Ja z kolei czułam się coraz gorzej, co stanowiło dla mnie niemały powód do niepokoju. Pomimo zapewnień lekarza o prawidłowym przebiegu ciąży, martwiły mnie nasilające się bóle pleców oraz kręgosłupa, skurcze łydek, a wisienką na torcie stały się problemy z oddychaniem czy zasypianiem pod koniec siódmego miesiąca. Stały kontakt z ginekologiem chronił mnie przed wpadaniem w panikę, ponieważ to głównie dzięki niemu i mądrym radom Yvonne wiedziałam, iż to zupełnie naturalna kolej rzeczy na tym etapie i że nie dzieje się nic złego. Nie zwalniało mnie to jednak z obowiązku większej ostrożności, przez co znaczną część dnia spędzałam w łóżku lub na kanapie w pozycji półleżącej. Nienawidziłam tego, lecz właśnie wtedy przypominało o sobie omdlenie nerwowe z pierwszego trymestru. Gdybym lepiej o siebie zadbała, z pewnością funkcjonowałabym teraz o połowę sprawniej. No cóż... Człowiek uczy się na własnych niewypałach.
Za wszelką cenę starałam się nie obciążać Marco swoim złym samopoczuciem. Było to o wiele łatwiejsze, kiedy znikał na parę dni, bo miałam wtedy szansę wynegocjować z towarzyszem niedoli, który sprawował nade mną opiekę, aby zatajał przed Reusem fakty, którymi najbardziej by się przejął. Robiłam to w trosce o jego dobro. Doskonale zdawałam sobie bowiem sprawę, ile kosztowały go wyjazdy na mecze ze świadomością, że oddali się od domu, widziałam, jak rośnie niechęć, z jaką do tego podchodzi. Był przecież świadkiem tego, co się dzieje, gdy przebywał na miejscu i przypuszczał, że podczas jego absencji niewiele się zmienia. W takich momentach ukrywanie dyskomfortu wręcz graniczyło z cudem, bo mój narzeczony to dobry obserwator z wyostrzonym zmysłem słuchu. Pewnie dlatego błyskawicznie zorientował się, iż nie sypiam po nocach.
Połowa lutego, dokładnie doba przed walentynkami. Po godzinie drugiej w nocy budzi mnie spłycony oddech, więc chcąc nie chcąc, muszę poczekać i zmierzyć się z tym. Woody oczywiście śpi, gdyż po wolnej niedzieli wcześnie rano jedzie na trening, zatem wstaję i po cichu wychodzę z sypialni, żeby mu nie przeszkadzać. Po chwili znajduję się już w kuchni, zapalam lampkę nad stołem i włączam radio, redukując głośność do minimalnej. Wstawiam wodę, do kubka wrzucam saszetkę miętowej herbaty, w międzyczasie wypijając jeszcze szklankę wody mineralnej. Ziołowy napój zalewam wrzątkiem i pozostawiając go na boku, zabieram się za przyrządzenie szybkiej kanapki z chudą wędliną. Wszystkie ośrodki skupienia przenoszę na miarowe, spokojne oddychanie, co po kilku minutach przynosi pożądane efekty. Nie liczę, ile czasu już minęło. Zadowolona z siebie, układam porcję wczesnego śniadania albo raczej późnej kolacji na talerzu i gdy chwytam za ucho od kubka, w salonie, tuż za mną, nastaje jasność. Zastygam w bezruchu. Odwracam się po długich sekundach i dostrzegam blondyna przesuwającego dłonią po włącznikach światła, nie spuszczającego ze mnie wzroku. Nie mam pojęcia, o czym myśli, lecz marszczy brwi, a bokserki są jedynym i dość skąpym jak na tę porę roku odzieniem, które aktualnie posiada. Zmieszana opuszczam głowę, a on podchodzi bliżej, wyciąga mi z ręki naczynie z parującą herbatą, po czym splata nasze palce i prowadzi na kanapę. Uciążliwie długo milczy, zastanawiając się, co powiedzieć.
-Jak długo to przede mną ukrywasz? - spytał, gdy tradycyjnie przerzuciłam stopy przez jego uda. Wzbudzał we mnie poczucie winy i byłam prawie przekonana, że właśnie o to mu chodziło. -Mogłaś, a nawet powinnaś mi powiedzieć.
