czwartek, 6 sierpnia 2015

12. Auba: ein König des psychiatrischen Krankenhauses

   Obudziłam się czując delikatne muśnięcia dłoni na policzku. Uśmiechnęłam się, zanim otworzyłam oczy, ponieważ dobrze wiedziałam, iż moja głowa spoczywa właśnie na torsie Reusa, unoszącym się miarowo i regularnie. Nie miał pojęcia, że już nie śpię, uniosłam więc rękę i przesunęłam nią na wysokości brzucha wzdłuż jego bioder. Drgnął nieznacznie, po czym splótł nasze palce.
   -Hej, mała. - gdy ciepło jego głosu dotarło do moich uszu, podniosłam w końcu powieki, w które od razu wpadło gorące, hiszpańskie słońce. Wtuliłam twarz w pierś mojego chłopaka, delektując się zapachem jego ciała. Skąd on wyciągał wszystkie te przeklęte olejki zapachowe...
   -Hej. - mruknęłam trwając w przyjemnym bezruchu. Marco gładził teraz moje plecy, dociskając palce do łopatek. -Która godzina?
   -Kilka minut po dziewiątej. Mamy jeszcze trochę czasu.
   -Przecież Klopp kazał ci wrócić rano. - zauważyłam, podpierając się na łokciu, by na niego spojrzeć. Uniósł brwi w złowieszczym uśmiechu.
   -A potem dodał: najpóźniej popołudniu. Nie denerwuj się, skarbie, zdążę. Zawsze sumiennie wypełniam swoje obowiązki.
   -O ile nie jesteś pijany. - odgryzłam się pokazując mu język. Zmarszczył nos, próbując zrobić obrażoną minę, ale szybko mu przeszło. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czoło. -Jesteś głodny?
   -Nie.
   -Na pewno?
   -Tak.
   -Marco. - roześmiałam się, uderzając go w klatkę piersiową. -Przecież nie wypuszczę cię bez śniadania! Jürgen momentalnie ściągnąłby mnie do La Manga tylko po to, aby móc sprawić mi karną mowę.
   -Zamówimy coś później. - skwitował wzruszając ramionami. Poddając się tej decyzji, ponownie ułożyłam się na jego torsie, na co wplótł dłonie w moje włosy i skręcał je wokół nadgarstka. Milczeliśmy. Nie musiały padać żadne słowa, nie były potrzebne. Cisza to czasami najlepsza rozmowa. Oboje potrzebowaliśmy bliskości, która tym razem wystarczała. Nie odzywaliśmy się do siebie, gdyż rozumieliśmy się tak, jakbyśmy nawzajem czytali sobie w myślach. Skupiałam się głównie na kreśleniu wymyślnych wzorów wokół jego wyrzeźbionego brzucha i obserwowałam, jak z każdym dotykiem nieświadomie spina poszczególne mięśnie, co wyglądało nawet zabawnie. Nigdy nie przypuszczałam, iż jest nadwrażliwy na tego typu pieszczoty, domyślałam się jedynie, że to lubi, choć nie wspomniał o tym nawet raz. Z drugiej strony miałam nadzieję, że w żaden sposób nie wiąże się to z jego byłą dziewczyną. Nie wiem co robiła z nim w łóżku i ta niewiedza do końca życia pozostanie mi obojętna.
   -Wiesz co, Marco... - zaczęłam, wracając myślami do nieco przyjemniejszych chwil ostatniej nocy. Znalazłam właśnie powód do kąśliwej zagrywki.
   -Hmm?
   -Szkoda, że obchodziłeś już urodziny w tym roku. Wymyśliłam idealny prezent, który na pewno byś wykorzystał.
   -Jaki?
   -Prezerwatywy. - zerknęłam na niego kątem oka. -Nie wyrzuciłbyś urodzinowej niespodzianki ode mnie, prawda?
