niedziela, 8 listopada 2015

25. Lieber spät als nie

<Marco>
   Po zajęciu miejsca w samochodzie okazało się, że Maria i Mario mają wobec mnie zupełnie inny plan. Wcale nie zamierzali niczego tłumaczyć od razu - Hiszpan uruchomił silnik i ruszył przez opustoszałe o tej godzinie, ze względu na trwającą sjestę, ulice Barcelony. Nie zadawałem pytań, gdyż spodziewałem się, że nikt na nie nie odpowie, więc po prostu czekałem. Przychodziło mi to z trudem, ale nie miałem wyboru.
   Zatrzymaliśmy się przed gustownie urządzonym domem, który pewnie należał do nich. Chłopak otworzył bramę, by wprowadzić auto na teren posesji, a jego dziewczyna wpuściła mnie do środka i zaprosiła do salonu. Czułem się coraz bardziej zdezorientowany, przez co ciężko było mi rozmawiać po angielsku. W zasadzie w ogóle nie chciałem z nimi rozmawiać, lecz to przekroczyłoby granice przyzwoitości.
   -Zapewne udaremniamy ci możliwość dotarcia na Camp Nou. - Maria bez jakiegokolwiek zapytania, kilka minut później, gdy do pomieszczenia wszedł także Casas, postawiła przede mną filiżankę kawowego napoju. -I o to właśnie chodziło.
   -Okej, czy w takim razie możemy przejść do konkretów? - poprosiłem, nerwowo strzelając palcami, na co aktor uśmiechnął się ironicznie. -Postawcie się w mojej sytuacji, niewiele rozumiem z tego przedstawienia.
   -A szkoda. - rzucił Mario usadawiając się obok ukochanej. -Marco, nie mogę uwierzyć, że musimy ci to tłumaczyć. Naprawdę sądziłeś, że ona ci to zrobiła?
   -Nie, żartowałem. - prychnąłem zaciskając pięści. Dlaczego, do jasnej cholery, ciągle prawił mi uwagi?! -Kręciłeś się wokół niej całymi dniami, więc jak to się miało skończyć?!
   -Wiem, co czujesz. - jego partnerka przesunęła się i położyła dłoń na moim ramieniu, chyba po to, by mnie uspokoić. -Niejednokrotnie przeżywałam to samo, ale za każdym razem się myliłam. I ty także znajdujesz się teraz w takiej sytuacji.
   -Nie wiem, jak mogłeś pomyśleć, że między Leną a mną do czegoś doszło. - ciągnął Mario. -Nawet na planie zdjęciowym nic podobnego nie miało miejsca. Ona mówiła o tobie każdego dnia, czekała na twój przyjazd, zastanawiała się, dlaczego nie odbierasz telefonu, co robisz. Powiedz szczerze: udałoby mi się ją poderwać, gdybym próbował?
   Gapiłem się na niego, faktycznie rozważając to, co przed chwilą usłyszałem. Miał bezsprzeczną rację - siostra Lewego nie należała do tego rodzaju kobiet, które łatwo zdobyć, a jako przykład mogę podać samego siebie. Przecież przekonanie jej do mojej osoby zajęło mi kilka długich miesięcy, dlatego, że kochała Štilicia, pomimo tego, że ją skrzywdził. Prawdopodobnie tak samo jest ze mną, lecz ja nie zraniłem jej zdradą. Zraniłem tym, że zostawiłem ją samą, bez słowa, bez żadnego 'do widzenia'. Akurat teraz.
   -Wahasz się, bo znasz prawdę. - kontynuowała Hiszpanka, dostrzegając, że się zawiesiłem. -I dobrze wiesz, że jej ciąża nie wynika z romansu między twoją dziewczyną i moim chłopakiem. Przecież tego dnia, kiedy przyleciałeś...
   -Wybacz, ale to nie wasza sprawa. - warknąłem stanowczo, patrząc im prosto w oczy. -Nie chcę cię urazić, ale pamiętam, co się wtedy stało.
   -Więc dlaczego odstawiasz takie sceny, co? - Casas znów na mnie naskoczył. -Zadzwoniła do mnie jakiś czas temu... Ciągle płakała, prosiła, żeby cię znaleźć, bo ona i Robert spóźnili się na lotnisko. Nie chciała dopuścić do twojego pojawienia się na stadionie, a my jej w tym pomogliśmy, tylko po to, by ci uświadomić, że nigdy z nią nie spałem. Nigdy nawet nie przyszło mi to do głowy, bo sam jestem zakochany, ale też dlatego, że nie miałbym u niej szans. Ona woli ciebie, pod każdym względem.
   -Tak właśnie jest, Marco. - potwierdziła Maria, śledząc każdą zmarszczkę na mojej zszokowanej twarzy. -Mario każdą noc spędzał i nadal spędza ze mną, w tym domu. Na wszystkie lunche, obiady czy inne wypady również wychodziliśmy w trójkę lub w większej grupie, by nie szukać sensacji. Więc powtórzę ci jeszcze raz, tak, by wreszcie to do ciebie dotarło: wkrótce zostaniesz ojcem i powinieneś być teraz przy swojej ciężarnej dziewczynie, a nie tutaj, w niewiadomym celu. Przecież nie chcesz wiązać się kontraktem z Barceloną...
   -A przynajmniej nie teraz. - dodał z uśmiechem Hiszpan. -Nie ukrywam, że fajnie byłoby zobaczyć cię tu w przyszłości. Jesteś naprawdę spoko facetem, stary, wiem to, choć nie znamy się zbyt długo, ale miałem dłuższy kontakt z Leną i... Cóż, nasłuchałem się o tobie. I daj już spokój, bo na serio nie zamierzam ci jej odebrać.
   -Czemu mam wam wierzyć? - spytałem dla pewności. Powoli zaczynałem bowiem pojmować sens tego całego uprowadzenia z lotniska i przeprowadzanej rozmowy. Koncentrowała się na jednym celu, który systematycznie osiągała, a lepiej późno, niż wcale.
   -A czemu miałbym cię okłamywać? - Mario odbił piłeczkę. -Bardzo lubię Lenę i ciebie też i życzyłbym sobie, aby wam się ułożyło, bo będziecie potrzebowali dużo spokoju.
   -I cierpliwości, to leży już tylko w twojej kwestii, Marco. Musisz jej bardziej zaufać, ale jeśli naprawdę ją kochasz, to najprostsze zadanie na świecie.
   Obserwowałem ich, a oni mnie. I chyba wszyscy staraliśmy się zrozumieć tą samą rzecz: jakim cudem, w wieku dwudziestu czterech lat i po długotrwałym, poprzednim związku trzeba mi tłumaczyć tak banalne fakty.


~~~


<Lena>
   Nie wiem, o czym myślałam, gdy wyobrażałam sobie, że nie będę panikować. Po powrocie do domu Lewandowskich Ania doszła do wniosku, że zaparzy dla mnie melisę, najlepiej od razu pół litra. Robert natomiast kazał mi automatycznie iść się położyć i myśleć pozytywnie, bo przecież zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, a cała reszta zależała od Marii i Mario. Obiecali, że odezwą się, gdy uda im się coś zdziałać, więc czas oczekiwania na jakąkolwiek wiadomość dłużył się w nieskończoność. Odbijało się to oczywiście na moim samopoczuciu, bo coraz bardziej się denerwowałam i męczyły mnie zawroty głowy, nie mogłam zasnąć nie wspominając o zjedzeniu najmniejszego posiłku. Poprosiłam najbliższych, by zostawili mnie na jakiś czas samą, ponieważ nie chciałam, by widzieli mnie w takim stanie. Nie potrzebowałam litości, dobijała mnie dodatkowo świadomość, że oni i tak się martwią, ale stałam na granicy wytrzymałości. Starałam się, lecz to praktycznie nic nie wnosiło.
   Prawie sześć godzin później zadzwoniła w końcu moja komórka, a kiedy na wyświetlaczu zobaczyłam dane Hiszpana, omal nie eksplodowałam z emocji. Zaczynałam już wierzyć, że utonęła ostatnia deska ratunku, a ona nagle wypłynęła na powierzchnię, dlatego z bijącym jak oszalałe sercem przesunęłam palcem po zielonej słuchawce. 
   -Lena? - usłyszałam pogodny, męski głos, ubarwiony charakterystycznym akcentem. -To ja. Wybacz, że tak późno, ale Reus to naprawdę twarda sztuka i ciężko zyskać jego zaufanie... A może tylko ja mam z nim taki problem?
   -Mario, nie obraź się, ale do rzeczy, błagam. - przerwałam mu zniecierpliwiona, gdy zaczął się śmiać. -Odchodzę już od zmysłów.
   -Niepotrzebnie, opanowaliśmy sytuację. Misja przebiegła zgodnie z planem.
   -To znaczy?
   -Marco dał się przekonać, że jestem grzecznym chłopcem i nic nas nie łączyło. - oświadczył dumnie, a ja odniosłam wrażenie, że wygrałam życie. W końcu błysnęło małe światełko w tunelu. -Wprawdzie upierał się trochę, że pewnie ściemniamy, że próbuję się wybronić, ale moja wspaniała dziewczyna ma dar przemawiania do ludzi, a on ją rozumiał. Powiedział też, że popełnił błąd i że musi go jak najszybciej naprawić. I wiesz co? Chyba się nawet polubiliśmy... Niemożliwe, prawda? A jednak!
   Uśmiechnęłam się sama do siebie. Byłam im obojgu tak wdzięczna, że zgodziłabym się na wszystko, czego by zażądali. Gdyby nie oni, Woody nadal obstawałby przy swoich błędnych teoriach, a ja straciłabym możliwość zbudowania normalnej, pełnej rodziny, na czym bardzo mi zależało. Czułam obniżający się poziom stresu, dlatego miałam prawo sądzić, że wszystko wróci do normy. Ostatnio niczego innego nie pragnęłam równie mocno.
   -Ale nie waż się powiedzieć mu, że na nagraniach pochwaliłem twój tyłek, bo wróci i pogrzebie mnie żywcem. - zażartował, na co nie potrafiliśmy się nie roześmiać. -Poważnie, to nadal nasz mały sekrecik. Maria też o niczym nie wie i niech lepiej tak zostanie. Może kiedyś.
   -Może kiedyś. - potwierdziłam rozbawiona, rozmyślając jednocześnie nad jednym faktem, który niespodziewanie mnie uderzył. -Mario, gdzie on teraz jest? Chciałabym...
   -Wyszedł, musi rozliczyć się z zarządem Barcelony. Na sto procent będą wściekli, gdy dowiedzą się, że jednak im odmówił... To wymaga czasu, podobno przygotowali dla niego wszystkie dokumenty i wystarczyło je jedynie podpisać...
   -Dużo nie brakowało, prawda?
   -Może godziny. - przyznał zamyślony, dzięki czemu odkryłam, że szykuje dla mnie jeszcze jedną nowinkę. -Lena, skarbie, zdajesz sobie sprawę, że on wróci najszybciej jutro wieczorem? Nie zabukował jeszcze biletu i spotka się z agentem nieruchomości, by zrezygnować z kupna mieszkania... Dziś nie zdąży tego załatwić. Nie martw się, przenocujemy go, nie zostanie tu sam. Skoro jest już w stanie normalnie na mnie spojrzeć, z chęcią mu pomogę.
   -Bardzo śmieszne. - odparowałam chichocząc mimo wszystko pod nosem. -W porządku, poczekam. Najważniejsze, że się opamiętał.
   -W takim razie akcja zakończona sukcesem. Powinienem chyba pójść na studia psychologiczne, co?
   -Dostaniesz moją rekomendację. Ogromnie wam dziękuję, Mario. Nie wiem, co by się stało...
   -Hej, mówiłem ci kiedyś, że możesz na mnie liczyć. - przypomniał, wielce oburzony, iż odważyłam się o tym zapomnieć. -W ramach zadośćuczynienia pozdrów braciszka i jego szanowną małżonkę oraz twojego bobaska, przekaż mu też, proszę, że ciocia Maria i wujek Mario nie mogą się już doczekać, aż go zobaczą. Odzywaj się czasem, okej?
   -Masz to jak w banku. - zaśmiałam się ponownie, przeczesując ręką splątane włosy. W ciągu tej pogadanki wydobywałam z siebie ten dźwięk częściej, niż w przeciągu całego minionego tygodnia. Małymi kroczkami odbudowywała się szara, lecz jakże wyczekiwana codzienność. I w amoku otaczającej mnie euforii nie przypuszczałam nawet, że spotka mnie jeszcze jeden zaskakujący epizod.


~~~


   Nazajutrz późnym popołudniem Bobek pojechał na nagranie jakiegoś programu z udziałem kibiców, natomiast jego druga połówka wyskoczyła na spontaniczne zakupy. Widząc mnie w o wiele lepszym stanie, nie stawiali większych oporów związanych z faktem, iż pobędę w domu całkiem sama. Anka powtórzyła mi tylko parę razy, by natychmiast dzwonić do niej w razie niebezpieczeństwa, a po chwili zniknęła. Tak więc wylegiwałam się w spokoju na kanapie, pochłaniając zbożowe ciasteczka, które niedawno osobiście mi kupiła, zastanawiając się jednocześnie, co się dzieje z Marco. Nie wyrzucałam mu, iż nie telefonował, a i ja nie przeszkadzałam mu, skoro był zajęty. Jedyne, co mnie frustrowało, to brak pewności, kiedy rzeczywiście przyleci do Niemiec. Uzbroiłam się jednak w cierpliwość, co okazało się trudniejsze, niż sądziłam.
   Interesujący proces przelewania wody z butelki do szklanki przerwał mi dzwonek do drzwi. Zastygłam na kilka sekund, ponieważ nie spodziewałam się gości, moment później zebrałam się jednak w całość i poszłam otworzyć. Postać, którą zastałam w progu, totalnie mnie zszokowała. Wszystkie dotychczasowe próby opanowania nerwów odeszły w zapomnienie, znów przywołując zaniepokojenie. Kobieta musiała to zauważyć, bo uśmiechnęła się sympatycznie, co kompletnie zbiło mnie z tropu. 
   -Mogę wejść? - spytała z wyraźnie wymalowanym na twarzy zdeterminowaniem. Uniosłam opryskliwie brwi, ale nie odpuszczała, lustrując mnie badawczo. Chyba nie miałam wyjścia. Nie będę się z nią szarpała.
   -Proszę. - odsunęłam się, by mogła przejść, ale zatrzymała się już po paru metrach. Czuła się bardzo nieswojo i dobrze - na przychylność z mojej strony nie mogła liczyć.
   -Powiem ci bez zbędnych wstępów, dlaczego tutaj jestem. - zaczęła odpinając guziki płaszcza, zatem nie zamierzała nawet usiąść. -Marco mnie o to poprosił. Od niego dowiedziałam się... Że jesteś... W ciąży. Gratulacje, Lena.
   Zerknęła na mój zaokrąglony brzuch, aż przeszyły mnie dreszcze, więc w geście ochronnym okryłam go dłońmi. Wolałam trzymać ją na dystans, dopóki nie odkryje wszystkich kart. Wciąż bowiem nie wiadomo, po co pojawiła się dziś w posiadłości Bobka.
   -Carolin, czego chcesz? - warknęłam przenosząc ciężar ciała na lewą stopę. Zawstydzona opuściła wzrok, wsuwając palce do kieszeni jeansów.
   -Przeprosić. - szepnęła kreśląc butem malutkie kółka na podłodze. -Wiem, jak z twojego punktu widzenia wyglądało to, co zastałaś tamtego dnia, ale Marco naprawdę nie miał z tym nic wspólnego. To moja intryga.
   -O czym ty mówisz? - zmarszczyłam czoło wpatrując się w nią przenikliwie. Westchnęła, głośno wypuszczając powietrze z ust.
   -O tym, że cię nie zdradził. - rzuciła, na co ugięły się pode mną kolana. -Uwierzysz mi lub nie, ale nigdy nie planowałam odbić ci chłopaka, jednak zazdrość wygrała. Nie wiem, co mną kierowało, że go prowokowałam, podrywałam i uwodziłam, ale szybko zrozumiałam, że to mija się z celem, bo on już nic do mnie nie czuje. Nie wiem, dlaczego postanowiłam się zemścić, tamtego ranka po prostu nadarzyła się idealna okazja. 
   -Po co...
   -Nie przerywaj mi, błagam, chcę mieć to za sobą. - uciszyła mnie jednym, zwykłym zdaniem, po czym kontynuowała. -Ty wyjechałaś do Kolonii, a on miał do ciebie żal o to, że nic nie wiedział. Byłam zaskoczona, gdy do mnie zadzwonił, ale nie odmówiłam, bo chciałam go wyłącznie wesprzeć. Za dużo wypiliśmy, więc pozwolił mi zostać, ma zdecydowanie za dobre serce... W nocy nie spędziłam ani minuty w jego sypialni, przysięgam. Wierzysz mi?
   -Nie wiem... - skrzyżowałam ręce na piersi, próbując poskładać wszystkie wiadomości. -Zjawiasz się tak znikąd, na polecenie Reusa i zasypujesz mnie tym wszystkim... Brzmi szczerze, ale abstrakcyjnie.
   -Chciałabym również uświadomić ci, że doskonale rozumiem, co czujesz. - wzięła głęboki wdech, bijąc się z własnym sumieniem. Może nie powinnam z niej tego wyciągać? -Lena, ja też niedawno zaszłam w ciążę... Ale nie miałam tyle szczęścia, co ty. Mój były już chłopak zostawił mnie, gdy tylko pokazałam mu wyniki badań... Kilka tygodni później okazało się, że straciłam to dziecko przez stres i nadmierny wysiłek. Proszę cię, nie powielaj tego błędu, bo w przyszłości będziesz tego żałowała tak bardzo, jak ja obecnie. Trafiłaś na faceta, który jest w stanie zaopiekować się tobą, jeśli się dogadacie. Wiem, co mówię.
   -Marco o niczym nie wspominał... - wykrztusiłam nie spuszczając z niej wzroku. Byłam tak oszołomiona, że wszystko, co usłyszałam, zlewało się w jedną całość. Carolin uśmiechnęła się słabo.
   -On nie zna prawdy. - przyznała zerkając na mnie niepewnie. -Wkręciłam mu, że przestaliśmy do siebie pasować, o więcej nie pytał. Lena, on i tak wróci, bo naprawdę cię kocha i nigdzie się bez ciebie nie ruszy. Przepraszam, że namieszałam... Gdybym nie dowiedziała się o twoim stanie, prawdopodobnie nie rozmawiałybyśmy dzisiaj, ale doświadczenie mnie nauczyło i nie potrafiłam inaczej... Obiecuję, że nie będę więcej wchodzić między was.
   -Przykro mi z twojego powodu. - dodałam, wykonując kilka kroków w jej stronę. Wciąż wahałam się, czy jej zaufać, uważałam na swoją naiwność, aczkolwiek z drugiej strony sądziłam, że to zbyt poważna sprawa, by kłamać. Wyglądało na to, iż przemyślała pewne kwestie i zdecydowała się na oczyszczenie swojego konta. -Musiałaś ciężko to znosić.
   -Było, minęło... Nie da się o tym zapomnieć, ale usiłuję przynajmniej zająć się czymś innym... - wbiła we mnie poważne i pełne skupienia spojrzenie. -Mam nadzieję, że mu wybaczysz. I że wam się ułoży, zasługujecie na to.
   Pokiwałam w odpowiedzi głową, po czym zaatakował mnie nagły ból w okolicach skroni. Zachłysnęłam się powietrzem, na co przerażona Niemka szybko objęła mnie ramieniem i wypowiadając wiązankę słów, zorientowała się, iż coś jest nie tak. Ostatnim obrazem, jaki zarejestrował mój mózg, był jej krzyk i gorączkowe szukanie smartfona w torebce. A potem zrobiło się ciemno...


***


Przepraszam za spóźnienie :< Myślałam, że wrzucę go do południa, ale nie udało mi się wczoraj skończyć... No i nie jestem z niego zadowolona, ale nie miałam zbytnio pomysłu, co w nim zmienić.

Chcę jeszcze podzielić się z Wami moim JakubemKubą, którego to miałam zaszczyt i okazję obejrzeć w czwartek na żywo... Jakość nie jest powalająca, choć siedziałam (a w zasadzie stałam) w czwartym rzędzie(!), Kuba był tak aktywny na boisku, że ciężko było zrobić dobre zdjęcie... Ale co widziałam, to moje, co zostało zobaczone, już się nie odzobaczy :p Było warto!

No a dziś? Derbysieger, Derbysieger hey hey, AubaKing, BatmanIstWiederDa, utarcie nosa Schalke to najpiękniejsze zwycięstwo w całym sezonie... Numer #1 w Zagłębiu Ruhry to właśnie my!

Na koniec zapraszam jeszcze na rozdział na drugim blogu (tych, którzy nie czytali, a tych, którzy czytali, proszę o komentarz :p) i znikam pracować nad kolejnymi częściami :p [klik]

LG❤

12 komentarzy:

  1. No to to rozumiem :D w końcu się ogarnęli obydwoje ;) Tylko żeby z Leną było wszytsko w porządku..

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego jak juz wszystko ma bys dobrze Ty znow z czyms wyskakujesz?... Mam nadzieje ze Lena nie straci maluszka bo jestem pewna ze gdyby tak bylo to nigdy nie wybaczyla by Marco ze ja zostawil w ciazy. Dziecko musi byc zdrowe!!! Licze na to ze gdy Marco zjawi sie w koncu w szpitalu bedzie musial sie niezle postarac zeby dziewczyna mu wybaczyla to ze wyjechal i zostawil ja sama w tak waznym momencie. Rozdzial jak zwykle cudowny. Licze na szybkie dodanie nowego rozdzialu bo juz nie moge sie doczekac tego co dalej sie wydarzy. Pozdrawiam Marta ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham cię !
    Jejku piszesz takie genialne rozdziały, że są nie wiem co mam napisać rozdział genialny chociaż myślałam że będzie więcej Marco albo,że juz coś się wydarzy ale nie zawsze jest tak jak chcemy ty zawsze wymyślisz nam jakąś niespodziankę (taka szalona ty) czekałam na ten rozdział od tygodnia z niecierpliwością i nie mogłam się już doczekać.Ale wiedzmy zawsze zwycięży Echte Liebe ! ❤
    Z niecierpliwością czekam na następny <3
    Życzę weny i pozdrawiam Aga <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde! Genialny!
    Uwielbiam Twoja twórczość, nawet nie wiesz jak sie cieszę, kiedy widzę, ze dodalas nowy rozdział na którymś z blogów. Poezja :)
    Co do rozdziału, przeczuwałam ze jednak wszystko z Marco związane będzie okej :) I jestem mega zadowolona z tego faktu, bo osobiście nie lubię Barcelony haha :D
    Mam też nadzieję, ze z Lena i malenstwem wszystko okaże się drobnym wypadkiem. Pozdrawiam i zapraszam na prolog ;* our-love-is-never-ending.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na spotkanie Marco i Leny, i mam nadzieję, że mimo wszystko nie pozwolisz by coś jej się stało, weny :) A. <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam w sumie zaraz po wstawieniu tej części ale nie udało mi się skomentować-totalny brak czasu. Sama nie mam go wystarczająco na tyle żeby siąść do swojego opowiadania..ale koniec o mnie! Wreszcie! Wreszcie oboje przejrzeli na oczy! Wreszcie! Tak długo czekałam... :') Teraz tylko muszą się spotkać... Bo muszą się spotkać! No i ten koniec..nie chce znowu pisać że Cię zabije... (choć to na wpół prawda :D ) mam nadzieję, że Lena nie straci dziecka...Może Marco przyjedzie do szpitala? Juz się nie mogę doczekać! (Prawie tak jak Bożego Narodzenia!:))) )
    Weny kochana!
    Buziaki!:**
    PS. Zapraszam do mnie na bloga! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeju!! Jak ty mieszasz! Ale za to Cię wszyscy kochamy ♥
    Genialny rozdział i tylko ubolewam, że tak "krótki". Chcę więcej i więcej :) :) :)
    Oboje się opamiętali? No kurczę, chyba tak.
    Mario z dziewczyną postąpili wspaniale i to było kochane, jak pomogli Lenie i przemówili Reusowi do rozsądku. Dobrze, że w końcu komuś się to udało, więc brawa dla nich normalnie :D
    Co do Caro, to mi się jakoś od początku wydawało, że za tym wszystkim, za jej postępowaniem, za jej działaniem jest jakiś głębszy sens. Postąpiła okropnie i przyczyniła się do tego, że związek jej byłego chłopaka się rozpadł. Ale przeprosiła, więc rozgrzeszmy ją haha!
    A co do końcówki, to w Twoim stylu. Czyli robisz jakiś cliffhanger, a my mamy czekać z jakiś tydzień na kolejny rozdział (Cii... ja wcale nie robię tak samo XD)
    Na koniec życzę weny i gorąco pozdrawiaam :*
    Przy okazji zapraszam do siebie na nowy rozdział:v
    http://love-is-a-polaroid.blogspot.com/2015/11/rozdzia-7.html
    Buziole :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym zauważyć, że jeśli jest duuuużo pięknych komentarzy, przez które aż pękam z dumy i radości, że to opowiadanie Wam się podoba, staram się wrzucić rozdział nieco szybciej, niż po tygodniu :p W weekend śrubował się jakiś wyświetleniowy rekord, więc wczoraj napisałam 2/3 26. rozdziału... Motywacji od Was nigdy za wiele! :)

      Usuń
  8. Jej *_* Czekałam na ten rozdział, codzienne po kilka razy odświeżałam stronę i się zagapiłam xd Ale ta część, jak każda poprzednia bardzo intrygująca i ciekawa. Naprawdę, masz jakiś dar kobieto! :) Tylko proszę Cię o ulaskawienie obu stron, cobyśmy mogli cieszyć się szczęściem państwa Reus :)
    Pozdrawiam ciepło ;*
    Do nn <3
    Zuza ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. No nareszcie ktoś przemówił im do rozumu! Dobrze że ten Marco się opamietał, bo już nie mogłam czytać o tej jego głupocie :) Dobrze też że Caro ruszyło sumienie. Mam nadzieję że Lenie i dzidziusiowi nic nie będzie!
    I ten tego wszystko fajnie tylko czemu taki krótki ten rozdział?! Kolejny poprosimy dłuższy! No i wstawiaj go jak najszybciej!
    Pozdrawiam i życzę weny. Werka

    OdpowiedzUsuń
  10. Najlepszy rozdział na świecie! Kochana, jesteś genialna!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Widzę, że tu zabraklo mojego komentarza!
    Rozdział oczywiście przeczytany, zachwycił, nie będę gdybać nad tym rozdziałem bo znam już treść następnego ale był świetny, ale jak to mówią jakie opowiadanie taka pisarka, kocham!

    OdpowiedzUsuń