-Mario, ja naprawdę muszę wyjść. - powtórzyłem po raz setny, gdy rozsiadł się na kanapie, włączając program informacyjny. -Możesz tu zostać i poczekać na mnie, to nie powinno potrwać zbyt długo.
-Nigdzie cię nie wypuszczę, Reus! - fuknął opierając łokcie o sofę. -Straciłem ponad dwie godziny na lot samolotem z Monachium do Dortmundu i nie dam się spławić. Nie przekupisz mnie żadnym pączkiem ani batonikiem z karmelowym nadzieniem. Najpierw pogadamy, a później ewentualnie dam ci spokój.
-Mogłeś chociaż uprzedzić...
-Cholera, człowiek jak najszybciej chce pokonać sześćset trzydzieści kilometrów, żeby się spotkać, a ty masz to w dupie. Nawet nie udajesz, że się cieszysz. Nic dziwnego, że Lena odeszła.
-Nie odbierz tego źle, po prostu się nie spodziewałem, zaplanowałem coś i... Zaraz, skąd wiesz o Lenie? - zaintrygowany uniosłem brwi. Götze przewrócił jedynie oczami.
-Auba do mnie dzwonił. - rzucił spoglądając na mnie spod przymkniętych powiek. -Nie wie, co robić, żeby cię tu zatrzymać. Wiem o wszystkim, Marco i nie ukrywam, że jestem tutaj po to, abyś wyjaśnił mi, co właściwie chcesz osiągnąć.
-O wszystkim ci opowiem, obiecuję, ale jak wrócę. - zaznaczyłem, nerwowo przenosząc ciężar ciała na lewą nogę. -Wytrzymasz?
-Nie. Jutro muszę być z powrotem w klubie na treningu.
-Mario!
-No co? - rozłożył bezradnie ramiona przywdziewając na twarz złośliwy uśmieszek. -Nie wymyśliłem sobie durnego transferu i mam zobowiązania wobec klubu.
-Naprawdę mi na tym zależy. - nie poddawałem się. -Już późno, ale załatwię to w przeciągu godziny i zdążymy jeszcze pogadać.
-A gdzie się tak spieszysz? - spytał podejrzliwie, przekręcając głowę. -Powiedz, może się ulituję.
-Noo... Dobra... Do Carolin.
-Świetny żart! - parsknął śmiechem pochylając się do przodu. -Zapomnij, chłopie. Siadaj i będziesz się spowiadał.
Nie dał mi szans na wytłumaczenie, że to pilne, poważne oraz istotne, siłą zatrzymał mnie w mieszkaniu i kazał krok po kroku relacjonować, jak narodził się pomysł przeprowadzki do Barcelony i dlaczego w ogóle się narodził. Wspomniałem też, po co zamierzam pojechać do Caro, jednak nie wzruszył go ten fakt, wręcz przeciwnie, uznał, iż powinienem bardziej zaufać Lenie. Krótko mówiąc, okazał się kolejną osobą prawiącą mi kazania odnośnie karygodnego postępowania, porzucenia młodej Lewandowskiej oraz braku jakiegokolwiek poczucia odpowiedzialności, czyli powtórka z rozrywki po raz czwarty. Doceniałem jednak to, iż pofatygował się tutaj aż z Bawarii, by osobiście dołączyć do grona moich oprawców. Był prawdziwym przyjacielem, wiele zaryzykował, pojawiając się tutaj, dzięki czemu zrozumiałem, iż zawsze mogę na niego liczyć. Wprawdzie kontaktowaliśmy się coraz rzadziej, gdy nasze piłkarskie drogi się rozeszły, lecz wciąż traktowałem go jak brata. I często odnosiłem wrażenie, że pomimo trzech lat różnicy wieku na jego niekorzyść, jest o wiele mądrzejszy ode mnie.
-Tym wyjazdem tylko pogorszysz sytuację. - powiedział obrzucając mnie spojrzeniem filozofa z czasów starożytnych. -Ja nie wierzę, że Lena poszła z tym Mario do łóżka i czuję, że ty też w to wątpisz, więc skończ ze swoją chorą zazdrością i po prostu powiedz jej prawdę. Mam nadzieję, że nie jest za późno.
Teorie spiskowe oblegały mnie już ze wszystkich stron. Może tak właśnie miało być. Może faktycznie warto spróbować, bo "kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje"?
~~~
<Lena>
-Nadal nie dociera do mnie, że jesteś. - przyznałam, na co roześmiała się głośno. -Aż mi głupio, że o tobie nie pomyślałam, gdy zadzwonił dzwonek.
-Nie umawiałyśmy się, nie dzwoniłam, masz prawo do zaskoczenia. Ta spontaniczna wizyta to pomysł Mario. W południe wpadliśmy do jego rodziców, teraz ja siedzę u ciebie, a on... Wiesz, pojechał do Marco.
-W porządku, rozumiem. - uśmiechnęłam się pogodnie. -Ale przekaż mu, że gniewam się za to, że nie powiadomił o swojej obecności.
-Załatwione. - ponownie parsknęła śmiechem, częstując się kilkoma ostatnimi kostkami czekolady. Obserwowałam ją uważnie - kolejna za znanych mi pań, obsesyjnie dbających o figurę, nie opiera się słodkościom. Zajrzę później do kalendarza i sprawdzę, czy aby na pewno nie mamy dziś poważniejszego święta, poza zwykłą niedzielą. Chyba, że cały okres mojej ciąży będzie zawierał ukryte, cotygodniowe uroczystości, lecz nie wyobrażałam sobie by Anka co siedem dni raczyła mnie litrem lodów. To skrajnie niemożliwe.