   -Mylisz się, maleńka. - rzucił przygryzając wargę. -Wylądowałyby w koszu w nienaruszonym opakowaniu.
   -Dlaczego tak się upierasz? - znów popatrzyłam na niego pytająco. -Kiedyś tego pożałujesz i nie będziesz miał prawa obwiniać mnie o błąd.
   -Ufam twoim metodom obliczania dni płodnych. Do tej pory działały bez zarzutu, więc odpuść już sobie.
   -Kobieca natura bywa nieprzewidywalna. - burknęłam przenosząc wzrok na nieskazitelnie czystą pościel, jednak Woody natychmiast ujął mój podbródek.
   -Lena, znów szukasz sposobu, żeby mi o czymś powiedzieć? - spytał nie spuszczając mnie z oczu. Westchnęłam.
   -Nie, spokojnie. Chcę ci tylko uświadomić, do czego możesz doprowadzić.
   -Mario cię nie skrzywdził, mam rację?
   -Kochanie, nie przesadzaj. - podniosłam się i wtuliłam w jego ramiona. -Musisz walczyć z alergią na niego, bo jest nieszkodliwy. Sądziłam, że już ci to udowodnił, ale jeśli nie...
   -Okej, przekonałaś mnie. - rzucił przykładając usta do mojego ramienia. -Będę grzeczny, obiecuję.
   -Może zamówię to śniadanie, bo głód wyżera ci mózg, co? - spojrzeliśmy na siebie i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Pocałowałam go niby od niechcenia, wspierając dłonie na jego klatce piersiowej. Przynajmniej zrozumiał, iż może czuć się niezagrożony.
   -Okej. Niech będzie.


~~~


<Marco>
   Moją uwagę zwróciła nieobecność Auby w naszym pokoju. Zamknąłem drzwi, położyłem walizkę na pościeli i zerknąłem na zegarek - trening odbędzie się za dwie godziny, więc nie jestem spóźniony, nie odebrałem także żadnej wiadomości odnośnie czasu rozpoczęcia zajęć. Trzymałem już w dłoni telefon, chcąc do niego napisać, lecz po sekundzie uznałem, iż chwila tylko dla siebie dobrze mi zrobi. Zamierzałem odpocząć po podróży, więc towarzystwo roztrzepanego Gabończyka było w tym momencie zbędne. Rozpakowałem walizkę, wepchnąłem ją pod łóżko, po czym wysłałem sms-a do Leny. Prosiła, bym powiadomił ją o bezpiecznym dotarciu na miejsce i tak właśnie zrobiłem. W zasadzie droga z Barcelony do La Manga minęła mi w mgnieniu oka, bowiem w trakcie jej trwania roztrząsałem przebieg wczorajszego dnia i nocy. Oczywiście, że byłem zazdrosny, lecz nie chciałem jej tego pokazać, choć po moim kretyńskim zachowaniu z wieczora na pewno domyśliła się, o co chodziło. Obserwowanie jej w objęciach Mario wcale nie było proste, choć na późniejszym lunchu dotarło do mnie, że naprawdę robią to wyłącznie na potrzeby filmu, a partnerskie zaufanie to tylko część aktorskiego biznesu. Nikt nie wmówi mi, że jest inaczej, bo widziałem wyraz twarzy Marii, kiedy jej chłopak obściskiwał moją dziewczynę. I co z tego, że mu ufa, ciśnienie miała tak samo wysokie, jak ja i równie mocno przeżywała zaistniałą sytuację. Gdybyśmy o tym rozmawiali, zapewne podzieliłaby moją opinię, ale nie poruszyłem tego tematu, by znów nie wyjść na zazdrosnego dupka. Chyba postąpiłem prawidłowo, czego nie można stwierdzić odnośnie