-O czym? - rzuciłam próbując improwizacji. Marne szanse na sukces, lecz chciałam mu udowodnić, że jednak jakoś sobie radzę. Nieco rozdrażniony, przewrócił oczami.
-Przestań, proszę. - odparował dobitnie. -Może jeszcze nie wiesz, ale nie jestem głupi. Przypuszczam, że nie słyszałem o wielu incydentach, które mają miejsce, gdy mnie nie ma, ale teraz jest inaczej, na twoje nieszczęście. Więc mów, co się dzieje.
-Naprawdę musimy o tym rozmawiać? Nic mi nie grozi, nie wystarczy ci to?
-Lena, serio sądzisz, że wyjście na boisko z czystą, pustą głową stoi w mojej hierarchii wyżej, niż rodzina? - spojrzał na mnie, szukając odpowiedzi. I znalazł, nie taką, jakiej oczekiwał, ale znalazł, bo pokręcił z niedowierzaniem głową. -Boże, czy ty mnie kiedyś nie zaskoczysz? Jak możesz tak myśleć...
-To nie tak... Po prostu zdaję sobie sprawę, ile znaczy dla ciebie Borussia i staram się nie odbierać ci radości i satysfakcji z gry. Gdybyś ciągle się o mnie martwił, nie szłoby ci tak dobrze.
-Wątpisz w moje umiejętności? - uniósł brwi, a ja zawstydzona przygryzłam wargę. -Okej, nieistotne. Najważniejsze jest to, że wiem o twoim cierpieniu i uwierz, zrobiłbym wszystko, żebyś poczuła się choć odrobinę lepiej. Gdziekolwiek bym nie był, to zawsze siedzi w mojej głowie, dlatego wolałbym, byś informowała mnie o wszystkim. Dopiero wtedy się uspokoję, wedle twojego życzenia.
-Marco, to nic nie zmieni. Nie możesz mi pomóc w żaden sposób, więc skup się na...
-Doskonale to rozumiem. - bez skrupułów wszedł mi w słowo. -Chciałbym wziąć na siebie chociaż połowę tego, co czujesz, ale nie potrafię, bo taka opcja nie istnieje. Widzę, jak bardzo czasami cię boli, jak ból cię ogranicza, powoduje dyskomfort i uniemożliwia niektóre działania, a ja muszę toczyć w tym czasie z góry przegraną walkę z bezradnością, dlatego wyświadcz mi przysługę i zwyczajnie o tym opowiadaj. Nie chcę, żebyś przechodziła przez to sama, jasne?
-Dobrze, wygrałeś. - mruknęłam nie patrząc na niego. -Znów. Ostatnio bez przerwy się powtarzam, ale bardzo cię kocham, Woody. Świata nie zmienisz, ale zawsze jesteś i tylko tego potrzebuję: twojej obecności.
-Więc ją dostaniesz, nawet na całą dobę, jeśli stanie się niezbędna. - uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. -A teraz wypij tą herbatę, zjedz kanapkę i wracamy do łóżka, bo dochodzi wpół do czwartej rano.
-A ty za cztery godziny musisz wstać na trening, więc szoruj już teraz tam, skąd cię przywiało.
-Ale...
-Nie dyskutuj ze mną! - rozbawiona pogroziłam mu palcem, na co zdziwiony delikatnie rozchylił usta. -Zaakceptowałam twoje warunki, ale nie zabroniły mi one wprowadzania swoich.
-Okej... Remis. - przyznał muskając tym razem moje usta. Zsunęłam stopy na podłogę zwalniając mu przejście, jednak zanim wstał, zwróciłam uwagę na jeden szczegół.
-Nie mogłeś się ubrać? Przeziębisz się i będzie na mnie... - zawiesiłam się dostrzegłszy jego prowokujący wyraz twarzy. Napiął mięśnie brzucha, gdyż świetnie wiedział, iż z trudem powstrzymuję się wtedy od ich dotykania. Westchnęłam ciężko. -Echh... Chrzań się, Reus i spadaj stąd.
-Czekam na ciebie. - szepnął mi do ucha oplatając jednocześnie w talii. -Więc nawet nie śnij, aby zostać tu do rana.
