was napisała, że woli to opowiadanie... Więc okej. Ponieważ i tak Was kocham, zgodnie z obietnicą, wrzucę w poniedziałek rozdział czwarty. Jeśli pojawi się pięć komentarzy, dam mu jeszcze szansę. Jeśli nie - najpierw dokończę to, a później wrócę do tamtego. Może wtedy przekonacie się do bohaterów :)

Jestem potwornie zawiedziona losowaniem grup LE. Niemcy nie przyjadą do Polski :( Ogromna szkoda, ale nadzieja umiera ostatnia ♡
Do usłyszenia!

sobota, 22 sierpnia 2015

14. Du bist die schönste Trauzeugin, die ich irgendwann gesehen habe

   Kiedy po trzeciej próbie dostania się do mieszkania nie otworzył drzwi, wyjęłam klucze z torebki i już po chwili przekręcałam je w zamku. Weszłam do środka, wepchnęłam za sobą ogromną walizkę i uśmiechnęłam się szeroko. Do moich nozdrzy dotarł właśnie znajomy zapach jego mieszkania, za którym tak tęskniłam i który tak kochałam. Po sześćdziesięciu dniach zagranicą cieszył mnie nawet fakt, iż ponownie mogę go poczuć.
   -Marco? Jesteś w domu? - zawołałam pojawiając się w salonie. Pomieszczenie wręcz lśniło czystością. Skurczybyk, doskonale pamiętał, że właśnie dziś zamierzam przyjechać i zadbał o idealny wygląd swojej posiadłości. Nieważne, czy wynajął serwis sprzątający czy wziął to na siebie. Liczyły się dobre chęci.
   Zorientowałam się, iż nie otrzymałam odpowiedzi na swoje pytanie, więc zostawiłam bagaż przy schodach i udałam się do sypialni. O dziewiątej trzydzieści zazwyczaj już nie śpi, lecz tylko tam, ewentualnie w łazience mógł się obecnie znajdować. Uchyliłam drzwi, ale po Reusie ani śladu. Łóżko pościelone, okno otwarte, ubrania schowane w niedomkniętej garderobie. Skłonna pomyśleć, że pojechał na trening, dostrzegłam w przeciwległym kącie pokoju jego sportową torbę, przez co autentyczność tej teorii spadła do zera i dała mi jednocześnie do myślenia. Gdzie mogło go wynieść z samego rana, jeśli nie na stadion? Raczej nie na zakupy... Ostatnim, co przyszło mi do głowy było zwyczajne wykonanie telefonu i tak właśnie uczyniłam. Usiadłam na posłaniu, odliczając kolejne sygnały, wraz z którymi malała nadzieja na odzew z jego strony. Ostatecznie nie nastąpił i to już naprawdę mnie przeraziło. Mój mózg analizował setki wydarzeń, głównie negatywnych, jednak żadnego z nich nie chciałam dopuścić do wiadomości. W szczególności tego, że od wczorajszego wieczora nie wrócił do mieszkania z kilku różnych powodów.
   Skonsternowana zeszłam na dół, by zaparzyć kawę. Wstałam dziś przed piątą, specjalnie po to, aby zdążyć na wcześniejszy samolot i zrobić mojemu chłopakowi niespodziankę. Nie przewidziałam jednak, że i on ma wobec mnie cudowne plany, celujące w moje zszargane ostatnio nerwy. Siedząc na kanapie z kubkiem parującej kofeiny i smartfonem przy uchu, słyszałam kołatanie swojego serca i przyspieszony oddech. Nie potrafiłam skupić się nawet na tym, co aktualnie robiłam. Gdyby Woody jakimś cudem odebrał teraz połączenie, nadal trwałabym w tej samej pozycji, zapominając, po co od dwudziestu minut próbuję się z nim skontaktować. Najgorszemu wrogowi nie życzyłabym znalezienia się w takiej sytuacji.
   Nagle ktoś naparł na klamkę drzwi wejściowych, po sekundzie z hukiem je zamykając. Zerwałam się z sofy i z zaskoczeniem odkryłam, iż z korytarza dobiegają dwie tonacje głosów: męski i żeński. Co gorsza, rozpoznałam tylko jeden z nich.
   -Nigdy nie zdarzyło mi się nie przekręcić klucza w zamku. - odezwał się mężczyzna. -Chyba, że... Ale tak wcześnie?
   Jak oparzony wpadł do reprezentacyjnej części swej willi i pierwsze, na co zwrócił uwagę, to moja walizka. Dopiero później odszukał wzrokiem moją sylwetkę i zawiesił się na dłuższy moment. Wpatrywaliśmy się w siebie dość krótko, bowiem na więcej nie pozwoliła niska blondynka, która właśnie wyłoniła się zza pleców Marco, mierząc mnie sympatycznym, choć pewnym siebie spojrzeniem. Usiłowałam uspokoić wstrząsające mną delikatne drgawki, ale jej obecność skutecznie mi to uniemożliwiała. I nie było w tym nic zadziwiającego.
   -Lena... - wykrztusił wreszcie piłkarz, jakby nie dowierzając, że mnie widzi. -Przecież... Mówiłaś, że przylecisz później... Gdybyś zadzwoniła, odebrałbym cię z lotniska...
   -Myślałam, że jesteś zajęty... I najwyraźniej byłeś. - warknęłam przygryzając wargę, bo pod powiekami wzbierały już łzy bezradności. -W dodatku dość intensywnie, bo dobijałam się na twoją komórkę, odkąd tylko weszłam do mieszkania.
   -Prowadziłem auto, więc ją wyciszyłem... Dobrze zdajesz sobie sprawę, że zawsze tak robię.
   -Marco... - szepnęła jego towarzyszka, nim zdążyłam na niego naskoczyć, przez co sparaliżowałam ją wzrokiem seryjnego mordercy. Odwrócił się w jej kierunku. -Pójdę już, chyba powinniście pogadać. Zobaczymy się później.
   -Twoja znajoma nawet nie chce się przedstawić? - atakowałam dalej, lustrując ją z goryczą. -A może właśnie o to chodzi?
   -Prawdę powiedziawszy, czekałam na spotkanie z tobą... Ale w innych okolicznościach. - przyznała zbijając mnie z tropu, po czym podeszła i wyciągnęła do mnie dłoń. -Carolin Böhs.
   Gapiłam się na nią, doskonale wiedząc, jak głupio teraz wyglądam. Cud, że jeszcze nie wyparowałam ze złości, choć poczułam, że robi mi się słabo. Ściskałam właśnie rękę swojej rywalki, która pojawiła się w Dortmundzie nie wiadomo, skąd i po co. Doprowadzała mnie do szału, choć wydawało się, że ma dobre intencje.
   -Lena Lewandowska. - odparowałam wkładając wiele wysiłku w zachowanie klasy. -Jesteś...
   -Tak, ale nie wspominajmy o tym. - ucięła z serdecznym uśmiechem. -To przeszłość, dlatego nie myśl, proszę, że łączy nas coś więcej. Nic między nami nie zaszło.
   Odsunęła się, a ja patrzyłam, jak żegna się z Reusem i rzucając krótkie 'cześć', wychodzi na klatkę. Palące spojrzenie chłopaka przeszywało moją twarz, lecz nie byłam w stanie się poruszyć. Zwyczajnie nic nie rozumiałam.
   -Mała... - zaczął obejmując mój bezwładny nadgarstek. -Potwornie zbladłaś... Usiądź.
   -Nie dotykaj mnie. - syknęłam odwracając się w stronę okna. Potrzebowałam dwóch minut ciszy, by dojść do siebie. -Od kiedy to trwa?
   -Ale co? - spytał wzruszając ramionami. -Myszko, uspokój się i zaczniemy od początku, okej? Nie histeryzuj.
   -Martwiłam się... - wydusiłam ocierając spływającą po policzkach ciecz. -Gdzie byłeś, do cholery?!
   -Wstałem wcześniej i pojechałem na zakupy, bo wspominałaś, że wylądujesz w południe, więc zamierzałem przygotować obiad. W międzyczasie zadzwoniła Caro, sądziła, że mam trening, ale wtajemniczyłem ją w temat i zjedliśmy razem śniadanie na mieście.
   -A w nocy?
   -Spałem, w naszej sypialni. Sam. Zaraz... - spojrzał na mnie z bananem na ustach. -Uważałaś, że cię zdradzam? Serio?
   -A jak miałam to odebrać, co?! - uniosłam się, zerkając na niego z góry, bowiem zajął miejsce na obitym skórą meblu. -Od rana nie ma cię w mieszkaniu, nie odpowiadasz na moje sygnały, a na koniec wracasz ze swoją byłą... Dlaczego nie wiedziałam, że odnowiliście kontakt?
   -Chodź do mnie. - wyciągnął rękę, a gdy stanęłam wystarczająco blisko, wciągnął mnie na swoje kolana i mocno przytulił. -Po raz pierwszy Carolin zapukała tutaj niedługo po twoim wyjeździe. Rozmawialiśmy... Napisała do mnie, poprosiła o spotkanie, zgodziłem się. Bardzo chciała cię poznać. Zdecydowaliśmy, że będziemy podtrzymywać naszą znajomość na normalnym, koleżeńskim poziomie. Nic poza tym.