mojego postępowania po powrocie do hotelu. To nie tak, że strzelałem fochy. Pogodziłem się z jej rolą, ale ciągle doświadczam czegoś nowego i właśnie wtedy po raz pierwszy widziałem ją na planie. Być może zajęłoby mi to jeszcze więcej czasu, ale nie mogłem pozwolić na to, żeby płakała. Kocham ją, ale do pewnych rzeczy muszę się zwyczajnie przyzwyczaić. Niedługo to wszystko się skończy, jakoś przejdziemy przez tą premierę, a potem spokojnie wrócimy do Niemiec i do normalnego, codziennego życia. Takiego, jakie doceniamy najbardziej.
   Lena nie odpisała, więc postanowiłem, że się przebiorę i pójdę poszukać współlokatora, bowiem wzięcie prysznica mijało się z celem, skoro czeka mnie jeszcze trening. Niechętnie podniosłem się z łóżka i złapałem za wiszącą na oparciu fotela koszulkę w klubowych barwach. Tutaj nie wypadało pokazać się w cywilnym ubraniu, a w Barcelonie żółto-czarny kolor uchodziłby za samobójstwo, bo ludzie nie daliby nam spokoju. Stałem właśnie na środku niezbyt dużego, ale gustownie urządzonego pomieszczenia zaledwie w samych bokserkach, gdy drzwi nagle się otworzyły, a do wewnątrz wparował ciemnoskóry napastnik w towarzystwie Großkreutza. No, gorzej już chyba nie trafię. Zatrzymali się tuż za progiem, lustrując mnie od góry do dołu.
   -Wow, Marco! - zaświergotał Kevin, odchylając głowę. -Nie mamy wątpliwości, że jesteś dobrze zbudowany, ale kurde, narzuć coś na siebie, bo my nie polecimy na twoje mięśnie. Nie, nie, nie ma takiej opcji.
   -Stary, czekaj. - Auba złapał go za ramię, na co tylko przewróciłem oczami. -Może my mu w czymś przeszkadzamy... Przyjechałeś z Leną?
   -Weź, idź zobacz, czy nie ma cię na boisku. - sarknąłem w półuśmiechu. -Przy okazji zajrzyj do naszego lekarza, powinni sprowadzić dla ciebie mózg na wymianę.
   Oboje wybuchnęli śmiechem, na co machnąłem jedynie ręką i założyłem trzymany od paru minut t-shirt. Gdy wciągałem spodenki do kompletu, nadal patrzyli na mnie rozbawieni, dlatego rozłożyłem bezradnie ramiona, oczekując kolejnych, bezsensownych pytań. Możliwe, że wykończą mnie jeszcze przed północą, a jeśli na deser pojawi się Lewandowski, skapituluję nawet przed treningiem. Trzech idiotów na jednego farbowanego blondyna to trochę za dużo.
   -Jak było? - usłyszałem w końcu z ust Niemca, przechadzającego się obecnie po pokoju.
   -Gorąco. - odparowałem jednym słowem, nie najlepiej je jednak dobierając. Ponownie wbili we mnie wzrok, nie odwracając go nawet na moment.
   -Akurat tego domyślamy się już od rana. - uściślił Pierre z następnym dzikim bananem na ustach. -Ale pytamy o ogólne wrażenie.
   -A ja próbowałem możliwie krótko opowiedzieć ci o pogodzie w Katalonii. - odgryzłem się wznosząc oczy ku niebu. -Sorry, ale nie uwierzę, że twoje afrykańsko-gabońskie wiatry nigdy nie wywiały cię do Hiszpanii. Założę się, że nawet one mają cię dość.
