czwartek, 22 września 2016

Epilog

   Piękna, długa, śnieżnobiała suknia z milionem kryształków, błyszczących przy każdym odbiciu od jakiegokolwiek światła. Ciągnący się do samej podłogi, dopinany tren. Delikatny welon, wpięty w misternie ułożone pomiędzy kwiatami włosy. Białe, wygodne szpilki i podwiązka ze wstążeczką, na wstążeczce wyszyta dzisiejsza data. Skromny, aczkolwiek prześliczny bukiet kwiatów w dłoni. Romantyczny, subtelny makijaż i muśnięte błyszczykiem usta. A gdzieś dokładnie w samym centrum tego niezwykłego, niecodziennego, wyjątkowego obrazka - ja. Prosta dziewczyna z Polski, siostra Roberta Lewandowskiego, która za kilka godzin zostanie żoną jednego z najlepszych pomocników w Niemczech. Dzień, który od dawna nie schodził z listy gorących tematów większości europejskich mediów, w końcu nastał.
   Wyemigrowałam do posiadłości Bobka, gdyż siostry Marco oraz Anna zgodnie ustaliły, iż przygotowania pary młodej do ślubu nie mogą odbywać się w jej wspólnym mieszkaniu. Może to nawet nie taki głupi pomysł. I w ten oto sposób Reus stroił się pod opieką Lewego, Mario, Marcela i Robina, a ja zostałam z Yvonne, Melanie, Anią, Ann-Kathrin oraz Kają. Czułam się dziwnie, odgrywając rolę głównej bohaterki, a z drugiej strony, strasznie już czekałam na ten moment, kiedy nadejdzie ta odpowiednia chwila i odpowiednie miejsce. Byłam emocjonalnie rozdarta: chciałam mieć to za sobą i nazywać go już swoim mężem, a jednocześnie wciąż pragnęłam przeżywać ten stan szalonego podniecenia i dzikiej radości. To mój pierwszy raz w tej kategorii. I mam głęboką nadzieję, że ostatni.
   -Uważaj, bo rozedrzesz! Nieee! - usłyszałam rozpaczliwy krzyk mojej szwagierki, kiedy wstałam z królewskiego niemalże fotela, wyjątkowo ustawionego tyłem do toaletki z lustrem. Okazało się, że welon jakimś cudem wplątał się w jego oparcie, czego w roztargnieniu nie zauważyłam.
   -Przepraszam. - mruknęłam przestraszona, odruchowo przykładając dłoń do ust. Na jednym z palców błysnął pierścionek zaręczynowy. -Jest cały? Wszyscy żyją?
   -Bądź ostrożniejsza, to nie wyrządzisz szkód. - upomniała mnie karcąco, po czym ujęła w dłonie moją twarz i zaczęła wnosić drobniutkie poprawki w make up'ie, jakby sytuacja sprzed sekundy wcale się nie wydarzyła. W tym samym czasie Ann wsunęła dłonie w moje włosy, a siostry mego narzeczonego starały się wygładzić każdą fałdkę powstającą na sukni. W duchu dziękowałam Kai za okazywanie stoickiego spokoju, który udzielał się również mnie. W przeciwnym razie na pewno bym zwariowała. Albo wpadła w panikę. Albo jeszcze gorzej.
   -Kosmetyki są wodoodporne, osobiście przetestowałam. - ciągnęła karateczka. -Ale dobrze byłoby, gdybyś nie płakała, tak na wszelki wypadek.
   -I nie siadaj już nigdzie! - dorzuciła Mel, kiwając palcem przed moim nosem. -Bo wygnieciesz suknię!
   -A Reusowi powiedz, żeby podczas nocy poślubnej nie zniszczył ci fryzury. - dodała żartobliwie Brömmel, na co zbombardowałam ją wzrokiem. -No co, układałam ją pół dnia! Nie chcę, żeby tak szybko poszła na marne.
   -A czy mogłabym wreszcie...
   -Przejrzeć się w lustrze. - dokończyła Kaja, podrywając się z kanapy. Odetchnęłam z ulgą: zawsze mnie rozumiała i najwyraźniej nic się nie zmieniło. -Świetny pomysł! Dziewczyny, odsuńcie się. Dajcie jej przejść!
   Zdziwione rozstąpiły się na boki, a ja roześmiana zebrałam suknię w dłonie i dałam się pociągnąć Polce, by zobaczyć siebie. I gdy chwilę później mierzyłam się z własnym odbiciem, z trudem uświadomiłam sobie, że to naprawdę ja. Nigdy wcześniej, nawet na parę dni przed ślubem, nie wyobrażałam sobie, jak mogę wyglądać i prawdopodobnie dlatego przeżywałam teraz niemałe zaskoczenie. Nie siliłam się na skromność: było świetnie, idealnie, perfekcyjnie, powalająco. Przynajmniej dla mnie. Tą najważniejszą opinię poznam już niedługo.
   -Wow, kochanie... - Anna przerwała błogą chwilę ciszy. -Jesteś... Po prostu przecudowna. Tak bardzo przypominasz mi mnie z zeszłego roku!
   -O mój Boże, Anka. - AK omal nie zachłysnęła się śmiechem, jaki wywołał ten komentarz, nie tylko u niej. -Wygrałaś wszystko. To dopiero było skromne i obiektywne!
