sobota, 25 lipca 2015

10. Du bist bestimmt zu leichtgläubig, Reus

<Marco>
   -Nic nie powiesz? - spytała nie spuszczając ze mnie wzroku, gdy zatrzasnęły się drzwi. -Kiedyś byłeś bardziej rozmowny.
   -Co chcesz ode mnie usłyszeć? - wykrztusiłem, cały czas próbując się otrząsnąć. Nie wierzyłem jeszcze, iż akurat ta kobieta przebywa właśnie w moim mieszkaniu, lecz poruszała się, rozmawiała ze mną i przede wszystkim oddychała, więc musiałem w końcu przyjąć jej obecność do wiadomości.
   -Nie wiem. - subtelnie wzruszyła ramionami. -Mógłbyś chociaż udawać, że zależało ci na tym spotkaniu.
   -Co? - uniosłem brwi, kompletnie zbity z tropu. -Nie miałem pojęcia, że przyjdziesz, niczego nie planowałem!
   -Ale cieszysz się, prawda?
   -Nieszczególnie. - odparowałem zgodnie z prawdą. Zdążyłem posprzątać cały ten burdel z przeszłości i nie zamierzałem dopuścić do tego, by znów żyć w totalnym bałaganie. Doprowadzenie życia do stanu idealnego graniczyło ze zdobyciem mistrzostwa świata. -Zaparzę kawę, masz ochotę?
   Nie oczekując nawet jej odpowiedzi, skierowałem się do kuchni, po drodze próbując sobie przypomnieć, czy Lena kupiła przed wyjazdem kapsułki do ekspresu i gdzie je, do cholery, schowała. Czułem, że tracę nad sobą panowanie, lecz nieprzygotowany na zaistniałą ewentualność, nie spodziewałem się innej reakcji swojego ciała. Powinna mnie uprzedzić i to znacznie wcześniej.
   -Zmieniłeś się, Marco. - usłyszałem nagle. Podstawek pod filiżankę wypadł mi z ręki.
   -Co?
   -Zmężniałeś, wydoroślałeś... Zacząłeś o siebie dbać.
   -Nie sądzę.
   -Przecież widzę. - zachowując wszelkie środki ostrożności, odwróciłem się w jej stronę i zaraz tego pożałowałem. Stała tak blisko, iż jednym gwałtowniejszym ruchem mógłbym ją skrzywdzić, a tego mimo wszystko nie chciałem. -Twoje mieszkanie jest czyste. Klucze do auta leżą na stoliku w przedpokoju. Zmywasz naczynia lub wrzucasz je do zmywarki. Nie zostawiasz brudnych ubrań na sofie i rozpakowujesz torbę treningową. Czy kiedykolwiek tak postępowałeś?
   Wpatrywaliśmy się w siebie przez dłuższą chwilę. Zapuściła włosy, zaczęła używać kredki do oczu i malowała paznokcie na intensywne kolory. Ubierała się jakoś inaczej... Seksownie? Wyzywająco? Była naprawdę szalenie atrakcyjna. Nie wiem, czy tylko dziś, ale była. Reus, czy ty się nie zapominasz?
   -Pewnie dosięga mnie starość. - mruknąłem na odczepne i powróciłem do poprzedniego zajęcia. Przygotowywanie najzwyklejszej, porannej dawki kofeiny szło mi w tym dniu wyjątkowo ślamazarnie.
   -Ćwiczysz zdecydowanie więcej i dłużej. - kontynuowała swoje tortury, już nie tylko słowne, bo zadrżałem niezależnie od własnej woli, gdy położyła dłoń na moim ramieniu, powoli przesuwając ją w dół.
   -Tego wymaga mój zawód.
   -Zrobiłeś nowe tatuaże. - drażniła je palcami powodując, że zacisnąłem usta. Nie byłem pewien, ile jeszcze wytrzymam. -Ach, jedno się nie zmieniło. Ciągle nosisz swoje ulubione bokserki.
   Teraz do mnie dotarło. Zamarłem oparty o kuchenny blat i uświadomiłem sobie, że wciąż paraduję po kuchni tak, jak wyszedłem z łóżka dobre kilkadziesiąt minut temu. A ona nie raczyła zwrócić mi uwagi.
   -Sugerujesz, że powinienem coś na siebie założyć? - syknąłem jadowicie, zaciskając pięści. -Oczywiście, zamierzam to zrobić. Szkoda, że mi o tym nie przypomniałaś.