-Ann, nie przylecieliście tutaj bezinteresownie, prawda? - zapytałam lustrując jej twarz. Opuściła wzrok, splatając ze sobą palce dłoni.
-Mario chciał koniecznie pogadać z Reusem. - przyznała cicho. -Nie potrafi pojąć, co mu tak nagle odbiło.
-Myślę, że nie on jeden ma ten problem. - prychnęłam rozżalona. -Ale robienie mu wody z mózgu mija się z celem, dlatego nawet nie próbowałam. Marco trzyma się żelaznych zasad, które sam ustala i jeśli sądzi, że go zdradziłam, nie przekonam go, że to nieprawda. Czasami przychodzą takie momenty, że wcale nie chcę tego roztrząsać, lecz inaczej nie umiem.
-Pogodziłaś się?
-Nie i obawiam się, że nigdy do tego nie dojdzie. Nie będę mu jednak wypominać, jeśli kogoś sobie znajdzie lub też wyprowadzi się do innego miasta. Jego życie to już nie moja bajka.
-Lena, przecież zostaniecie rodzicami! - otworzyła szeroko oczy, jakby nie dowierzała, że odpuściłam. -Zdajesz sobie sprawę, że to maleństwo będzie potrzebowało ojca?
-Posłuchaj. - zsunęłam nogi z pościeli i postawiłam je na podłodze. -Marco jest dorosły i podejrzewam, że wie, co robi. Nie chcę mu mieszać w codzienności, skoro sobie tego nie życzy. Jeśli wyrazi zgodę, po porodzie wykonamy test na ojcostwo, może wtedy coś do niego dotrze. Obecnie nie będę podejmować żadnych działań, aby nie zaszkodzić sobie i mojemu dziecku, bo nie wybaczę sobie tego. Jest dla mnie najważniejsze na świecie i dam z siebie wszystko, żeby niczego mu nie brakowało.
-To brzmi, jakbyś przestała go kochać. - mruknęła przeczesując włosy palcami. Spojrzałam w jej stronę pytająco.
-Kogo, Reusa? Nic bardziej mylnego. - pokręciłam głową z lekkim uśmiechem. -Kiedy dowiedziałam się o ciąży, zrozumiałam, że nigdy żaden facet nie był dla mnie ważniejszy, może dlatego, że Woody odebrał mi dziewictwo, nie wiem, nie interesuje mnie to. Traktowałam nasz związek poważnie, ale popełniłam kilka błędów, przez co wszystko się posypało. To po części moja wina, Ann.
-Nie tylko twoja. - zauważyła. -Załóżmy, że schrzaniliście to po połowie, ale tak naprawdę żadne z was nie zrobiło nic złego, zaszło jedynie duże nieporozumienie. Nie uważasz, że trzeba to naprawić?
-Marco dostał ode mnie wolną rękę, więc nie będę się wtrącać. Byłam wobec niego szczera i nie mam sobie nic do zarzucenia. Naprawdę mogę ustąpić, pragnę tylko, by był szczęśliwy i jeżeli teraz jest, to super.
Podeszła do mnie, po czym z całej siły przytuliła, ciasno obejmując ramiona. Korzystając z tego, że nie patrzy mi w twarz, zacisnęłam oczy, roniąc kilka gorzkich łez. Oszukiwałam samą siebie. Byłabym w stanie oddać każdą rzecz, której by zażądano w zamian za jego powrót. Ale nic z przymusu. Nikogo nie zmusisz do miłości.
~~~
<Marco>
Götze wyszedł bardzo późno, co mnie strasznie frustrowało, gdyż obawiałem się, że nie zdążę przez to dopiąć wszystkich formalności. Już od poniedziałkowego poranka wszystko na to wskazywało. Odebrałem telefon od agenta, proszącego o pilny przyjazd do jego domu, gdyż pracownicy biura nieruchomości przysłali dla mnie oferty kupna mieszkań w Barcelonie. Chcąc nie chcąc, wpadłem do niego w odwiedziny, kompletnie nie spodziewając się, że spędzę tam kilka godzin. Wybór nowego lokum okazał się trudniejszy, niż przypuszczałem, ale cieszyłem się, że udało mi się zdecydować na dwa konkretne miejsca, które miałem obejrzeć niedługo po przylocie do Katalonii. Myśląc, iż wszystko zostało załatwione, telepatycznie przenosząc się do wyczekiwango spotkania z Caro, usłyszałem jeszcze, że zaistniała konieczność podpisania paru dokumentów na mieście: w klubie, na stadionie, w urzędach... Typowo papierkowa robota i kolejny, cenny czas spisany na straty. Tutaj brakowało tylko i wyłącznie mojej parafki, tam miałem potwierdzić zgodność danych ze stanem faktycznym... Więcej zajęło mi przebijanie się przez zatłoczone ulice Dortmundu, ale nie miałem wyjścia. Bez tego nie wypuściliby mnie z kraju.
Musiałem także znaleźć chwilę na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy, co nie należało do najprostszych zadań, zatem do mojej ex dotarłem dopiero we wtorkowe, późne popołudnie. Stojąc w jej drzwiach, gdy je otworzyła dostrzegłem, że zaskoczył i jednocześnie zawstydził ją mój widok, wpuściła mnie jednak do środka i bez słowa pokierowała na kanapę. Długo zbierałem odpowiednie zdania, by mądrze pokierować rozmową, niczym jakiś mędrzec próbujący udowodnić światu swoje racje, lecz jeśli naważyłem piwa, muszę je teraz wypić do dna.