   Karateczka chyba nie bardzo rozumiała, z jakiego powodu dopadła nas ta nagła głupawka, bo w zasadzie miała trochę racji - w modzie ślubnej nasze gusta różniły się tylko nieznacznie. Nie chciałam jednak, by moja suknia stanowiła odzwierciedlenie jej wyboru i postawiłam na zupełnie inny krój, który zresztą bardzo mi się podobał. I kiedy tak stałyśmy przed lustrem w szóstkę, bez końca zachwycając się diamencikami i falbankami, drzwi do sypialni otworzyły się niespodziewanie, aż podskoczyłyśmy. Jak się okazało - bez większego powodu.
   -Lena, czy ty masz na sobie coś... - usłyszałyśmy, wbijając wzrok we wchodzącą do pomieszczenia postać. Zatrzymała się, gdy tylko zauważyła nasze zdezorientowanie, po czym zakryła usta dłonią. -Jezu najdroższy, dziecko...
   -Mamo...
   -Chryste, ja... - podeszła bliżej, ze wzruszeniem dotykając mojej dłoni. Broniłam się ze wszystkich sił, by i moje oczy się nie zeszkliły. -Nie wiem, co powinnam ci teraz powiedzieć...
   -Nic nie mów. - z delikatnym uśmiechem wzruszyłam ramionami. -Ania zabroniła mi płakać.
   -Jesteś najpiękniejszą panną młodą, jaką widziałam... Chyba mam już dorosłą córkę... - szepnęła, obejmując mnie mocno matczynymi ramionami. Mogłabym przysiąc, że podczas naszego uścisku napotkała upominające spojrzenie swej synowej, gdyż szybko opanowała łzy, po czym odsunęła się nieznacznie i wcisnęła mi do ręki jakiś drobiazg. -Nie byłam pewna, czy założyłaś już coś starego, ale nawet, jeśli się spóźniłam, weź to. Nosiłam ją, kiedy wychodziłam za waszego ojca i pomyślałam, że świetnie skomponuje się z resztą biżuterii.
   Obracałam w palcach unikatową, delikatną, diamentową bransoletkę, w której momentalnie się zakochałam. Nikt nawet nie musiał mnie namawiać, bym zapięła ją na nadgarstku. Po raz pierwszy mama opowiedziała mi o niej, gdy byłam jeszcze dzieckiem, dlatego doskonale zdawałam sobie sprawę, jaką wartość sentymentalną dla niej posiada. Była trochę jak pamiątka, tradycja rodzinna i ja z chęcią chciałabym ją kontynuować.
   -Dzięki, mamo. - rzuciłam się jej na szyję, obcałowując przy tym policzki. -Bardzo cię kocham, ciebie i tatę. Właśnie, on został z Isabell, prawda?
   -Czekają na dole, gotowi do odjazdu. Czy nie powinnyśmy się pospieszyć?
   -Też tak myślę. - wtrąciła Kaja, a ja dostrzegłam, iż w dłoni trzyma swój telefon. -Dzwonił właśnie Robin i pytał, czy długo to jeszcze potrwa, bo Reus trzęsie się jak osika i jeśli tak dalej pójdzie, nie będzie w stanie wsunąć ci obrączki na palec.
   -Biedny... - rzuciłam z politowaniem, na co wszystkie parsknęłyśmy śmiechem. -Czyżby się denerwował?
   -Zostało ci jeszcze trochę czasu, żeby się rozmyślić. - Melanie zgryźliwie uniosła brwi. -Ale odkąd ci się oświadczył, nie marzę o niczym innym, poza zostaniem twoją szwagierką.
   -Już dawno podjęłam odpowiednią decyzję. - zapewniłam twardo, podnosząc z blatu komody swój bukiet. -I nie cofnę jej, choćby przypalali mi skórę rozgrzanym metalem. Możemy jechać?
   Dziewczyny zgodnie przytaknęły, zatem zebrałam się w garść, wzięłam głęboki oddech i zaraz za mamą wyszłam z sypialni Anny i Bobka. Chwilo, trwaj!


~~~


   Teoretycznie kościół był wypełniony po brzegi, do ostatniego miejsca. Praktycznie, przez te kilka minut, oni widzieli i słyszeli tylko siebie...

-Ja, Marco, biorę ciebie, Leno, za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
-Ja, Lena, biorę ciebie, Marco, za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

   Ich najbliżsi wzruszali się, płakali, ukradkiem ocierali płynące po policzkach łzy. Oni także, nawet nie próbowali tego ukryć. Przebyli długą i nie zawsze łatwą drogę, aby znaleźć się w tym miejscu, które najwyraźniej od samego początku było im pisane...

-Leno, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. 
-Marco, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. 

   To ten moment, który wiele zmienia. Od tego momentu należeli już tylko i wyłącznie do siebie, z własnej woli oraz świadomego wyboru. I nie istnieje siła, która potrafiłaby walczyć z tym uczuciem.


