poniedziałek, 6 lipca 2015

7. Alles wird gut

   -Jesteś pewna, że wszystko spakowałaś? - spytał ze stoickim spokojem, śledząc każdy mój ruch. Przystanęłam na moment, z poirytowaniem lustrując jego sylwetkę.
   -Nie. - fuknęłam, wrzucając do walizki kolejne kosmetyki z kremem do opalania na czele. Stałam nad nią, natomiast Marco zaszedł mnie od tyłu, zaciskając dłonie na mych ramionach.
   -Maleńka, panika to twój największy wróg. - powiedział kojąco, a ja wiedziałam, że się uśmiecha. -Jeśli czegoś ci zabraknie, po prostu to kupisz.
   -Tak? - odwróciłam się do niego przygryzając wargę. -A ciebie gdzie kupię?
   Zaskoczyłam go. Roześmiał się i przycisnął mnie do ciała, opierając podbródek na głowie.
   -Jestem edycją limitowaną. Ponowna transakcja dostępna za półtora miesiąca.
   -Śmieszne. - odgryzłam się, ostatecznie zapinając bagaż. -Pytałam poważnie.
   -Nie ułatwiasz mi życia. - puścił do mnie oczko. -Zabiorę to i poczekam w aucie. Pospiesz się, nie zostało dużo czasu.
   Patrzyłam, jak zamyka za sobą drzwi, po czym westchnęłam ciężko, opadając bezwładnie na kanapę. Do tej pory ekscytowałam się pobytem w słonecznej, gorącej Barcelonie jak małe dziecko najpiękniejszymi wakacjami życia, lecz dopiero teraz doszłam do wniosku, że chyba wolałabym pozostać tutaj: w nieco chłodniejszym, ale bliskim mojemu sercu Dortmundzie. Pojawiały się pierwsze wątpliwości: czy sprostam oczekiwaniom reżysera, czy odnajdę się w obcym mieście, czy hotel mający stać się moim domem spełnia podstawowe warunki mieszkalne. Nie wymagałam luksusu, przekonując jednocześnie samą siebie, iż producenci jednej z największych hiszpańskich produkcji należycie zadbają o swoich aktorów.
   Martwiłam się też o Reusa. Czy utrzyma przyzwoitą kondycję, nie zacznie szczekać na ludzi, nie dostanie kolejnego mandatu za przekroczenie prędkości i przede wszystkim - czy dotrzyma obietnicy i nie ulegnie namowom przyjaciół na zorganizowanie wieczoru w towarzystwie alkoholu. Nie zamierzałam go kontrolować, ponieważ jest dorosłym mężczyzną, zastanawiałam się jedynie, czy wszystkie jego komórki mózgowe po interwencjach Robina znalazły już odpowiednie miejsca. Klopp nie daruje mu następnego wykroczenia i miałam nadzieję, że piłkarz jest tego świadomy.
   Od ostatniej wizyty w domu rodziców Marco i rozmowy z jego siostrami strofowała mnie także osoba Carolin. Nie do końca rozumiałam, dlaczego ubolewały nad jej powrotem i ukrywały ten fakt przed moim chłopakiem. Nie ufały jej? Przecież Woody wypowiadał się o swojej ex w samych superlatywach, kwestionując wszystkie uwagi, jakie wysuwałam przeciwko niej. Z opowiadań znałam ją jako pogodną, sympatyczną dziewczynę, pogodzoną z ich rozstaniem i układającą sobie życie od nowa. W czym zatem leżał problem? Powinnam mieć obawy, zastrzeżenia? Nie mogąc podzielić swoich wątpliwości z ukochanym, zdawałam się na własną intuicję, ale i bezgranicznie polegałam na Reusie, który zwyczajnie nie zawodził. Może Yvonne i Melanie przejaskrawiały problem?
   -Lena, nie przesadzaj. - wzburzony niemiecki głos odbił się echem w korytarzu. -Domyślam się, że masz już opory, ale daj szansę swoim umiejętnościom. Skarbie no... Wszystko w porządku?
   -Tak. - uśmiechnęłam się, gdy pogładził moje włosy.
   -Na pewno?
   -Marco, nie pomagasz. - rzuciłam, stając na nogi. -Możemy już iść.
   Zgarnęłam torebkę z blatu stołu i po przekroczeniu progu podeszłam, by wezwać windę, mającą sprowadzić nas na parter.



~~~