   -Woody, bracie, mój najdroższy kompanie. - podszedł do mnie, uderzając dłonią w plecy. -Nie proszę cię o szczegóły. Tak się składa, że nigdy z Kevem nie mieliśmy szansy podpatrzeć, jak kręci się film. Nie bądź gburem i podziel się zdobytą wiedzą.
   -Nie znam się na tym. - wzruszyłem ramionami. -Ale zapewniam cię, że tego typu produkcja nie wzbudziłaby twojego zainteresowania.
   -Auba: król psychiatryka. - rzucił znienacka Kevin. -To byłby hit.
   -Großkreutz: przywódca upośledzonych. - zrewanżował się ten drugi, zakładając ręce na piersi.
   -Auba: przykład kalectwa w piłce nożnej.
   -Großkreutz: jak w dorosłym wieku żyć z umysłem przedszkolaka. Marco, do ciebie też to pasuje!
   -Woody: nie widzę, nie słyszę, nie mówię. No wiesz, jak te małpki.
   -Słabe. Dałbym raczej: Marco 'zboczeniec pospolity' Reus. Nowy gatunek człowieka.
   -Albo coś podobnego! Reus...
   -Błagam, skończcie już. - przerwałem im cudowną wymianę zdań, zaciskając powieki. Przegrzewali moje wymęczone komórki odpowiedzialne za myślenie, których będę jeszcze dziś używał. -Może wyskoczymy na partyjkę bilarda i tam pogadamy, co? Chyba zdążymy.
   -Okej. - popatrzyli po sobie, momentalnie się wyciszając. Raj dla uszu.
   -Zagramy parami. - zaproponowałem. -Ja i Auba kontra ty i... Ktoś tam. Złapiemy po drodze jakiegoś chętnego.
   -Spoko! To idziemy!
   -Moment! - krzyknąłem, na co zastygli w bezruchu i zerknęli na mnie pytająco. Uniosłem brwi. -Może założę buty, co?
   -Oczywiście, szefie. - przytaknął Kevin próbując zachować powagę, jednak chwilę później oboje rechotali z sobie tylko wiadomego powodu. Pokręciłem głową, po czym pochyliłem się nad lewą stopą i ująłem w palce sznurowadło.
   -Już wiem, kogo zaprosimy do gry. - powiedział Auba i wyciągnął smartfon, prawdopodobnie po to, by skontaktować się ze swoim kandydatem. Po niecałych dziesięciu sekundach z korytarza dobiegł do nas dźwięk dzwonka oznaczającego połączenie, a chwilę potem klamka opadła w dół i w drzwiach ujrzeliśmy... Roberta.
   -Cześć, chłopaki! Pierre, Kevin... O, Marco. - patrzeliśmy na siebie, uśmiechając się zjadliwie. -Co słychać w Barcy? Dobra, do rzeczy: co u Leny?
   Opadłem na łóżko, z impetem uderzając o nie plecami. Poddaję się, bo nie mam pojęcia, ile jeszcze wytrzymam, a czekała mnie przecież konfrontacja z Kloppem. To dobry dzień, by umrzeć.
   -Żartowałem. - roześmiał się Bobek, podając mi rękę. -Nie obchodzi mnie, co robiliście, bo i tak wszyscy to wiemy. Przyszedłem zapytać, czy idziecie pograć w bilard.
   Wstałem i zetknąłem się z reprezentacyjnym wzrokiem pozostałych piłkarzy, przygotowujących się do zwijania się ze śmiechu. Uderzyłem ręką w czoło i ruszyłem do przodu.
   -Ach, zanim wyjdziemy. - zatrzymałem ich na chwilę przy drzwiach. -Pierre-Emericku Aubameyangu, informuję cię przy świadkach, że to pierwszy i ostatni obóz, na którym mieszkamy w jednym pokoju. Koniec, kropka, wychodzimy.
   Przez całą drogę nagabywał mnie o dokładniejsze wyjaśnienia, lecz milczałem, jak grób. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, drogi przyjacielu.