   -Dlaczego mi nie...
   -To by cię dodatkowo stresowało. - wyjaśnił, gładząc moje włosy. -Chciałem, abyś skupiała się tylko na tym, co masz do wykonania.
   -Powinnam być o tym poinformowana. - mruknęłam wtulając twarz w jego koszulę. -Cały czas powtarzałeś, że twoja ex jest w porządku, ale nie sądzisz, że jej ponowny przyjazd do Dortmundu ma jakiś cel?
   -Pewnie ma. Zaznaczyłem, że to jej ostatnia szansa, a ona obiecała, że nie będzie ci się naprzykrzać, jeśli się nie polubicie.
   -Nie wierzę jej, Marco. - wymamrotałam wprost w jego tors. -Nie wierzę, że nie uknuła jakiegoś podstępnego planu. Nie znam jej, ale nie przekonała mnie do siebie.
   -Nie zniszczy naszego związku, możesz być tego pewna.
   -Ona jest jak mój film: będziemy kłócić się o nią tak długo, dopóki wszystko się nie posypie.
   -Więc to odbudujemy. - stwierdził, jakby odkrył właśnie oczywistą oczywistość. -Skarbie, ostatnio stałaś się strasznie zdystansowana i poddenerwowana, nie zauważyłaś? Wszystko cię drażni, nawet to, że o pięć minut spóźniam się na rozmowę na Skype.
   -Zauważyłam, przepraszam. - podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. -To postępujące zmęczenie. Dobrze się składa, że odpocznę chociaż w ten weekend, o ile wesele można tak nazwać. W tym świecie od błysku fleszy raczej nie dostanę urlopu.
   -Dostaniesz, ode mnie. - puścił oczko i musnął wargami moje czoło. -Idź na górę, połóż się, a ja zabiorę się za ten obiad. Do sesji treningowej zostało jeszcze trochę czasu. Najpierw jednak muszę się z tobą we właściwy sposób przywitać.
   Zmarszczyłam brwi, a gdy dotarł do mnie sens jego słów, roześmiałam się cicho, zarzucając dłonie na szyję piłkarza i niespiesznie zatopiłam usta w jego pocałunku.


~~~


   Oczywistym wydawał się być fakt, iż zostałam wybrana przez Roberta na jego świadkową na ślubie z Anną i przyjęłam tą rolę z wielkim zaszczytem. Przerażała mnie jednak myśl, że byłam zmuszona opuścić Reusa w stolicy Polski - bo właśnie tam Bobek i jego narzeczona zamierzali się pobrać. Uspokoiłam się, gdy w dniu ceremonii z samego rana dotarła do mnie informacja, że blondas pozostawał pod opieką moich rodziców, podczas gdy ja towarzyszyłam karateczce w ostatnich przygotowaniach, a pod kościół przyjechał wraz z Mario i Ann-Kathrin oraz zaproszonymi gośćmi z Dortmundu. Brakowało mi wtedy jedynie parodii filmu "Kevin sam w Nowym Jorku" - z tym, że "Marco sam w Warszawie" musiałby zostać nakręcony jako horror albo sensacja, bo bez wątpienia Niemiec narobiłby ogromnego łomotu.
   Anna Stachurska wyglądała przepięknie. Inaczej nie można tego opisać. Wystarczyło jedynie dostrzec wzruszenie w oczach Lewego, gdy zobaczył ją w wejściu do kaplicy. Był niewiarygodnie szczęśliwy, że od dziś jego wieloletnia miłość będzie nosiła jego nazwisko, tytuł jego żony oraz identyczną obrączkę na palcu. Próbując sobie przypomnieć, kiedy ostatnio równie mocno rozpierała go radość, nie potrafiłam znaleźć odpowiedniego momentu. Mogłam więc stwierdzić, iż to naprawdę najszczęśliwszy dzień w jego życiu.
   Zanim usiadłam za bratem pod ołtarzem, zerknęłam przelotnie na Reusa. Trajkotał z Götze, lecz szybko zorientował się, że jest obserwowany, więc puścił do mnie oczko, na co tylko się uśmiechnęłam. Prezentował się cholernie seksownie, o czym doskonale wiedział i pomimo, iż nie dał namówić się na garnitur, ubrania, które wybrał, pasowały do niego, jak do wieszaka. Spłoniesz za to w piekle, Woody.
   Wszyscy bez wyjątku czekali na tą jedną, jedyną chwilę, w której narzeczeni przestaną być narzeczonymi, a kapłan ogłosi ich małżeństwem. Gdy w trakcie składania przysięgi w oczach Roberta pojawiły się łzy, najpierw nie mogłam w to uwierzyć, po czym sama popłakałam się jak dziecko. Powoli godziłam się z tym, że moje jedyne rodzeństwo zyskuje kogoś, kto będzie dla niego ważniejszy, niż rodzice oraz siostra. Taka jest kolej rzeczy. Ludzie dorastają, podejmują poważne decyzje, chcą prowadzić własne życie i zakładać rodziny. I to jest piękne. Człowiek nie potrafi funkcjonować w pojedynkę, czego Ania i Robert stanowią najlepszy przykład. Ania, która właśnie zmieniła nazwisko i Robert, który ma już prawo zwracania się do ukochanej 'moja żono'.
   Końcowe obrzędy zaślubin: podpisanie dokumentów, obrzucanie ryżem i drobnymi monetami, tysiące życzeń od fanów, tłumnie zgromadzonych na zewnątrz, jak przewidziała pani Lewandowska i kilkanaście błyśnięć dziennikarskich fleszy na sekundę, bo przecież każdy chciał wykonać jak najlepsze fotografie do artykułów. Marco zniknął mi z pola widzenia, lecz zapewne jak wszystkie znane osobistości, uciekał przez aparatami do jednej z podstawionych limuzyn, mających przewieźć gości na przyjęcie weselne. Nie czekali na Parę Młodą, to trwałoby zbyt długo, dlatego po blisko pół godzinie z ulgą wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy do pałacu pod Warszawą, by rozpocząć zabawę. Główne gwiazdy wieczoru niewiele mówiły - przejęcie wymalowane na ich twarzach wypowiadało się samo za siebie. Cały czas jednak obdarzali się czułymi spojrzeniami i gestami, na co wszyscy zwracali uwagę, lecz nikt nie okazywał zdziwienia - przecież dziś było to wręcz wskazane.
   Tradycyjne przeniesienie Panny Młodej przez próg wywołało salwę braw, gwizdów i okrzyków, przy czym goście po raz pierwszy zachęcili świeżo upieczonych małżonków do wspólnego pocałunku. Wtedy też odnalazł się Woody - w samą porę, bo po pomocy w odbieraniu kwiatów i prezentów oficjalnie przestałam odgrywać funkcję weselnej przyzwoitki Bobka i mogłam więcej czasu poświęcić swojemu chłopakowi. Idąc do stolika, by zająć miejsce zaraz obok brata i rodziców, poczułam jego dłoń na biodrze, a po chwili subtelne muśnięcie cudownych ust Niemca w okolicy ucha.
   -Jesteś najpiękniejszą świadkową, jaką kiedykolwiek przyszło mi zobaczyć. - szepnął z zalotnym pomrukiem. Zawstydzona opuściłam głowę.
   -Więc chyba niewiele ich widziałeś.
   -Może po prostu nie zwracałem na nie uwagi?
   -Nie podlizuj się. - pokazałam mu język, kiedy odsunął dla mnie krzesło. -I tak będziesz dziś ze mną tańczył. Pewnie nie tylko ze mną.
   -Już się na to przygotowałem. - oświadczył dumnie. -No wiesz, psychicznie. To tylko jedna noc, dam radę.
   -Mam nadzieję. - odparowałam niezbyt sympatycznie, odsuwając się, by kelner mógł bezpiecznie przelać zupę do mojego naczynia. Marco zerknął na mnie zaskoczony.
   -Mała, co się z tobą ostatnio dzieje? - spytał prosto z mostu. -Naprawdę jesteś okropnie zgryźliwa. Zrobiłem ci coś?
   Tak, sprowadziłeś do mieszkania tą nachalną blond lalę i oboje udajecie, że nic was nigdy nie łączyło. Może to pułapka? Powinnam się nabrać?
   -Wybacz, nie miej mi tego za złe. - skruszyłam się, usilnie zachowując naturalny ton głosu. -To chyba nie mój czas, ale nie chce teraz o tym myśleć. Robert właśnie się ożenił i to jest teraz najważniejsze.
   -Pamiętaj, że zawsze możesz mi o wszystkim powiedzieć. - ujął moją dłoń i ucałował jej wierzch. -A nawet powinnaś.
   -Pamiętam. - złożyłam wargi na jego policzku. -A teraz jedz, bo wystygnie. Na sto procent pewnie już zgłodniałeś.
   Spojrzał mi w oczy i zaczął się śmiać. Pokręciłam jedynie głową, równie rozbawiona.
   -Za dobrze mnie znasz, Lena. I za to cię kocham.