-Jesteś sama? - zapytałem w końcu, splatając ze sobą palce obu dłoni. Obrzuciła mnie zgryźliwym spojrzeniem.
-A co, zastanawiasz się, czy mógłbyś mnie obecnie przelecieć? - prychnęła z wyraźnie słyszalnym jadem w głosie. -Tak, jestem sama, ale już utarłam ci nosa i skończyłam naszą współpracę.
-Carolin, nie przyszedłem tutaj, by z tobą dyskutować. Wiem, że ufając tobie po raz kolejny, popełniłem błąd i wystarczy mi to, że muszę przez to cierpieć. Jest jednak coś, o czym moim zdaniem powinnaś jak najszybciej się dowiedzieć.
-Tak? - uniosła brwi, zakładając ręce na piersi. -Więc wytężam słuch. Szalenie mnie ciekawi, co istotnego chcesz mi przekazać.
-Przestań żartować. - zażądałem stanowczo, zerkając na nią surowo, z czego na razie nic sobie nie robiła, aczkolwiek znałem ją na tyle dobrze, by łudzić się, że zmieni nastawienie. -To naprawdę nie jest śmieszne. Został mi ostatni wieczór, by zagwarantować sobie czyste konto przed wylotem, więc nie utrudniaj mi tego. W mieszkaniu czekają jeszcze walizki.
-Nie rozumiem. - miałem rację: dość szybko ją to ruszyło, bo nagle jakby spoważniała. -Jakim wylotem? Marco, co ty odstawiłeś?
-Zmieniam klub. - rzuciłem prosto z mostu, obserwując przewijającą się przez jej twarz falę rozmaitych emocji. -Jutro wyprowadzam się do Barcelony, żeby podpisać tam czteroletni kontrakt. Ot, mocny akcent na zamknięcie okienka transferowego.
Z wrażenia oparła się bokiem o ścianę, wpatrując się we mnie z niedowierzaniem. Starałem się wyciągnąć z niej jak najwięcej, pomimo iż nie miałem pojęcia, jak zareaguje. Wyglądała na prawdziwie zaskoczoną i w zasadzie tyle wywnioskowałem. Nie wiedziałem, czy wpłynie to na nią pozytywnie czy negatywnie, czy się cieszy, a może wręcz przeciwnie, ubolewa i żałowałem, że nie potrafię jej rozszyfrować, ponieważ dopiero dochodziłem do sedna, co do którego potrzebowałem jej jasnej deklaracji. Niepewność doprowadzała mnie do szaleństwa.
-Po co? - wykrztusiła wreszcie, nie spuszczając ze mnie wzroku. -Stało się coś jeszcze gorszego? Powiedz mi, proszę!
-Cóż, chyba można tak to ująć. Sytuacja wymknęła się spod kontroli i zwyczajnie mnie przerosła.
-I dlatego uciekasz? - pokręciła głową, wciąż usiłując ogarnąć sens moich decyzji. -Dotychczas znajdywałeś rozsądniejsze rozwiązania! Marco... To przeze mnie, prawda?
-Po części. - przyznałem biorąc głęboki wdech. -Lena i tak by mnie zostawiła, bo myślała, że ze sobą spaliśmy, ale po twoim zniknięciu wyszło na jaw, że ona też coś przede mną ukrywała. I tamtego ranka przyjechała, by mnie o tym powiadomić.
-No, mów. - ponaglała, mocno zniecierpliwiona. -I najlepiej nie owijaj w bawełnę, bo już mnie denerwujesz.
-Zaszła w ciążę. Teraz to już początek trzeciego miesiąca.
Carolin pobladła. Oderwała się od podpieranej ściany, po czym przeszła kilka metrów i opadła na fotel. Pochyliła się, ukrywając twarz w dłoniach, w pewnym momencie przesuwając nimi wzdłuż policzków. Starałem się zachować spokój, oczekując jej reakcji, choć w środku okropnie mnie nosiło. Ostatnie dwa tygodnie to życie w ciągłym stresie i zacząłem się nawet zastanawiać, jak długo wytrzymam w tym stanie.
-W ciążę. - powtórzyła powoli, przetwarzając tą informację. -Z tobą.
-Właśnie, problem polega na tym, że nie mam pewności. - wyjaśniłem, co wydało się ostatnim krokiem do jej dobicia. -Była wtedy w Hiszpanii i nic mi nie udowodni.
-Nie myśl tak. - szepnęła, niemal wchodząc mi w zdanie. -To nie jest aktualnie w żadnym stopniu istotne. Ona wróciła tutaj i powinieneś z nią zostać, bo będzie cię bardzo potrzebowała.
-Caro...
-Nie możesz teraz wyjechać! - uniosła się, ostatecznie mnie dekoncentrując. -Wstrzymaj to. Lena i tak się dowie, co ją dodatkowo zdenerwuje i zestresuje. Będziesz miał na sumieniu jej zdrowie i nie robisz nic, by temu zapobiec!
-Wybacz, ale tego typu przemówień mam już powyżej uszu. - prychnąłem podnosząc się z zajmowanego miejsca w celu sprawnego zakończenia rozmowy. -Ale skoro dochodzimy już do puenty, proszę cię o przysługę: spotkaj się z Leną i wytłumacz jej, co rzeczywiście zaszło tamtego dnia. Nie dla mnie ani dla siebie, tylko dla niej i jej samopoczucia, bo bardzo zależy mi, żeby wszystko dobrze się skończyło. W moją wersję nie uwierzyła, zatem jeśli przedstawisz jej podobną, prawdopodobnie ją zaakceptuje. Zrób to, błagam cię, niczego więcej od ciebie nie wymagam. Okej?