~~~


   -Mógłbyś mi coś wytłumaczyć? - zapytałem unosząc głowę znad notebook'a, gdy wyszedł z łazienki. Energicznie odmówił.
   -Ty się lepiej do mnie nie odzywaj! - fuknął, celując w moją stronę zwiniętym w rolkę ręcznikiem, imitującym broń. Nie potrafiłem powstrzymać śmiechu. -Nie będę z tobą o niczym dyskutował!
   -Boże, Auba, wpisz sobie w Google hasło 'sarkazm' i zapoznaj się z jego znaczeniem. Obiecuję, że na następnym zgrupowaniu też zgłoszę chęć dzielenia z tobą pokoju. - oświadczyłem chcąc go udobruchać. -Słyszysz, bałwanie? O ile selekcjoner nie pokrzyżuje nam planów, bo dziś znowu patrzył na ciebie, jakbyś kopnął go piłką w głowę. Zamierzałem zapytać cię, dlaczego, ale skoro ze mną nie pogadasz...
   -Wczoraj po meczu podwędziłem mu tablicę, na której zawsze omawia z nami taktykę. - odparował na jednym tchu, wciąż udając, że się obraża. -Oddałem ją na śniadaniu, z tym, że narysowałem na niej jego podobiznę. Chyba mu się nie spodobała... Może przesadziłem z zarostem? Zerknij i oceń, bo chciałbym wrzucić ją na Instagram...
   Z miną zbitego psa podał mi swój iPhone w wysadzonej kolorami obudowie. Wziąłem go do ręki, lecz najpierw schowałem twarz w poduszkę, tłumiąc kolejny atak głupawki. Usłyszałem także głośny wybuch Gabończyka, zatem nie musiałem już kryć się ze swoim rozbawieniem. Wszystko wracało do normy.
   -Myślę, że jest całkiem okej. - rzuciłem w końcu, zaciskając usta, by móc się opanować. -Możesz przecież powiedzieć, że zrobiłeś jego autoportret po tym, jak nie golił się przez cały miesiąc... Ewentualnie pół roku. Moim zdaniem nadaje się do udostępnienia.
   -Super. - wyszczerzył się jak małe dziecko i usiadł na swoim łóżku, wymyślając głupie tagi oraz podpis do zdjęcia. Po chwili z zaciekawieniem zerknął w ekran mojego sprzętu. -A ty co tam chowasz?
   -Dodam na fejsa naszą selfie z bilarda, ale sprawdzę najpierw, czy nie dostałem jakiejś wiadomości od sióstr na prywatne konto. Na to publiczne aż boję się zalogować.
   -Yhmm... - na tym skończyła się wyczerpująca wypowiedź Gabończyka, więc westchnąłem tylko ciężko i skrzyżowawszy stopy w kostkach, przystąpiłem do dzieła. Wpisałem maila i hasło... I faktycznie, ikonka skrzynki świeci się na czerwono. Święcie przekonany, iż Yvonne podesłała mi nowe, zabawne fotografie chrześniaka, klikam w znaczek, po czym automatycznie sztywnieję jak kamień. Tylko nie to.
   -Cholera jasna. - przekląłem pod nosem i zaraz pożałowałem, że nauczyłem Pierre-Emericka niemieckich wulgaryzmów. Znów przerzucił wzrok na ekran notebook'a, który obecnie mógłby nie istnieć. Zachciało mi się rodzinnych pogadanek...
   -No, otwórz to. - ponaglił przyjaciel, przesuwając palcem po touchpadzie. -I przetłumacz mi, co napisała, proszę.
   Dawno z jego ust nie padł zwrot grzecznościowy, zatem uznałem, że to naprawdę sprawa wyższej rangi i powinienem przyłożyć się do jej załatwienia. Przeczytałem tekst dwa razy, choć składał się zaledwie z kilku zdań i wypuściłem powietrze z ust. Auba czekał na moją reakcję.
   -Przeprosiła mnie za przebieg ostatniego spotkania i liczy, że zgodzę się na następne, żeby w spokoju porozmawiać. - wydusiłem, ze złości przygryzając wargę. Mój współlokator zamyślił się na moment.
   -Jakiego spotkania? - spytał tylko, lustrując mnie podejrzliwie. -Reus... Co ty odwaliłeś?
   Cóż, chyba najwyższy czas wyjawić komuś tajemnicę swego grzechu, tym bardziej, że siedzący obok napastnik uruchamiał coraz silniejsze pole rażenia swojego wzroku. Postawiony pod ścianą, opowiedziałem mu o starciu z Carolin oraz o jego konsekwencjach, nie pomijając żadnego szczegółu. Nawet tego, iż jest pierwszą osobą, której się do tego przyznałem, zatem szybko skojarzył, że ani Lena ani Bobek czy Anna nie mają bladego pojęcia o naszej 'chwili słabości'. Gdy zakończyłem swój referat, piłkarz wgapiał się w pościel, intensywnie coś rozważając.
   -Wiesz co, Marco... - odezwał się wreszcie, zaciskając pięści. -Pozwól mi na jeden gest. Jedyny, wystarczy.
   -No... Dobrze. - zawahałem się, ponieważ rzadko widuję go w takim stanie i nie orientowałem się jeszcze, czego oczekiwać po takich słowach. Przekonałem się jak na życzenie - z otwartej dłoni przywalił mi w twarz, gdzie na prawym policzku powoli odbijał się jej ślad. Spojrzałem na niego potężnie zszokowany, ale jedynie prychnął, marszcząc czoło.
   -Zdajesz sobie sprawę, za co? - pokręciłem przecząco głową. -Właśnie tak zachowałaby się Lena, gdybyś jej powiedział. W zasadzie tak zachowałaby się każda kobieta. Dostałbyś mocniej, ale Klopp mógłby snuć podejrzenia, że cię maltretuję czy coś. A teraz odpiszesz szanownej koleżance, że wasza znajomość to przeszłość i nie chcesz mieć z nią nic wspólnego. Jasne?
   Nie protestowałem, niczego mu nie wyrzucałem, bo najzwyczajniej w świecie miał rację. Powinienem to uczynić już dawno, wyznać prawdę mojej dziewczynie i systematycznie zapominać o tym incydencie, tymczasem zrobiłem zupełnie na odwrót i teraz dręczyły mnie wyrzuty sumienia oraz Auba. Jego pomysł był logiczny i nie wymagał wielkiego wysiłku, jakim jest wklepanie na klawiaturze kilkunastu wyrazów. Cały proces szedł mi nieźle, kiedy Gabończyk niespodziewanie położył rękę na moim ramieniu.
   -Może jednak zmieńmy scenariusz. - zaproponował. -Spotkaj się z nią. Tylko po to, by powiedzieć jej to prosto w oczy.
   Nie zapałałem miłością do tej korekty. Ale jeśli obmyślił plan, dlaczego by go nie zrealizować?