~~~


   Przyjęcie weselne trwało w najlepsze. Goście bawili się świetnie, po kilku alkoholowych kolejkach zniknęły też bariery językowe, które w niczym nie przeszkadzały już panom zza zachodniej granicy, gdy prosili do tańca urocze, polskie damy. Prym w tej dziedzinie zaskakująco wiódł nie Aubameyang czy Großkreutz, a Götze, przyciągający do siebie kobiety prawdopodobnie urokiem osobistym, którego nie można było mu odmówić. Sytuacja nieszczególnie przypadła do gustu Ann-Kathrin, zazdrosnej o poczynania chłopaka, aczkolwiek sama prezentowała się dziś jak grecka bogini i to od niej nasza 'dziesiątka' nie potrafiła oderwać wzroku. Poza tym, ufała swojemu wybrankowi i miała doskonałą świadomość, iż nie interesują go inne panny. Pasowali do siebie jak skomplikowana układanka i naprawdę potrzeba cudu, by ich poróżnić.
   Reus za to po raz kolejny już tego wieczora obracał na parkiecie moją mamę i zawsze, gdy na nich patrzyłam, na mojej twarzy rozkwitał uśmiech. Byłam przekonana, że mnie obgadują, ponieważ dość często mnie obserwowali. Nie próbowałam nawet zgadywać, o czym konwersują, wyobrażałam sobie za to, jak to może wyglądać w przyszłości, bo oczywiście istniała możliwość, że moi rodziciele zostaną teściami Marco. Tato bez wątpienia prawiłby mu bezlitosne kazania, matka dawałaby cenne uwagi odnośnie moich ślubnych pragnień, lecz oboje go akceptowali, więc raczej nie rozbolałaby go głowa od tych wszystkich nowinek. Wracając do tematu - tak, byłam gotowa za niego wyjść, bo go kochałam i potrafiłam snuć wizje dotyczące naszej wspólnej przyszłości. Może wtedy Carolin Böhs dałaby mu święty spokój.
   -Lena, mam pytanie. - usłyszałam nagle za plecami. Ann trzymała mnie za ramię. -Zechciałabyś na moment wyjść ze mną na zewnątrz?
   -Oczywiście. - zgodziłam się bez wahania. Do gry wkroczyły teraz partnerki drużyny BVB, zatem nasi chłopcy znajdą zajęcie na następne pół godziny. Dopiłam swój napój i już po chwili wyszłyśmy z sali pałacowej.
   -Ann, wszystko w porządku? - zapytałam, gdy przechadzałyśmy się po parku. Twarz modelki zdradzała zaniepokojenie i nieznaczne przygnębienie, które nijak pasowały do atmosfery dnia dzisiejszego.
   -Tak, nie martw się. - przytaknęła. -Denerwuję się, bo Mario rzadko pije, a co za tym idzie, pajacowanie po alkoholu to dla niego żaden problem... Nie chcę, żeby się zbłaźnił. Jesteśmy na niesamowitym weselu i zamierzam zostać na nim do końca.
   -Sądzę, że nie masz powodów do obaw. - uspokajałam ją. -Mario zna granice, nie zawiedzie cię.
   -Tak, jak na Ibizie?
   -Nie. - roześmiałam się. -Wtedy sami ustanawiali sobie prawa. Wyprowadzaliście się, uznali, że muszą to oblać.
   -Wiem, rozumiem... Lena?
   -Tak?
   -Ostatnio, gdy rozmawiałyśmy, opowiadałam ci o życiu w Monachium... A jak tobie układa się z Marco?
   Zbiła mnie z tropu. Proste pytanie, na które odpowiedź była jasna jak słońce, a jednak doszukiwałam się w nim ukrytych podtekstów. Nieskutecznie.
   -Bez zmian. - stwierdziłam wzruszając ramionami. -Tak mi się przynajmniej wydaje.
   -Nie męczę cię tym bez powodu. - pospieszyła z wyjaśnieniami. -Kilka dni wcześniej podsłuchałam paplaninę Marco i Mario na Skype... Marco żalił się, że ciągle marudzisz, narzekasz, strzelasz fochy... Nie obrażam cię, on się po prostu boi, że ktoś cię skrzywdził i ukrywasz to przed nim.
   -Nic takiego nie miało miejsca. - dosadnie wypowiedziałam każde słowo. -Brakuje mi już pomysłów, by go o tym przekonać. Ale faktycznie, od jakiegoś czasu bycie wredną wychodzi mi nienagannie.
   -Dlaczego?
   -Chciałabym już wrócić do Niemiec. W Barcelonie coraz gorzej śpię, nie dojadam, czuję się zmęczona, przez co kręci mi się w głowie, gdy wstaję rano. Praca pochłonęła mnie na tyle, że zapomniałam zorganizować czas wolny dla siebie i mój organizm się buntuje.
   -Od rana do wieczora jesteś na zdjęciach...
   -Obecnie tak, bo wchodzimy w ostatnią fazę. Na szczęście.
   -A nie możecie poprosić reżysera o korzystniejsze zaplanowanie grafiku zajęć?
   -Tam nic nie zależy od nas. - westchnęłam. -Reszta ekipy to zawodowi aktorzy, przyzwyczaili się. A ja? Gdyby mnie poinformowano, ile wymagają od odtwórcy głównej roli, na pewno przemyślałabym ten kontrakt minimum dwa razy. Ale skończę to, co zaczęłam.
   -A później odpoczniesz.
   -Jeśli się uda. - bąknęłam, na co Ann zerknęła na mnie kątem oka.
   -O czym ty mówisz?
   -O byłej dziewczynie Marco. - wypaliłam, a źrenice Niemki powiększyły się. -Pojawiła się podobno po moim wyjeździe, nie wiadomo, skąd i po co, żeby namieszać mu w głowie. Znów się spotykają, niby wyłącznie jako znajomi, ale wszystko może jej strzelić do głowy...
   -Lena, chyba nie mogę ci pomóc, bo nie znam Carolin, słyszałam o niej jedynie z opowiadań... Mniemam, że ty tak samo. - skinęłam głową, więc kontynuowała. -Ale dzięki Mario poznałam jego przyjaciół, dlatego zapewniam cię, że Reus nie zrobiłby ci takiego świństwa. On jej nie kocha, rozumiesz?
   -Popatrz na to z innej strony. - odwróciłam się do niej, gdy zatrzymałyśmy się przy tryskającej wodą fontannie. -Przyznałaś, że Marco skarży się na mnie. A co, jeśli... Odsuniemy się od siebie, a ona to wykorzysta...? To całkiem logiczne, prawda?
   -Nie! - zaprotestowała energicznie. -Marco uwielbia cię taką, jaka jesteś, niezależnie od tego, jak się zachowujesz. Pogodził się z twoimi wadami, akceptuje je. Czego ty jeszcze od niego wymagasz?
   -Nie ufam tej Carolin! Dlaczego zamieszkała z powrotem w Dortmundzie? Dlaczego zerwała z chłopakiem? Dlaczego ze wszystkich przyjaciół, jakich tu zyskała, odezwała się akurat do swojego byłego? To śmierdzi podstępem i nie pozwolę, by mi go bezczelnie zabrała.
   -Kochana, przesadzasz. - poklepała mnie po plecach. -Nie możesz bezpodstawnie twierdzić, że uknuła intrygę. Poza tym, Marco nie ulega pokusom, bo niczego mu przy tobie nie brakuje.
   -Zobaczymy.
   -Odpuść, na serio. - uśmiechnęła się pogodnie. -Poczekaj, uzbrój się w cierpliwość i oceń, jak rozwija się sytuacja. Dopiero wtedy ewentualnie podejmuj działania.
   -Niech ci będzie. - poddałam się przygryzając wargę. -Spróbuję.
   -Spróbuj. I przestań się wkurzać, to szkodzi piękności. - zaśmiałyśmy się obie. -Myślę, że powinnyśmy już wracać. Anna i Robert pewnie szykują dla gości jakąś...
   -Tu jesteście! - usłyszałyśmy nagle krzyk mojej szwagierki. Schodziła ku nam ze schodów, trzymając w palcach suknię ślubną, by się o nią nie potknąć. -Chłopaki was szukają, zastanawiają się, gdzie zniknęłyście. Wszystko gra?
   -Jasne. Wyszłyśmy zaczerpnąć świeżego powietrza. - odpowiedziałam obejmując ramieniem Ann-Kathrin. -Właśnie wracamy.
   -Super, bo zaraz odbędą się oczepiny i mam zamiar was zaangażować. - oświadczyła tonem nieznoszącym sprzeciwu, po czym pociągnęła nas do wejścia. -Ciekawe, czy Lewy rozpozna swoją żonę z zawiązanymi oczami... Wow, ślicznie dziś wyglądacie! Aż zazdroszczę tym wariatom... To jak, gotowe?
   Cała Ania - sielanka wypisana na twarzy plus tysiąc pomysłów na minutę. Czy można wymarzyć sobie lepszą bratową?


***


Okej, dopiero ten rozdział jest o niczym :p No chyba, że będziecie wyciągały jakieś wnioski, ale to już zależy od Waszej wyobraźni... :)
Nie mam dziś pozytywnych informacji. Po pierwsze, nie dołączyłam zapowiedzi, bo wraz z tym rozdziałem kończą się moje zapasy. Wena jednak jest, więc liczę, że napiszę następną część w przeciągu tygodnia.
I druga sprawa, którą muszę poruszyć, bo męczy mnie już jakiś czas: Kochane, być może nie wiecie (jeśli nie, to dziś się dowiecie), że ogólnie nie cierpię proszenia się o komentarze, gdyż nie miałam z tym większego problemu. Jednak ostatnio zauważyłam, że pojawia się coraz mniej Waszych opinii i nie ukrywam, że jest mi przykro z tego powodu. Jeśli ja piszę rozdział, to oczekuję, że Wy skomentujecie go chociaż w paru słowach, bo dla mnie na tym polega współpraca. A jestem przekonana, że zajmuje Wam to o wiele mniej czasu, niż mnie :) Rozumiem, że nie zawsze jest pomysł na napisanie czegoś sensownego, ale mnie wystarczy naprawdę kilka zdań, żeby mieć świadomość, ile osób tak naprawdę czyta. Wtedy będę szczęśliwa :)
Okej, ostatnie, przyjemniejsze ogłoszenie parafialne: pojawiły się już daty publikacji dwóch kolejnych rozdziałów na drugim blogu. Zachęcam do zapoznania się z nimi i do... Oczekiwania :)

Pozdrawiam, do usłyszenia możliwie jak najszybciej ♡

wtorek, 18 sierpnia 2015

Liebster Blog Award 2 / 3

Cóż... Dopadły mnie kolejne dwie nominacje do LBA i żeby znów nie spamować, postanowiłam opublikować je w jednym poście :) Ogromne DANKE dla tosi mm oraz euphory r :)


Pytania od tosi mm:
1. Ulubiony klub?
Prosta sprawa: Borussia Dortmund i Lech Poznań. Nic dodać, nic ująć.
2. Gdybyś miała w kilka minut zdecydować się, gdzie chcesz spędzić wakacje życia, jaki kraj/miasto byś wybrała? 

Kraj: Stany Zjednoczone. Dlatego, że w tym państwie nie jestem w stanie wybrać jednego miasta, które bym odwiedziła. Na obszernej liście znajduje się Miami, Nowy Jork, Las Vegas, Los Angeles... I pewnie wszystkie inne metropolie. Uważam, że USA są piękne, silnie rozwinięte, widoki zapierają dech w piersiach, no i na pogodę nie można narzekać :) Ale skoro miałabym zdecydować się w kilka minut, pewnie ktoś by za mnie zapłacił :p
Miasto: Dubaj. Jest śliczny, cudny, gorący i... Zaje.iście drogi :)
3. Ulubiony sportowiec, dlaczego? 

Pierwsza nominacja, pytanie 4. :)
4. Ulubiona piosenka.
Och, temat na całą dobę :) Ogólnie mam tak, że co jakiś czas zmieniam ulubione piosenki. Są też takie, do których wracam rzadko, ale wracam ciągle. Ogólnie słucham każdej muzyki, może poza metalem, dlatego nie potrafię wskazać jednego, konkretnego guru. Jako kibic mogę wymienić dwie przyśpiewki: jeśli chodzi o BVB - "Auf geht's Dortmund", natomiast w temacie Kolejorza - "W grodzie Przemysława".
5. Największe marzenie? 
Wciąż jest szansa, że się spełni, ale to zależy tylko ode mnie :))
6.Gdybyś mogła zrobić wywiad z kimś sławnym byłby to, dlaczego? 

O.M.G. Na pewno chętnie zrobiłabym wywiad z Reusem i Aubameyangiem za jednym razem, bo są pajacami i mogłoby być śmiesznie :) A jeśli mam wybierać spoza światka piłkarskiego, to może Bradley Cooper? Albo Justin Bieber! Ułożyłabym takie pytania, że biedak podziękowałby po pierwszym (bez urazy dla fanek) :p
7.Ulubiona pora roku? 

Lato!!!
8. Piszę bloga bo....

Bo wpadam na pomysły, którymi chciałabym dzielić się z innymi. Bo lubię wiedzieć, że ktoś go czyta i lubi go czytać.
9.Idealny facet to... dlaczego?

Mój telefon - bo nigdy nie powie, że mnie nie kocha albo że ma mnie dość. Ewentualnie rozładuje się w nieodpowiednim momencie :p
10. Co robisz w wolnym czasie?
Pierwsza nominacja, pytanie 8. :)
11.Odpoczynek nad morzem czy góry?