   -On tak zawsze? - narzekał urodzony Dortmundczyk, wpatrując się w klubowego kolegę, podśpiewującego nikomu nieznaną piosenkę.
   -Robert? Nie. Przed ślubem uruchomił jakieś dziwne, niekontrolowane triki nerwowe. - wyjaśniła Anna, klepiąc narzeczonego po plecach. Swoją drogą, jej niemiecki brzmiał już całkiem normalnie, czym mogła z dumą się chwalić.
   -Boże, znów zmusisz mnie do tańca. - jęknął Marco, uderzając bokiem o krzesełko. Pobyt na lotnisku nie wpływał na jego mózg kojąco. 
   -Daj spokój, nie jesteś aż taki straszny.
   -A może chcesz pójść z Marcelem? - zerknął na mnie z nadzieją, na co oburzona odwróciłam głowę.
   -Nie.
   -Nie zgadzam się. - Bobek w końcu zabrał głos. -Od początku oboje z Anią powtarzamy wam, że jeśli nie przyjdziecie razem, nie pojawiajcie się w ogóle.
   -Oczywiście, szefie. - Reus zasalutował żartobliwie. -Taki mamy plan.
   -A nam to pasuje. - oświadczył przy poparciu Stachurskiej, po czym złożył na jej ustach krótki, ale namiętny pocałunek.
   Mijały kolejne minuty. Chłopcy sporadycznie byli proszeni o autograf i zapozowanie do zdjęcia, co wykonywali z postępującym znudzeniem. Uzgodniłyśmy z Anką, że za kilka godzin poszukamy zdjęć, na których ich oznaczono i wybierzemy najgorszą twarz dnia. Nabijanie się z nich szybko potraktowałyśmy jako rozrywkę w oczekiwaniu. Ubawione obserwowałyśmy właśnie jedną z 'sesji zdjęciowych', kiedy moje powieki przysłoniły czyjeś dłonie. Męskie.
   -Sądziłaś, że zwiejesz bez pożegnania? - zaświergotał napastnik, rozświetlając mi jednocześnie umysł. Przywrócił mi wzrok i ujrzałam uśmiechniętego od ucha do ucha Marcela w towarzystwie Kai i Robina. Cóż za fantastyczna trójca.
   -Chłopaki, poznajcie Annę, narzeczoną mojego brata. - przedstawiłam Niemcom przyszłą szwagierkę, bowiem dziewczynę kojarzyła jeszcze z Poznania. -Ania, to przyjaciele Marco spoza boiska. 
   -Tylko wyglądają na normalnych. - dodała Kaja, na co wyższy zgromił ją od stóp do głowy. -W rzeczywistości to szaleńcy. Poważnie.
   -Nie słuchaj jej, źle dziś spała. - bronił się Kaul, udawanie obrażony na towarzyszkę, po czym zwrócił się w jej kierunku. -Robisz mi antyreklamę!
   Usłyszałam zniecierpliwione westchnienie Fornella, gdy jego współpracownicy rozpoczęli wojnę słowną, wymieniając się przy tym morderczymi spojrzeniami. Wykrzywił usta, po czym obdarzył mnie oraz Stachurską nienaturalnym uśmiechem. 
   -Nie zabierzemy wam dużo czasu. - zaczął. -Musimy zaraz wracać do klubu, organizujemy w weekend grubą imprezę. Szkoda, że nie wpadniesz.
   -Nadrobię to, jak skończę nagrania. Obiecuję.
   -Za to ja pojawię się z przyjemnością. - zapewniła Anka, unosząc brwi. -Podasz mi adres? Nigdy u was nie byłam.
   -Super! - szczęśliwy Niemiec klasnął w dłonie. -To żaden problem. Zabierz Roberta i Reusa, oni znają drogę na pamięć.
   -W porządku. - dziewczyna schowała do torebki otrzymaną od tancerza ulotkę dotyczącą wydarzenia. 
   -Robin! W sobotę gościmy w Cocaine nowe osobistości vipowskie. 
   -Nie przesadzaj, Marco to stały bywalec. - żachnął się Kaul. -Nie zmienia nawet drinków, które pije. 
   -Bałwanie, mówię o tej oto polskiej piękności, która właśnie przed tobą stoi.
   Chłopak zmierzył ją wzrokiem i uśmiechnął się szeroko. Anna Stachurska przyciągała uwagę każdego mężczyzny, bowiem nie sposób nie docenić jej wyjątkowej urody i wysportowanego ciała. Ten wiedział jednak, że jego szanse sięgają mocno poniżej zera, bo brunetka niedługo zostanie żoną. Mojego brata.