Zapowiedź rozdziału 13.:
"-Od czego mielibyśmy zacząć? - dopytywałem podejrzliwie, obserwując reakcję dziewczyny. Iskierki w jej oczach zapłonęły.
-Od ciebie. - oświadczyła ku mojemu zaskoczeniu. -Chciałabym przekonać się, jak zmieniło się twoje życie. 
-Nie zmieniło się. - parsknąłem. -Mieszkam w Dortmundzie i gram w piłkę dla Borussii. Trochę się postarzałem i to w zasadzie jedyna różnica. 
-Pojawiła się Lena. - zasugerowała delikatnie. Gwałtownie odwróciłem głowę, paraliżując ją wzrokiem bazyliszka.
-Nie mieszaj jej do tego. - warknąłem zaciskając palce na pustym już naczyniu. Cień uśmiechu przemknął przez jej usta."


***


Proszę bardzo :)

Pytacie mnie, zastanawiacie się, czy dam sobie radę z prowadzeniem dwóch blogów na raz. Nie odpowiem, bo sama nie mam pojęcia, ale wierzę, że tak właśnie będzie :) Być może przyjdzie taki moment, w którym napiszę, że rozdziały będą pojawiały się rzadziej, niż co tydzień, ale nie zamierzam zawiesić żadnego z opowiadań. Czas pokaże, jak to będzie wyglądało :)

W woli przypomnienia już jutro zapraszam na pierwszy rozdział historii o 'tańczącej królowej i gwieździe futbolu'. Już go napisałam, jestem z niego niesamowicie dumna i mam nadzieję, że Wam też się spodoba :)

Ostatnia informacja: w tygodniu zostałam nominowana do Liebster Blog Award, za co z całego serca dziękuję. Nie zapomniałam o tym, a moje odpowiedzi i nominacje pojawią się w niedzielę.