Nad morzem!!! Odkąd skończyłam 5 lat, jeździliśmy z rodzicami nad morze. Pewnego lata zbuntowałam się wraz z bratem i doszliśmy do wniosku, że chcemy spróbować czegoś nowego i pojechać w góry. Moi rodzice okazali się jednak wielkimi miłośnikami DŁUGICH, pieszych wędrówek i od tego czasu doceniam możliwość wyłożenia się na piasku i wykąpania w morzu :) Jeśli mam jechać w góry, to okej, ale połazić sobie po Krupówkach :p


~~~

Pytania od euphory r:
1. Co skłoniło Cię do założenia bloga?
Chciałam przekonać się, jak to jest, kiedy inni oceniają to, co piszesz. A tak po ludzku myśląc, chciałam stworzyć swój własny świat, który będzie mi zabierał znaczną część wolnego czasu (o ile w ogóle takowy się znajdzie).
2. Czy w pewnych sytuacjach utożsamiasz się z główną bohaterką opowiadania?
Jasne, że tak! I to nawet dość często. Jeśli nie mam pomysłu na dialog, zastanawiam się, co sama bym powiedziała, jak bym zareagowała, jaki gest bym wykonała... Ale nie podstawiam się pod główną postać, jedynie myślę, jak ona. Dla mnie to zupełnie dwie inne sprawy.
3. Masz w planach założenie jeszcze jakiegoś bloga?
Na razie nie. Obecnie prowadzę dwa, staram się nie robić zaległości, ale nie mam pojęcia, co dalej, gdy zacznie się rok akademicki. Dlatego w trzecie opowiadanie na pewno się nie wpakuję :)
4. Co robisz w wolnym czasie?
Pierwsza nominacja, pytanie 8. :)
5. Plany na przyszłość to...
Jak każdy - skończyć studia, znaleźć dobrą pracę, założyć rodzinę. Chcę też wyjechać na Zachód, do sąsiadów - to też mój plan, choć może już nie z kategorii 'jak każdy' ;)
6. Ulubiona książka?
Rzadko czytam, więc chyba nie potrafię wybrać nic konkretnego... Chyba, że liczą się książki ze studiów, wtedy podręcznik do niemieckiego :p
7. Ulubiony film?
Kocham całą serię 'Kac Vegas'. Do tego Titanic, wszystkie części Madagaskaru i Shreka. Harry Potter też (w szczególności Czara Ognia), ale trochę już mnie nudzi, w końcu ile razy można oglądać Hogwart ze świadomością, że nigdy nie będę miała peleryny-niewidki i mapy Huncwotów :p
8. Jak określiłabyś swój charakter?
Pierwsza nominacja, pytanie 7. :)
9. Gdzie pojechałabyś w podróż swojego życia?
Życia? Skoro życia, to do Dortmundu. Jeśli Marco nie chce przyjechać do mnie, to ja pojadę do niego :p Mam nadzieję, że zdążę, zanim zmieni klub!
10. Ulubiona pora roku?
Latolatolatolatolato. Chociaż tak po dłuższym namyśle, to chyba ta część lata, w której zaczyna się Bundesliga - wtedy wracają najlepsze weekendy.
11. Jak zaczęła się twoja przygoda z ulubionym klubem sportowym?
To w sumie ciekawa historia... Może zacznę od tego, że kibicem futbolowym jestem już od 10 lat, kiedy to obejrzałam finał Ligi Mistrzów pomiędzy Liverpoolem a Milanem. Prawdziwy przełom w mojej 'historii klubowej' nastąpił jednak 5 lat temu, gdy tata zabrał mnie na mecz Lecha z Lechią Gdańsk. Od tego czasu regularnie śledzę Ekstraklasę. W tym samym sezonie Kolejorz został mistrzem, a Sławek Peszko odszedł do FC Köln, nad czym bardzo ubolewałam. A jak wiadomo, z Kolonii do Dortmundu, gdzie grał już Lewandowski z Piszczkiem i Kubą, całkiem niedaleko... Nie ukrywam, że swój wkład w moją miłość do Borussii miał wtedy 'przystojny Götze' (na którego teraz nie mogę patrzeć, ale to nieważne), na szczęście teraz po prostu kibicuję temu klubowi na dobre i na złe. I cieszę się, że mogę to robić. Jednocześnie przepraszam, że aż tak się rozpisałam, ale po prostu lubię o tym mówić :p


Tyle :)
Moje pytania do:
http://poki-smierc-nas-nie-rozlaczy.blogspot.com
http://lose-a-bet.blogspot.com
http://nadzieja-uczy-czekac.blogspot.com

1. Dlaczego głównym bohaterem Twojego opowiadania jest piłkarz?
2. Czym się kierujesz, dobierając cechy charakteru postaci?
3.Czym / kim się inspirujesz, pisząc swojego bloga?
4. Czytasz blogi o innej tematyce niż piłkarska?
5. Ulubiony sport?
6. Chodakowska czy Lewandowska?
7. Ulubiona potrawa?
8. Z czego słynie miejsce, w którym mieszkasz?
9. Pierwsza rzecz, którą robisz po przebudzeniu... :)
10. Jak wygląda idealny dzień?
11. Gdzie chciałabyś znaleźć się w tej chwili?


PS. Jest okazja, będzie prywata: Kochane, od niedzieli na drugim blogu czeka na Was nowiutki rozdział:
http://dancingqueen-footballstar.blogspot.com/2015/08/dwa-impreza.html
Bardzo proszę o komentarze, to dla mnie bardzo ważne, bo chcę znać Waszą opinię :) Pozdrawiam :)

piątek, 14 sierpnia 2015

13. Wir könnten uns befreunden

<Marco>
   -Nareszcie w domu! - odetchnąłem z ulgą, stawiając stopę na płycie dortmundzkiego lotniska. Auba spojrzał na mnie z pogardą.
   -Mów za siebie. - bąknął, majestatycznie zadzierając głowę. -Ja do domu mam bardzo, bardzo daleko.
   -Jeśli będziesz tak pajacował, rząd Gabonu odbierze ci obywatelstwo, bo czasami wstyd się do ciebie przyznać. Emigracja na Antarktydę zostanie twoją ostatnią deską ratunku. Pamiętaj, żeby kupić grube futro i na miejscu zbudować igloo.
   -Reus, nagrzebiesz sobie. - roześmialiśmy się oboje. -Ty też przygotuj się na eskapadę, bo ostatnio otrzymałem telefon od pani kanclerz Niemiec i dowiedziałem się, że zamierza cię wydziedziczyć. Nie masz wyboru, pojedziesz ze mną.
   -Wspomniała też, że da mi szansę, jeśli zostanę królem strzelców na przyszłorocznym mundialu, więc nie spieszyłbym się z tą przeprowadzką. - zerknąłem na przyjaciela z góry. -Widzisz, jest jeszcze nadzieja.
   -Nadzieja matką głupich. - podsumował, po czym znów zaczęliśmy się śmiać. -Ale nie zapominaj, że przed spotkaniem z eskimosami masz jeszcze misję do spełnienia, tu, na ziemi.
   -Nawet trzy. - poprawiłem go z dumą. -Muszę zobaczyć się z Caro, co niezbyt mi odpowiada, ale niech już będzie, załatwię to szybko i bezboleśnie. W sobotę bawimy się na weselu Roberta i Anny, a na końcu lecimy z Leną na premierę tego jej filmu. Szlag mnie trafia na samą myśl.
   -Nie przesadzaj. - żachnął się Pierre, ściągając z taśmy bagażowej swoją walizkę. -To jednorazowa akcja, przebolejesz. Zastanów się, co za każdym razem przeżywa Götze, gdy jego dziewczyna rozbiera się do kilkunastu sesji w miesiącu i na okładkach przeróżnych gazet ogląda ją każdy facet. To dopiero dramat!
   -Może masz rację, z tą różnicą, że on przyzwyczaił się do faktu, że żyje z modelką i na tym polega jej praca.
   -A ty od teraz będziesz żył z młodą aktoreczką i co? - uniósł brwi, lustrując mnie kątem oka. -Poza tym, obiecała ci, że więcej tego nie zrobi, no nie?
   -Niby tak, co nie oznacza, że za kilka tygodni nie wpadnie na inny pomysł. Przecież śpiewa i gra na gitarze, może zapragnie nagrywać jakieś erotyczne teledyski?
   -Marco, błagam, ciebie nie da się słuchać. - moje obawy wyraźnie go bawiły. -Zrozumiała, że popełniła błąd, podpisując kontrakt w Hiszpanii za twoimi plecami, więc przestań wymyślać, inaczej... Cholera.
   Przeszliśmy do terminalu i naszym oczom ukazała się grupka rozwrzeszczanych fanów, gotowych do ataku. Nie było wyjścia, wziąłem od kierownika drużyny marker i rozpocząłem żmudne rozdawanie autografów na śnieżnobiałych kartkach. Dookoła błyskały aparatowe, irytujące flesze, które po wczesnej pobudce bezlitośnie drażniły wzrok i zapewniały widmowy, trupioblady wygląd na zdjęciach. Z grzeczności przystanąłem, by zapozować, ponieważ i tak nic nie stracę - po sieci krążą bowiem tak tragiczne fotografie z rozgrywanych meczy, że te z fanami to niemalże arcydzieła sztuki. Kilka lat temu chciałem nawet wywołać te najstraszniejsze i stworzyć kolaż w antyramie, lecz szybko z tego zrezygnowałem. Uznałem, że tego typu zbiór będzie świetnym prezentem na następne urodziny Auby. Mam prawie cały rok, by skompletować mu tą piękną składankę.
   Skupiałem się na liczeniu złożonym fanom parafek, próbując odciąć się od słów kierowanych w moją stronę. Sprytniejsi koledzy zdążyli założyć na uszy słuchawki, czego w duchu szczerze im zazdrościłem. Gest ten nie wyrażał arogancji, po prostu niektóre teksty nie mieściły się w mózgu. Oczywiście, zawsze miło słyszeć, że ktoś uwielbia twoją grę, że wzoruje się na twoich osiągnięciach, chce, byś przedłużył kontrakt z Borussią oraz zdobywał z nią punkty i trofea. Gdy jednak wśród tych pochwał dociera do ciebie, ile dziewczyn cię kocha, ile podziwia twoje mięśnie, ile marzy o pójściu z tobą do łóżka, twoim jedynym życzeniem staje się natychmiastowe ogłuchnięcie, w szczególności, gdy trwasz w szczęśliwym związku. I nie jest to przejaw egoizmu. To czyste stwierdzenie faktu.
   Zbierałem się do wyjścia, kiedy chłopiec niewiele starszy od Nico pociągnął mnie za bluzę. Cofnąłem się, nie mam serca odmawiać dzieciakom w wieku zbliżonym do mojego ukochanego chrześniaka. Pochyliłem się, na co podsunął do podpisu koszulkę z moim nazwiskiem. Spytałem o imię, złożyłem autograf, jego ojciec zrobił nam zdjęcie. Odwracając się dostrzegłem grupkę nastoletnich fanek, liczących na moją sygnaturę, lecz zwróciłem uwagę również na to, iż zespół czeka już tylko na mnie, a Klopp i Aubameyang zostali nawet przy drzwiach, zatem grzecznie przeprosiłem i ciągnąc za sobą walizkę, udałem się w ich kierunku. Trener zaciskał usta, w przeciwieństwie do ciemnoskórego napastnika, szczerzącego się od ucha do ucha.
   -Przez was osiwieję szybciej, niż planowałem. - warknął Jürgen i ruszył do przodu, na co z Aubą stłumiliśmy śmiech. Niekiedy ciężko przewidzieć, czy nasz coach żartuje, czy naprawdę nam grozi.
   -Na czym skończyliśmy? - spytał Pierre-Emerick, w niewiadomym celu lustrując tarczę zegarka. -Ach, prawiłem ci kazanie na temat Leny. Zatem odpuść tej dziewczynie i pozwól jej na rozwój. Sam się później przekonasz, że będzie ci ogromnie wdzięczna.
   -Łatwo ci tak mówić, bo masz żonę i dziecko. - mruknąłem w kąśliwym uśmiechu. Popatrzył na mnie zaskoczony.
   -Woody, to, że noszę obrączkę na palcu i wychowuję syna, tak naprawdę nic nie zmienia. Musisz sam tego doświadczyć, wtedy dojdziesz do wniosku, że to prawda.
   -Mam jeszcze mnóstwo czasu.
   -Nie rozmawiacie o...
   -Nie. - uciąłem szybko. -Głównie ze względu na Lenę. Z mojego punktu widzenia mógłbym już zostać ojcem, mam dwadzieścia cztery lata i dużo nauczyłem się od Yvonne, ale ona ciągle jest młoda, studiuje. Ponadto, chyba nie znaleźlibyśmy wolnej chwili dla takiego maleństwa.
   -Musielibyście. - zauważył słusznie i przyznałem mu rację. -Narodziny dziecka wywracają życie człowieka do góry nogami, ale nigdy nie pożałujesz. Gwarantuję ci to.
   -Zobaczymy. - odparowałem z przekąsem. Gabończyk jedynie wzruszył ramionami. -Wejdźmy już do tego autokaru, bo Klopp za chwilę wyleci po nas z kałasznikowem.
   -Zgadzam się - parsknął, po czym wrzuciliśmy torby do schowka bagażowego. Zanim jednak znaleźliśmy się w środku, przyjaciel zatrzymał się na schodach. -Wiesz, co masz dziś zrobić?
   -Napisać do Carolin. - odpowiedziałem przewracając oczami. -I o wszystkim ci donieść. Raz już dostałem w twarz za akcję z nią, więc przysięgam, że zadanie zostanie wykonane, kapitanie.
   Uśmiechnął się tryumfalnie, po czym wdrapał się na górę i zajęliśmy swoje miejsca, a kierowca mógł wreszcie dostarczyć nas pod Signal Iduna Park.