~~~


   -Zrób coś, żebym uwierzył, że to się nie śniło. - szepnął mi do ucha Marco, kiedy siedzieliśmy chwilowo przy stole. Trzymał mnie za rękę, drugą podjadając jakieś mięso z zimnego bufetu. -Że naprawdę jesteś już moją żoną i nosisz moje nazwisko. Nie przenieśliśmy się do równoległego świata, prawda?
   -Nie. - zapewniłam go, ze śmiechem kręcąc głową. -Przecież podpisując papiery w kościele użyłam już nowych danych. A może się pomyliłam?
   -Nie sądzę. - stwierdził, unosząc nasze splecione dłonie, bym zwróciła uwagę na dwie błyszczące obrączki z białego złota. -Nie wzięły się tutaj ze zwykłego przypadku.
   -A co, jeśli rano obudzimy się w łóżku i...
   -Co? - zapytał niby zaskoczony, figlarnie unosząc brwi. -Kto ci powiedział, że rano będziesz się budzić? Nic o tym nie słyszałem i nic podobnego nawet nie planowałem. Spać możemy popołudniu.
   -Kocham cię... Mój jedyny i najlepszy mężu. - dodałam, gdy pochylił się, by mnie pocałować. Jednak nasze wargi zaledwie się musnęły, bo w tej samej sekundzie czyjeś dłonie wylądowały na naszych ramionach. Dłonie świadkowej Reusa.
   -Szanowni Państwo Młodzi, prosimy nie migdalić się przy stole! - rzuciła rozbawiona Yvonne, a jej ukochany zawtórował jej śmiechem. -Żartuję, róbcie, co chcecie, to wasz dzień. No, może tylko jedno jest wam zabronione, przynajmniej dopóki nie zaczniecie nocy poślubnej.
   Piłkarz zbombardował ją wzrokiem, lecz udała, iż tego nie dostrzegła, a później oboje z mężem zajęli swoje miejsca i cała trójka pogrążyła się w rozmowie. Nie uczestniczyłam w niej, choć Woody cały czas obejmował moją dłoń, zwyczajnie rozglądałam się po sali. Dziś prezentowała się wyjątkowo inaczej, weselnie, pięknie. W powietrzu unosił się klimat nowego, wspólnego życia, wszelkie dekoracje bardzo wyraźnie wskazywały na fakt, że właśnie dziś, połączona węzłem małżeńskim, powstała młoda, prawdziwa, już zalegalizowana rodzina. Nasi goście również bawili się fantastycznie: obie strony najwyraźniej świetnie się zintegrowały i znalazły wspólny język. Na parkiecie także dużo się działo - Mario każdy zagrany przez kapelę kawałek dedykował innej kobiecie, kuzynki Marco były nim oczarowane, a ja modliłam się, by Ann-Kathrin wystarczyło cierpliwości na jego taneczne podboje. Auba oczywiście brylował w swoim stylu z własną żoną, a nawet synkiem, natomiast Marcel oraz Robin wydawali się tak zakochani w swoich partnerkach, że przez myśl im nie przeszło zamienić je na inne. Najbardziej jednak wzruszył mnie widok naszych rodziców: tato tańczący z mamą Marco i mama w objęciach pana Thomasa. To oznaczało tylko jedno: teściowie się dogadali. Możemy być spokojni o podział opieki nad wnuczką i wzajemne relacje.