~~~
Dni ciężkich, jak ta noc, bywało o wiele więcej i zdarzały się o wiele częściej. Głównie dlatego, iż nie potrafiłam pogodzić się z przymusową bezczynnością, a gdy Marco mi o niej przypominał, zazwyczaj na niego krzyczałam, pomimo iż miał sto procent racji. Na wszystkie sposoby unikałam bowiem nudy, nie zawsze z pozytywnym skutkiem, a on za to obrywał. I ani razu nie powiedział, że ma dość, że zachowuję się jak rozhisteryzowana wariatka i dłużej tego nie wytrzyma. Wiedział, iż to minie, raczej nie gniewałam się na niego więcej, niż trzydzieści minut. Przyszedł jednak taki moment, który naprawdę mną wstrząsnął, doprowadzając do poważnej kłótni między nami, oczywiście z mojej winy. Miałam tego doskonałą świadomość, aczkolwiek urażona duma nie pozwoliła się poniżyć.
Druga część marca, późny wieczór, niecały miesiąc do rozwiązania. Czytam jakiś beznadziejny artykuł o mającym odbyć się w tym roku brazylijskim Mundialu, podczas gdy Reus siedzi w łóżku, w samych spodniach od dresu i składa parafki na klubowych fankartach z własnym wizerunkiem, jedną po drugiej. Od czasu do czasu ziewa, przeciera oczy, po całym dniu poza domem jest wyraźnie zmęczony. Mój egoistyczny mózg jednak tego nie rejestruje, zapisuje sobie tylko te obrazy, które uznaje za atrakcyjne i warte uwagi, zatem po chwili dostrzegam już wyłącznie jego wyrzeźbiony tors, umięśnione ramiona i unoszącą się wskutek miarowego oddechu klatkę piersiową. Piłkarz jest pochłonięty zabawą w gwiazdę do tego stopnia, iż nie zauważa nawet, że go obserwuję. Nie zastanawiam się w nieskończoność: wyłączam laptopa, odkładam go na szafkę i przechodzę do łóżka. Dopiero wtedy podnosi wzrok i zerka na mnie pytająco.
-Idziesz spać? - zgaduje zbierając jednocześnie karty z pościeli. -Żaden problem, przeniosę się do salonu, bo muszę to skończyć do jutrzejszego treningu. Przepraszam.
-Ale ja jeszcze nie odpowiedziałam. - zauważyłam z nutką pretensji. Uniosłam brwi, kiedy spojrzał na mnie z ukosa. -Nie, nie idę spać.
-Więc o co chodzi? Lena, zostało mi jeszcze trochę pracy, a chciałbym się wcześniej położyć... Mów otwarcie, w czym rzecz.
-W tobie. - wypaliłam nie spuszczając go z oczu. Wykrzywił się. -Posiadasz coś, czego aktualnie potrzebuję.
-Masz dziwne pojęcie otwartości. - skwitował z kąśliwym wyszczerzem, obracając w palcach czarny marker. -Nadal nie ogarniam, dlatego bądź tak łaskawa i...
Nie dałam mu szans na dokończenie tego zdania, ponieważ przysunęłam się bliżej, po czym musnęłam jego usta. Najpierw delikatnie, potem zachłanniej. Nie stawiał oporów, oddając ten pocałunek, a jego dotychczasowe zajęcie z hukiem wylądowało na dywanie, gdy tylko ruszył nogą. Odniosłam wrażenie, że już pojął, do czego piję. I raczej się nie myliłam.
-Chcę się z tobą kochać, Marco. - wychrypiałam gładząc jego policzek. -Teraz, tutaj, o tej godzinie, bez wymówek i przekrętów. Już rozumiesz?
Uśmiechnął się tylko, nie wypowiadając ani słowa i ponownie złączył nasze wargi, pochylając się nade mną. Nie spieszyłam się wiedząc, że ma na sobie tylko spodnie i prawdopodobnie sam się ich pozbędzie, ale i on nie wykazywał potrzeby podkręcania tempa. Pociągnął moją koszulkę ku górze, odsłaniając sporych już rozmiarów brzuszek, ostrożnie przesunął po nim dłonią i złożył kilka czułych pocałunków. Niecierpliwiłam się coraz bardziej, ale znałam go, lubił mnie drażnić, aczkolwiek tym razem zaplanował to zupełnie inaczej. Dystans, jaki utrzymywał, z czasem zaczął mi przeszkadzać, więc przesunęłam ręką wzdłuż jego klatki piersiowej, łapiąc na końcu za sznureczki przy dresie. I wtedy to się stało. Zacisnął dłoń na moim nadgarstku i odsunął go od swojego ciała, po czym usiadł obok, pozostawiając mnie w totalnym otępieniu.
-Nie. - rzucił krótko, przeczesując włosy. -Przykro mi, Mała, ale nie dziś.
-Dlaczego...
-Nie pamiętasz, co ostatnio powiedział lekarz? - spojrzał na mnie, na co zacisnęłam usta. -Masz trzy tygodnie do porodu, powinniśmy się powstrzymać. Nie zrobię wam krzywdy i muszę odmówić. Nie chcę, ale muszę.
Gapiłam się na niego uzmysławiając sobie, że dawno nie czułam się tak mocno zawiedziona. Zła. Odepchnięta. A nawet upokorzona. Marco miał oczywiście rację, ale w tamtym momencie nie docierało do mnie nic, poza wypowiedzianym przez niego "NIE". Nie myślałam o tym, że w ten sposób chroni swoją córkę przed zagrożeniem, byłam przekonana, że zwyczajnie mnie nie chce, choć kilka miesięcy temu poprosił mnie o rękę i aktualnie planowaliśmy ślub. Przecież mu nie zależało, przecież kłamał, ściemniał, żartował, z kimś się pewnie założył i tak dalej... Na litość Boską, skąd się biorą te kretyńskie, ciążowe humorki?!
-Nie wierzę, że to zrobiłeś. - wykrztusiłam pragnąc zabić go rosnącą nienawiścią. Walczyłam ze sobą, by nie uderzyć go w twarz. -Nie spodziewałam się tego po tobie...
-Lena, nie mam wyjścia. - powtórzył powoli, wyciągając w moją stronę ramię, lecz drgnęłam i natychmiast się odsunęłam. Zmarszczył brwi, zaskoczony moją reakcją. -Naprawdę nie widzisz w tym nic złego?
-Widzę. Znalazłeś świetną wymówkę. Dobrze się bawisz, co?! - warknęłam patrząc mu prosto w oczy. Gdybym gdzieś po drodze nie zgubiła rozumu, zrozumiałabym, że boli go to tak samo, jak mnie. -Znudziło ci się udawanie, jak bardzo mnie kochasz, czy brakuje pomysłów na wodzenie mnie za nos?
-Co ty pieprzysz?! - podniósł głos i podparł się na łokciu. Rozeźliłam go, ale kto by się nie wkurzył? -Ile razy można to z tobą wałkować? Sądzisz, że jestem z tobą, bo muszę, bo tak mi wygodnie, bo trzeba się z kimś pokazać przed kamerami? Mała, przecież mnie znasz...
-Tak mi się wydawało. - sarknęłam, a Marco bezczelnie przewrócił oczami. -A teraz już nie wiem.
-Lena...
-Nie dotykaj mnie! - wrzasnęłam, kiedy siłą zamierzał doprowadzić do mojego pozostania w sypialni. Emocje wciąż wygrywały, wbijając mu nóż prosto w serce. Nie umiałam nad nimi zapanować, lecz on doskonale zdawał sobie sprawę, iż nie ma prawa mi ulec, choćbym wykorzystała najczarniejszy z możliwych scenariuszy. Dziwne, że wtedy nie wpadło mi to do głowy. -W ogóle... Daj mi święty spokój. Wychodzę, muszę odpocząć.
-Zostajesz. - oświadczył tonem nieznoszącym sprzeciwu. Zatrzymałam się w pół kroku, po czym odwróciłam się piorunując go wzrokiem. Zaciskał usta tak mocno, że prawie przegryzł sobie wargę. -Jeśli coś ci nie pasuje, to ja wyjdę.
-No to wyjdź. - zażądałam bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Marco automatycznie otworzył buzię, usiłując pogodzić się z tym, co usłyszał. Przegrał i odniósł zwycięstwo jednocześnie. Sprawił, że nie opuściłam pomieszczenia, lecz sam się do tego zmusił. Dla mojego dobra.
-W porządku. - rzucił sucho, po czym pozbierał z podłogi wszystkie karty i podszedł do szafy, z której wyjął koszulkę do kompletu ze spodniami, które obecnie nosił. Nie założył jej, zwyczajnie wziął do ręki to, czego potrzebował i twardo złapał za klamkę. Stałam do niego tyłem, ale wiedziałam, że jeszcze nie zniknął. Wahał się. -Gdybyś chciała pogadać... Pamiętaj, że zawsze cię wysłucham. Dobranoc.
Koniec. Zamknął za sobą drzwi i zszedł na dół. Ja natomiast analizowałam to, co się właśnie wydarzyło, leżąc ponownie w łóżku. Płakałam. Nie miałam jednak pojęcia, z jakiego powodu. Z żalu, czy dlatego, że faktycznie coś zaczynało do mnie docierać.
~~~
Minęły trzy dni, zanim doszliśmy do porozumienia. Przez ten czas, codziennie rano, znajdowałam na poduszce karteczkę od Reusa, poprzez którą informował mnie, że pojechał już na trening albo że wróci później, bo coś tam załatwia. Istotniejszą treść umieszczał jednak na samym dole, w prawym rogu. Pierwszego dnia napisał tylko i aż, iż nigdy nie żartuje, kiedy mówi, że mnie kocha. Kolejnego, że Bobek pewnie znów rozwali mu nos, gdy się dowie, aczkolwiek w to akurat nie uwierzyłam, bo blondyn zagwarantował sobie dobrą wymówkę. Nie oznaczało to jednak, iż nie wzięłam pod uwagę realnego zagrożenia ze strony braciszka, który pewne fakty interpretuje tak, jak mu się żywnie podoba. Przełom nastąpił dnia trzeciego, kiedy naskrobał parę zdań, które totalnie mnie złamały i były absolutną prawdą. "Nie kochaliśmy się, więc uznałaś, że to moja wina. Gdybyśmy się kochali i w konsekwencji zaszkodzili naszej córeczce, też uznałabyś, że to moja wina. Nie było idealnego wyjścia, więc wybrałem najrozsądniejsze. Kiedyś mówiłaś, że miłość to nie tylko seks, to także dbanie o bezpieczeństwo kogoś, bez kogo nie wyobrażasz sobie życia. Pamiętasz, prawda?"
Pamiętałam. I kiedy dwie godziny później przepraszałam go ze łzami w oczach, nie wypowiedział ani słowa, nie wytknął mi nawet mojej głupoty, po prostu objął mnie ramionami, pocałował w głowę i czekał, aż się uspokoję, a następnie, jak gdyby nigdy nic, spytał, czy jestem głodna i zrobił kolację. Nie poruszał tego tematu, a ja czułam się jak największa kretynka, bo zawiodłam go po raz kolejny. A on znów udowodnił mi, że mogę być dumna z przywileju nazywania go swoim narzeczonym.
Tego samego dnia wieczorem leżeliśmy w łóżku rozmyślając nad przyszłością. Kłóciliśmy się, tym razem pokojowo, ponieważ nadal nie ustaliliśmy jeszcze imienia dla naszej małej panienki. Załatwiliśmy już datę chrztu, rodziców chrzestnych, ramowo omówiliśmy również kwestię wesela, a najważniejsza sprawa pozostawała sporna. Woody uparł się na dwa imiona i na to wyraziłam zgodę, ale jego propozycje imponowały mi bardziej lub mniej. Nie zamierzał się ugiąć, czym okropnie mnie drażnił, zatem ostatecznie przesunęliśmy termin negocjacji na następne popołudnie. I obiecaliśmy sobie, iż wtedy już na sto procent rozwiążemy ten problem.
Marco nawiązywał kontakt z Małą , podczas gdy sprzedawała mu delikatnie kopniaki w dłoń, a ja zastanawiałam się, czy choć pokrótce wyjaśnić z nim temat, który nie pozwalał mi zasnąć. Walczyłam ze sobą, ale ciekawość i tak brnęła w górę, więc wzięłam głęboki wdech i na moment zacisnęłam powieki.
-Miałeś już dość, prawda? - wyrzuciłam z siebie, próbując zachować powagę. Zastygł na kilka sekund, w zupełnym milczeniu.
-Mam być szczery czy uprzejmy? - dogryzł mi z cwanym uśmieszkiem. Wzruszyłam ramionami.
-Najlepiej jedno i drugie.
-Zobaczymy, czy się uda. - przetarł pięścią coraz cięższe powieki, uśmiechając się pod nosem. Chyba nie jest źle, skoro nie opuszcza go dobry humor. -W pewnym momencie zwątpiłem, czy to kolejny atak furii czy mówisz serio. I tak bym ci nie odpuścił, bo nie myślałaś wtedy logicznie.
-Nie o to pytałam. - zauważyłam, podnosząc głowę, by na niego spojrzeć. Przewrócił oczami. Liczył chyba, iż nie zorientuję się, że kręci. -Powiedz, co czułeś.
-Kochanie, błagam...
-Mów. - żartobliwie, aczkolwiek stanowczo pogroziłam mu palcem. Toczyliśmy dość wyrównaną walkę na spojrzenia, lecz to Marco poległ. Westchnął ciężko, przekładając prawe ramię do tyłu na kark.
-Byłem zły. - odpowiedział pewnie. -Na ciebie, na siebie... Nie powinienem dawać ci nadziei na cokolwiek, a później wytykałaś mi te wszystkie absurdy... Musisz po prostu wiedzieć, że ja...
-Wiem, Marco. Ja chyba chciałam powiedzieć coś takiego, żebyś się odczepił. Zrozum, dla mnie to było i jest trudne... Mam tą świadomość, że nie możemy, ale Ty... Przecież musisz... Jako mężczyzna potrzebujesz tego...
-Słońce, o mnie się nie martw, poradzę sobie. - uśmiechnął się, muskając wargami moje czoło. -Najważniejsze, żeby wam nic się nie stało. Przed nami ostatnie dwa tygodnie, więc proszę cię tylko o to, żebyś na siebie uważała.
-Dobrze, ale ty...
-Lena, nie drąż. - roześmiał się kręcąc głową. -Możemy podyskutować o czymś innym, bardziej przyjemnym?
-Na przykład?
-Chciałbym wiedzieć, czy zamierzasz po ślubie przyjąć moje nazwisko. - uniósł brwi i zaczął nimi zadziornie poruszać. -Bez urazy, ale nie chcę, aby moja córka nazywała się tak samo, jak twój niezrównoważony psychicznie i umysłowo brat.
Przez chwilę nic nie mówiłam, a potem oboje się roześmialiśmy. Cóż, trafił w dziesiątkę. I na dodatek znalazł sobie temat co najmniej na pół nocy.
***
Kochane, kilka słów...
Kiedy drastycznie opóźniłam publikację jednego z rozdziałów, domagałyście się ode mnie szacunku... Staram się. Ale czy to nie powinno działać w obie strony? Ja piszę, Wy komentujecie. Respektujmy siebie nawzajem, okej? Ja też mam uczucia i mi też jest przykro, kiedy się nie odzywacie.
Pewnie słyszałyście, że Marco musiał przeprowadzić się do innej dzielnicy Dortmundu ze względu na natarczywość fanów... Kurczę, nie wiem, jak to skomentować. Przecież w tym samym miejscu mieszka jeszcze czterech czy pięciu piłkarzy Borussii... Echh myślałam, że to tak nie działa...
Przypominam o konkursie, informacje post niżej. Dostałam już pierwsze zgłoszenia, za które bardzo dziękuję :)
We wtorek rozdział na drugim (trochę zaniedbanym) blogu. Szykuję tam dla Was niespodziankę, tak myślę :)
Do usłyszenia niedługo ❤
Kiedy drastycznie opóźniłam publikację jednego z rozdziałów, domagałyście się ode mnie szacunku... Staram się. Ale czy to nie powinno działać w obie strony? Ja piszę, Wy komentujecie. Respektujmy siebie nawzajem, okej? Ja też mam uczucia i mi też jest przykro, kiedy się nie odzywacie.
Pewnie słyszałyście, że Marco musiał przeprowadzić się do innej dzielnicy Dortmundu ze względu na natarczywość fanów... Kurczę, nie wiem, jak to skomentować. Przecież w tym samym miejscu mieszka jeszcze czterech czy pięciu piłkarzy Borussii... Echh myślałam, że to tak nie działa...
Przypominam o konkursie, informacje post niżej. Dostałam już pierwsze zgłoszenia, za które bardzo dziękuję :)
We wtorek rozdział na drugim (trochę zaniedbanym) blogu. Szykuję tam dla Was niespodziankę, tak myślę :)
Do usłyszenia niedługo ❤
Jestemm tu kachana :) i zawsze z cierpliwością czekam na twoje.rozdziały :) nie zawsze komentuje, bo już nie trzeba nic dodawać :) są wspaniałe, mega, piękne :) the best blog <3 trzymam kciuki
OdpowiedzUsuń♡♡♡
UsuńTakże jestem i nie zawsze komentuję ale ZAWSZE czytam<3 najlepszy i najcudowniejszy blog pozdrawiam i życzę dużo wolnego czasu Aga <3
OdpowiedzUsuńLol Monia jestem!!! Ja, najwierniejsza fanka! CHYBA MNIE PAMIĘTASZ MAŁO INTELIGENTNA STUDENTKO, RAJT? Maj hart łont goł on!!! Nadrobilam,heheszki
OdpowiedzUsuńNapisalabym tu co myślę, ale zrobie sobie siare, więc napisze Ci wieczorkiem XDD
Uważam, że Twój mąż, a mój kochane, powienien poddać się pożądania Leny.... Miał ją brać w aucie ehe..... Tak w ogóle to dla dziewczyneczki wzielabym imię Natalia :D kckckc najlepszy blog foreva til di end <3
Jesteś choraaaa!!! Bierz połowę tego, co Ci przepisują xD ❤
UsuńOj kochana...
OdpowiedzUsuńWiesz co?... Ten rozdział jest perfekcyjny pod każdym względem. Nie miałam nawet myśli, żeby ominąć choć jedno zdanie.Wow. Jestem pod mega wrażeniem..Jak ty to robisz? Błagam, zdradź mi to!:)
Marco jest tak cudowny..:) (chyba mój ulubiony jeśli chodzi o tego bloggowego:) )
Czyżby w następnym rozdziale dołączy do "obsady" mała panna Reus? Już się nie mogę doczekać czym jeszcze zaskoczysz. A zaskoczysz-to pewne;)
Czekam na niespodziankę na drugim blogu!
A co do przeprowadzki..W głowie się nie mieści, żeby być zmuszonym zmieniać mieszkanie ze względu na fanów, którzy nie dają spokoju..Rozumiem, że to może tak fajnie zobaczyć gdzie czyjś idol mieszka, ale no..on ma też swoje życie prywatne poza boiskiem...eh..szkoda gadać. Oby w nowym domu dłużej mu było dane pomieszkać.
Zapraszam do mnie na 43, a jeśli przeczytałaś to o 16 pojawi się 44:)
Buziaki:*
Wspaniały rozdział. Długi, treściwy i przede wszystkim bardzo ciekawy, czekam na kolejny, serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWracam i nadrobiłam wszystkie poprzednie rozdziały :)
OdpowiedzUsuńCud, miód i orzeszki ziemne!!! <3
Może Ci mówiłam, może nie. Piszesz świetnie. Jesteś wręcz do tego stworzona.
Cudownie, cudowny cudnie rozdział <3
Nawet z wprawy pisania komentarzy wypadłam :/ Poprawię się obiecuje! ;)
Rozdział jest genialny, jak każdy na twoich blogach...
Lena i Marco będą świetnymi rodzicami. Już nawet nie mogę się doczekać ^^
Również czekam na ten najważniejszy dzień w ich życiu. Czy może nawet dwa??
1.Ślub a 2.Narodziny ich pierwszego dzidziusia ♥
Czekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały :*
Obiecuję nadrobić wszystkie zaległości!!! :**
Weny (bo ona najważniejsza jest ;) ) Buziaczki kochana! ;))
~*~
Jeszcze dzisiaj powinien pojawić się nowy rozdział :)
http://loveindortmund.blogspot.com
Jak by to powiedział szanowny trener reprezentacji Polski... "Fantastyczna Praca".
OdpowiedzUsuń