~~~


   Siedziałem w przytulnej i dość sympatycznej kafejce jakiś kilometr od centrum, przeglądając portale internetowe w telefonie i sącząc z wysokiej szklanki truskawkowo-jagodowy koktajl. Wybrałem stolik w kącie na drugim końcu sali, ponieważ chciałem uniknąć ciekawskich spojrzeń i ukrytych szpiegów, których mogłem spodziewać się wszędzie. Szczęśliwie nie był zajęty. Często przychodziliśmy tutaj w niedzielne wieczory lub nawet w tygodniu, by odpocząć i porozmawiać. Nie z chłopakami, nie z Leną, a z Carolin, gdy tworzyliśmy jeszcze parę. Właśnie dlatego wczorajszego wieczora poprosiłem ją o spotkanie akurat w tym miejscu. Oboje znaliśmy je bardzo dobrze i wiążemy z nim same dobre wspomnienia.
   Mało brakowało, a umówienie się z nią zupełnie wypadłoby mi z głowy. Gadałem z moją dziewczyną na Skype, opowiadała, że dopada ją zmęczenie i coraz częściej myśli tylko o tym, by wrócić do domu. Cieszyła się, że wykorzysta ślub Lewego i Ani na krótkotrwały relaks, który z pewnością pomoże jej w dokończeniu zdjęć. Przypomniałem jej, iż zostało naprawdę niewiele i w ostatnich dniach również powinna dać z siebie tyle, ile wkładała w tą produkcję od samego początku. Po którejś tego typu wymianie zdań odebrałem mms-a od Aubameyanga, przedstawiającego jego niezbyt przystojną twarz, wykrzywioną w grymasie złości. Od razu oprzytomniałem. Nie przerywając łączności z Leną, napisałem do Caro, podając jej w wiadomości miejsce spotkania i numer telefonu. Czułem, że oszukuję ukochaną, lecz wszystko, co robiłem, miało dobre intencje. Zamierzałem jedynie uświadomić mojej ex, iż powinna sobie odpuścić. Niczego więcej nie oczekiwałem i nie planowałem.
   Podniosłem wzrok, kiedy zamknęły się drzwi i nasze spojrzenia połączyły się. Pierwsze, o czym pomyślałem, to sytuacja, do jakiej ostatnio dopuściliśmy, drugie: jej znów atrakcyjny wygląd. Opadające na ramiona włosy, delikatny makijaż, głęboki dekolt i spodnie opinające jej kształtną pupę. Aubameyang... Idź do diabła z tymi uzdrowicielskimi poradami. Przywitałem się, odsunąłem dla niej krzesło, po podejściu kelnera złożyła zamówienie i zerknęła na mnie przenikliwie.
   -Nie pijesz? - spytała, wskazując należący do mnie napój. Pokręciłem przecząco głową.
   -Wznowiliśmy treningi, jutro także odbędą się zajęcia. Gdyby Klopp zobaczył mnie z drinkiem w ręku, na własne życzenie popadłbym w problemy.
   -Rozumiem. - uśmiechnęła się, odgarniając kosmyki włosów opadające na jej policzki. Westchnąłem. Tylko spokojnie, Reus. Nie bierz udziału w jej grze.
   -Dlaczego nalegałaś na to spotkanie? - przeszedłem do sedna, gdy młody mężczyzna dostarczył zamówiony przez nią trunek i odszedł. Upiła niewielki łyk, po czym zaczęła obracać szklankę w dłoniach.
   -Uznałam, że musimy wyjaśnić to, co wydarzyło się w twoim mieszkaniu. - odpowiedziała. -Nie wiem, co mną kierowało, ale przepraszam cię za to.
   -Ale ja wiem. - położyłem dłonie na blacie i pochyliłem się ku niej na kilka sekund. -Chciałaś mnie uwieść, Carolin. I przyznaję, prawie osiągnęłaś cel. Żałowałbym do końca życia, gdybym pozwolił ci na więcej.
   -Przepraszam. - powtórzyła, przygryzając wargę.
   -Przeprosiny przyjęte.
   -Nie zastanawiało cię to, Marco? - zatopiła się w moich tęczówkach, na co zmarszczyłem czoło. -Nie zrzucaj na mnie całej winy. Odtrąciłbyś mnie automatycznie, gdybyś tylko tego zapragnął, a ty mi uległeś, całowaliśmy się, dotykałam cię. Przerwałeś wyłącznie dlatego, że ruszyłam twoje włosy. Nie zaprzeczaj, znam cię.
   Toczyliśmy walkę na spojrzenia, którą przegrałem. Tłumaczyłem się męskimi emocjami i momentami słabości, lecz te argumenty nie mają żadnej wartości. Gdyby uczucia wygasły, odepchnąłbym ją, tymczasem nawet na to nie wpadłem. Byłem pewien, że jej nie kocham, więc co, na litość Boską, natchnęło mnie do wykonania następnego kroku? A Lena? Jak po tym wszystkim nadal patrzeć jej w twarz?
   -Dobra. - poddałem się, krzyżując ręce na piersi. -Jaki masz w tym wszystkim interes? Ktoś ci zapłacił?
   -Żaden. - wzruszyła ramionami z ironicznym uśmiechem. -Po prostu udowodniłam nam obojgu, że wciąż jest dla nas szansa. Ciągle możemy spróbować od nowa, prawda?
   -A twój facet?
   -Rozstaliśmy się... To ja z nim zerwałam. Zgodnie z tym, co ci mówiłam, spędzaliśmy ze sobą niewiele czasu, przestaliśmy do siebie pasować i podjęłam decyzję o zakończeniu tego związku.
   -Jesteś śmieszna. - podsumowałem opryskliwie. -Wierzysz, że postawię krzyżyk na Lenie, żebyśmy do siebie wrócili? Kocham ją i dzięki temu, co się stało, zdałem sobie sprawę z siły tej miłości.
   -A poinformowałeś ją o zajściu między nami?
   -Nie, ale mogę to zrobić. - odparowałem natychmiastowo. W tamtej chwili byłem gotowy wyznać jej całą, najgorszą prawdę. Caro uniosła brwi.
   -Nieczysta zagrywka, blondasku. - zachichotała zwycięsko. Zdobywała nade mną przewagę, a mnie brakowało podłoża, by wyhamować ten proces. Wymuszała na mnie zdradzenie Polce naszego wspólnego sekretu i powoli ogarniałem, iż stawia mnie pod ścianą. Westchnąłem ciężko.
   -Co ty kombinujesz? - spytałem bezradnie, ostatecznie oddając jej dowodzenie. Nagle spoważniała i po raz kolejny wzięła łyk alkoholu.
   -Nic, nie martw się. - obdarzyła mnie jednym z piękniejszych uśmiechów, przez co totalnie się wykoleiłem. Nie pojmowałem już, po jakim torze biegnie ta rozmowa. -Nie będę uparcie wciągała cię w intymną relację, bo ze związku przyjemność powinny czerpać obie strony. Rozważałam jednak wszystkie wady oraz zalety naszej znajomości i stwierdziłam, że moglibyśmy się zaprzyjaźnić. Rozumiem, że mi nie ufasz, nie neguję tego, ale chcę odbudować swoją pozycję w twoich oczach, Marco. Co ty na to?
   Gapiłem się na nią, jak na psychopatkę, która uciekła z wariatkowa. Rozstaliśmy się w zgodzie, lecz nigdy nie przypuszczałem, iż ponownie przyjdzie mi się z nią skonfrontować, dodatkowo w takich okolicznościach. Nie była złym człowiekiem, miałem tego świadomość. Może zwyczajnie się pogubiła i potrzebowała pomocy starych znajomych... Którą kiedyś obiecałem jej zaoferować. Kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje, no nie? Opcja wycofania się będzie istniała wiecznie.
   -Od czego mielibyśmy zacząć? - dopytywałem podejrzliwie, obserwując reakcję dziewczyny. Iskierki w jej oczach zapłonęły.
   -Od ciebie. - oświadczyła ku mojemu zaskoczeniu. -Chciałabym przekonać się, jak zmieniło się twoje życie.
   -Nie zmieniło się. - parsknąłem. -Mieszkam w Dortmundzie i gram w piłkę dla Borussii. Trochę się postarzałem i to w zasadzie jedyna różnica.
   -Pojawiła się Lena. - zasugerowała delikatnie. Gwałtownie odwróciłem głowę, paraliżując ją wzrokiem bazyliszka.
   -Nie mieszaj jej do tego. - warknąłem, zaciskając palce na pustym już naczyniu. Cień uśmiechu przemknął przez jej usta.
   -Jest częścią twojej codzienności. - drążyła. -Chętnie ją poznam. Prawdopodobnie mnie nie polubi, ale to całkiem zrozumiałe.
   -Nie sądzę, że to dobry pomysł. - upierałem się, pocierając dłonią policzek. Byłem w stanie przyjąć do wiadomości, iż chce odnowić naszą relację, ale na konfrontację z moją ukochaną chyba za wcześnie. Z drugiej strony, nigdy nie oczerniałem Carolin w oczach Leny, więc żadna z nich nie posiada podstaw, by obrażały siebie nawzajem.
   -Nie musisz niczego się obawiać. - zapewniała. -To, co nasze, pozostanie nasze. Nie będę wytrącać jej z równowagi, a jeśli nie dojdziemy do porozumienia, usunę się. Słowo honoru.
   Przymknąłem powieki, uśmiechając się półgębkiem. Chyba nie mamy nic do stracenia. Potrafiłem trzymać swoją ex na dystans, a moja mała Polka zapewne dobrze wie, jak się z nią obchodzić. Coś podpowiadało mi, że ponownie postępuję jak naiwne dziecko, ale to jej ostatnia szansa. Kolejnej nie otrzyma.
   -W porządku, zgadzam się. - oświadczyłem rozkładając ręce. Niewinnie opuściła wzrok, uśmiechając się subtelnie.
   -Więc od początku. - wyciągnęła do mnie dłoń. -Jestem Carolin.
   -Marco. Miło mi cię poznać.


Zapowiedź rozdziału 14.:
"Odsunęła się, a ja patrzyłam, jak żegna się z Reusem i rzucając krótkie 'cześć', wychodzi na klatkę. Palące spojrzenie chłopaka przeszywało moją twarz, lecz nie byłam w stanie się poruszyć. Zwyczajnie nic nie rozumiałam.
-Mała... - zaczął, obejmując mój bezwładny nadgarstek. -Potwornie zbladłaś... Usiądź.
-Nie dotykaj mnie. - syknęłam, odwracając się w stronę okna. Potrzebowałam dwóch minut ciszy, by dojść do siebie. -Od kiedy to trwa?"


***


Dziś krótko i w miarę na temat:
1. Rozdział tak naprawdę o niczym. Za to zapowiedź pewnie dała Wam do myślenia... O to chodziło :))
2. Dostałam kolejną nominację do Liebster Blog Award i dziękuję za nią. Zdaję sobie sprawę, że osobom, które mnie obserwują (szczególnie na dwóch blogach), robię ostatnio straszny spam, ale nic na to nie poradzę. Może to się kiedyś skończy :p A odpowiedzi podam w niedzielę :)
3. W niedzielę opublikuję też drugi rozdział o tancerce i piłkarzu. Więcej tam :)
4. Najważniejsze na koniec: dziś wraca Bundesliga! *.*

niedziela, 9 sierpnia 2015

Liebster Blog Award

Dziękuję Kinguś11 za nominację do Liebster Blog Award :)
Może i jestem już trochę stara, ale zawsze lubiłam zaspokajać ludzką ciekawość. Innymi słowy - kochałam wpisywanie się do 'Złotych myśli', dlatego z przyjemnością odpowiem na Twoje pytania :))

1. Jak się zaczęła twoja przygoda z pisaniem?
Zaczęła się w gimnazjum, od pisania listów, w których jako 'partnerki' gwiazd tworzyłyśmy swoje science-fiction. Wtedy też napisałam pierwsze opowiadanie, lecz nie zdecydowałam się na jego publikację. Zabawa przeżyła także liceum, a teraz jestem tutaj.
2. Twoje hobby? 
Nałogowo oglądam sport, z piłką nożną na niepodważalnym czele. Uwielbiam podróżować. Walcząc z kompleksami, zainteresowałam się fitnessem. Ale przede wszystkim: języki i wszystko, co związane z państwem niemieckim. Obecnie studiuję, czyt. uczę się trzech języków i w ciągu roku akademickiego jest mi dobrze z tym, że cały tydzień siedzę w książkach. Na tym polega hobby :)
3. Skąd narodził się pomysł na twoje opowiadanie?
Echh... Jeśli chodzi o tą część, odpowiedź jest prosta - z filmu 'Tylko ciebie chcę' z Mario Casasem i Clarą Lago w rolach głównych. Pozostałe dwa po prostu wymyśliłam. Od innych blogerów jedynie czerpałam inspirację.
4. Ulubiony piłkarz?
Jeśli muszę wybrać jednego, co mimo wszystko nie jest łatwe, to niepodważalnie bohater moich opowiadań -  Marco Reus. Uwielbiam go jako człowieka i jako piłkarza, niezależnie od tego, czy jest grzecznym chłopcem pilnie pracującym na treningach, czy zadufanym bałwanem prowadzącym auto bez prawa jazdy. Nie pytajcie, dlaczego - nie wiem, po prostu mam do niego słabość.
5. Najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałaś? 
Niestety, autorka usunęła bloga z tym opowiadaniem. Ale tak, było takie (oczywiście o Marco), miałam ciarki na plecach, kiedy je czytałam.
6. Co sprawia, że się uśmiechasz?
Sukcesy. Spełniające się marzenia. Zwycięstwa moich ukochanych klubów. Poczucie satysfakcji, kiedy wiem, że mogę być z siebie dumna i kiedy wiem, że moi bliscy są ze mnie dumni.
7. Wymień twoje 3 cechy
Wredny no-life z wielkimi ambicjami :)
8. Co robisz w wolnym czasie?
Nic :) Leżę na łóżku i gapię się w sufit, ewentualnie w ekran telefonu. Jeśli już mam ochotę na jakąś większą aktywność, piszę następne rozdziały moich opowiadań. A jeśli mam ochotę na aktywność 'level hard', uprawiam sport.
9. Wiążesz przyszłość z pisaniem?
Nie. Przyszłość wiąże z moim kierunkiem studiów. Nie wyobrażam sobie siebie za dziesięć lat na bloggerze, ale kto wie, przyszłość jest niepewna ;)
10. 3 najważniejsze rzeczy/ osoby/ czynności w twoim życiu? 
Rzeczy: telefon, internet, łóżko.
Osoby: mama, tata, brat.
Czynności: kibicowanie, edukacja, dążenie do celu.

Dziękuję za uwagę :)
Moje pytania do:
http://bvb09-love-story.blogspot.com/
http://mr11-bvb.blogspot.com/
http://lovestory-bvb.blogspot.com/

1. Dlaczego zaczęłaś blogować?
2. Jak zaczęła się Twoja przygoda z klubem, któremu kibicujesz?
3. Jak motywujesz się do pisania?
4. Planujesz założenie bloga z kolejnym opowiadaniem?
5. Spotykasz swojego idola na ulicy. Co mu powiesz / jak się zachowasz?
6. Największą słabość masz do...
7. Czego Ci brakuje?
8. Jaki kraj / miasto / miejsce chciałabyś odwiedzić?
9. Film czy książka?
10. Co byś zrobiła, gdybyś wygrała w Lotto?
11. Jak Ci minął dzień?