   Kątem oka wyłapałam, iż żartobliwą fascynację Robina z kwaśną miną obserwuje Kaja, co po raz kolejny dało mi do myślenia. Wprawdzie Marcel wspólnie z moim chłopakiem dzielnie wpierali mi, że dwójka naszych znajomych to jedynie partnerzy biznesowi, lecz niektóre ich zachowania zaprzeczały wszystkim faktom. W dodatku spędzali ze sobą coraz więcej czasu, nie tylko za barem, ale i prywatnie, niekoniecznie podczas lekcji języka niemieckiego. Biernacka i Kaul milczeli, natomiast Fornell i Reus zapewne liczyli na to, że niczego nie widzę. Idioci. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Nie przewidziałam jedynie, iż moja niegdyś przyjaciółka jednym pytaniem ostudzi wzbierający na sile zapał.
   -Ania, co powiesz na kawę? - rzuciła do zaskoczonej karateczki, łapiąc ją pod ramię. -Mam ochotę na pyszną latte. A ty?
   -Emm... - cholera, czy oni przypadkiem nie muszą 'zaraz wracać do klubu'? -No dobrze. Ale tylko pięć minut.
   -Jasne. Poczekacie, prawda? - zaświergotała do chłopaków, szczerząc się od ucha do ucha. Zapomniała, że ja też chętnie przyjęłabym przedwylotową dawkę kofeiny? Pewnie chciała omówić z Anią szczegóły wesela... Czasami sarkazm potrafił zaskoczyć mnie samą.
   Podniosłam wzrok, by zmierzyć się z reprezentacyjnym licem najwyższego osobnika, jakiego znałam i spojrzałam prosto w jego zielone tęczówki. Zmarszczył brwi.
   -Mam coś na policzku? - spytał, dla pewności pocierając oba aż po samą żuchwę. Przygryzłam wargę.
   -Nie. Ja mam pytanie. O co w tym wszystkim chodzi?
   -Nie rozumiem. - wzruszył ramionami.
   -Robin, przecież widzę. Coś mnie omija?
   -Na razie nie, ale w sobotę stracisz niezłe party. - wypalił, na co przewróciłam oczami. Irytujący dupek!
   -Dla jasności - rozmawiamy o Kai.
   Wyprostował się, powoli wsuwając dłonie do kieszeni. Patrzył teraz na mnie niepewnie, szczerząc się pod nosem. Z ich głupich podchodów rozumiałam i składałam coraz mniejszą liczbę dowodów, lecz nie zamierzałam się poddać. Zarówno Polka, jak i niemiecki olbrzym są mi bardzo bliscy.
   -O Kai? Ze mną?
   -Najchętniej przywaliłabym ci w tym momencie w twarz. - wycedziłam zbijając go z tropu. Z jednej strony czepiałam się nie wiadomo czego, z drugiej jednak miał doskonałe pojęcie, dlaczego chcę prawić mu kazania. Spędzał zdecydowanie za dużo czasu z Reusem, bo on reaguje tak samo, gdy próbuje się wykręcać. Przysięgam, nadejdzie kiedyś taki dzień, gdy zabiję ich wszystkich, bez skrupułów.
   -Lena, skarbie, daj już spokój. - Fornell uruchomił swój zwykle niezawodny tryb odwracania mojej uwagi od obecnie drążonego tematu. -O co tak naprawdę suszysz mu głowę? Wpadliśmy tutaj, żeby pogadać o Woody'm, a ty napastujesz go, jakby właśnie próbował cię zgwałcić. Nie interesują cię uczucia twojego ukochanego chłopaka?
   Cholera jasna. Tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że kiedyś zginą. Oboje. Reus też. Do diabła z nimi!
   -Okej. - miał rację, prawda była taka, że obecnie nic nie obchodziło mnie bardziej, niż blondyn z markerem w dłoni, przysypiający nad kolejną kartką do autografów sto metrów dalej. Już od kilkunastu miesięcy jest najważniejszym składnikiem powietrza, którym codziennie oddycham. I nie myślałam jeszcze o tym, skąd będę je czerpać w Barcelonie. -Czego chcesz?
   -Zupełnie poważnie? - skinęłam głową. -Martwię się o niego. O was. Jesteś pewna, że dacie sobie radę?
   -Rozmawialiśmy o tym niejednokrotnie i oboje jesteśmy przygotowani. Przecież Marco niedługo przyleci z Borussią do Hiszpanii. 
   -Dobrze wiesz, że to nie wystarczy. Potrzebujesz go, on ciebie jeszcze bardziej. Obawiam się, że nie jesteśmy w stanie zastąpić mu ciebie... Raczej na pewno nie jesteśmy.