   -Naprawdę trzeba cię pilnować aż do tego stopnia? - prychnęła krzyżując ręce na piersi. Przewróciłam jedynie oczami.
   -Nieważne. Zaraz wrócę.
   Zdążyłem dojść zaledwie do kanapy, gdy ponownie mnie zatrzymała. Splotła nasze dłonie, zaskakując mnie tym gestem tak bardzo, iż nie miałem odwagi zareagować. Co tu się działo, do cholery?
   -Nie przeszkadza mi to, Marco. - szepnęła dotykając tym razem mojej klatki piersiowej. -Przecież kiedyś...
   -Właśnie, kiedyś. - wszedłem jej w słowo, szukając odpowiedniego wytłumaczenia. -Teraz mamy prawie dwa lata później, więc pozwól, proszę, że się przebiorę.
   Uśmiechnąłem się niepewnie, kiedy odsunęła się na bok i pewnym krokiem wprost zwiałem do sypialni. Dopiero tam rozpocząłem prawdziwą medytację. Przetwarzałem jeszcze to, co się przed chwilą wydarzyło, próbując jednocześnie znaleźć sensowne wyjaśnienie. W swojej karierze pomieszkiwania w obecnej posiadłości gościłem w progu różne, dziwne osobistości, mniej lub bardziej szokujące, lecz ta, która siedziała teraz w salonie, złamała wszystkie granice. Długo się nie widzieliśmy, nie zaprzeczam, ale każde z nas prowadziło życie w innym mieście i raczej celowo unikaliśmy swojego towarzystwa, więc co ją tutaj sprowadza? Akurat teraz?! Mógłbym jej wiele zarzucić, wygarnąć prosto w twarz, skoro miałem okazję, ale przeszłość nie stanowiła w tym momencie istoty sprawy. Jej nadrzędnym podmiotem była teraźniejszość.
   Orzeźwiłem się zimną wodą i tym razem kompletnie odziany wyszedłem, by stoczyć kolejną bitwę lub raczej dokończyć poprzednią. Zajęła miejsce w fotelu, popijając tą nieszczęsną kawę, w drugiej dłoni natomiast trzymała jakieś zdjęcie. Jeden rzut oka na pomieszczenie wystarczył, bym zorientował się, co stało się obiektem jej zainteresowania.
   -Masz dziewczynę? - spojrzała na mnie wzrokiem najpilniejszego detektywa na świecie. Westchnąłem ciężko.
   -Tak. Myślałem, że wiesz.
   Wstała bez pośpiechu, odwróciła się na pięcie i odstawiła fotografię tam, skąd ją zabrała. Nadal czuła się jak u siebie w domu i doprowadzała mnie tym do ostateczności.
   -Ciężko nie wiedzieć, piszą o was w każdej gazecie, musiałam się jedynie upewnić. Dlaczego Polka?
   -Bo pochodzi z Polski. - rzuciłem równie ironicznie. -Nie ma to dla mnie większego znaczenia, skoro rozumiemy się bez słów.
   -Kochasz ją?
   -Carolin, wybacz, ale czy to w jakikolwiek sposób wiąże się z celem twojej wizyty? Nie mam obowiązku spowiadania się ze swojej prywatności, szczególnie tobie.
   -Przepraszam. - jęknęła ujmując filiżankę z jeszcze parującym napojem. -Po prostu... Na pewno zastanawiasz się, po co przyjechałam.
   -Zgadza się, odkąd tylko weszłaś.
   -Chciałam cię zobaczyć, nic więcej.
   -A, okej. - może nie zabłysnąłem refleksem, ale z każdym słowem wprowadzała mnie w coraz głębszą konsternację. Zacząłem jednak dostrzegać, że nie trułaby mi tyłka bez konkretnego powodu i prawdopodobnie czegoś potrzebuje. Nie zawaham się jej pomóc, jeśli będę w stanie. Wprawdzie rozstaliśmy się w nieprzyjemnych okolicznościach, aczkolwiek szanowałem decyzję o jej odejściu i starałem się nie żywić urazy. Nie zostaniemy przyjaciółmi, lecz znajomymi będziemy już zawsze.
   -Mogę cię o coś spytać? - usiadła obok, na mój gust nieco za blisko, ale nie czepiałem się szczegółów. Nie odpowiedziałem, co uznała za akceptację jej prośby. -Marco, czy ty.. No wiesz. Czy coś jeszcze do mnie czujesz?