PS. Nowy rozdział w przyszły weekend! Buziaki :*

czwartek, 6 sierpnia 2015

12. Auba: ein König des psychiatrischen Krankenhauses

   Obudziłam się czując delikatne muśnięcia dłoni na policzku. Uśmiechnęłam się, zanim otworzyłam oczy, ponieważ dobrze wiedziałam, iż moja głowa spoczywa właśnie na torsie Reusa, unoszącym się miarowo i regularnie. Nie miał pojęcia, że już nie śpię, uniosłam więc rękę i przesunęłam nią na wysokości brzucha wzdłuż jego bioder. Drgnął nieznacznie, po czym splótł nasze palce.
   -Hej, mała. - gdy ciepło jego głosu dotarło do moich uszu, podniosłam w końcu powieki, w które od razu wpadło gorące, hiszpańskie słońce. Wtuliłam twarz w pierś mojego chłopaka, delektując się zapachem jego ciała. Skąd on wyciągał wszystkie te przeklęte olejki zapachowe...
   -Hej. - mruknęłam trwając w przyjemnym bezruchu. Marco gładził teraz moje plecy, dociskając palce do łopatek. -Która godzina?
   -Kilka minut po dziewiątej. Mamy jeszcze trochę czasu.
   -Przecież Klopp kazał ci wrócić rano. - zauważyłam, podpierając się na łokciu, by na niego spojrzeć. Uniósł brwi w złowieszczym uśmiechu.
   -A potem dodał: najpóźniej popołudniu. Nie denerwuj się, skarbie, zdążę. Zawsze sumiennie wypełniam swoje obowiązki.
   -O ile nie jesteś pijany. - odgryzłam się pokazując mu język. Zmarszczył nos, próbując zrobić obrażoną minę, ale szybko mu przeszło. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czoło. -Jesteś głodny?
   -Nie.
   -Na pewno?
   -Tak.
   -Marco. - roześmiałam się, uderzając go w klatkę piersiową. -Przecież nie wypuszczę cię bez śniadania! Jürgen momentalnie ściągnąłby mnie do La Manga tylko po to, aby móc sprawić mi karną mowę.
   -Zamówimy coś później. - skwitował wzruszając ramionami. Poddając się tej decyzji, ponownie ułożyłam się na jego torsie, na co wplótł dłonie w moje włosy i skręcał je wokół nadgarstka. Milczeliśmy. Nie musiały padać żadne słowa, nie były potrzebne. Cisza to czasami najlepsza rozmowa. Oboje potrzebowaliśmy bliskości, która tym razem wystarczała. Nie odzywaliśmy się do siebie, gdyż rozumieliśmy się tak, jakbyśmy nawzajem czytali sobie w myślach. Skupiałam się głównie na kreśleniu wymyślnych wzorów wokół jego wyrzeźbionego brzucha i obserwowałam, jak z każdym dotykiem nieświadomie spina poszczególne mięśnie, co wyglądało nawet zabawnie. Nigdy nie przypuszczałam, iż jest nadwrażliwy na tego typu pieszczoty, domyślałam się jedynie, że to lubi, choć nie wspomniał o tym nawet raz. Z drugiej strony miałam nadzieję, że w żaden sposób nie wiąże się to z jego byłą dziewczyną. Nie wiem co robiła z nim w łóżku i ta niewiedza do końca życia pozostanie mi obojętna.
   -Wiesz co, Marco... - zaczęłam, wracając myślami do nieco przyjemniejszych chwil ostatniej nocy. Znalazłam właśnie powód do kąśliwej zagrywki.
   -Hmm?
   -Szkoda, że obchodziłeś już urodziny w tym roku. Wymyśliłam idealny prezent, który na pewno byś wykorzystał.
   -Jaki?
   -Prezerwatywy. - zerknęłam na niego kątem oka. -Nie wyrzuciłbyś urodzinowej niespodzianki ode mnie, prawda?
   -Mylisz się, maleńka. - rzucił przygryzając wargę. -Wylądowałyby w koszu w nienaruszonym opakowaniu.
   -Dlaczego tak się upierasz? - znów popatrzyłam na niego pytająco. -Kiedyś tego pożałujesz i nie będziesz miał prawa obwiniać mnie o błąd.
   -Ufam twoim metodom obliczania dni płodnych. Do tej pory działały bez zarzutu, więc odpuść już sobie.
   -Kobieca natura bywa nieprzewidywalna. - burknęłam przenosząc wzrok na nieskazitelnie czystą pościel, jednak Woody natychmiast ujął mój podbródek.
   -Lena, znów szukasz sposobu, żeby mi o czymś powiedzieć? - spytał nie spuszczając mnie z oczu. Westchnęłam.
   -Nie, spokojnie. Chcę ci tylko uświadomić, do czego możesz doprowadzić.
   -Mario cię nie skrzywdził, mam rację?
   -Kochanie, nie przesadzaj. - podniosłam się i wtuliłam w jego ramiona. -Musisz walczyć z alergią na niego, bo jest nieszkodliwy. Sądziłam, że już ci to udowodnił, ale jeśli nie...
   -Okej, przekonałaś mnie. - rzucił przykładając usta do mojego ramienia. -Będę grzeczny, obiecuję.
   -Może zamówię to śniadanie, bo głód wyżera ci mózg, co? - spojrzeliśmy na siebie i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Pocałowałam go niby od niechcenia, wspierając dłonie na jego klatce piersiowej. Przynajmniej zrozumiał, iż może czuć się niezagrożony.
   -Okej. Niech będzie.


~~~


<Marco>
   Moją uwagę zwróciła nieobecność Auby w naszym pokoju. Zamknąłem drzwi, położyłem walizkę na pościeli i zerknąłem na zegarek - trening odbędzie się za dwie godziny, więc nie jestem spóźniony, nie odebrałem także żadnej wiadomości odnośnie czasu rozpoczęcia zajęć. Trzymałem już w dłoni telefon, chcąc do niego napisać, lecz po sekundzie uznałem, iż chwila tylko dla siebie dobrze mi zrobi. Zamierzałem odpocząć po podróży, więc towarzystwo roztrzepanego Gabończyka było w tym momencie zbędne. Rozpakowałem walizkę, wepchnąłem ją pod łóżko, po czym wysłałem sms-a do Leny. Prosiła, bym powiadomił ją o bezpiecznym dotarciu na miejsce i tak właśnie zrobiłem. W zasadzie droga z Barcelony do La Manga minęła mi w mgnieniu oka, bowiem w trakcie jej trwania roztrząsałem przebieg wczorajszego dnia i nocy. Oczywiście, że byłem zazdrosny, lecz nie chciałem jej tego pokazać, choć po moim kretyńskim zachowaniu z wieczora na pewno domyśliła się, o co chodziło. Obserwowanie jej w objęciach Mario wcale nie było proste, choć na późniejszym lunchu dotarło do mnie, że naprawdę robią to wyłącznie na potrzeby filmu, a partnerskie zaufanie to tylko część aktorskiego biznesu. Nikt nie wmówi mi, że jest inaczej, bo widziałem wyraz twarzy Marii, kiedy jej chłopak obściskiwał moją dziewczynę. I co z tego, że mu ufa, ciśnienie miała tak samo wysokie, jak ja i równie mocno przeżywała zaistniałą sytuację. Gdybyśmy o tym rozmawiali, zapewne podzieliłaby moją opinię, ale nie poruszyłem tego tematu, by znów nie wyjść na zazdrosnego dupka. Chyba postąpiłem prawidłowo, czego nie można stwierdzić odnośnie mojego postępowania po powrocie do hotelu. To nie tak, że strzelałem fochy. Pogodziłem się z jej rolą, ale ciągle doświadczam czegoś nowego i właśnie wtedy po raz pierwszy widziałem ją na planie. Być może zajęłoby mi to jeszcze więcej czasu, ale nie mogłem pozwolić na to, żeby płakała. Kocham ją, ale do pewnych rzeczy muszę się zwyczajnie przyzwyczaić. Niedługo to wszystko się skończy, jakoś przejdziemy przez tą premierę, a potem spokojnie wrócimy do Niemiec i do normalnego, codziennego życia. Takiego, jakie doceniamy najbardziej.
   Lena nie odpisała, więc postanowiłem, że się przebiorę i pójdę poszukać współlokatora, bowiem wzięcie prysznica mijało się z celem, skoro czeka mnie jeszcze trening. Niechętnie podniosłem się z łóżka i złapałem za wiszącą na oparciu fotela koszulkę w klubowych barwach. Tutaj nie wypadało pokazać się w cywilnym ubraniu, a w Barcelonie żółto-czarny kolor uchodziłby za samobójstwo, bo ludzie nie daliby nam spokoju. Stałem właśnie na środku niezbyt dużego, ale gustownie urządzonego pomieszczenia zaledwie w samych bokserkach, gdy drzwi nagle się otworzyły, a do wewnątrz wparował ciemnoskóry napastnik w towarzystwie Großkreutza. No, gorzej już chyba nie trafię. Zatrzymali się tuż za progiem, lustrując mnie od góry do dołu.
   -Wow, Marco! - zaświergotał Kevin, odchylając głowę. -Nie mamy wątpliwości, że jesteś dobrze zbudowany, ale kurde, narzuć coś na siebie, bo my nie polecimy na twoje mięśnie. Nie, nie, nie ma takiej opcji.
   -Stary, czekaj. - Auba złapał go za ramię, na co tylko przewróciłem oczami. -Może my mu w czymś przeszkadzamy... Przyjechałeś z Leną?
   -Weź, idź zobacz, czy nie ma cię na boisku. - sarknąłem w półuśmiechu. -Przy okazji zajrzyj do naszego lekarza, powinni sprowadzić dla ciebie mózg na wymianę.
   Oboje wybuchnęli śmiechem, na co machnąłem jedynie ręką i założyłem trzymany od paru minut t-shirt. Gdy wciągałem spodenki do kompletu, nadal patrzyli na mnie rozbawieni, dlatego rozłożyłem bezradnie ramiona, oczekując kolejnych, bezsensownych pytań. Możliwe, że wykończą mnie jeszcze przed północą, a jeśli na deser pojawi się Lewandowski, skapituluję nawet przed treningiem. Trzech idiotów na jednego farbowanego blondyna to trochę za dużo.
   -Jak było? - usłyszałem w końcu z ust Niemca, przechadzającego się obecnie po pokoju.
   -Gorąco. - odparowałem jednym słowem, nie najlepiej je jednak dobierając. Ponownie wbili we mnie wzrok, nie odwracając go nawet na moment.
   -Akurat tego domyślamy się już od rana. - uściślił Pierre z następnym dzikim bananem na ustach. -Ale pytamy o ogólne wrażenie.
   -A ja próbowałem możliwie krótko opowiedzieć ci o pogodzie w Katalonii. - odgryzłem się wznosząc oczy ku niebu. -Sorry, ale nie uwierzę, że twoje afrykańsko-gabońskie wiatry nigdy nie wywiały cię do Hiszpanii. Założę się, że nawet one mają cię dość.
   -Woody, bracie, mój najdroższy kompanie. - podszedł do mnie, uderzając dłonią w plecy. -Nie proszę cię o szczegóły. Tak się składa, że nigdy z Kevem nie mieliśmy szansy podpatrzeć, jak kręci się film. Nie bądź gburem i podziel się zdobytą wiedzą.
   -Nie znam się na tym. - wzruszyłem ramionami. -Ale zapewniam cię, że tego typu produkcja nie wzbudziłaby twojego zainteresowania.
   -Auba: król psychiatryka. - rzucił znienacka Kevin. -To byłby hit.
   -Großkreutz: przywódca upośledzonych. - zrewanżował się ten drugi, zakładając ręce na piersi.
   -Auba: przykład kalectwa w piłce nożnej.
   -Großkreutz: jak w dorosłym wieku żyć z umysłem przedszkolaka. Marco, do ciebie też to pasuje!
   -Woody: nie widzę, nie słyszę, nie mówię. No wiesz, jak te małpki.
   -Słabe. Dałbym raczej: Marco 'zboczeniec pospolity' Reus. Nowy gatunek człowieka.
   -Albo coś podobnego! Reus...
   -Błagam, skończcie już. - przerwałem im cudowną wymianę zdań, zaciskając powieki. Przegrzewali moje wymęczone komórki odpowiedzialne za myślenie, których będę jeszcze dziś używał. -Może wyskoczymy na partyjkę bilarda i tam pogadamy, co? Chyba zdążymy.
   -Okej. - popatrzyli po sobie, momentalnie się wyciszając. Raj dla uszu.
   -Zagramy parami. - zaproponowałem. -Ja i Auba kontra ty i... Ktoś tam. Złapiemy po drodze jakiegoś chętnego.
   -Spoko! To idziemy!
   -Moment! - krzyknąłem, na co zastygli w bezruchu i zerknęli na mnie pytająco. Uniosłem brwi. -Może założę buty, co?
   -Oczywiście, szefie. - przytaknął Kevin próbując zachować powagę, jednak chwilę później oboje rechotali z sobie tylko wiadomego powodu. Pokręciłem głową, po czym pochyliłem się nad lewą stopą i ująłem w palce sznurowadło.
   -Już wiem, kogo zaprosimy do gry. - powiedział Auba i wyciągnął smartfon, prawdopodobnie po to, by skontaktować się ze swoim kandydatem. Po niecałych dziesięciu sekundach z korytarza dobiegł do nas dźwięk dzwonka oznaczającego połączenie, a chwilę potem klamka opadła w dół i w drzwiach ujrzeliśmy... Roberta.
   -Cześć, chłopaki! Pierre, Kevin... O, Marco. - patrzeliśmy na siebie, uśmiechając się zjadliwie. -Co słychać w Barcy? Dobra, do rzeczy: co u Leny?
   Opadłem na łóżko, z impetem uderzając o nie plecami. Poddaję się, bo nie mam pojęcia, ile jeszcze wytrzymam, a czekała mnie przecież konfrontacja z Kloppem. To dobry dzień, by umrzeć.
   -Żartowałem. - roześmiał się Bobek, podając mi rękę. -Nie obchodzi mnie, co robiliście, bo i tak wszyscy to wiemy. Przyszedłem zapytać, czy idziecie pograć w bilard.
   Wstałem i zetknąłem się z reprezentacyjnym wzrokiem pozostałych piłkarzy, przygotowujących się do zwijania się ze śmiechu. Uderzyłem ręką w czoło i ruszyłem do przodu.
   -Ach, zanim wyjdziemy. - zatrzymałem ich na chwilę przy drzwiach. -Pierre-Emericku Aubameyangu, informuję cię przy świadkach, że to pierwszy i ostatni obóz, na którym mieszkamy w jednym pokoju. Koniec, kropka, wychodzimy.
   Przez całą drogę nagabywał mnie o dokładniejsze wyjaśnienia, lecz milczałem, jak grób. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, drogi przyjacielu.