   -Kurwa, usiłujesz mi pomóc czy zmusić do łamiącej regulamin rezygnacji? - spytałam bezradnie. Im mniej czasu pozostawało do odlotu, tym bardziej całym sercem pragnęłam zostać w Dortmundzie, przy Reusie i Bobku. 
   -Oczekuję tylko jasnej odpowiedzi na jedno pytanie: co zrobisz, jeśli któreś z was nie wytrzyma? W przeciwieństwie do ciebie założyłem taką opcję.
   Skrzyżował ręce na piersi, delektując się moim upadkiem. Starałam się pojąć, dlaczego mnie pogrążał. W ostatnim tygodniu niemal codziennie dyskutowałam z Marco o moim kontrakcie, co pozwoliło mi wierzyć, że przetrwamy ze spokojem. Sam tak powiedział. A teraz, na godzinę przed zajęciem miejsca w samolocie, Marcel Fornell zatrzymuje mnie w terminalu i pyta, co zrobię, jeśli mój plan nie wypali?
   Spojrzałam w kierunku piłkarzy, którzy męczyli się już z ostatnią grupą sympatyków i poczułam, że robi mi się słabo i gorąco jednocześnie. Po raz kolejny doświadczałam wyrzutów sumienia. Miesiąc temu obiecałam mu, że nigdzie nie wyjadę. Stracił Mario i na półtora miesiąca straci także mnie. Czy to normalne? Znów budzą się we mnie skłonności masochistyczne? Lena, jesteś tak młodziutka i tak głupia...
   -Marcel, proszę. - szepnęłam, krztusząc się własnymi łzami. Z pewnością nie wiedział, co mnie ugryzło i zaraz pomyśli, że jestem w ciąży, bo był do tego zdolny. -Najlepiej już nic więcej nie mów. Zdaję sobie sprawę, że być może nie postępuję wzorowo, ale Marco mnie wspiera i uważa, że powinnam wykorzystać tą szansę. Właśnie tak zrobiłby na moim miejscu, on spełnia swoje marzenia, ja swoje. Nikt nie powiedział, że życie nie będzie rzucało nam kłód pod nogi, ale musimy się nauczyć je usuwać. To jedyne wyjście, by nam się układało.
   -Okej, nie płacz, przepraszam. - wyciągnął rękę, po czym przytulił mnie do siebie. -Może nie powinienem się wtrącać, ale po prostu widzę, że czasami nie potraficie się od siebie odkleić. Dlatego mam wątpliwości.
   -Ja też, nie myśl sobie, że siedzi we mnie hurraoptymizm. - westchnęłam, gdy podał mi chusteczki. -Ale ufam mu i wiem, że wszystko będzie dobrze. Za chwilę ruszą przygotowania do sezonu i nie będzie miał nawet czasu na przeżywanie tego, że wyjechałam. A gdyby przypadkiem go znalazł, wtedy jesteście wy. - odsunęłam się od bruneta, by spojrzeć na Robina. 
   -Maszyna pocieszająca zawsze do usług. - potwierdził ze śmiechem, po czym podszedł, by móc się ze mną pożegnać, zauważył bowiem wracające z kawowej przerwy Annę oraz Kaję. -Dzwoń czasem, żebyśmy utrzymywali jakokolwiek kontakt, dobrze?
   -Po co ci 'jakikolwiek kontakt' z moją dziewczyną? - usłyszałam ironię za plecami, zatem byliśmy już w komplecie. W tym samym momencie potężne ramiona Reusa oplotły moją klatkę piersiową.
   -Jezu, przestań. Już mi przeszło. - mruknął chłopak, przewracając oczami. Blondyn prychnął lekceważąco.
   -Na szczęście, bo miałbyś ze mną poważne problemy, stary.
   Na te słowa Lewy oderwał się od narzeczonej i spiorunował klubowego kolegę wzrokiem bazyliszka. Jeszcze parę minut później zanosiliśmy się śmiechem, słuchając mowy obrończej Marco, którego Robert żartobliwie oskarżył o uczynienie mnie zależną od niego niewolnicą. Czułam się przy nim najswobodniej na świecie, lecz przy okazji zyskałam pewność, że jedyny braciszek dbał o moje bezpieczeństwo. Inna sprawa, że nie musiał. Woody to najlepsza jednoosobowa firma ochronna, pod skrzydła jakiej przyszło mi trafić. I nigdy nie będę tego żałowała.