Miłej lektury :)

7 komentarzy:

  1. Rewelacyjny rozdział!♡♡♡ Rozwaliłaś mnie tytułami filmów z Kevinem i Aubą w rolach głównych. Śmiałam się dobre parę minut! No i Lewy na dobitkę Marco...Geniusz! ..I co z ta Caro? Zaczynam sie niepokoic po zapowedzi kolejnej czesci, ze cos niedobrego zacznie tu sir dziac...Oby jednak nie! :O Nie mogę się juz doczekać nexta tutaj no i pierwszej części na drugim blogu! Weny kochana dużo życzę, czasu i nowych pomysłów!:)
    Buziaki;****

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ty to robisz. że każdy rozdział tak mnie nakręca, że nie mogę się doczekać kolejnego! Chyba muszę pomęczyć przyjaciółkę. żeby przybliżyła mi sylwetki piłkarzy o których jest mowa w opowiadaniu, bo ja kompletnie ich nie ogarniam! Widzisz, ja jestem taki kibic ale żużlowy i piłka nożna to nie jest moja bajka, ale tak się wciągnęłam w pierwszą część twojego opowiadania, że teraz nie mogę przestać czytać!
    Co do tego odcineczka, szkoda, że tak mało Leny i Marco razem, nie mogę się już doczekać kiedy będą oboje w Niemczech. Zapowiedź daje do zrozumienia, że była Reusa będzie chciała nabroić, oby Marco się nie dał omotać i w końcu się przyznał Lenie, powinna mu wybaczyć. Na pewno się na nim zawiedzie, ale liczę na to że ich uczucie wygra!
    Pozdrawiam i czekam na kolejny! ♥ a jutro oczywiście wpadam na drugiego bloga, love ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli nie jesteś kibicem futbolowym, tym bardziej cieszę się, że udało mi się wciągnąć Cię w to opowiadanie ;)
      Co do następnego rozdziału, muszę Cię chyba rozczarować, bo nie będzie ich razem w ogóle, nie pojawi się nawet wątek Leny. Ale w 14. już jest inaczej :)
      Pozdrawiam :))

      Usuń
  3. Czy tylko ja jeszcze śmieje się jak głupia?!
    Auba + Kevin + Reus + Lewy = OGROMNA DAWKA ŚMIECHU! :D
    Chłopaki dają czadu xd Widzę, że wreszcie ktoś przegada do rozsądku Reusowi! Normalnie jesteś WIELKI AUBA!!! :D Zdradzisz mi tajemnice jak piszesz tak genialne rozdziały?:)

    Kocham to opowiadanie!!! <3
    Jestem pewna w 1000000% że dasz sobie rade z dwoma blogami a nie to co ja :P Ja mam miliony blogów a skupiam się aby na trzech:) W wolnej chwili zapraszam na nowego, który powstał dzisiaj :D :
    http://wiemzeciebiemam.blogspot.com
    Kochana dodawaj szybciutko następny, bo już tu usycham z ciekawości :*
    Wenyyy kochana :)
    Buziaczki i do następnego :* <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział!
    Tytuły filmów z Aubą i Kevinem rozwaliły system :D
    No i bardzo dobrze, że Auba przywalił Reusowi. Należało mu się! Szczerze mówiąc ja też chętnie bym go spoliczkowała.
    Spotkanie Marco i Carolin na pewno nie wróży niczego dobrego. Jeszcze ta zapowiedź... Będzie się działo - jestem tego pewna.
    Życzę dużo weny,
    Mańka

    OdpowiedzUsuń
  5. Wybacz mi SPAM, ale chciałam cię zaprosić na nowości :)

    http://poki-smierc-nas-nie-rozlaczy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem! Spóźniona, ale to możemy ominąć haha :D
    Kurczę, ale normalnie jakoś nie bardzo wiem, co napisać :( Serio. Jakoś brak weny na komentarze mam o tak późnoej porze ;/
    Ale postaram się coś napisać :))
    Marco znowu nie powiedział prawdyy... Kurczę.. byle to wszystko się ni zapędziło za daleko, bo kłamstwo może namieszać.
    Dobrze, że Auba wkroczył i spoliczkował Reusa. Należało mu się. MOże to da mu trochę do myślenia, że całowanie się z byłą dziewczyną było złe, a żadne pociąganie nie jest wytłumaczeniem.
    Ciekawa jestem tego spotkania. Caro znowu namiesza? Dodawaj szybciutko kolejny!
    Buziaki i weny ♥

    OdpowiedzUsuń