Wbiła wzrok w podłogę, przez co w ciągu następnych minut nie uzyskałem z jej ust żadnego potwierdzenia ani zgody na wykonanie powierzonej jej misji. Zrezygnowany zwróciłem się więc do drzwi, odruchowo sięgając do kieszeni po kluczyki do auta. Naciskając klamkę, usłyszałem swoje imię, zatem zerknąłem na dziewczynę przez ramię. Stanęła na drugim końcu korytarza, opuszkami palców muskając wieszak na ubrania.
-Kochasz ją nadal, mam rację? - rzuciła przyglądając mi się badawczo. -I odpuściłbyś jej wszystko, gdybyś miał świadomość, że ona czuje to samo.
Wmurowała mnie w podłogę nie tylko stanowczością tego stwierdzenia, ale i odwagą oraz samym jego wysunięciem. Była przekonana, że nie zaprzeczę, znała mnie i zapewne wyczytywała te informacje z moich oczu. Nie myliła się, oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Ale nie pozwoliłem, by usłyszała ode mnie to, co chciała usłyszeć.
-Być może niedługo znów się zobaczymy. - uciąłem krótko, uśmiechając się do niej pogodnie. -Cześć, Carolin.
Wyszedłem nie oglądając się za siebie, po czym automatycznie złapałem się za głowę. Trzeba popracować nad umiejętnościami aktorskimi, Reus, bo ludzie czytają z ciebie jak z otwartej książki.
Musiałem także znaleźć chwilę na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy, co nie należało do najprostszych zadań, zatem do mojej ex dotarłem dopiero we wtorkowe, późne popołudnie. Stojąc w jej drzwiach, gdy je otworzyła dostrzegłem, że zaskoczył i jednocześnie zawstydził ją mój widok, wpuściła mnie jednak do środka i bez słowa pokierowała na kanapę. Długo zbierałem odpowiednie zdania, by mądrze pokierować rozmową, niczym jakiś mędrzec próbujący udowodnić światu swoje racje, lecz jeśli naważyłem piwa, muszę je teraz wypić do dna.
-Jesteś sama? - zapytałem w końcu, splatając ze sobą palce obu dłoni. Obrzuciła mnie zgryźliwym spojrzeniem.
-A co, zastanawiasz się, czy mógłbyś mnie obecnie przelecieć? - prychnęła z wyraźnie słyszalnym jadem w głosie. -Tak, jestem sama, ale już utarłam ci nosa i skończyłam naszą współpracę.
-Carolin, nie przyszedłem tutaj, by z tobą dyskutować. Wiem, że ufając tobie po raz kolejny, popełniłem błąd i wystarczy mi to, że muszę przez to cierpieć. Jest jednak coś, o czym moim zdaniem powinnaś jak najszybciej się dowiedzieć.
-Tak? - uniosła brwi, zakładając ręce na piersi. -Więc wytężam słuch. Szalenie mnie ciekawi, co istotnego chcesz mi przekazać.
-Przestań żartować. - zażądałem stanowczo, zerkając na nią surowo, z czego na razie nic sobie nie robiła, aczkolwiek znałem ją na tyle dobrze, by łudzić się, że zmieni nastawienie. -To naprawdę nie jest śmieszne. Został mi ostatni wieczór, by zagwarantować sobie czyste konto przed wylotem, więc nie utrudniaj mi tego. W mieszkaniu czekają jeszcze walizki.
-Nie rozumiem. - miałem rację: dość szybko ją to ruszyło, bo nagle jakby spoważniała. -Jakim wylotem? Marco, co ty odstawiłeś?
-Zmieniam klub. - rzuciłem prosto z mostu, obserwując przewijającą się przez jej twarz falę rozmaitych emocji. -Jutro wyprowadzam się do Barcelony, żeby podpisać tam czteroletni kontrakt. Ot, mocny akcent na zamknięcie okienka transferowego.
Z wrażenia oparła się bokiem o ścianę, wpatrując się we mnie z niedowierzaniem. Starałem się wyciągnąć z niej jak najwięcej, pomimo iż nie miałem pojęcia, jak zareaguje. Wyglądała na prawdziwie zaskoczoną i w zasadzie tyle wywnioskowałem. Nie wiedziałem, czy wpłynie to na nią pozytywnie czy negatywnie, czy się cieszy, a może wręcz przeciwnie, ubolewa i żałowałem, że nie potrafię jej rozszyfrować, ponieważ dopiero dochodziłem do sedna, co do którego potrzebowałem jej jasnej deklaracji. Niepewność doprowadzała mnie do szaleństwa.
-Po co? - wykrztusiła wreszcie, nie spuszczając ze mnie wzroku. -Stało się coś jeszcze gorszego? Powiedz mi, proszę!
-Cóż, chyba można tak to ująć. Sytuacja wymknęła się spod kontroli i zwyczajnie mnie przerosła.
-I dlatego uciekasz? - pokręciła głową, wciąż usiłując ogarnąć sens moich decyzji. -Dotychczas znajdywałeś rozsądniejsze rozwiązania! Marco... To przeze mnie, prawda?