~~~


<narracja trzecioosobowa>
   Od kilku minut świadkowała czułemu pożegnaniu Leny i Marco, który wyraźnie nie chciał wypuścić jej z objęć. Co chwilę szeptał jej do ucha, wywołując na twarzy ukochanej szeroki uśmiech, na co z troską spoglądała z beznamiętne oczy piłkarza, niemo pytając go, co dalej. Widziała, jak bardzo się kochają i właśnie to potwornie ją przerażało. Ta mała lala dość szybko wykorzystała jej błąd, bezczelnie owijając sobie Reusa wokół palca. Dostawała od niego wszystko, czego tylko zapragnęła, na wszystko jej pozwalał, był na każde jej zawołanie. W jej mniemaniu, po prostu oślepł lub oszalał.
   Gdy w końcu Lewandowski i Stachurska opuścili terminal, przytulił ja mocno do piersi i trwali w ciągnącym się w nieskończoność bezruchu. Zauważyła, że dwie nastolatki wahają się, czy wypada teraz poprosić go o zdjęcie i zorientowała się, iż właśnie postępuje jak jedna z jego napalonych fanek - z ukrycia podpatruje, jak okazuje uczucia swojej dziewczynie. Dlaczego? Bo to ona powinna znaleźć się na miejscu tej rozpuszczonej panienki. To ona jako pierwsza chowała się w ramionach Marco, kibicowała mu na trybunach i dzieliła z nim łóżko. Dziś nie umie zrozumieć, dlaczego z tego zrezygnowała, ale już dawno postanowiła, że będzie o niego walczyć po raz kolejny, że spróbuje. Miała niemal stuprocentową pewność, że jego miłość do niej jeszcze się nie wypaliła. Nie mogła.
   Zamierzała zaskoczyć go, gdy wsiadał do auta, lecz kiedy odmówił złożenia podpisu na klubowej koszulce z własnym nazwiskiem, dotarło do niej, że jego dobry nastrój ulotnił się wraz z wyjazdem Leny. To nic, poczeka. Domyślała się, że Marco od dnia dzisiejszego będzie potrzebował ciągłego zajęcia, by nie roztrząsać nieobecności pseudosłodkiej emigrantki. I założyła sobie, iż stanie na głowie, by efektownie mu w tym pomóc.