   -Chcesz wyjść na zewnątrz? - niespodziewane pytanie mojego świeżo upieczonego męża sprowadziło mnie na ziemię. Położył dłoń na jedwabiu mojej sukni i przyglądał mi się badawczo. -Dobrze się czujesz?
   -Oczywiście. Ale nie mam nic przeciwko, żebyśmy wymknęli się na moment.
   Dwa razy nie trzeba mu powtarzać. Poinformował dojadającą obok siostrę, że zaraz wrócimy, po czym wstał i posłużył mi ramieniem. Przed pałacykiem mocniej otuliłam się płaszczem i usiedliśmy na zawieszonej kilkanaście centymetrów nad ziemią, bujanej ławeczce. Marco przytulił mnie do siebie tak mocno, jakby sądził, że zaraz ucieknę, lecz przecież wcale nie zamierzałam. Od dawna byłam tylko dla niego, a teraz będę już na zawsze. Może jeszcze to do niego nie dotarło, a może zauważył, że ze względu na późną godzinę nocną zrobiło się chłodno i nie chciał tylko, żebym marzła.
   -Mogę cię o coś spytać, skoro zostaliśmy sami? - powiedział półgłosem, gładząc moje kolano. Skinieniem głowy wyraziłam zgodę. -Dlaczego płakałaś, kiedy moi rodzice składali nam życzenia? Mama coś ci nagadała?
   -Usłyszałam od niej naprawdę piękne zdanie, poza takimi normalnymi, czasami oklepanymi życzeniami. Myślę, że każda matka w podobnej sytuacji wypowiada takie słowa, ale z ust twojej zabrzmiały dla mnie szczególnie poważnie. - przyznałam zerkając na niego z ukosa. Dał mi do zrozumienia, że oczekuje jaśniejszego wytłumaczenia, więc westchnęłam cicho i oparłam policzek o jego ramię. -Prosiła, żebym przez całe życie kochała cię tak mocno, jak ona sama, bo jesteś jej jedynym synem i napawasz ją dumą. I żebym była lepszą matką dla naszej córki, niż ona dla ciebie. To drugie zadanie jest cholernie trudne, co?
   -Bez wątpienia. A to pierwsze?
   -Jest proste. Kocham cię całą sobą i inaczej już nie potrafię. Nie ma miłości silniejszej, niż ta rodzicielska, ale moja do ciebie i tak pobiła już wszelkie rekordy.
   -Wiesz, jesteś zdecydowanie bardziej romantyczna, niż twój brat. - skwitował i zawahał się, gdy obdarzyłam go spojrzeniem żądającym kontyuacji. -Życzył mi, żebym znalazł na ciebie siłę i cierpliwość, bo jak cię w jakikolwiek sposób skrzywdzę, to mnie zabije.
   -Serio?! - otworzyłam szeroko oczy, przyjmując to do wiadomości. Lewandowski, to ja zabiję ciebie, poeto z epoki zafascynowanego śmiercią baroku. -Wybacz, wiedziałam, że jest niedorobiony mózgowo. Rozmówię się z nim w najbliższym czasie.
   -W porządku. Nie tylko jemu brakuje części mózgu odpowiedzialnej za myślenie...
   -To znaczy?
   -Mario oświadczył mi, że w prezencie od niego i Ann znajdziemy medal z Mundialu i że nie wpadł tam przez przypadek. Dał mi go i zastrzegł, że nie otworzy mi drzwi, jeśli spróbuję go zwrócić, twierdząc, że zasłużyłem na niego tak samo, jak on...
   -To piękny gest z jego strony... Masz w nim prawdziwego przyjaciela, Marco. To on jako pierwszy biegał po Maracanie z twoją koszulką...
   -Wiem i to mi wystarczy. Nie mogę przyjąć tego medalu i na pewno go oddam.
   -Ale...
   -Nie jemu. Tobie. - nie mogłam się opanować i zerknęłam na niego zszokowana, lecz automatycznie pospieszył z wyjaśnieniami. -Dla mnie to ty jesteś mistrzem świata, Lena. Wszystko, co dla mnie zrobiłaś od samego początku naszej znajomości, ile mi poświęciłaś, ile przeze mnie przeszłaś i ile zniosłaś, jest warte nawet więcej, niż ten kawałek złota. Długo przygotowywałem się na wyjazd do Brazylii, ale ostatecznie tam nie zagrałem, moja pomoc w zdobyciu tego mistrzostwa ograniczyła się do walki w kwalifikacjach. Ty na swoim Mundialu przeciwko mnie grasz już ponad dwa lata i wytrzymałaś do samego finału. A dziś zwyciężyłaś, zdobyłaś to, co chciałaś. Ten medal i tak zostanie u nas w domu, ale będzie po prostu należał do ciebie. Gratulacje, pani Reus.
   -Pocałuj mnie. - wykrztusiłam, kiedy patrzył na mnie uśmiechnięty od ucha do ucha, ścierając kolejne łzy płynące po moich policzkach. -Ania mi nie daruje, jeśli zobaczy, że ciągle rozklejam się jak dziecko.
   Roześmiał się, po czym ujął moją twarz w swoje dłonie i pocałował zachłannie, tak, jakby oddawał się tej przyjemności po raz pierwszy. Po raz kolejny ta chwila nie trwała jednak długo, ponieważ przeszkodziła nam wracająca ze spaceru Melanie wraz z chłopakiem oraz... Isabell. Zapomniałam nawet o nią zapytać. Może świadomość podpowiadała mi, że Mała ma świetną opiekę?
   -A wy tutaj? - spytała zdziwiona, kiedy Marco wstał i podszedł do wózka, by choć na chwilę wziąć dziewczynkę na ręce. -Zaraz północ, będą was szukać. Chyba nie chcecie, żeby Götze dorwał się do tortu?
   -Przecież jemu nic nie szkodzi, on to wybiega, nie pamiętasz? No chyba, że w Monachium jeszcze takiego nie widział.- stwierdził żartobliwie blondyn. Mel zamknęła oczy i z delikatnym uśmiechem poklepała brata po ramieniu.
   -Oddaj nam Isabell i zmykajcie. To wasze przyjęcie, nie powinno was brakować.
   -Kochanie, Melanie ma rację. - wtrąciłam, zwracając na siebie jego uwagę. -Nie możemy się tu zasiedzieć, jeszcze będzie czas, żeby porozmawiać.
   Westchnął i ułożył swoją ukochaną córeczkę z powrotem w wózku, po czym złapał mnie za rękę i zaczęliśmy wspinać się po schodach prowadzących do wnętrza sali balowej. Mniej więcej w połowie drogi zatrzymałam się, pchnięta przemyśleniami, którymi jeszcze teraz muszę podzielić się z mężem. Odwrócił się, obdarzając mnie pytającym spojrzeniem, po czym zszedł jeden stopień niżej, by popatrzeć mi w oczy.
   -To nie jest żaden finał, Marco. - oświadczyłam, zanim zdołał cokolwiek powiedzieć. -To dopiero faza grupowa. Teraz będziemy rozgrywać nowe mistrzostwa, ale już nie przeciwko sobie. Teraz gramy w tej samej drużynie.


***


Przepraszam, znów nie wyszło tak, jak powinno... Takie życie :p

Chciałam się pochwalić, że zdałam wszystkie egzaminy poprawkowe i jestem z siebie bardzo, bardzo zadowolona. Tyle o studiach :)

Jeśli chodzi o bloga - jeszcze się nie żegnam :) Tak, jak obiecałam, dodam jeden bonusik i dopiero to będzie koniec. Powrót opowiadania o Irminie się przeciąga, ale spokojnie - najpierw chcę zamknąć tą historię.

Zatem do usłyszenia!!!

4 komentarze:

  1. Pierwsza. (Żeby było;) ) Teraz ide ryczeć i czytać albo na odwrót!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro! Bonus to nie ryczę. Aczkolwiek mnie zatkało, więc z tego powodu komentarz będzie bardzo krótki.
      Ślub? Miód, cud i orzeszki. Kocham. Są cudowną parą, szkoda, że tak mało Isabel, ale możliwe (nawet bardzo) że będzie w owym bonusie.
      Mario zjadający tort. Wygryw życia!;))) (Czy w ktoryms opowiadaniu bedzie kiedykolwiek zadufanym, bucowatym, umiesnionym, powaznym pilkarzem?..)
      Także tak. Czekam na bonus póki jeszcze moge na cos na tym blogu czekać. Faworyzuję go-czekałam na niego bardziej niż na Irmine..musisz mnie do drugiego bloga przekonać bo jak ten sie skonczy...taka strata.. ja sie nie pozbieram! ;D ❤❤❤❤
      No to do nastepnego!:D
      paaa!:*

      Usuń
    2. Jaka Ty potrafisz być grzeczna na forum! xD
      Isabell będzie w bonusie, chociaż nie jestem pewna, czy w przesadnych ilościach :)
      Może Cię przekonam do bloga o Irminie, bo on jeszcze nie do końca się rozkręcił (wiem, mówię to po 23 rozdziałach😎), ale to właśnie tam Pączek jest takim egoistycznym, zapatrzonym w siebie (i grubiutkim też!) piłkarzykiem, więc na razie może chociaż to Cię przekona :p
      Buziak duży i LG 💛

      Usuń
  2. O jaaacieee jaki to piękny rozdział! Chyba najpiękniejszy jaki kiedykolwiek czytałam na jakimkolwiek blogu. Przebił wszystko i wszystkich. Tak nastrojowy, romantyczny i idealny. <3 Ostatnie zdania.. no rozpływam się. IDEALNE.
    Same epilogi ostatnio czytam... smutno! Ale jakie piękne to epilogi! <3
    Czekam na bonus. Czekam na Irmine bardzo mocno! I rozpływam się dalej nad tym rozdziałem!

    OdpowiedzUsuń