-Po części. - przyznałem biorąc głęboki wdech. -Lena i tak by mnie zostawiła, bo myślała, że ze sobą spaliśmy, ale po twoim zniknięciu wyszło na jaw, że ona też coś przede mną ukrywała. I tamtego ranka przyjechała, by mnie o tym powiadomić.
-No, mów. - ponaglała, mocno zniecierpliwiona. -I najlepiej nie owijaj w bawełnę, bo już mnie denerwujesz.
-Zaszła w ciążę. Teraz to już początek trzeciego miesiąca.
Carolin pobladła. Oderwała się od podpieranej ściany, po czym przeszła kilka metrów i opadła na fotel. Pochyliła się, ukrywając twarz w dłoniach, w pewnym momencie przesuwając nimi wzdłuż policzków. Starałem się zachować spokój, oczekując jej reakcji, choć w środku okropnie mnie nosiło. Ostatnie dwa tygodnie to życie w ciągłym stresie i zacząłem się nawet zastanawiać, jak długo wytrzymam w tym stanie.
-W ciążę. - powtórzyła powoli, przetwarzając tą informację. -Z tobą.
-Właśnie, problem polega na tym, że nie mam pewności. - wyjaśniłem, co wydało się ostatnim krokiem do jej dobicia. -Była wtedy w Hiszpanii i nic mi nie udowodni.
-Nie myśl tak. - szepnęła, niemal wchodząc mi w zdanie. -To nie jest aktualnie w żadnym stopniu istotne. Ona wróciła tutaj i powinieneś z nią zostać, bo będzie cię bardzo potrzebowała.
-Caro...
-Nie możesz teraz wyjechać! - uniosła się, ostatecznie mnie dekoncentrując. -Wstrzymaj to. Lena i tak się dowie, co ją dodatkowo zdenerwuje i zestresuje. Będziesz miał na sumieniu jej zdrowie i nie robisz nic, by temu zapobiec!
-Wybacz, ale tego typu przemówień mam już powyżej uszu. - prychnąłem podnosząc się z zajmowanego miejsca w celu sprawnego zakończenia rozmowy. -Ale skoro dochodzimy już do puenty, proszę cię o przysługę: spotkaj się z Leną i wytłumacz jej, co rzeczywiście zaszło tamtego dnia. Nie dla mnie ani dla siebie, tylko dla niej i jej samopoczucia, bo bardzo zależy mi, żeby wszystko dobrze się skończyło. W moją wersję nie uwierzyła, zatem jeśli przedstawisz jej podobną, prawdopodobnie ją zaakceptuje. Zrób to, błagam cię, niczego więcej od ciebie nie wymagam. Okej?
Wbiła wzrok w podłogę, przez co w ciągu następnych minut nie uzyskałem z jej ust żadnego potwierdzenia ani zgody na wykonanie powierzonej jej misji. Zrezygnowany zwróciłem się więc do drzwi, odruchowo sięgając do kieszeni po kluczyki do auta. Naciskając klamkę, usłyszałem swoje imię, zatem zerknąłem na dziewczynę przez ramię. Stanęła na drugim końcu korytarza, opuszkami palców muskając wieszak na ubrania.
-Kochasz ją nadal, mam rację? - rzuciła przyglądając mi się badawczo. -I odpuściłbyś jej wszystko, gdybyś miał świadomość, że ona czuje to samo.
Wmurowała mnie w podłogę nie tylko stanowczością tego stwierdzenia, ale i odwagą oraz samym jego wysunięciem. Była przekonana, że nie zaprzeczę, znała mnie i zapewne wyczytywała te informacje z moich oczu. Nie myliła się, oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Ale nie pozwoliłem, by usłyszała ode mnie to, co chciała usłyszeć.
-Być może niedługo znów się zobaczymy. - uciąłem krótko, uśmiechając się do niej pogodnie. -Cześć, Carolin.
Wyszedłem nie oglądając się za siebie, po czym automatycznie złapałem się za głowę. Trzeba popracować nad umiejętnościami aktorskimi, Reus, bo ludzie czytają z ciebie jak z otwartej książki.
~~~
<Lena>
Zobowiązałam się pomóc Ance w przygotowaniu obiadu, więc stałam aktualnie w kuchni, obierając warzywa i nucąc pod nosem polskie piosenki. Ona sama natomiast siedziała na ustawionej prostopadle szafce, popijając zimną wodę z cytryną i obserwując każdy mój ruch, co zaczynało mnie irytować. Rozumiałam jednak, że pewnie próbuje mnie w ten sposób kontrolować, bo przecież posiłek musi współgrać z zasadami zdrowego żywienia, a moje rzekomo rosnące zachcianki znacznie utrudniają sprawę. Czasami jej żartobliwe docinki działały mi na nerwy tak intensywnie, że jedyne, o czym w takich momentach marzyłam, to zakopanie jej pięć metrów pod ziemią. Wtedy jednak Bobek zakopałby i mnie.
-Wiesz, że już widać? - wypaliła nagle, odrywając mnie od wykonywanej czynności, bo spojrzałam na nią rozdrażniona. Roześmiała się tak głośno, że dźwięk z pewnością dobiegł do sąsiadów porządkujących ogród.
-Postępy w gotowaniu? - uniosłam brew, starając się ignorować jej uwagi. -Trudno się nie rozwinąć, skoro wytykasz mi każdy kulinarny błąd. Przy tobie bez większego wysiłku zostanę ekspertem dietetyki, nawet nie będę musiała studiować.
-Nie mówię o jedzeniu. - jęknęła znudzona, na co tylko przewróciłam oczami. -Widać twój brzuszek!
-Kłamiesz! - krzyknęłam porzucając na blacie ostry nóż i popędziłam do lustra w holu. Znajdując się centralnie przed nim, odetchnęłam głęboko i zacisnęłam powieki. Nie byłam pewna, czy chcę to zobaczyć. Dotychczas nie przyglądałam się swojemu odbiciu, lecz chyba najwyższy czas, by rozpocząć śledzenie zmian swojego ciała. Przecież z każdym miesiącem będą coraz wyraźniejsze.
-Nie bój się. - Lewandowska natychmiast do mnie dołączyła, stając odrobinę z boku. -Po prostu spójrz.
Otworzyłam oczy. Na pierwszy rzut wszystko było w porządku, lecz po dłuższej analizie rzeczywiście dało się dostrzec delikatne wypukłości, odbiegające od normy. Zawsze utrzymywałam przyzwoitą wagę i nie miałam z tym większych problemów, ale obecnie zaczynało to wyglądać zupełnie inaczej. Zmieszana zerknęłam na swoją szwagierkę.
-Chcesz mi uświadomić, że jestem gruba? - mruknęłam wbijając w nią detektywistyczny wzrok. Zaskoczona tą teorią uderzyła się w czoło, znów się śmiejąc.
-Przytyłaś niecałe dwa kilogramy, to naprawdę niewiele. - zapewniła. -Nie widać tego po tobie. Dopiero później odczujesz wzrost wagi.
-Dzięki!
-Odwróć się bokiem, wtedy zobaczysz różnicę. - poleciła, zbywając mój bunt. -I nie narzekaj, a ja pójdę dokończyć ten obiad.
Gdy ponownie zniknęła w kuchni, faktycznie zastosowałam jej radę i dopiero wtedy mogłam stwierdzić, że jestem zaskoczona. Nie miałam już idealnie płaskiego brzucha - był lekko zaokrąglony i odznaczał się nawet pod materiałem koszulki. Uśmiechnęłam się sama do siebie, przesuwając po nim dłonią i odkryłam, że będąc w ciąży, wykonałam taki gest dopiero po raz pierwszy. To zdecydowanie za mało. Przecież przez dotyk matki nawiązują kontakt z nienarodzonym dzieckiem i pokazują mu, że jest potrzebne oraz kochane. Jeszcze wiele muszę się nauczyć.
W jednej chwili zupełnie przestało liczyć się to, że przybędzie mi kilka lub kilkanaście dodatkowych kilogramów, że z wielu rzeczy będę musiała zrezygnować ze względu na bóle kręgosłupa czy ograniczone możliwości ruchu. Przypuszczalnie będę również zmuszona przerwać studia, na których radziłam sobie całkiem przyzwoicie. Każdy z tych problemów schodził jednak na drugi plan, bo najważniejsze było moje dziecko, które wymaga ogromnej uwagi. I to spotyka nie tylko mnie - każda matka, niezależnie od wieku, przeżywa to samo i prędzej czy później dochodzi do wniosku, że czas o siebie zadbać. Nie jestem pierwsza i nie ostatnia.
Wciąż tkwiłam przed lustrem wpatrując się w swoje ciało, gdy niespodziewanie drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem i do środka efektownie wparował Robert. Zlustrowaliśmy siebie nawzajem dość nieprzyjemnym spojrzeniem. Spieszył się, o czym świadczył jego nienaturalny oddech i nieułożone włosy. Uniosłam kąciki ust ku górze w kąśliwym uśmiechu.
-Lena. - zaczął jako pierwszy, starając się uspokoić. Jego twarz była zmęczona i zaniepokojona, co i we mnie wywoływało już swego rodzaju wątpliwości. -Dobrze, że jesteś.
-Nadal nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - fuknęłam przypominając mu tym samym o bójce z Marco. Obiecałam, że mu wybaczę, jeśli go przeprosi, ale do tej pory jeszcze nie podołał, więc nie mógł liczyć na moją łaskę.
-Ale tu właśnie chodzi o Reusa! - wrzasnął, energicznie gestykulując rękoma. Zaintrygowana otworzyłam szerzej oczy, a w holu pojawiła się również zaciekawiona Ania. -Muszę ci coś powiedzieć! Przyjechał dziś do klubu, rozmawialiśmy z nim.
-Fascynujące! - ironizowałam opierając nadgarstki na biodrach. -I co mu tym razem złamałeś? Nogę, przedramię, żebro?
-Nadal nie rozumiesz? - wgapiał się we mnie z niedowierzaniem. -Już wiem, dlaczego nie pojawiał się na treningach. Dostał zakaz od zarządu.
-Dlaczego?
-Bo rozwiązał umowę z Borussią! Siostra, nie wiem, co ty mu nagadałaś i o co tak naprawdę się pokłóciliście, ale Woody leci dziś do Barcelony i podpisze tam kontrakt na całe cztery lata. Słyszysz? Reus wyprowadza się do Barcelony!!!
-Wiesz, że już widać? - wypaliła nagle, odrywając mnie od wykonywanej czynności, bo spojrzałam na nią rozdrażniona. Roześmiała się tak głośno, że dźwięk z pewnością dobiegł do sąsiadów porządkujących ogród.
-Postępy w gotowaniu? - uniosłam brew, starając się ignorować jej uwagi. -Trudno się nie rozwinąć, skoro wytykasz mi każdy kulinarny błąd. Przy tobie bez większego wysiłku zostanę ekspertem dietetyki, nawet nie będę musiała studiować.
-Nie mówię o jedzeniu. - jęknęła znudzona, na co tylko przewróciłam oczami. -Widać twój brzuszek!
-Kłamiesz! - krzyknęłam porzucając na blacie ostry nóż i popędziłam do lustra w holu. Znajdując się centralnie przed nim, odetchnęłam głęboko i zacisnęłam powieki. Nie byłam pewna, czy chcę to zobaczyć. Dotychczas nie przyglądałam się swojemu odbiciu, lecz chyba najwyższy czas, by rozpocząć śledzenie zmian swojego ciała. Przecież z każdym miesiącem będą coraz wyraźniejsze.
-Nie bój się. - Lewandowska natychmiast do mnie dołączyła, stając odrobinę z boku. -Po prostu spójrz.
Otworzyłam oczy. Na pierwszy rzut wszystko było w porządku, lecz po dłuższej analizie rzeczywiście dało się dostrzec delikatne wypukłości, odbiegające od normy. Zawsze utrzymywałam przyzwoitą wagę i nie miałam z tym większych problemów, ale obecnie zaczynało to wyglądać zupełnie inaczej. Zmieszana zerknęłam na swoją szwagierkę.
-Chcesz mi uświadomić, że jestem gruba? - mruknęłam wbijając w nią detektywistyczny wzrok. Zaskoczona tą teorią uderzyła się w czoło, znów się śmiejąc.
-Przytyłaś niecałe dwa kilogramy, to naprawdę niewiele. - zapewniła. -Nie widać tego po tobie. Dopiero później odczujesz wzrost wagi.
-Dzięki!
-Odwróć się bokiem, wtedy zobaczysz różnicę. - poleciła, zbywając mój bunt. -I nie narzekaj, a ja pójdę dokończyć ten obiad.
Gdy ponownie zniknęła w kuchni, faktycznie zastosowałam jej radę i dopiero wtedy mogłam stwierdzić, że jestem zaskoczona. Nie miałam już idealnie płaskiego brzucha - był lekko zaokrąglony i odznaczał się nawet pod materiałem koszulki. Uśmiechnęłam się sama do siebie, przesuwając po nim dłonią i odkryłam, że będąc w ciąży, wykonałam taki gest dopiero po raz pierwszy. To zdecydowanie za mało. Przecież przez dotyk matki nawiązują kontakt z nienarodzonym dzieckiem i pokazują mu, że jest potrzebne oraz kochane. Jeszcze wiele muszę się nauczyć.
W jednej chwili zupełnie przestało liczyć się to, że przybędzie mi kilka lub kilkanaście dodatkowych kilogramów, że z wielu rzeczy będę musiała zrezygnować ze względu na bóle kręgosłupa czy ograniczone możliwości ruchu. Przypuszczalnie będę również zmuszona przerwać studia, na których radziłam sobie całkiem przyzwoicie. Każdy z tych problemów schodził jednak na drugi plan, bo najważniejsze było moje dziecko, które wymaga ogromnej uwagi. I to spotyka nie tylko mnie - każda matka, niezależnie od wieku, przeżywa to samo i prędzej czy później dochodzi do wniosku, że czas o siebie zadbać. Nie jestem pierwsza i nie ostatnia.
Wciąż tkwiłam przed lustrem wpatrując się w swoje ciało, gdy niespodziewanie drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem i do środka efektownie wparował Robert. Zlustrowaliśmy siebie nawzajem dość nieprzyjemnym spojrzeniem. Spieszył się, o czym świadczył jego nienaturalny oddech i nieułożone włosy. Uniosłam kąciki ust ku górze w kąśliwym uśmiechu.
-Lena. - zaczął jako pierwszy, starając się uspokoić. Jego twarz była zmęczona i zaniepokojona, co i we mnie wywoływało już swego rodzaju wątpliwości. -Dobrze, że jesteś.
-Nadal nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - fuknęłam przypominając mu tym samym o bójce z Marco. Obiecałam, że mu wybaczę, jeśli go przeprosi, ale do tej pory jeszcze nie podołał, więc nie mógł liczyć na moją łaskę.
-Ale tu właśnie chodzi o Reusa! - wrzasnął, energicznie gestykulując rękoma. Zaintrygowana otworzyłam szerzej oczy, a w holu pojawiła się również zaciekawiona Ania. -Muszę ci coś powiedzieć! Przyjechał dziś do klubu, rozmawialiśmy z nim.
-Fascynujące! - ironizowałam opierając nadgarstki na biodrach. -I co mu tym razem złamałeś? Nogę, przedramię, żebro?
-Nadal nie rozumiesz? - wgapiał się we mnie z niedowierzaniem. -Już wiem, dlaczego nie pojawiał się na treningach. Dostał zakaz od zarządu.
-Dlaczego?
-Bo rozwiązał umowę z Borussią! Siostra, nie wiem, co ty mu nagadałaś i o co tak naprawdę się pokłóciliście, ale Woody leci dziś do Barcelony i podpisze tam kontrakt na całe cztery lata. Słyszysz? Reus wyprowadza się do Barcelony!!!
***
No, w końcu się napisał! :)
Jak już wiecie z drugiego bloga lub może jeszcze nie, nie miałam po prostu czasu, aby dokończyć ten rozdział wcześniej. W ciągu całego tygodnia nie wiedziałam, w co włożyć ręce, ale obiecałam na sobotę - jest w sobotę. Postaram się, żeby następny również pojawił się za tydzień, ponieważ - jak wynika z powyższego - zaczynamy zabawę :) No i jak myślicie: co zrobi Carolin? I jak zachowa się Lena?
Dziękuję, że mimo wszystko czekałyście i się dopominałyście, bo jeszcze bardziej mnie to motywowało, żeby się pospieszyć :) Kocham bardzo i do usłyszenia ❤
Edit: Kochane, 24. rozdział napisałam w tempie Usaina Bolta (ehmm... wybaczcie, w tempie Aubameyanga :D) i jest już gotowy do pokazania się światu, więc działajcie. Mogę go wrzucić jeszcze szybciej, niż w piątek :)
Edit: Kochane, 24. rozdział napisałam w tempie Usaina Bolta (ehmm... wybaczcie, w tempie Aubameyanga :D) i jest już gotowy do pokazania się światu, więc działajcie. Mogę go wrzucić jeszcze szybciej, niż w piątek :)
Robisz mi wodę z mózgu o ile już nie wyparował:D Nie umiem cholera jasna nic przewidzieć! :D Cały czas zaskakujesz. I to pozytywnie! Dzieje się:) Znowu się będę powtarzała, że rozdział cudowny..bo cudowny! Po prostu. Czy ja mam wrażenie, że Caro zmądrzała? Chyba tak. I według mnie zrobi to, o co ją Marco prosił...Chciałabym, żeby Lena pojechała na lotnisko i Marco zrozumiał swój błąd i nie wyleciał...pewnie marne szanse, bujanie w obłokach, ale pomarzyć można, prawda?
OdpowiedzUsuńŻyczę ci kochana dużo weny i czasu na pisanie:)
Dzisiaj o 16 u mnie na blogu już 30 rozdział!:)
Buziaki:**
Nie mogłam się doczekać tego rozdziału.. Ale warto było �� Wpadłam na Twojego bloga stosunkowo niedawno i w krótkim czasie przeczytałam wszystkie dotychczasowe rozdziały, które bardzo pobudziły moje wyobrażenia o kontynuacji, aczkolwiek Ty masz w sobie to "coś", prawdopodobnie lekkość pisania i z wszystkich możliwych rozwiązań Ty i tak wymyśliłaś coś arcyświetnego, odbiegającego od moich koncepcji. Gratki ���� Co do historii, to mam cichą nadzieję, że nasz farbowany lord otrząśnie się, ściągnie klapki z oczu i wróci do Leny. Poproszę o taki "coming out" �� (Ze względu na moje uwielbienie Reus'a w realu, nie dopuszczam myśli, że mógłby na te oczy nie przejrzeć). Ściskam Cię �� oraz życzę weny, cobyśmy jak najszybciej mogły emocjonować się dalszymi losami naszych bohaterów. Enjoy! ❤��
OdpowiedzUsuńNowa czytelniczka - Zuza ��
Jejku nie wierzę że przerwałas w takim momencie jesteś po prostu okropna Ale i tak cię kocham <3 Reus musi przejrzeć na te swoje ślepe oczy i pogodzić się z Leną nie możesz im tego zrobić ze będą osobno.Niech on nie podpisuje tego kontraktu z Barceloną on jest stworzony tylko i wyłącznie dla naszej ukochanej Borussi a nie dla Barcy.Mam nadzieję że pogodzą się zanim urodzi się dzidziuś*_*.Z wielką niecierpliwością czekam na następny, życzę weny i pozdrawiam Aga <3
OdpowiedzUsuńChyba sobie nawet nie zdajesz racji jak ja wyczekiwałam na ten rozdział!
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że to Ann i Mario postanowili odwiedzić naszych głównych bohaterów. Mam nadzieję, że chociaż trochę zmądrzeli;.
Co do Caro... kurczę... Mam jeszcze większy mętlik w głowie. Serio. Nie mam pojęcia, co myśleć, bo zaskoczyła mnie, Zrozumiała swój błąd? Zrozumiała, że postąpiła egoistycznie? Strasznie ciekawy wątek :D
No i wyjazd Marco do Barcelony... Czy jest jeszcze chociaż cień szansy, że zostanie? Oby...
Czuję, że następny rozdział będzie jeszcze lepszy od tego i po prostu nie mogę się doczekać :DD
Weny kochana, dużo weny :**
Buziolee :*
Noo, rozdział trzyma w napięciu, bardzo ciekawy :)
OdpowiedzUsuńCzekam na rozwój sytuacji, A <3
Ooo dawaj szybko 24 rozdział. Marco jest taki tepy!!! Mam go dosc!!! Kiedy on w koncu zrozumie ze popelnie najwiekszy blad w zyciu... Pozdrawiam Marta :-)
OdpowiedzUsuńNo kochana! Nie mam czasu na dłuższy komentarz ale wiedz że rozdział przeczytałam - mega mi się spodobał i czekam na 24! Kocham ♥
OdpowiedzUsuńO matko ciekawe co teraz zrobi Lena :( bardzo mi jej szkoda :( widać ze bardzo go kocha, mam nadzieję że się nie podda. A Marco masakra, ale mam nadzieje ze coraz więcej do niego dociera. Z niecierpliwością czekamy na nexta :)
OdpowiedzUsuńDodaj nowy nie możemy się już doczekać <333
OdpowiedzUsuńPostaram się na jutro, ale NIC NIE OBIECUJĘ, bo jestem w trakcie pisania rozdziału na drugiego bloga. Zrobię, co mogę :)
Usuń❤
my czekamy kochana ♥
Usuń