~~~


   -Mógłbyś mi coś wytłumaczyć? - zapytałem unosząc głowę znad notebook'a, gdy wyszedł z łazienki. Energicznie odmówił.
   -Ty się lepiej do mnie nie odzywaj! - fuknął, celując w moją stronę zwiniętym w rolkę ręcznikiem, imitującym broń. Nie potrafiłem powstrzymać śmiechu. -Nie będę z tobą o niczym dyskutował!
   -Boże, Auba, wpisz sobie w Google hasło 'sarkazm' i zapoznaj się z jego znaczeniem. Obiecuję, że na następnym zgrupowaniu też zgłoszę chęć dzielenia z tobą pokoju. - oświadczyłem chcąc go udobruchać. -Słyszysz, bałwanie? O ile selekcjoner nie pokrzyżuje nam planów, bo dziś znowu patrzył na ciebie, jakbyś kopnął go piłką w głowę. Zamierzałem zapytać cię, dlaczego, ale skoro ze mną nie pogadasz...
   -Wczoraj po meczu podwędziłem mu tablicę, na której zawsze omawia z nami taktykę. - odparował na jednym tchu, wciąż udając, że się obraża. -Oddałem ją na śniadaniu, z tym, że narysowałem na niej jego podobiznę. Chyba mu się nie spodobała... Może przesadziłem z zarostem? Zerknij i oceń, bo chciałbym wrzucić ją na Instagram...
   Z miną zbitego psa podał mi swój iPhone w wysadzonej kolorami obudowie. Wziąłem go do ręki, lecz najpierw schowałem twarz w poduszkę, tłumiąc kolejny atak głupawki. Usłyszałem także głośny wybuch Gabończyka, zatem nie musiałem już kryć się ze swoim rozbawieniem. Wszystko wracało do normy.
   -Myślę, że jest całkiem okej. - rzuciłem w końcu, zaciskając usta, by móc się opanować. -Możesz przecież powiedzieć, że zrobiłeś jego autoportret po tym, jak nie golił się przez cały miesiąc... Ewentualnie pół roku. Moim zdaniem nadaje się do udostępnienia.
   -Super. - wyszczerzył się jak małe dziecko i usiadł na swoim łóżku, wymyślając głupie tagi oraz podpis do zdjęcia. Po chwili z zaciekawieniem zerknął w ekran mojego sprzętu. -A ty co tam chowasz?
   -Dodam na fejsa naszą selfie z bilarda, ale sprawdzę najpierw, czy nie dostałem jakiejś wiadomości od sióstr na prywatne konto. Na to publiczne aż boję się zalogować.
   -Yhmm... - na tym skończyła się wyczerpująca wypowiedź Gabończyka, więc westchnąłem tylko ciężko i skrzyżowawszy stopy w kostkach, przystąpiłem do dzieła. Wpisałem maila i hasło... I faktycznie, ikonka skrzynki świeci się na czerwono. Święcie przekonany, iż Yvonne podesłała mi nowe, zabawne fotografie chrześniaka, klikam w znaczek, po czym automatycznie sztywnieję jak kamień. Tylko nie to.
   -Cholera jasna. - przekląłem pod nosem i zaraz pożałowałem, że nauczyłem Pierre-Emericka niemieckich wulgaryzmów. Znów przerzucił wzrok na ekran notebook'a, który obecnie mógłby nie istnieć. Zachciało mi się rodzinnych pogadanek...
   -No, otwórz to. - ponaglił przyjaciel, przesuwając palcem po touchpadzie. -I przetłumacz mi, co napisała, proszę.
   Dawno z jego ust nie padł zwrot grzecznościowy, zatem uznałem, że to naprawdę sprawa wyższej rangi i powinienem przyłożyć się do jej załatwienia. Przeczytałem tekst dwa razy, choć składał się zaledwie z kilku zdań i wypuściłem powietrze z ust. Auba czekał na moją reakcję.
   -Przeprosiła mnie za przebieg ostatniego spotkania i liczy, że zgodzę się na następne, żeby w spokoju porozmawiać. - wydusiłem, ze złości przygryzając wargę. Mój współlokator zamyślił się na moment.
   -Jakiego spotkania? - spytał tylko, lustrując mnie podejrzliwie. -Reus... Co ty odwaliłeś?
   Cóż, chyba najwyższy czas wyjawić komuś tajemnicę swego grzechu, tym bardziej, że siedzący obok napastnik uruchamiał coraz silniejsze pole rażenia swojego wzroku. Postawiony pod ścianą, opowiedziałem mu o starciu z Carolin oraz o jego konsekwencjach, nie pomijając żadnego szczegółu. Nawet tego, iż jest pierwszą osobą, której się do tego przyznałem, zatem szybko skojarzył, że ani Lena ani Bobek czy Anna nie mają bladego pojęcia o naszej 'chwili słabości'. Gdy zakończyłem swój referat, piłkarz wgapiał się w pościel, intensywnie coś rozważając.
   -Wiesz co, Marco... - odezwał się wreszcie, zaciskając pięści. -Pozwól mi na jeden gest. Jedyny, wystarczy.
   -No... Dobrze. - zawahałem się, ponieważ rzadko widuję go w takim stanie i nie orientowałem się jeszcze, czego oczekiwać po takich słowach. Przekonałem się jak na życzenie - z otwartej dłoni przywalił mi w twarz, gdzie na prawym policzku powoli odbijał się jej ślad. Spojrzałem na niego potężnie zszokowany, ale jedynie prychnął, marszcząc czoło.
   -Zdajesz sobie sprawę, za co? - pokręciłem przecząco głową. -Właśnie tak zachowałaby się Lena, gdybyś jej powiedział. W zasadzie tak zachowałaby się każda kobieta. Dostałbyś mocniej, ale Klopp mógłby snuć podejrzenia, że cię maltretuję czy coś. A teraz odpiszesz szanownej koleżance, że wasza znajomość to przeszłość i nie chcesz mieć z nią nic wspólnego. Jasne?
   Nie protestowałem, niczego mu nie wyrzucałem, bo najzwyczajniej w świecie miał rację. Powinienem to uczynić już dawno, wyznać prawdę mojej dziewczynie i systematycznie zapominać o tym incydencie, tymczasem zrobiłem zupełnie na odwrót i teraz dręczyły mnie wyrzuty sumienia oraz Auba. Jego pomysł był logiczny i nie wymagał wielkiego wysiłku, jakim jest wklepanie na klawiaturze kilkunastu wyrazów. Cały proces szedł mi nieźle, kiedy Gabończyk niespodziewanie położył rękę na moim ramieniu.
   -Może jednak zmieńmy scenariusz. - zaproponował. -Spotkaj się z nią. Tylko po to, by powiedzieć jej to prosto w oczy.
   Nie zapałałem miłością do tej korekty. Ale jeśli obmyślił plan, dlaczego by go nie zrealizować?


Zapowiedź rozdziału 13.:
"-Od czego mielibyśmy zacząć? - dopytywałem podejrzliwie, obserwując reakcję dziewczyny. Iskierki w jej oczach zapłonęły.
-Od ciebie. - oświadczyła ku mojemu zaskoczeniu. -Chciałabym przekonać się, jak zmieniło się twoje życie. 
-Nie zmieniło się. - parsknąłem. -Mieszkam w Dortmundzie i gram w piłkę dla Borussii. Trochę się postarzałem i to w zasadzie jedyna różnica. 
-Pojawiła się Lena. - zasugerowała delikatnie. Gwałtownie odwróciłem głowę, paraliżując ją wzrokiem bazyliszka.
-Nie mieszaj jej do tego. - warknąłem zaciskając palce na pustym już naczyniu. Cień uśmiechu przemknął przez jej usta."


***


Proszę bardzo :)

Pytacie mnie, zastanawiacie się, czy dam sobie radę z prowadzeniem dwóch blogów na raz. Nie odpowiem, bo sama nie mam pojęcia, ale wierzę, że tak właśnie będzie :) Być może przyjdzie taki moment, w którym napiszę, że rozdziały będą pojawiały się rzadziej, niż co tydzień, ale nie zamierzam zawiesić żadnego z opowiadań. Czas pokaże, jak to będzie wyglądało :)

W woli przypomnienia już jutro zapraszam na pierwszy rozdział historii o 'tańczącej królowej i gwieździe futbolu'. Już go napisałam, jestem z niego niesamowicie dumna i mam nadzieję, że Wam też się spodoba :)

Ostatnia informacja: w tygodniu zostałam nominowana do Liebster Blog Award, za co z całego serca dziękuję. Nie zapomniałam o tym, a moje odpowiedzi i nominacje pojawią się w niedzielę.

Miłej lektury :)