   Szlag by to trafił. Wolałbym wyparować, niż ponownie, po tak długim czasie, jaki upłynął, rozmawiać na ten temat, choć powinienem się spodziewać, że kiedyś powróci jak bumerang. Przygryzłem wargę, wpatrując się w ekran telewizora. Nawet nie pamiętam, czy go włączyłem, przecież przed odwiedzinami Carolin przebywałem w łóżku, jednak teraz posłużył mi jako godny punkt zaczepienia do zebrania myśli. Stałem właśnie przed najtrudniejszym wyzwaniem, które potrafiła rzucić tylko była dziewczyna. Dziennikarze mają wyższy współczynnik litości. Lena także.
   -Szczerze? - zerknąłem na nią, by sprawdzić, czy mnie słucha. -Nie mam bladego pojęcia. Minęło kilka lat, dużo się zmieniło... Jestem szczęśliwy, ponieważ pracuję w wymarzonym zawodzie, każdy dzień dzielę z ukochaną kobietą, a moja rodzina i przyjaciele są blisko. Nie życzę sobie niczego innego. Dostałem już to, co najcenniejsze.
   -Jesteś pewien tego, co powiedziałeś? Nadal chcesz mieć dzieci, zagrać dla Barcelony i wybudować piękny dom nad morzem. Twoja dziewczyna wyjechała, a ty przez nią cierpisz. Znam cię, Marco i zdaję sobie sprawę, że nie na to czekałeś.
   -Za kilka tygodni wszystko wróci do normy. - uśmiechnąłem się, przewidując jej sprytne zagrywki. Świetnie sobie radziła, z tym, że ja też wiedziałem o niej więcej, niż przypuszczała. -A marzenia nie spełniają się od razu. Na razie mieszkam w Dortmundzie i jest mi tutaj dobrze. Nie planuję życiowej rewolucji.
   -Ściemniasz. Zmieniłbyś mnóstwo rzeczy, gdybyś tylko otrzymał szansę. Udowodnię ci to, jeśli pozwolisz.
   -Caro, o czym ty pieprzysz? - niekontrolowanie podniosłem głos, marszcząc brwi. Nie wierzyłem w ani jedno słowo padające z jej ust i może popełniałem błąd, ale prowokację dało się wyczuć na kilometr. -Powiedz mi wreszcie, co ci leży na sercu i zakończmy tą głupią wymianę zdań.
   -Okej. - westchnęła opuszczając głowę. Akurat to mnie zaintrygowało. -Zapewne pamiętasz mojego chłopaka... Coraz częściej dopadają mnie wątpliwości, czy jeszcze do siebie pasujemy. Rzadziej rozmawiamy, nie wychodzimy na kolacje, nie poświęca mi wolnego czasu... Nie chcę oskarżać go o zdradę, ale chwilami inaczej nie umiem. Boję się, że...
   -Nie pomogę ci, Carolin, przepraszam. - rzuciłem przerywając jej w połowie zdania. Stajesz się niegrzeczny, Reus. -Owszem, kojarzę tego typa, lecz jedynie z widzenia. Nie znam się na tym, co lubi, co go charakteryzuje, nie pogłębiam wiedzy o waszych problemach. Nie doradzę, choć bardzo chcę.
   -Jest coś, co możesz zrobić. Sądzę, że to nam obojgu wiele wyjaśni.
   -Niby co?
   Nie musiałem nawet prosić o demonstrację - ba, gdybym choć domyślał się, o co chodzi, nigdy bym się na nią nie zdecydował. Dziewczyna bowiem przysunęła się, minimalizując dzielącą nas, nieznaczną odległość i bez skrupułów złączyła nasze usta w namiętnym i dość długim pocałunku. Z początku inteligentniejsza część mózgu podpowiadała, iż powinienem jak najszybciej to przerwać, niestety, męskie emocje odniosły zwycięstwo i stopniowo pozwalałem mojej ex na coraz więcej. Jej dłonie niespiesznie błądziły pod materiałem mojej koszulki, zupełnie tak, jak kiedyś, badając każdy centymetr ukrytego pod nią ciała. Miała świadomość, że jeśli wypowie choćby słowo, natychmiast ją odtrącę, więc blokowała każdy ruch, umiejętnie doprowadzając do tego, iż zapominałem, co i z kim tak naprawdę robię. Miała świadomość, że uległem pokusie, dlatego oczekiwała ode mnie konkretnego posunięcia, nadal jednak ściskałem jedynie jej biodra, by zachować cholernie niebezpieczną bliskość. Nie dotykałem jej, starannie się kontrolowałem, nie rozważając nawet, jak to się stało. Zgodziłbym się na wszystko, co by zaproponowała, a mimo to nie pociągała mnie. Nie chciałem iść z nią do łóżka, bo nic do niej nie czułem. I faktycznie, zrozumiałem to dzięki temu incydentowi.
   Jak przeważnie miała w zwyczaju, zgrabnym ruchem rozpięła moje spodnie, po czym jedną rękę wsunęła w ich tylną kieszeń, a drugą popełniła podstawowy błąd. Moje włosy cechowała tego dnia wyjątkowa wrażliwość, bo do tej pory nie zaserwowałem im należytej pielęgnacji, przez co pozostawały w nieładzie. Panna Böhs natomiast zbeszcześciła ich wygląd jedną nieprzemyślaną akcją. Nie miała prawa nawet ich musnąć i nie uszanowała tego, a ja wreszcie oprzytomniałem. Złapałem ją ostrożnie za ramiona i spojrzałem prosto w oczy, odwracając po chwili wzrok. Nie będę umiał sobie wybaczyć, że tak łatwo mnie sprowokowała. I tego, że postąpiłem nieuczciwie wobec Leny, będącej najważniejszą kobietą w moim życiu.
   -Świetnie to zaplanowałaś. - rzuciłem, szybko poprawiając jeansy. Podszedłem do okna i na kilka minut oparłem czoło o szybę. Znów wszystko komplikujesz, Reus, jesteś pojebanym gnojem.
   -Marco, przepraszam. - palcami objęła mój nadgarstek, lecz natychmiast go wyszarpnąłem. Wyrzutami sumienia płacę teraz za własną głupotę.
   -Powinnaś już iść. - oświadczyłem usiłując zachować spokój. Czułem się tak, jakbym przyłapał swoją ukochaną na zdradzie z najlepszym kumplem, ale to ja po raz kolejny nawaliłem i nie miałem na kim wyładować złości.
   -Ja po prostu...
   -Wyjdź, proszę. - wycedziłem przez zaciśnięte zęby, powstrzymując kumulującą się agresję. Przecież jej nie uderzę, nie zasłużyła na to.
   W mieszkaniu zaległa głucha cisza, więc odwróciłem się, by opanować sytuację. Caro stała w przejściu, gotowa opuścić pomieszczenie. Spoglądała na mnie pytająco, ale to już nie działało. Nie żałowałem jej, gdyż oboje ponosiliśmy za swoje słabości identyczny współczynnik winy. Ona podpuściła, a ja nabrałem się jak małe dziecko.
   -Zadzwoń, jak ochłoniesz i pogadamy bez zbędnych emocji, dobrze?
   Nie licząc na jakikolwiek odzew pokiwała głową, jakby na potwierdzenie właśnie wypowiedzianego zdania i usunęła się z pola widzenia. Stałem jeszcze moment jak słup soli, gapiąc się na miejsce, w którym minutę temu widziałem drobną blondynkę, niegdyś rządzącą moim sercem. Teraz próbowała je nieludzko ukraść i prawie jej się to udało. Jesteś zdecydowanie zbyt łatwowierny, Reus. Nie doceniasz tego, co masz i nie zdajesz sobie sprawy, jak łatwo to stracić.


~~~


<Lena>
   Jeśli wychodzi się na miasto z człowiekiem legitymującym się jako Mario Casas oraz jego partnerką Marią Valverde, trzeba przygotować się na sporą dawkę śmiechu i na to, że czas rzeczywiście upływa znacznie szybciej. Znasz ich zaledwie niecały miesiąc, a odnosisz wrażenie, że przyjaźnicie się od wieków. Kiedy tęsknisz, nic nie pomoże ci tak skutecznie, jak hiszpańska para, w której towarzystwie jesteś gotów spędzać całe, długie wieczory. I właśnie to jest najpiękniejsze w rodzącej się przyjaźni.
   -Do teraz rozkminiam, co ci wtedy strzeliło do głowy. - podsumowała brązowooka szatynka, odstawiając na stolik pusty pucharek po lodach. Jej partner właśnie pochwalił się, jak poderwał ukochaną z pierwszej części filmu, nad którym pracowaliśmy. -Nie sądziłam, że urzeknie mnie tak grubiańskie zachowanie.
   -Ja też ryzykowałem. - przyznał chłopak. -Ale większość z tych scen w moim mniemaniu wypadła naprawdę przekonująco, więc uznałem, że warto je wypróbować. No i nie żałuję.
   -Wrzucanie swej sympatii do basenu podczas prywatnego przyjęcia to rzeczywiście szczyt romantyzmu, Mario. - pokazałam mu język, gdy zmrużył oczy.
   -Nie uwierzysz, ale zrobił to! - wtrąciła ze śmiechem Maria. -Wybudował sobie w ogrodzie sporych rozmiarów kąpielisko i wykorzystał je, gdy zaprosił mnie na obiad. Miałam pecha, bo trafiło na porę letnią, ale jakby nie patrzeć, to zdarzenie ogromnie wpłynęło na bieg naszej znajomości.
   -Prawdopodobnie od tego się zaczęło. - dodał Hiszpan. Zanim przystąpił do dalszej części opowiadania, poprosił przechodzącą obok kelnerkę o wystawienie rachunku i zajął się uregulowaniem należności, po czym wsiedliśmy do jego auta, ponieważ oboje znów zadeklarowali, iż odwiozą mnie do hotelu, nie pozwalając na powrót taksówką. Piątkowy wieczór oznaczał kilometrowe korki uliczne na barcelońskich ulicach i restauracje wypełnione gruchającymi zakochańcami. Wpatrując się w widoki za szybą, słuchając jednocześnie życiowej historii naszego kierowcy, dziękowałam mu w duchu za odwiedzenie mnie od pomysłu skorzystania z usług transportu publicznego. Gdybym siedziała na tylnym siedzeniu sama, nie odzywając się do nieznajomego taksówkarza, zapewne popadłabym w paranoję, obserwując obściskujące się na chodnikach parki. Dotarłam już do tego etapu nostalgii, na którym po wyłączeniu laptopa i pożegnaniu się z Woody'm przez pół godziny płakałam w poduszkę przed pójściem spać. Grałam ułożoną, twardą bohaterkę, którą w realnym świecie stawałam się jedynie na planie lub w otoczeniu znajomych, gdy nie dawano mi szansy na zajęcie głowy ponurymi myślami. Szkoła przetrwania nadciągała wraz z nadejściem nocy i byłam tego świadoma już od dawna.
   Auto zatrzymało się na jednym ze skrzyżowań z sygnalizacją świetlną, niedaleko mojego aktualnego miejsca zamieszkania. Kojarzyłam je doskonale, ponieważ to właśnie tutaj najdłużej czeka się na zielone. Przewidując co najmniej dwie minuty przerwy, westchnęłam ciężko, kładąc głowę na oparciu siedzenia. Otworzyłam oczy i natrafiłam na splecione pomiędzy przednimi fotelami dłonie Marii oraz Mario. Spojrzeli na siebie i wymienili czułe uśmiechy, a ja natychmiast zacisnęłam usta w cienką linię. Dlaczego? Marco posiadał identyczne zwyczaje. Ilekroć odbierałam go z treningu, co zmuszało mnie do prowadzenia jego wozu, muskał opuszkami palców moje udo lub dłoń, potrafiąc nawet ściągnąć ją w tym celu z kierownicy. Czasami przysuwał ją do ust i obejmował wargami, nie wypuszczając z uścisku, dopóki nie poprosiłam go o to jedynie z uwagi na dyskomfort jako uczestnika ruchu drogowego. Tak czy inaczej, przypomniało mi to, iż mój chłopak znajduje się obecnie bardzo daleko i mogłam przekreślić swoje marzenia o jakiejkolwiek pieszczocie z jego strony. Jeszcze zaledwie kilka dni, Lena. Niedługo Borussia przyjedzie na obóz do La Manga i znów się zobaczycie. Znów będzie na wyciągnięcie ręki, zje z tobą obiad, pójdzie na plażę i położy się obok w łóżku. Cierpliwości.
   -Hej, piękna, zamierzasz przenocować w moim samochodzie? - Casas nieświadomie wyciągnął mnie z równoległej rzeczywistości. Zorientowałam się, że oboje zerkają na mnie niepewnie, na skutek czego uśmiechnęłam się ciepło, by nie budzić ich podejrzeń. 
   -To fatalne miejsce na sen. - odgryzłam się jeszcze nie w pełni przytomna. -Dziękuję za ten wieczór. Cieszę się, że spędziliśmy go razem.
   -Kiedy następny? Wiesz, że zawsze ci pomożemy.
   -Będę o tym pamiętać. - zapewniłam i pochyliłam się, by ucałować ich policzki. -Do zobaczenia jutro na planie!
   -Do zobaczenia.
   Po raz kolejny zaszalejemy, teraz na motocyklu! - krzyknął Mario, gdy wchodziłam już do budynku po schodach. Zdążyłam zaobserwować, jak dziewczyna uderza go ręką w głowę, po czym odjechali z piskiem opon, ja natomiast, kręcąc głową, ze śmiechem pokonałam obrotowe drzwi, rozglądając się po recepcji.
   Zaryglowałam od środka zamki w moim apartamencie, opuściłam zewnętrzne rolety, a później rozebrałam się i bez namysłu wskoczyłam do obszernej wanny. Ledwo rozgościłam się w niej na dobre, a usłyszałam dźwięk przychodzącego połączenia. Być może mama znowu z opóźnieniem zauważyła, iż jej córeczka spędza samotne godziny, ciężko pracując na Półwyspie Iberyjskim i dzwoniła, by odebrać raport. Leniwie wyciągnęłam ramię zgarniając iPhone'a z pobliskiej półki i automatycznie przesunęłam wzdłuż zielonej słuchawki.
   -Mamo, wybrałaś kiepski moment na rozmowę. - wypaliłam, walcząc z postępującym zmęczeniem. Przywitała mnie zaskakująca cisza. -Mamo?
   -Myślałem, że rodzice nie telefonują do ciebie tak późno. - wyłapałam zadziorną kontrę najdroższego mi głosu na świecie. Dopiero teraz mogłam szczerze się roześmiać.
   -Marco...! - szepnęłam zaskoczona, odrywając się od ściany jacuzzi. Nie spodziewałam się, że jedno jego zdanie poprawi mi humor o dwieście procent.
   -Cześć, mała. Co słychać?
   -Dlaczego rozmawiamy przez komórkę? Nudzi ci się już obraz w internecie?
   -Nie, po prostu... Denerwowałem się. Po dwudziestej drugiej zazwyczaj jesteś już dostępna...
   -Przepraszam, to moja wina. Troszkę zabawiłam z Marią oraz Mario, dopiero biorę kąpiel i...
   -Co? - przerwał mi, nieznośnie podekscytowany. -Siedzisz w wannie?
   -Nie, w studni. - prychnęłam, zdegustowana jego kolejnym, nieudolnym łączeniem faktów.
   -Sama?
   -Przed chwilą przebiegło kilka myszy i jeden szczur. Bardzo sympatyczne doświadczenie, polecam.
   -Lena! - roześmiał się, rozbawiony zapewne powagą mojego głosu. Sama też nie wytrzymałam i zachichotałam cicho.
   -No co? Przestań zadawać głupie pytania, wtedy będę normalnie odpowiadała.
   -Po prostu... - jęknął nonszalancko. -Zastanawiałem się, czy znajdzie się tam dla mnie miejsce, skoro nikt ci nie towarzyszy.
   -Och, Marco. - zapiszczałam, mając w głowie aktualny wyraz jego twarzy. Zapewne przygryzał wargę, unosił brwi lub zwyczajnie cwaniacko się uśmiechał. -Twoje miejsce wciąż jest wolne i czeka, aż przyjedziesz w odwiedziny. Wręcz domaga się twojej obecności i cieszy na samą myśl o spotkaniu.
   -To świetnie. Obiecuję, że niedługo wynagrodzę mu wszystkie cierpienia.
   -A tak na poważnie: z jakiego powodu dzwonisz?
   -Ach, no tak. - zamilkł nagle, przez co z słuchawki dobiegały do mnie jedynie bliżej niezidentyfikowane szmery i jedno ciche westchnienie Reusa. Już zdobyłam argumenty, by sądzić, że coś się stało, ale dałam mu tyle czasu, ile potrzebował. -Chciałem ci tylko coś powiedzieć.
   -Więc mów. - sama do siebie wzruszyłam ramionami, coraz bardziej zaintrygowana. Znów coś odstawił?
   -Ale teraz?
   -Tak, Marco, teraz. Przecież czuję, że to dla ciebie ważne, więc nie przeciągaj, bo nie nabiorę się na to.
   -Dobrze. - po raz kolejny zaległa cisza lecz tym razem wzbudziła we mnie niepokój. Jeśli Woody coś odwleka, to albo wydarzyła się nieprzyjemna sytuacja albo zamierza ukrywać jakieś fakty. Przez takie zachowanie chłopaka rosła także moja irytacja, która idąc w parze ze zdenerwowaniem, tworzyła cudowną mieszankę wybuchową. -Musisz wiedzieć, że cię kocham. Tyle.
   -Boże... - odetchnęłam z ulgą, znikając po szyję w wodzie i zamknęłam oczy. Nie tego się spodziewałam, ale jednocześnie kamień spadł mi z serca, choć pewne kwestie nadal pozostawały niejasne. -Kochanie... Ja to doskonale wiem, a nawet widzę. I nie wymagam, abyś powtarzał mi to każdego dnia, ponieważ zdaję sobie z tego sprawę. 
   -Rozumiem, uznałem jedynie, że warto ci przypomnieć.
   -Słońce, co się dzieje? - zapytałam prosto z mostu dostrzegając, że łatwo skóry nie sprzeda. Często ukrywał swoje słabości i zmartwienia, ale do mnie mógł uderzyć z każdym problemem, a ja liczyłam, iż to zrobi. -Martwię się, bo podejrzewam, iż nie wszystko jest w porządku.
   -Masz rację. - przyznał w końcu. -Przeziębiłem się i nie wiem, czy pojadę na obóz w pełni zdrowia. Zależy mi na tym, by od początku sezonu pokazać się z jak najlepszej strony.
   -Przeziębiłeś się? W środku lata? - nie kryłam zdziwienia. -Ale ty nigdy nie... Marco, zadzwoń do waszego lekarza i przedstaw mu cały problem od początku do końca. On ci pomoże.
   -Mała, posłuchaj...
   -Zrób ciepłą herbatę z cytryną i połóż się do łóżka, okej? I koniecznie zmierz temperaturę. Przysięgnij mi, że to zrobisz, bo jeśli ty nie wpadniesz do Barcelony, to ja wrócę do Dortmundu. I nie zawaham się ani na moment.
   -Przysięgam. - rzucił krótko, więc postanowiłam spuścić z tonu. -Lena, bardzo cię kocham, nie zapominaj o tym, błagam.
   -Nie zapomnę, nigdy. A teraz dzwoń do klubu i poproś o leki, a jutro, jak poczujesz się lepiej, pogadamy na Skype. Zgoda?
   -Zgoda. - mruknął od niechcenia, na co mimowolnie się uśmiechnęłam. Kochałam go najmocniej na świecie, gdy wyobrażał sobie, że jest inaczej, również i nie docierał do mnie nagły sens wyznania miłości przez telefon, co nie zmieniło faktu, że doceniłam ten gest. Miałam nadzieję, iż za kilka dób odwdzięczę się tym samym, jednak już w cztery oczy.


Zapowiedź rozdziału 11.:
"Siedziała na stole, ubrana w krótkie, czerwone coś, co miało imitować sukienkę i popijała koktajl z bliżej nieokreślonych owoców. Casas stał obok z tacą wypełnioną winogronami, które co chwilę podjadała, jak przypuszczałem, jego życiowa partnerka. Z ich rozmowy nie zrozumiałem nawet słowa, ale musieli dobrze się bawić, bo uśmiech nie schodził z ich twarzy. Obserwując tą scenkę sam nieco rozluźniłem się po niedawnych przejściach, lecz co istotniejsze, wyciągnąłem jeden wniosek: Mario wyglądał naprawdę sympatycznie. [...]
Nie miałem bladego pojęcia, co dalej, czekałem więc na przebieg akcji. Reżyser zakończył przerwę, prosząc aktorów o powrót na stanowiska. Oparłem się beztrosko o ścianę, decydując się na pozostanie i obejrzenie tego z pewnością fascynującego kawałka spektaklu. I nawet przez głowę mi nie przeszło, iż ostatecznie będę tego żałował tak bardzo, jak ostatniego pocałunku z Carolin Böhs."


***

Nie zdążyłam, nawaliłam, wiem. W ciągu tego tygodnia napisałam zaledwie jeden rozdział. Wena jest, tak bardzo mi jej życzyłyście, że się pojawiła, ale brakuje mi chęci i czasu do przelania jej na papier. Więc teraz życzcie mi chęci i czasu :)
Do następnego!

7 komentarzy:

  1. Nie, no....nie, no, nie! Cholerna Carolin Bohs! Bym jej kudły najchętniej powyrywała! No i cholerny Marco Reus ze swoją sklerozą i zaćmą, bo chyba nie widzi co za plastik ma przed sobą! Z wyrzutów sumienia zadzwonił do Leny..miałam wrażenie, że chce jej powiedzieć o plastikowym gościu, ale stchórzył...no pięknie. Wydaje mi się, że w następnych rozdziałach nie będzie kolorowo... Najlepiej, żeby jak najszybciej przyjechał do Leny i zobaczył jaki skarb ma koło siebie.
    Życzę Ci dużo, dużo chęci (szczerze mówiąc też mi ich brakuje->zapraszam tak ogóle do siebie na 16 część jak masz ochotę również mi chęci pożyczyć :D http://mr11-bvb.blogspot.com/2015/07/szesnascie.html ) i dużo dużo czasu, ciszy i spokoju abyś taakie pięke dzieła pisała:)))
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Japierdo.. że Reus całował się z Caro?! Że mało co i by się z nią nie przespał?! Niee to nie może być prawda ;-; Przecież Lena jest mu wierna w tej pieprzonej Hiszpanii a on co odpieprza?! Kur... Ale by był dupkiem jak by się z nią przespał! Eh czekam na kolejny i widzę ,że też będzie ciekawie :D
    Z góry przepraszam za słownictwo ale mega się wkurzyłam:(
    Dużo weny i buziaki :*
    PS. Zapraszam na next do mnie :) http://nieryzygnujnigdyzmarzen.blogspot.com/ :D

    OdpowiedzUsuń
  3. zabiłaś mnie tym rozdziałem okej.
    Nabroiłeś Reus, teraz myśl jak to naprawić. Dobrze, że Lena jakoś sobie radzi w tej Hiszpanii i że utrzymuje dobre kontakty ze znajomymi z planu. Liczę na to, że obejdzie się bez większych kłótni pomiędzy Marco i Leną. A co do Caro, jakim trzeba być człowiekiem, żeby robić takie rzeczy? Co, z nowym nie wyszło to wróci do starego? Maam nadzieję, że miłość Reusa do Leny będzie silniejsza niż tęsknota za Caro. Ugh.
    Przez te zapowiedzi nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
    Wchodziłam codziennie od poniedziałku na blog w oczekiwaniu nowego rozdziału bo miały być dwa a tu niespodzianka! Oczywiście rozumiem, że nie miałaś czasu czy ochoty : ) Czekam na następny i pozdrawiam ☺

    OdpowiedzUsuń
  4. Wróciłam. Trochę mnie tu nie było.
    Wiedziałam, że ta wredna wywłoka namiesza! A Reus zamiast ją od razu odepchnąć oprzytomniał dopiero wtedy gdy Caro dotknęła jego cholernych włosów! No co za debil! No i jeszcze telefon do Leny... Tak jak єυρнσяу я miałam wrażenie, że chce jej powiedzieć o Carolin.
    Co do zapowiedzi kolejnego rozdziału - wydaje mi się, że Reus trafił na kręcenie jakiegoś erotycznego momentu. A tak w ogóle to Lena siedzi wierna Marco w tej Hiszpanii a on odwala takie numery. No co to ma być?
    Życzę dużo czasu i chęci,
    Mańka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że wróciłaś :)
      I obie macie rację, dokładnie tak miało być - Marco miał przyznać się Lenie do tego, co zaszło między nim a Caro, ale stchórzył. Z bliżej nieokreślonego powodu - nie podałam go, bo każdy może mieć inną wersję, tutaj kwestia jest otwarta :) Tak czy inaczej, cieszę się, że jednak było widać jego prawdziwe intencje i to, że Reus po prostu okłamał swoją dziewczynę. Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Ahh i to ja mieszam?! :D
    Kochana, wspaniały, ale chyba się już powtarzam? :*
    Kurde Caro narobi burdelu w opowiadaniu, narobi... Ten pocałunek był już ah... no wiesz.
    Reus mógł się opamiętać, ale pokusa była silniejsza. Co nie znaczy, że nie nawalił. Mial okazję. Mógł się przyznać. jestem ciekawa czy to jeszcze zrobi, czy może jednak ponownie stchórzy.
    Życzę dużo weny i naturalnie do następnego ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Uduszę ten plastik no!!!
    Jak ona może sobie tak wracać i mieszać?! No ja się pytam jak?! A Marco? Nie lepszy... No pokusa była. Ale serio? Ocknął się dopiero wtedy kiedy dotknęła jego włosów? Nie mógł wcześniej?!
    Cudny rozdział, jak zwykle :*
    Pozdrawiam i czekam na kolejny z ogromną niecierpliwością :* <3
    Buziole i do następnego cudnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń