niedziela, 11 października 2015

22. Wir müssen im Ernst reden

<Marco>
   Yvonne oraz Melanie patrzyły na mnie spode łba, a rodzice próbowali pojąć cały ten chaos. Nico natomiast niczego nie rozumiał - sądził, że pojadę sobie do Barcelony na krótkie wakacje, w dodatku z Leną, pójdziemy na stadion obejrzeć mecz i po tygodniu, jak gdyby nigdy nic, wrócimy do Dortmundu. Nie potrafiłem wyprowadzić go z błędu, a im dłużej brnąłem w kłamstwa, tym ciężej się z nim rozmawiało. Bo jak wytłumaczyć kilkuletniemu chłopcu, którego kochasz jak własnego syna, że zobaczycie się dopiero za parę miesięcy?
   -Dlaczego bez cioci? - dociekał bez przerwy, gniewnie marszcząc brwi. -Ona nie chce?
   -Nie o to chodzi, kochanie. - pogładziłem jego włosy, bo wiercił się na moich kolanach. -Ciocia jest w takim stanie, że po prostu nie może.
   -Chora?
   -Nie...
   -Zmęczona?
   -Nie, będzie miała...
   -Jest na ciebie zła? - rzucił nagle, spoglądając mi prosto w oczy. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Umiejętności jego mózgu zwyczajnie mnie zaskakują, lecz na pewno nie odziedziczył ich po mnie.
   -Coś w tym stylu. - powiedziałem licząc na zamknięcie tematu. -Nie mogę jej ze sobą zabrać.
   -Kłamiesz. - sarknął wyginając usta w podkówkę. -Kiedyś powiedziałeś, że nigdy nie zostawiłbyś jej samej, bo ją kochasz i się z nią ożenisz i ona urodzi takiego fajnego chłopaka jak ja. I tak będzie, prawda?
   Zamarłem w bezruchu, usiłując dojść do siebie po tym, co usłyszałem. Czułem palące spojrzenia wszystkich członków mojej rodziny, ale nie byłem w stanie wykrztusić nawet słowa. Rzeczywiście, powiedziałem kiedyś coś takiego, nawet stosunkowo niedawno, kiedy Lena przebywała jeszcze w Hiszpanii. Zdumiewające, jak szybko los potrafi się odwrócić i poprzestawiać twoje życie całkowicie do góry nogami...
   -Nico, idź, proszę, z babcią do ogrodu. - poleciła Yvonne, spoglądając na matkę. Ona przechodziła przez to najgorzej i nie umiała wyobrazić sobie, że mogłoby mnie zabraknąć. Patrząc w jej twarz wręcz utwierdzałem się w przekonaniu, że nie tędy droga. Szkoda tylko, iż nie zamierzałem nic zmienić.
   Mama złapała siostrzeńca za rękę i bez mrugnięcia okiem wyszli na zewnątrz. Skupiałem wzrok na ich sylwetkach, bo doskonale wiedziałem, że padnę teraz ofiarą wszystkich pozostałych. Po atakach ze strony Auby i Kevina oraz Marcela i Robina pozostanie mi już tylko kazanie od kumpli z Borussii. Każdą uwagę brałem sobie do serca, aczkolwiek żadna nie wpływała na moją decyzję. Żadna.
   -Widzisz, braciszku, nawet twój chrześniak się na ciebie obrazi. - zaczęła kąśliwie Mel, zakładając prawą nogę na lewą. -Nie wierzę, że to robisz. Co się z tobą stało?
   -A ty jak postąpiłabyś na moim miejscu? - odparowałem wpatrując się w nią przenikliwie. Pokręciła głową.
   -Na pewno nie tak samo. Tu nie chodzi tylko o jedną rzecz, Marco. Chodzi o BVB, o nas, o twoich przyjaciół i przede wszystkim o Lenę. Nie wmówisz mi, że nie interesuje cię, jak ona się czuje i czy ciąża przebiega prawidłowo. To powinno być dla ciebie najważniejsze, nie jakieś śmieszne, zagraniczne kontrakty!
   -Dla mnie? - prychnąłem kpiąco, unosząc brwi. -Nie mam nic wspólnego z jej stanem, nie dołożyłem do tego ręki.
   -No, jakoś ci nie wierzę! - zaśmiała się złośliwie. -Dzwoniła do mnie dwa dni temu, pytała o twój nos, bo się o ciebie martwi, bałwanie. Wtedy też powiedziała mi o ciąży. A ty nawet słowem nie wspomniałeś jej o Barcelonie! Jesteś normalny?!
   -Nie chcę, by wiedziała. To znaczy, Robert na pewno przekaże jej nowinki z treningu, ale wtedy już mnie nie będzie. Myślę, że w ten sposób oszczędzę jej nerwów.
   -Marco, ja cię totalnie nie poznaję. - wtrąciła Yvonne. Westchnąłem przewracając oczami. -Ona jest w ciąży, dociera to do ciebie? Nie masz nawet pojęcia, co teraz przeżywa, a ty zostawiłeś ją totalnie samą, właśnie teraz, kiedy potrzebuje cię bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Mówię to jako matka, nie twoja siostra.
   -Boże, dajcie już spokój. - jęknąłem podnosząc się z fotela, by rozpocząć wędrówkę wzdłuż salonu. -Wszyscy będziecie mi teraz wałkować, jaki to jestem zły i okrutny, bo nie zamierzam opiekować się cudzym dzieciakiem? Nie każdemu życie układa się tak idealnie, jak wam.
   -Ale sam się o to prosisz! - krzyknęła wymachując rękoma. -Zachowujesz się jak debil i wierzysz, że poprzemy twoją decyzję. Wybacz, ale nie tym razem. Jestem całym sercem po stronie Leny i pomogę jej, jeżeli tylko będzie chciała.
   -Ja tak samo. - dodała Melanie. -Dałeś plamę na całej linii i nigdy tego nie zaakceptuję.
   -Tato? - ignorując rodzeństwo przeniosłem wzrok na ojca. Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, jednak ostatecznie odwrócił głowę i pokiwał nią przecząco. Nie potrafiłem tego zrozumieć. -Ty też? Dlaczego...
   -Nie tak cię wychowaliśmy, synu. - szepnął, zawzięcie obserwując puszysty dywan pod naszymi stopami. -Popełniasz ogromny błąd i mam głęboką nadzieję, że szybko zdasz sobie z tego sprawę.
   Stałem pod oknem jak słup soli i zwyczajnie milczałem. Zawiodłem się nawet tutaj, w rodzinnym domu. O ile byłem w stanie pojąć ich zszokowaną reakcję, o tyle nie ogarniałem już, z jakiego powodu mnie odrzucili. Tak, poczułem się odrzucony przez najważniejszych i najbliższych mi ludzi, łącznie z Nico. Nie liczyłem na pochwały, ale przynajmniej na wsparcie, na zdobycie pewności, że mi ufają i godzą się z moim wyjazdem. Nie doczekałem się. Moja była dziewczyna z premedytacją ukradła mi obie siostry, rodziców, a nawet chrześniaka, wcześniej odsunęli się przyjaciele i koledzy z drużyny. Tylko, że to nie ja byłem winnym. Byłem pokrzywdzonym.
   -Dzięki. - wycedziłem sucho, ogarniając ich twarze równie chłodnym spojrzeniem. -Naprawdę świetnie wiedzieć, że nikt w tym mieście nie kibicuje rozwojowi mojej kariery. Sądziłem, że... Ech, nieważne. Zobaczymy się w grudniu, w Boże Narodzenie... Cześć.
   Nie wyglądałem przez szybę, gdzie mama bawiła się z siostrzeńcem, nie zebrałem na to siły. Wyszedłem. Po prostu wyszedłem.


~~~


<Lena>
   Usłyszałam ciche pukanie, po którym uchyliły się drzwi, zza których wyjrzała Anna. Uśmiechnęłam się lekko, co trafnie odebrała jako pozwolenie na wejście i parę sekund później siedziała już obok mnie na łóżku. W dłoni trzymała litrowe pudełko śmietankowo-truskawkowych lodów, a na ich wieczku leżały dodatkowo dwie tabliczki mlecznej czekolady. Podała mi je wraz z łyżeczką, po czym zmieniła pozycję, by zyskać lepszy dostęp do smakołyków.
   -Ostatnio twoje ulubione. - powiedziała przyglądając mi się wyczekująco. Odpowiedziałam jej tym samym, próbując odnaleźć się w sytuacji. Żona mojego brata przychodzi do mnie ze słodyczami i wręcz domaga się, by ją poczęstować. Uszczypnęłam się w ramię, na co parsknęła śmiechem. Nie, jednak nie zasnęłam.
   -Jeszcze kilka tygodni temu karciłaś mnie za to, że jem cokolwiek niezgodnego z twoją dietą. - zauważyłam unosząc brwi. Uśmiechnęła się, zawstydzona wysuniętymi przeciwko niej argumentami.
   -To prawda, ale dziś jest niedziela, dzień świąteczny, więc pozwalamy sobie na mały grzech. - oświadczyła dumnie. -Nie oszalałam, to odstępstwo od reguły. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek wspólnie wepchniemy w siebie tyle kalorii... Cóż, Ania Lewandowska też jest tylko człowiekiem.
   -W końcu gadasz do rzeczy. - mruknęłam otwierając zmrożony produkt. Po pokoju rozniósł się przyjemny zapach owoców. -Przynajmniej nie muszę błagać cię o pozwolenie.
   -Od środy masz tak duży apetyt, że szkoda to zmarnować. - pokazała mi język, przez co uderzyłam ją w ramię. -Nie powtórzę już, że nie żywisz tylko siebie, bo to działa na ciebie jak płachta na byka.
   Faktycznie, po tych słowach sparaliżowałam ją wzrokiem, a ona nie mogła powstrzymać kolejnego ataku śmiechu. Przybierając teatralnie oburzony wyraz twarzy, sięgnęłam po notebook'a w celu uruchomienia jakiejś ciekawej playlisty, która zagłuszy uciążliwą ciszę pomiędzy wymianą zdań między nami. Anka naprawdę starała się rozmawiać ze mną jak najbardziej naturalnie, aczkolwiek obserwując ją, dało się dostrzec wymalowaną w jej tęczówkach troskę, ale i ciekawość. Nie chciała poruszać tematu Marco, lecz poniekąd ją do tego zmuszałam. Obie zastanawiałyśmy się, dlaczego nie trenuje z Borussią. Przecież ze złamanym nosem można grać, a on od kilku dni nie pojawia się na murawie. Domyślałam się, że Bobek poprzestawiał mu parę innych kości, jednak na stronie napisano, że Reus nie potrzebuje dłuższej przerwy na regenerację. Wniosek nasuwa się sam: coś poszło nie tak.
   -Udało mi się przycisnąć Roberta. - rzuciła nagle karateczka, połykając kostkę czekolady niemal w całości. -Obiecał spotkać się z Marco, a nawet go przeprosić, ale podobno ciężko go złapać. Unika stadionu, nie odpisuje na sms-y, nawet w domu przebywa bardzo rzadko lub w ogóle nie otwiera. Pytał niektórych chłopaków, ale w niczym się nie orientują. A ty? Masz jakiś pomysł?
   -Szczerze, to żadnego. - wzruszyłam bezradnie ramionami. -Może jeździ do rodziców albo... Albo przeprowadził się... Do Carolin.
   -Lena... - ujęła moją dłoń, gładząc kciukiem jej wierzch. -Nie wygaduj takich bzdur. Upierasz się, że z nią spał, ale pytanie, czy w to wierzysz? Tak na serio?
   -Nie wiem, nie potrafię ci odpowiedzieć, gdzie leży prawda. Może spał, może nie... Jego tłumaczenie brzmi absurdalnie, ale jakimś cudem doszłam później do wniosku, że mnie przekonało... Z tym, ze ona naprawdę tam była, przecież widziałam.
   -A może zareagowałaś zbyt gwałtownie?
   -Nie krzyczałam, nie rzucałam się, nawet go nie uderzyłam. To on uniósł się, gdy pokazałam mu zdjęcie USG.
   -Przestaliście sobie ufać, tu jest problem. - wywnioskowała, znów wyciągając rękę do pudełka z lodami. -Powinniście się spotkać i wszystko wyjaśnić, to by rozwiązało zagadkę.
   -Przecież nie ma z nim kontaktu. - westchnęłam zbierając z opakowania okruszki czekolady. -Poza tym, nie posiadam silnych dowodów na swoją niewinność...
   -Tak, jak i on. - dodała zdeterminowana. -Jeśli nie spróbujesz, to się nie dowiesz. Zadzwoń, od ciebie może odbierze.
   Podejrzewając, iż odmówię, podała mi do ręki smartfon, w bezruchu oczekując na mój gest. Zerknęłam na nią niepewnie, lecz pozostawała nieugięta, więc trochę pod presją wyszukałam w kontaktach jego numer. Zanim jednak wcisnęłam zieloną słuchawkę, zadzwonił dzwonek do drzwi. Spojrzałyśmy po sobie, bezwiednie marszcząc czoło.
   -Pójdę otworzyć. - zadeklarowała Ania, podnosząc się z łóżka. -A ty do roboty! Im dłużej zwlekasz, tym gorzej.
   Wyszła, zostawiając mnie z telefonem w dłoni, ale nie posłuchałam jej, niezmiennie tkwiąc w tej samej pozycji. Zachodziłam w głowę, kogo przywiało do nas w niedzielne popołudnie. Lewy spał po powrocie z Norymbergi, zatem raczej z nikim się nie umawiał, a i moja szwagierka także nie planowała przyjąć gości. Zapaliła się lampka, przez co poczułam też szybsze i niebezpieczne dla mnie kołatanie serca. Zmienił zdanie? Czytał mi w myślach i odgadł, że rozważam nasze spotkanie? Może wszystko zaczęłoby wyglądać tak, jak dawniej...
   Minęło parę minut i doszły mnie zbliżające się kroki na schodach. Odłożyłam telefon z powrotem na szafkę, gdyż miałam już pewność, iż na pewno z niego nie skorzystam. W tym samym czasie do pomieszczenia wróciła karateczka, prowadząc naszego niespodziewanego przybysza. Rzeczywiście, ogromnie niespodziewanego, gdyż nawet nie przeszło mi przez myśl, że spotkamy się akurat w tym miejscu, o tej godzinie.
   -Do ciebie. - oznajmiła z szerokim uśmiechem Lewandowska. -Zostawię was.
   -Puściła do mnie oczko i usunęła się niemal błyskawicznie, zaszywając się zapewne w salonie lub w sypialni obok Roberta. Z zaskoczeniem zlustrowałam szczupłą, wysportowaną sylwetkę stojącej przede mną osoby, po czym wstałam, by kulturalnie się przywitać.
   -Cześć! - zaświergotała radośnie, mocno mnie przytulając. -Cieszę się, że cię widzę i że znalazłam chwilę, by do ciebie dotrzeć. Musimy poważnie porozmawiać.


~~~


<Marco>
   Z wizyty u rodziców wróciłem maksymalnie wyczerpany psychicznie. Moja rodzina stała się w zasadzie gwoździem do trumny, ponieważ zdałem sobie sprawę, iż zostałem kompletnie sam. Kumple nie mogli na mnie patrzeć, siostry uznały za nienormalnego, a mama i tato wytykali sobie błędy w wychowaniu, które tak naprawdę nie istniały. To ja nawaliłem. I chyba faktycznie tak było, skoro cały świat obrócił się przeciwko mnie.
   Zamówiłem kolację z dowozem do domu, bo nie chciało mi się sterczeć w kuchni. Czekając na dostawcę wziąłem do ręki telefon z myślą, że może wypadałoby zadzwonić do Leny. Mimo wszystko, obchodziło mnie, co się z nią dzieje. A może wszyscy mieli rację... Może to ja ciągle się mylę i wpieram sobie zdradę, której wcale nie było? Przecież gdybym był na sto procent przekonany, że to, co było między nami się wypaliło, już dawno bym o niej zapomniał, tymczasem wciąż ją kochałem i bez przerwy zastanawiałem się, czy to naprawdę moje dziecko. Jeśli ona nie wzięła wtedy tych tabletek...
   Zerwałem się z kanapy w poszukiwaniu jeansów i jakiejś bardziej wyjściowej koszulki. To trzeba wyjaśnić jeszcze przed moim lotem do Barcelony, może mógłbym ją wtedy zabrać ze sobą... Na miejscu spotkalibyśmy się z Casasem i wszystko stałoby się jasne... To dobry plan. Najlepszy od dłuższego czasu. Tylko jak udowodnić Lenie, że ja też nie zrobiłem nic złego? Proste: siłą zaciągnąć do niej Carolin i zmusić ją, by przyznała się do kłamstwa. I to jak najszybciej.
   Byłem cholernie zmotywowany, by pojawić się u mojej ex nawet za dziesięć minut, niezależnie od tego, czy bierze kąpiel, łazi po mieszkaniu w bieliźnie lub pieprzy się z jakimś facetem. To sprawa wagi państwowej. I kiedy już trzymałem w dłoni kluczyk do wozu, zadzwonił dzwonek. Przypomniałem sobie o zamówionym posiłku, teraz jednak zdecydowałem, iż odstawię go na później i ewentualnie odgrzeję. Popędziłem więc do drzwi, zgarniając wcześniej portfel z komody w salonie i szarpnąłem za klamkę. Stojący przede mną człowiek wyglądał na zaskoczonego i zdezorientowanego. Ja również.
   -Wybierasz się gdzieś? - rzucił z szerokim uśmiechem, unosząc brwi. Wpatrywaliśmy się w siebie jeszcze przez moment, zanim oprzytomniałem.
   -Co tu robisz? - puściłem pytanie mimo uszu. -Nie mam czasu...
   -Ależ masz. Musimy pogadać, stary.


***


Nie dość, że krótki, to trochę powiewa nudą... No trudno :p
Chcę Wam podziękować za absolutny rekord wyświetleń i komentarzy dla poprzedniego rozdziału. Nie wiem, jak, nie wiem, kiedy, ale jesteście cudowne!♡

Klopp w Liverpool'u. Dla mnie najlepiej :) LFC to moja pierwsza piłkarska miłość, więc jestem przeszczęśliwa, że wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej.

10 = następny
(obiecuję, że ostatni z tych przynudzających, dlaczego? Dowiecie się z ostatniej wypowiedzi :D)
Kocham❤

16 komentarzy:

  1. Czy teraz ja będę pierwsza?:)) Piszę szybko, żeby tak faktycznie było!:)
    Kto przyszedł do Leny? Kto przyszedł do Marco? Do tego drugiego stawiam, że może Lewy. A propo Leny nie mam pojęcia. Reus wkurza, irytuje...Wydaje mi sie, że następny rozdział nam trochę wyjaśni.
    Ten rozdział nie powiewa nudą tylko tajemniczością! :)
    Może Marco jednak nie pojedzie do Barcelony? Cała rodzina próbuje mu coś powiedzieć a ten jest głuchy...
    No cóż mi zostało. Przez tydzień stwarzać domysły. Za tydzień się dowiem:)
    Dużo weny!
    Buziaczki!! :***
    PS.Zapraszam do mnie na 28! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział, czekam z niecierpliwością aż sytuacja między Leną a Marco choć trochę się wyjaśni :) Weny, A <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć kochana :)
    Przepraszam za moją nieobecność i komentowanie!
    Już jestem i nie wiesz nawet jak czekałam na ten rozdział. I wczoraj i dzisiaj na telefonie tylko odświeżałam bloga, bo chciałam go już przeczytać. Dzisiaj jak wstałam, to była moja pierwsza czynność po obudzeniu się :D
    Co do rozdziału, to nie jest w żadnym stopniu nudny! Trzymał w napięciu mnie właśnie. Nie mam pojęcia dlaczego, ale tak się działo :))
    Rzeczywiście jest bardzo tajemniczy i nie mogę się doczekać kolejnego, bo nie mam pomysłu, kto mógłby przyjść do Marco i Leny. Znaczy... mam podejrzenia, ale kurczę... Jednak nic nie mówię i poczekam :*
    Reus również oczywiście mnie denerwuje, ale ja próbuje sobie go jakoś tłumaczyć. Oboje się nie zrozumieli i chyba nadszedł czas na rozmowy. Mimo, że rozumiem, to nie popieram. I oby w następnym rozdziale się wyjaśniło :)
    Buziaki i zapraszam do siebie:
    http://love-is-a-polaroid.blogspot.com/2015/10/rozdzia-5.html
    Bajo :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku musialas w tym momencie mam nadzieję że wyjaśnia sobie wszystko i będzie okay i super rodzinka Reus'ów <3
    Życzę weny i pozdrawiam Aga :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieje, ze to Mario ktory wszystko wytlumaczy pilkarzowi! Ohhh niech ten Marco wkoncu zmadrzeje! Czas sie ogarnac i wziasc odpowiedzialnosc za swoje czyny. Pozdrawiam i zycze weny. Marta :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam Cię, a jednocześnie nienawidzę, bo oczywiście musiałaś skończyć w takim momencie!
    Reusowi należy się porządny wpierd*l (przepraszam za określenie, ale nie umiałam inaczej tego ująć :D), bo to, co on robi przechodzi ludzkie pojęcie! Zachowuje się jak ostatni kretyn, podejrzewając Lenę o coś takiego... Niech teraz dużo pracy i wysiłku włoży w to, żeby ją odzyskać. Nie może mieć łatwo i jestem pewna, że podzielasz moje zdanie :) Będzie się działo.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawe jakie postacie chcesz przywołać, czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten Marco jest taki głupi że aż ręce opadają, jak on może oskarżać Lene?! Czemu skończyłaś w takim momencie?! Ciekawa jestem kto odwiedził Marco i może w końcu ten ktoś przemowi mu do rozsądku
    Pozdrawiam i życzę weny. Werka :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Niech tej Marco się ogarnie bo wszystko straci. Uparty osiol :/ dobrze ze Lena ma we wszystkich wsparcie i ze nikt oprócz Reusa nie oskarża ja o zdradę. Z niecierpliwością czekam na nexta :) życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. No kochana, mam nadzieję, że ostatnie zdanie to przełom myślenia Reusa bo ja już do niego siły nie mam tak jak i Lena. Jestem ciekawa kto będzie gościem. czekam i pozdrawiam x

    OdpowiedzUsuń
  11. Czy ty zawsze musisz kończyć w takich momentach?! I w dodatku każesz tyle czekać na nowy rozdział! Niedobra ty!!! :) dodawaj szybko rozdział bo już nie możemy się doczekać :)
    Pozdrawiam Weronika

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy będzie nowy rozdział?
    czekamy <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Kochani, nowy będzie w sobotę lub niedzielę, z przewagą na sobotę. Wiem, że to okropnie długo trwa, ale wytrzymajcie jeszcze chwilę ❤

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam ogromną nadzieję, że Marco w końcu zacznie myśleć. Jest już na dobrej drodze - chce zabrać Lenę ze sobą do Hiszpanii. No i zmusić Carolin do powiedzenia jak było naprawdę. Tylko czy ona znowu nie namiesza?
    Pozdrawiam,
    Mańka :)

    OdpowiedzUsuń