***


Nowy rozdział na dobry początek tygodnia :)
Następny najszybciej za tydzień.
Miłej lektury ❤

7 komentarzy:

  1. No i wyjechała...Oh ciężko mi się to czytało przyznam szczerze.Jeszcze ta cała impreza , która w ogóle mi się nie podoba!:/ Dobrze że będą tam Lewandowscy! Rozdział napisane świetnie! :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na nexta - http://nieryzygnujnigdyzmarzen.blogspot.com/2015/07/rozdzia-13-w-ostatnie-dni-czerwca-kazdy.html

    OdpowiedzUsuń
  2. No teraz to mnie zaskoczyłaś moja droga! Mam nadzieje, że mimo wszystko Reus będzie się trzymał obietnicy złożonej Lenie i nie będzie się wygłupiał! Alkohol ograniczony do minimum i imprezy też! Coś czuję, że była towarzyszka Marco podczas pobytu Leny w Hiszpanii namiesza.. i to ostro.. Oby tylko nie skończyło się jakąś poważną dramą albo co gorsze - rozstaniem.
    Trzymam kciuki za następne rozdziały, pozdrawiam i uwielbiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny czekam na kolejny :D
    PS, Zapraszam do mnie http://pilkatocoswiecej-bvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Co ta Carolin kombinuje? Dopiero się pojawiła a już mam jej serdecznie dosyć! Oby Marco nie złamał obietnicy danej Lenie. Jestem na 100% pewna, że jednak nieźle namieszasz. Mam tylko nadzieję, że skończy się happy endem.
    Pozdrawiam,
    Mańka

    OdpowiedzUsuń
  5. Carolin?! Jestem na NIE!!!
    Ona ma stąd spadać! Popsuje wszystko :(
    Genialny rozdział <3
    Trzymam kciuki za Marco i Lenę i ich związek :*
    To jest na prawdę świetna para!
    Życzę ci Bardzo DUŻO weny :*
    Buziaki i do następnego :* <3

    +W wolnej chwili zapraszam do siebie :
    http://lovestory-bvb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem jak zwykle spóźniona :( Ale wybaczysz, prawda? :)
    Rozdział genialny, ale jak każdy! Strasznie potrafisz wciągnąć czytelnika do historii :D
    Smutno mi z powodu Marco. Jego ukochana wyjeżdża na dość długi okres czasu. Rozstania są zawsze trudne, ale ma w okół siebie przyjaciół, którzy na pewno mu pomogą i postarają się zapełnić tę pustkę.
    Co do Carolin, to ja nie mam pojęcia, co wykombinowałaś, ale mam przeczucie, że nas zaskoczyć :) Mam rację?
    Oby tylko nie zrobiła czegoś głupiego i naszego Reusa nie przeciągnęła na swoją stronę. Bo bym chyba ją udusiła :D
    Do następnego!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. no to Lena, miłego pobytu w Hiszpanii!
    przeczuwam, że ten wyjazd trochę między nimi zmieni, a Carolin dość mocno namiesza. Mam jednak nadzieję, że wszystko będzie jak dawniej po jej powrocie :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń