poniedziałek, 13 lipca 2015

8. Was dich nicht umbringt, macht dich stärker

"-Pomóż mi. - szepnęłam błagalnie. Marco prychnął niemal niedosłyszalnie, po czym bez wahania ujął moją twarz w dłonie i delikatnie, z najwyższą ostrożnością musnął moje usta. Odsunął się na kilka milimetrów, czekając, jak zareaguję. Czułam na skórze jego ciepły, miarowy oddech, dostrzegałam parodniowy zarost, spowodowany wakacyjną zaniedbałością i dotarło do mnie, że tak blisko siebie jeszcze nie byliśmy. Wystarczyła sekunda, bym wplotła rękę w jego włosy i wpiła się w jego wargi. Sam przerwał tą krótką chwilę zapomnienia, uśmiechając się lekko już ze znacznie większej odległości.-Przepraszam. - wymamrotał zmieszany, ale rozluźniony. -Nie zamierzam wykorzystać ani Ciebie ani ciężkiego okresu, który przeżywasz. I jak, lepiej?


-Możesz jeszcze zrezygnować. - przypomniał, pochylając się nade mną. Ujął w lewą rękę brzeg dolnej części bielizny, będącej w tej chwili moim ostatnim odzieniem. Widząc mój zaskoczony wyraz twarzy, odsłonił rząd białych zębów i przesunął wargami wzdłuż mojego obojczyka aż po kącik ust. Nie chciał, żebym się wycofała, ale nie zamieszał do niczego mnie zmuszać, a ja, pomimo niewielkiego wahania wiedziałam, że Marco jest facetem, z którym mogę zrobić to po raz pierwszy. [...] Na odwrót było zdecydowanie za późno.
   -Ufam Ci. Obiecaj, że będziesz delikatny."

   Przeciągając się leniwie w łóżku zrozumiałam, że powinnam spodziewać się wizyty Reusa w moich snach. Minął dopiero jeden dzień, a ja tęskniłam za nim tak mocno, jakbyśmy nie widzieli się co najmniej pół roku. Przeceniłam swoje możliwości. Przed Bożym Narodzeniem, po miesięcznej rozłące, z miejsca wskoczyłam mu do łóżka, a teraz, w przeciągu sześćdziesięciu paru dni spędzimy razem marne dwadzieścia cztery godziny. Wpakowałam się jednak w drogę z zakazem zawracania, więc musiałam przestrzegać przepisów, choćbym miała słono za to zapłacić.
   Przy spożywaniu śniadania jedynie wczesna godzina powstrzymała mnie od wykonania telefonu. Zastanawiałam się, co robi. Możliwe, iż jeszcze śpi, lecz wczoraj wspominał, że rano ma trening, zatem prawdopodobnie układał już włosy lub pozbywał się zarostu, umilając sobie ten żmudny proces tworząc niezbyt udane chórki do piosenek Biebera. Nienawidziłam, gdy to robił, lecz tymczasowo mieszkał sam, co pozwalało mu rozwijać umiejętności wokalne bez obaw, że za pięć sekund do toalety wpadnie jego wkurzona i półprzytomna dziewczyna prosząc, by się zamknął. Cholera, często tak robiłam. I tego też już teraz potwornie mi brakowało.
   Spędziłabym na użalaniu się nad sobą może i cały dzień, gdyby nie fakt, że niedługo musiałam stawić się na pierwszych nagraniach. Wczoraj przebrnęliśmy przez sprawy organizacyjne i czysto teoretyczne, więc nadszedł już czas na konkretne zabranie się do pracy. Wskoczyłam w ekstremalnie letni zestaw (lipcowa Barcelona to niemiłosiernie upalne miasto), doprowadziłam się do porządku, po czym wezwałam taksówkę i wykorzystałam ostatnie minuty na dopicie kawy oraz wykrzesanie potrzebnej do zawodowego aktorstwa energii.


~~~


   -Lena, hej! - skrzywiłam się na powitanie języka hiszpańskiego, pomimo, iż doskonale wiedziałam, z czyich ust wybrzmiał. Będę potrzebowała kilku dni, by oswoić się ze zmianą otoczenia.
   -Gotowa do działania? - spytała entuzjastycznie Maria, pojawiając się tuż obok mnie. Wtedy też dostrzegłam, iż trzyma za rękę swojego chłopaka. Och, naprawdę musieli?
   -Jasne. - zdobyłam się na szczery uśmiech. -Brak nieprzygotowania w tej branży skutkuje poważnymi konsekwencjami.
   -Wydaje mi się, że źle spałaś. - zauważył Mario. Pokręciłam głową z kąśliwym uśmieszkiem, bo przypuszczałam, co mu chodzi po głowie. Dogadałby się z Woody'm bez dwóch zdań - oboje posiadali wybujałą wyobraźnię erotyczną.
   -Nie mam tego szczęścia, by przebywać tutaj z partnerem, dlatego radzimy sobie przez internet. - pokazałam mu język. -Wymęczę dziś wizażystkę, ale wierzę, że mi pomoże.
   -Tęsknisz za nim?
   -Tak. - rzuciłam z automatu. -I nie sądziłam, że to będzie takie trudne... Związki na odległość to fatalny pomysł, ale nie wpadłam na lepszy. Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczy.
   -Nie przejmuj się. Być może na początku nie pochwalał twojej decyzji, ale musiał kiedyś zrozumieć, że ty też planujesz i marzysz. Nie rób z chwilowego rozstania wiecznej tragedii. Marco cię kocha i jest dorosłym facetem, więc przestań panikować, poradzi sobie.
   -Ciekawe, czy mówiłbyś tak samo, gdybyś stał na moim miejscu. - mruknęłam z przekąsem, na co Hiszpan cwaniacko uniósł brwi.
   -Przesuń się, chętnie się z tobą zamienię. - prychnął, po czym parsknął śmiechem na widok mojej zaskoczonej miny.
   -Mario! - jego ukochana delikatnie uderzyła go w głowę. -To nie było śmieszne. Lena ma całkowitą rację, już zapomniałeś, jak pisałeś do mnie miłosne liściki i sms-y, gdy kręciłam film we Francji?
   -To prawda. - przyznał bez oporów, spoglądając na nią z czułością. -Chciałem tylko zażartować.
   -Nie wyszło ci. - potwierdziłam ze słabym uśmiechem. Maria podeszła do mnie i po przyjacielsku objęła ramieniem.
   -Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Co cię nie zabije, to cię wzmocni. Wiem, co mówię. I ty na pewno też to znasz.


~~~


<Marco>
   
Po powrocie z treningu nie znalazłem w sobie ochoty choćby na to, by rozpakować torbę, po prostu poszedłem do lodówki po butelkę wody mineralnej i opadłem z hukiem na kanapę. Od dwóch godzin trwałem w tej samej pozycji i nie zrobiłem nic, by ją zmienić. Czułem się zmęczony, lecz nie do końca wiedziałem, czym. Dzisiejszym wyciskiem od Kloppa? Niemiłosiernie wolno upływającym czasem? Nudą? Czekaniem?

   Dostrzegłem leżącego na wyciągnięcie ręki laptopa, więc zgarnąłem go ze stołu i w ogóle się nie podnosząc, odpaliłem w jednym tylko celu. Minutę później logowałem się na Skype, lecz po chwili równie szybko go wyłączyłem. Nie było jej, ale zerknąwszy na zegarek zrozumiałem, że nie powinienem na to liczyć. Niedawno wybiła czternasta, co oznaczało, że jej przerwa obiadowa dobiegła już końca i wróciła na plan. Zanim zamknie kolejny dzień zdjęć i wróci do domu, po raz kolejny zobaczymy się zapewne dopiero wieczorem, przez marne sześćdziesiąt minut, po czym wezmę szybki prysznic i położę się do łóżka, wysyłając jej ostatnią wiadomość na dobranoc, na którą najprawdopodobniej nie odpowie, zmożona snem. Właśnie tak ostatnio wyglądała każda moja doba - jak doba siedemdziesięciopięcioletniego dziadka, zniszczonego pracą i życiem. O ile sądziłem, że w ciągu minionego tygodnia zdążyłem się jakoś pozbierać, o tyle moi najbliżsi, z rodziną, Mario, Aubą oraz Marcelem i Robinem na czele ciągle uświadamiali mi, że się mylę. Götze wiecznie zarzucał, że przestałem nawet do niego dzwonić, Yvonne wpadła ostatnio z pretensjami, bo podobno obiecałem zabrać Nico na lody, a trener prosto w twarz oświadczył, że obijałem się w ostatnim meczu z rezerwami. Super. Jeśli będę potrzebował sarkastycznej motywacji, zgłoszę się do niego bez wahania. W rzeczywistości tak naprawdę krążyłem już myślami wokół obozu w La Manga, po raz pierwszy nie dlatego, że z wolnym czasie będziemy mogli skorzystać z hotelowych atrakcji, a dlatego, że pojadę do Barcelony na spotkanie z Leną. Zaklepałem u Kloppa ten jeden, jedyny dzień już na początku przygotowań, żeby przypadkiem nie knuł co do mojej osoby niecnej zmiany planów i wspaniałomyślnego wystawienia mnie w sparingu. Musiałem przecież ponieść karę za swój nieumiarkowany alkoholizm, a ten termin był idealny do jej wykonania.
   Gdy słońce wyszło zza chmur i centralnie poraziło moje źrenice, zwlokłem się w końcu z zajmowanego miejsca i postanowiłem powierzchownie posprzątać mieszkanie. W kranie tkwiły brudne naczynia, bo nie widziałem potrzeby włożenia ich do zmywarki. Na podłodze pod telewizorem piętrzyła się sterta listów od fanów, muszę zatem niedługo udać się do agenta, by pomógł mi na to wszystko odpisać. Balkon okupowały puste butelki i literatki po Coca-Coli i nawet talerz od obiadu stał jeszcze na stoliku. Znaczną część obu łazienek zastawiały moje kosmetyki i ręczniki, bo przecież nie mogę ciągle używać tych samych. Nawet we własnej garderobie zostawiłem bałagan - przecież nie wszystkie ubrania trzeba od razu ułożyć i powiesić. Regularnie o czystość dbałem jedynie w sypialni, gdyż tego wymagała Lena. Swoją drogą, gdyby przyjechała teraz z niespodziewaną wizytą, nie miałaby wątpliwości, że urządziłem grubą imprezę, a mnie samego na sto procent szukałaby w toalecie nad muszlą. Czasami zastanawiam się, po co nam, mężczyznom, do szczęścia kobiety, ale gdy tylko pomyślę o mojej dziewczynie, wszystkie wątpliwości szlag trafia. Najzwyczajniej w świecie każdy facet zginąłby bez obecności płci żeńskiej, a obecny stan mojej posiadłości i ja sam to najlepszy dowód na poparcie tej tezy.
   Doprowadziwszy wszystkie pomieszczenia do wyglądu reprezentacyjnego, w szerokim tego słowa znaczeniu, ponownie otworzyłem lodówkę i dopiero teraz zorientowałem się, że świeci pustkami. Cholera. Albo tak często jadaliśmy na mieście albo zbyt rzadko robiłem zakupy, by troszczyć się o swoje posiłki. Nie twierdzę, że nie gotuję, lecz bieganie po sklepach zdecydowanie spoczywało na głowie Leny, co teraz brutalnie do mnie dotarło. Nigdy, przenigdy nie pomyślałem o tym, że znajdę się w takiej sytuacji, a tu proszę - laska ci wyjechała i już mógłbyś umrzeć z głodu. Niedorzeczne.
   Postawiony pod ścianą, ubrałem się, zgarnąłem z blatu kluczyki do Astona i znudzony kierowałem się do drzwi. Nacisnąłem klamkę i moim oczom ukazali się Aubameyang i Lewandowski we własnej osobie. O ile Roberta chętnie wymieniłbym na jego siostrę, choć utrzymywaliśmy świetny kontakt, o tyle Gabończyk od pewnego czasu jest nie do zastąpienia. Wraz z Henrikhiem Mkhitaryanem dołączył do BVB pod koniec czerwca jako potencjalny następca Mario i z każdą wspólnie spędzoną chwilą stajemy się sobie coraz bliżsi. Myślałem, że wyjazd Götze nie przyniesie mi jego sobowtóra, ale Gabończyk buduje coraz silniejszą pozycję. Nie znam francuskiego, lecz oboje mówimy po angielsku, nie istnieje zatem coś takiego, jak bariera językowa.
   -Cześć, Reus. - zaświergotał Polak, ściągając rękę z dzwonka. -Masz tu gdzieś zamontowaną kamerkę czy zdolności telepatyczne? Nie zdążyłem nawet popsuć ci słuchu.
   -Nie sądzę. - Pierre-Emerick z typową dla siebie nonszalancją założył ręce na piersi. Czasami przypominał 50 Centa albo Jaya-Z, bo jak większość raperów kochał błyskotki i drogie auta. -Pewnie założył sobie czujnik kroków albo urządzenie do rozpoznawania perfum, które za każdym razem informuje go o nowym gościu: 'Ej, uważaj, nadciągają ci psychole z drużyny, więc lepiej zarygluj drzwi i sprawdź, czy nie rozwalą zamków!' I założę się, że ustawił głos Pameli Anderson albo Sashy Gray. 
   -Jak znam Lenę, strasznie by się wściekła, więc może gadająca mama to lepsza opcja. - wtórował mu Lewy. -Ewentualnie Chuck Norris, ale gdyby wtedy ktoś przyszedł go niego w nocy, biedny ze strachu schowałby się w szafie!
   Przez dłuższy moment zanosili się śmiechem, zupełnie ignorując moją obecność oraz fakt, iż właściwie bez konkretnego zaproszenia wparowali do mojego mieszkania. Oparłem się o ścianę i przeniosłem ciężar ciała na lewą stopę.
   -Sam jesteś? - Auba bez precedensu podążył w głąb korytarza, szukając panienki, z którą miałbym spędzić noc. Oddałbym swoją wypłatę w przekonaniu, że akurat o to skrycie zapytał. Był zbyt głupi, żeby wymyślić coś innego. -Kurde, stary, podziwiam cię. Jak ty sobie radzisz w tych sprawach? Boże, ja bym chyba...
   -Hej, Woody, nie przeszkadzamy ci tak w ogóle? - Bobek najwyraźniej zauważył zawieszone na moim palcu klucze do wozu. Uniosłem brwi i przewróciłem oczami.
   -Celujący za spostrzegawczość. - skwitowałem sarkastycznie, gdy Pierre odwrócił się na pięcie, by zobaczyć, o co chodzi Robertowi. -Właściwie to tak, wychodziłem, ale teraz muszę najpierw znaleźć dla was tabletki na głowę. Raczej i tak już nie pomogą, ale możemy spróbować.
   -Dokąd się wybierasz? - dociekał ciemnoskóry napastnik, podchodząc bliżej. Westchnąłem ciężko.
   -Umówiłem się na spotkanie w biurze matrymonialnym. - odparowałem usiłując zachować powagę. -Więc wybacz, ale nie chcę się spóźnić.
   Zastygł w bezruchu, a Lewandowski zmarszczył czoło i otwartą dłonią przeczesał włosy. Obserwując ich twarze nie sposób nie wybuchnąć głośnym śmiechem. Co gorsza, dopiero wtedy zrozumieli, że żartowałem, na co pokręciłem z niedowierzaniem głową. Z kim ja się zadaję?
   -Nieśmieszne.
   -Wy też nie byliście zabawni. - odszczekałem się. -Jadę na zakupy, nie zamierzam urządzać głodówki.
   -Marco, czy cię pogięło? Od tego są dziewczyny! Same muszą sobie kupić te przyprawy czy ulepszacze smaku, bo zaś to nie pasuje do zupy, a w tym nie zapieczesz wołowiny. Odpuść, nie ma sensu.
   -Ty tak na serio? - spojrzałem na niego z politowaniem, po czym przeniosłem wzrok na Roberta. -Wytłumacz mu, ja się poddaję.
   -Powtarzam ci po raz trzeci, że jego dziewczyna kręci film w Barcelonie i wróci dopiero w przyszłym miesiącu. - oświadczył uroczyście. Gabończyk przez dziesięć sekund drapał się po głowie.
   -Lena? W Barcelonie? Myślałem, że twoja siostra wyje...
   -Bo moja siostra to jego dziewczyna, głąbie! - Polak aż wzniósł oczy ku niebu, a ja uderzyłem się dłonią w czoło. Chyba minie trochę czasu, zanim wszystkie te informacje znajdą w głowie Auby mózg. Poczułem, jak kładzie rękę na moim ramieniu.
   -Teraz już rozumiem, dlaczego jesteś dla niego taki miły. - powiedział patrząc na mnie. -Masz przesrane, chłopie. Nie chciałbym być w twojej skórze, jeśli ją skrzywdzisz.
   Wszyscy troje zerknęliśmy na siebie po kolei. Nie wiedziałem, czy wypada się śmiać czy płakać, gdyż Lewy wyglądał na równie skonsternowanego, Pierre natomiast ciągle kołysał się na piętach. Wypuściłem powietrze z ust, bezradnie opuszczając ramiona.
   -Przejdźmy do sedna. - zaproponowałem błagalnie. -Czego u mnie szukacie?
   -Zabieramy cię na imprezę. - Aubameyang nie owijał w bawełnę, a Lewy tylko pokiwał twierdząco głową. -Dzwonił do mnie Marcel, bo z tobą podobno nie może złapać kontaktu i dostaliśmy zaproszenie do Cocaine.
   -No dawaj, Marco, nie daj się prosić. - naciskał Bobek. -Dziś sobota, a jutro mamy wolne. Do wieczora posiedzimy u mnie, a później razem z Anią wpadniemy do klubu. To jak, wchodzisz w to?
   Obrzuciłem obojga podejrzliwym spojrzeniem, przygryzając jednocześnie wargę. Balowanie z nimi zawsze kończyło się tak samo, a obiecałem Lenie, że więcej nie doprowadzę się do stanu nieużywalności, bo zagrozi to utratą zaufania nie tylko jej, ale i Jürgena. Właśnie dlatego nie potrafiłem przekonać się do ich pomysłu.
   -Woody, błagam, chodź z nami! I tak siedzisz w domu, nie pomoże ci to. Wypijesz drinka, ewentualnie dwa i jeden dzień będziesz miał już z głowy. Więc?
   -Dobra, zgadzam się. - dysponowali dziś słabą siłą przekonywania, aczkolwiek zadziałała na mnie wyjątkowo mocno. -Tylko bez alkoholu. I co do tego zdania nie zmienię.



***


No, to mamy pierwszy rozdział 'życia na odległość' :) Sama jeszcze nie wiem, jak długo to potrwa... Ale trochę musi, bo zarówno to, jak i pojawienie się Caro oczywiście znacząco wpłynie na rozwój akcji :)

Kochane, mam do Was pytanie: gdy ostatnio w zamian za spóźniony rozdział wrzuciłam fragmenty dwóch następnych, pomyślałam sobie, że może po każdej części będę robiła taką małą zapowiedź... Co Wy na to? Dobry pomysł? :)

Do następnego!

10 komentarzy:

  1. TAK TAK TAK TAK TAK!!! CHCEMY ZAPOWIEDZI! :)
    Wow, to życie na odległość potrafi być męczące :D Mario Casas to chodzący ideał, jego oczy, uśmiech..aw :') Wydaje mi sie, ze jego postacią rowniez tu namieszasz.
    Auba kiwajacy sie na pietach rozłożył mnie na łopatki :D Carolin to menda, wiec czekam z utesknieniem na nia i nastepny rozdzial. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się co do Casasa! Jest taki omomononnomom xD Nie wiem, jak wygląda teraz, bo jak ostatni raz przeglądałam jego zdjęcia, to paradował ze straszną brodą, a ja zdecydowanie wolę jego wygląd z filmu ;) No cóż... Może kiedyś się ogarnie :p
      Pzdr :)

      Usuń
  2. Biedny Reus i biedna Lena :(
    Oboje tak daleko i każde z nich tęskni za sobą. nawzajem. Próbuję sobie wyobrazić, co oni przeżywają, ale nie mogę i chyba nawet nie chcę.
    Ten cały Mario jak na razie wydaję się okej, ale wiem, że namiesza. Oby tylko nie negatywnie.
    Co do wizyty kolegów, to można byłoby się tego spodziewać. Strasznie uwielbiam Aubę i mam nadzieję, że będzie go więcej. A sama impreza jest w porządku. Marco może odetchnąć na chwilę,a to mu tylko pomoże i w jakimś stopniu zleci jego czas. Oby ttylko nie zakończył się w tragiczny sposób.
    A co do zapowiedzi, to jak najbardziej tak!
    Do następnego kochana i życzę weny! Dużo! ♥
    Buziaki ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie TROSZKĘ więcej Auby, bo sama kocham tego człowieka ;) Jest takim wybrykiem natury i takim ewenementem społeczeństwa, że jak dobierze się z Reusem, to tylko usiąść i płakać ze śmiechu :p
      Pozdrawiam ♡

      Usuń
  3. Dawaj te zapowiedzi . Kiedy będzie next nie mogę się doczekać
    PS. Zapraszam do mnie. http://pilkatocoswiecej-bvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Te zapowiedzi to bardzo dobry pomysł! Będziemy chociaż mieli cząstke tego co nas czeka w kolejnym rozdziale!
    Rozdział ciekawy ciekawy.. zastanawiam się czy ta końcówka o imprezie w kolejnym rozdziale się rozwinie.. oby nie! Mam nadzieję, że Reus bedzie sie pilnował a Leny nic złego w tej Barcelonie nie spotka! No cóż.. czekam na kolejny i pozdrawiam kochana, - weny, weny, dużo weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Auba najlepszy! ;D Uwielbiam go i uwielbiam ich wspólne z Marco odpały ;P I cieszę się, że będzie go więcej w opowiadaniu! :)) A rozdział idealny! Uwielbiam twój styl pisania! Masz takie...hmm...bogate słownictwo..tak! To jest to. I dzięki temu to opowiadanie pochłania do reszty. Chciałabym też tak umieć..-ale jesteś dobrym przykładem do...brania przykładu?...Widzisz, piszę jak potłuczona... Zwalę na ciężki dzień, bo serio-jestem "umierająca" i chyba idę zaraz spać :D Nie mogę się doczekać kolejnej części! A co do wstawiania zapowiedzi...Hmmm, ja osobiście wolę mieć przed sobą cały rozdział, niż czytać wcześniej i nie mieć niespodzianki, ale jeśli inni chcą, to nie mam przecież z tym większego problemu, przecież mogę czytać same całe części :)
    Buziaki! :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ich odpały nie wymagają komentarza... :D
      Może i być przykład do brania przykładu :p A co do słownictwa, to mam może trochę korzystną sytuację, bo w liceum kończyłam profil dziennikarski i pisałam mnóstwo artykułów czy wypracowań, pewnie coś w tym jest ;)
      Co do zapowiedzi, oczywiście nie zamierzam wrzucać tych fragmentów, które jasno zobrazują, co stanie się w następnym rozdziale, to byłoby za proste! Gdy zrobiłam tak ostatnio, nikt nie wiedział, o co chodzi i taki mam cel: zdradzić minimum, nie wszystko ;) Ale oczywiście szanuję Twoją opinię :D
      Pozdrawiam ♡

      Usuń
  6. No i stwierdzam, że Auba wygrał ten rozdział ;D
    Uwielbiam to opowiadanie, no po prostu UWIELBIAM!!! <3
    Zapowiedź? JESTEM NA TAAAK ;)
    Ciekawa jestem jak Marco i Lena poradzą sobie z tym związek na odległość. No jaaaa. Zakochana w dialogach tej Trójcy Świętej ;D Lewy, Auba i Reus rozwalają system :P
    Z OGROMNĄ niecierpliwością czekam na kolejny :*
    Kochana weny, bardzo dużo weny!!!
    Do następnego, buziaki :* <333

    OdpowiedzUsuń
  7. Jedno słowo, a może cię uszczęśliwić do końca życia, jedno słowo obraca twój świat do góry nogami. Czy jesteś gotów je wypowiedzieć?

    Zapraszam na opowiadanie o M.H. - Nowy rozdział już wkrótce :)

    http://poki-smierc-nas-nie-rozlaczy.blogspot.com

    P.S. Uwielbiam j. niemiecki. Będę odwiedzać twojego bloga !

    OdpowiedzUsuń