Strony

niedziela, 22 listopada 2015

27. Zu mir und zu unserer Wohnung

   Siedziałam na szpitalnym łóżku, wpatrując się w swoje buty. Marco poszedł po mój wypis i szczegółowe instrukcje dotyczące trybu życia, jaki od tej pory powinnam prowadzić, a Lewy stał naprzeciwko, z niezadowoleniem marszcząc brwi. Wiedziałam tylko, że zdążył pokłócić się z Reusem, gdy ten powiedział, że zabierze mnie do swojego mieszkania, a ja się zgodziłam. Głównie dlatego, iż musimy wyjaśnić sobie kilka kwestii, więc tym bardziej nie rozumiałam podniesionego przez Bobka alarmu. Przecież nie musi być zazdrosny o własną siostrę.
   -Lena, jesteś pewna? - spytał po raz kolejny tego ranka, na co tylko przewróciłam oczami. -Przestań, po prostu się o ciebie martwię! Przyjechał tak nagle z podkulonym ogonem, a ty z miejsca zdecydowałaś, że wracasz. Nie uważasz, że...
   -Po pierwsze, sam go tutaj ściągnąłeś. - wtrąciłam lustrując go uparcie. -I jestem ci za to ogromnie wdzięczna. Po drugie, obiecałeś, że przestaniesz się wpieprzać między nas, więc lepiej nie zmieniaj zdania. A po trzecie, Marco pewnie zaraz tutaj wpadnie i znów będziecie się na siebie drzeć, bo lekarz na sto procent nagadał mu, żeby obchodzić się ze mną jak z jajkiem. Proszę cię o trochę luzu i o to, żebyś dał mu spokój. Potrafisz, prawda?
   -Nie rozumiesz mnie. - stwierdził dobitnie, opadając na krzesełko obok. Wzruszyłam ramionami.
   -Wygląda na to, że nie do końca.
   -Nie chcę, aby stała ci się krzywda. Mam podstawy i pełne prawo do tego, by mu nie ufać, więc nie bądź zaskoczona i nie miej do mnie pretensji, okej?
   -Przecież Marco nic mi nie zrobi! - fuknęłam oburzona, zakładając ręce na piersi. -Powiedz, co takiego strasznego mi przy nim grozi i wtedy ewentualnie przemyślę twoje obawy.
   Lewy westchnął ciężko i wstał, po czym zaczął przechadzać się po sali. Obserwowałam go łażącego w tą i z powrotem, zastanawiając się, czy znajdzie coś na swoją obronę. Blondas miał wiele na sumieniu, lecz tak naprawdę sytuacja ta mogła zostać rozwiązana zupełnie inaczej już na samym początku. Wszyscy ponosimy za te wydarzenia jakąś część winy, a zrzucanie całości odpowiedzialności na Reusa nie ma sensu, szczególnie, że on ma już pojęcie o popełnionym błędzie.
   -Dobrze wiesz, że nie o to chodzi. - mruknął pod nosem po paru minutach Bobek. -Chciałbym po prostu, żebyś trzymała go na dystans, przynajmniej teraz. Tak będzie najbezpieczniej.
   -Nie mówiłam, że będzie miał łatwo. - zauważyłam ku niewielkiej, zapewne głęboko skrywanej radości Bobka. -Zranił mnie i nadszarpnął tym samym wiele czynników, ale wybaczyłam, bo go kocham. Postaw się na moim miejscu i pomyśl, czy nie postąpiłbyś podobnie z Anią. Nie potrafiłbyś bez niej funkcjonować, tak, jak ja nie potrafiłam bez Woody'ego. Musisz to zaakceptować, czy ci się podoba czy nie.
   -Wystarczy mi to, że będziesz ostrożna. - uśmiechnął się zerkając na mnie kątem oka. Jeszcze moment stał przy oknie, po czym podszedł do mnie i mocno przytulił. -Cieszę się, że jesteś szczęśliwa, siostra. I mam nadzieję, że w trójkę również będziecie.
   -To całkiem możliwe, jeśli mnie zaraz nie udusisz. - rzuciłam, na co odskoczył ode mnie jak oparzony i oboje parsknęliśmy śmiechem. Ocierałam zebrane w kącikach oczu łzy, gdy nagle spoważniał i zacisnął usta. Odwróciłam się i zobaczyłam opartego o framugę drzwi Reusa. Szczerzył się kąśliwie, wciąż pozostając opanowanym.
   -Możesz zadzwonić, jeśli chcesz. - oświadczył stanowczo, mrużąc powieki. -Nie wywiozę jej na drugi koniec świata.
   -Nie zaskoczyłoby mnie to ani trochę. - odparował równie złośliwie Lewy, płynnie operując między językami. Wraz z pojawieniem się Niemca musieliśmy powiem przełączyć się na jego ojczystą mowę. -Oczywiście, że zadzwonię, choćby żeby zapytać, co słychać u mojego siostrzeńca, więc radzę ci nie wyłączać telefonu.
   Marco przygryzł zadziornie wargę, podczas gdy Robert pożegnał się ze mną i chwilę później opuścił pomieszczenie. Spojrzałam na blondyna wymachującego trzymanym w ręku plikiem kartek, który również nie spuszczał ze mnie wzroku. Podszedł bliżej, wyciągnął do mnie rękę pomagając mi wstać i zabrał jeszcze torbę z moimi rzeczami. Milczał aż do samego wyjścia, kiedy to zatrzymał mnie jeszcze przed drzwiami szpitala, odwracając w swoją stronę.
   -Od dziś znajdujesz się pod moją opieką. - poinformował mnie tonem nieznoszącym sprzeciwu. -I ponieważ następnym razem zamierzam przywieźć cię tutaj dopiero w terminie zbliżonym do porodu, przekonasz się, że nie będę ci odpuszczał.


~~~


   -Lena, prosiłem cię. - upomniał mnie z wyrzutem, gdy zauważył, iż wracam z garderoby dzierżąc w rękach gruby, milutki koc. Doskonale wiedział, że musiałam wdrapać się na górną półkę, aby po niego sięgnąć. -Wystarczyło po prostu powiedzieć, że ci zimno.
   -Nie chciałam ci przeszkadzać, byłeś zajęty. - broniłam się skruszona, ponownie zajmując miejsce na kanapie. Piłkarz jedynie uśmiechnął się lekko.
   -Rzeczywiście, odgrzewanie obiadu i zaparzanie herbaty jest okropnie wyczerpujące. - zażartował sarkastycznie, podając mi kubek z parującym napojem w środku. -Chcę ci pomóc, to wszystko.
   -Marco, bardzo doceniam to, co dla mnie robisz, ale ja nie umieram, nie jestem też inwalidką i chciałabym nadal wykonywać te czynności, które do tej pory były dla mnie codziennością. Stajesz się nadopiekuńczy, a ja chyba też mam coś do powiedzenia, prawda?
   -Rozumiem, że może cię to drażnić, ale to nie ty rozmawiałaś z lekarzem, Mała. - powiedział spokojnie, siadając w fotelu obok. -Przez pryzmat tego, jak się czujesz, będą też oceniali mnie, dlatego twoje zdrowie to w tej chwili nie tylko twoja sprawa. Sama sobie nie poradzisz, więc kilka zwyczajów musi niestety ulec zmianie.
   -Na przykład?
   -Gdy wyjadę na mecz lub zgrupowanie lub na cokolwiek innego, przez co nie będzie mnie dłużej w domu, nie zostawię cię samej. Rozmawiałem już o tym z moimi siostrami, dogadałem się z Anną, chłopaki też mogą czasem wpaść. Nie kręć nosem, to konieczne. - dodał, widząc moją wykrzywioną w grymasie twarz. -Poza tym, myślałem też o twoich studiach... Nie narzucam ci ich przerwania, ale nie pozwolę też, żebyś chodziła na uczelnię i stresowała się kolokwiami czy egzaminami. Możemy załatwić indywidualny tok zajęć i będziesz uczyła się w mieszkaniu, okej?
   -W porządku. - zgodziłam się kiwając głową. -Masz rację, Marco, powinnam bardziej o siebie zadbać... Przepraszam, narozrabiałam. Zawaliłam noc moim bliskim i ściągnęłam cię tutaj z Barcelony...
   -Po telefonie od Roberta nie umiałbym tam zostać. - przyznał zamyślony. -Zarezerwowałem bilet na południe, ale nie dałaś mi wyboru... Mario odczytał karteczkę z informacją ode mnie i już następnego dnia zadzwonił z pretensjami, że nie obudziłem ich, gdy wychodziłem. Pytali o ciebie, obiecałem, że odezwiesz się, jak dojdziesz do siebie.
   -Jasne, zrobię to.
   -Teraz? - spojrzał na mnie niepewnie, a fakt, iż opuściłam wzrok, uznał za odpowiedź twierdzącą, bo wstał i zamierzał wyjść.
   -Później. - zaprzeczyłam zatrzymując go jednocześnie w salonie. -Oni poczekają. Teraz próbuję skupić się na tobie, ale ciągle mi przerywasz.
   Wsunął dłonie do kieszeni i odwrócił się w moją stronę. Patrzyliśmy na siebie przez moment, aż w końcu wskazałam mu na kanapie miejsce obok siebie. Wahał się, lecz ostatecznie usiadł przy mnie, niby od niechcenia wygładzając koc okrywający moje ciało. Może wykonywał takie gesty mechanicznie, ale dla mnie znaczyły bardzo wiele.
   -Jak z twoim nosem? - zapytałam, ostrożnie dotykając go palcami, przez co zmarszczył czoło. -Boli?
   -Nie, w zasadzie wszystko świetnie się goi i zdążyłem o tym zapomnieć. Wiedziałaś?
   -Na stronie Borussii przeczytałam całą tą ściemę o uderzeniu łokciem na treningu... Od początku nie wierzyłam. Bobek się wyparł, ale przyciśnięty do ściany przyznał, jak było. Wybacz, za dużo mu wygadałam.
   -Lena, to nie jest twoja wina, kochanie. - zaoponował chowając moją dłoń w swoich. -Nie mam pojęcia, za co ciągle mnie przepraszasz, skoro nic mi nie zrobiłaś. To ja muszę błagać cię o wybaczenie. Nie zaufałem ci, bezpodstawnie oskarżyłem i wyjechałem bez słowa... Wiesz, naprawdę wtedy sądziłem...
   -Wiem, nie mów tego. - zapewniłam widząc, że w dalszym ciągu męczy go wspominanie niedawnych wydarzeń. -Przez cały czas starałam się tłumaczyć twoje zachowanie, ale ze świadomością, że nie zawiniłam, nie było łatwo. Zastanawiałam się tylko, dlaczego nie przyjechałeś... Gdybyśmy to wyjaśnili, nie znajdowalibyśmy się w takiej sytuacji. 
   -Unosiłem się dumą. O swoich planach powiadomiłem każdego poza tobą, prosiłem, by ci nie wspominali, chciałem oszczędzić ci nerwów. Nie myślałem wtedy logicznie, a w zmianie klubu upatrywałem jedynej, właściwej decyzji. Potrzebowałem tej szkoły od Marii i Mario, bo dotarło do mnie, że popełniłem mnóstwo błędów. 
   -I właśnie to najbardziej bolało, Marco. To, że mnie pominąłeś. Nie potrafisz sobie wyobrazić, co czułam. Tamtego dnia, gdy do ciebie wpadł Götze, mnie odwiedziła Ann-Kathrin i uznałam wtedy, że nie będę wtrącała się w twoje życie, ponieważ zapewne sobie tego nie życzysz. Ale kiedy Lewy wrócił z treningu z informacją, że wylatujesz do Hiszpanii... Musiałam, gdyż wiedziałam, że było ci źle w Dortmundzie wyłącznie z mojego powodu. I w tym przypadku to ja powinnam opuścić to miasto.
   -Posłuchaj, Mała. - rzucił wypuszczając moją rękę, lecz chwilę później objął mnie silnymi ramionami. -Nigdy nie pozwolę ci stąd wyjechać, no chyba, że sama bardzo będziesz tego chciała. Przemyślałem ostatnio mnóstwo rzeczy. Nie chcę wychowywać swojej córeczki lub synka na odległość, chcę zbudować normalną, pełną rodzinę i duży dom gdzieś nad morzem i chcę też, aby matka mojego dziecka została kiedyś moją żoną. Być może sądzisz, że jesteś za młoda, niedoświadczona, że dużo masz jeszcze przed sobą, ale dla mnie nie stanowi to żadnej przeszkody. Masz też prawo uważać, że z tego punktu widzenia nie znamy się zbyt długo i w grudniu będziemy obchodzić dopiero pierwszą rocznicę związku, ale to bez znaczenia, bo jestem przekonany, że mogę poświęcić ci resztę swojego życia, bez względu na wszystko. Dostaniesz ode mnie tyle czasu, ile potrzebujesz i proszę cię wyłącznie o jedno... Obiecaj mi, że to się więcej nie wydarzy. Nie zniosę tego po raz kolejny.
   Nie odpowiedziałam. Milczałam, gdy mówił i obecnie, gdy oczekiwał mojej deklaracji, również nie byłam w stanie wykrztusić choćby jednego wyrazu. Zaskoczył mnie dość poważnie i prawdopodobnie właśnie ta niespodziewana wypowiedź przyczyniła się do wystąpienia mojej blokady. Szybko pojęłam, że intensywnie zastanawia się nad naszą wspólną przyszłością i jest gotowy poczynić ku temu odpowiednie kroki. Dlatego, że mnie kocha. Mnie oraz nasze nienarodzone maleństwo. I w obliczu ostatniego dramatu dobrze mieć tego absolutną pewność.
   -Lena? - odezwał się nagle, wyrywając mnie z letargu. -Wszystko okej?
   -Jak najbardziej. - potwierdziłam, ufnie wtulając się w jego tors, bo tam zawsze otrzymywałam poczucie bezpieczeństwa. Wplótł dłoń w moje włosy, a jego palce przyjemnie pieściły skórę tuż za moim uchem, więc zamknęłam oczy. -Dziękuję, że jesteś.
   -Mówisz i masz. - uśmiechnęłam się słysząc jego cichy, aksamitny głos. -Pozostała nam jeszcze jedna kwestia...
   -Jaka? - podniosłam głowę spoglądając na niego z zaniepokojeniem. -Spytaj, przecież odpowiem.
   -W porządku. - zaciągnął się powietrzem, po czym głośno wypuścił je przez usta. -Wrócisz? I do mnie i tutaj, do naszego mieszkania.
   Wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, ewidentnie usiłując ukryć targające nami emocje. Reus był szalenie zdenerwowany, a uczucie to potęgowała dodatkowo niewiedza spowodowana wyborem, który zaraz padnie z mojej strony. Ja natomiast nawet przez chwilę nie wątpiłam, iż postąpię właściwie. Zebrałam już wystarczające dowody na jego dojrzałość i świadomość błędu, zatem nie zamierzałam dłużej torturować go psychicznie. Nie zasługiwał na to. Każdy się myli, w mniejszym lub większym stopniu, aczkolwiek wychodziłam z założenia, że drugą szansę zawsze trzeba dostawać. Zawsze, bez wyjątku.
   -Tak, Marco. - oświadczyłam obserwując jego twarz. -Wrócę. Nie znajduję innego rozwiązania dla tej sytuacji.
   Uśmiechnął się przez zaciśnięte wargi, po czym położył dłoń na moim policzku, czule przesuwając po nim kciukiem, a ja znów zacisnęłam powieki. Czy naprawdę istnieje jeszcze coś, czego mi aktualnie brakuje?


~~~


<Marco>
   Dosłownie pięć minut temu odłożyłem iPhone'a na stolik, a on znów dzwonił. Od wczoraj nieustannie to samo. Gdy wyszedłem ze szpitala, owszem, pojechałem do domu, aczkolwiek nie od razu. Najpierw złożyłem wizytę rodzicom, którzy omal nie zeszli na zawał, gdy stanąłem w drzwiach. Automatycznie wybrali połączenie do moich sióstr i w ten oto sposób zagwarantowałem sobie wczesny obiadek od mamy. Po kilku godzinach wpadłem do klubu, gdzie zastałem wyłącznie Marcela, krzątającego się między boksami. Kai oraz Robina nie było, może to i lepiej, ponieważ nadal nie mógłbym raczej na nią patrzeć. Później ponownie wróciłem do Leny, a na końcu zameldowałem się na stadionie, na treningu chłopaków, wcale niezdziwionych moim powrotem, bo zostali wtajemniczeni w spisek Lewandowskiego, jak się później dowiedziałem. Ostatecznie w posiadłości wylądowałem pod wieczór, rozpakowałem walizki, zamówiłem kolację i planowałem skontaktować się jeszcze z Carolin czy Götze, lecz gdy tylko położyłem się do łóżka, rzeczywiście odpłynąłem. Dziś, przejęty obecnością Leny, nawet o tym nie pomyślałem, a gdy zyskałem chwilę dla siebie, ludzie sami bombardowali mi telefon. Wyciągnąłem więc po niego rękę i okazało się, że tym razem to Robert, dlatego czym prędzej odebrałem.
   -Reus, co się dzieje? - fuknął wzburzony, nie siląc się na powitanie. -Komórka mojej siostry nie odpowiada, żądam wyjaśnień.
   -Cześć, Lewy. - zacząłem zgryźliwie, na co Polak zwrócił mi głośne, zniecierpliwione prychnięcie. -Zgadza się, nie odpowiada, bo śpi. Przekażę jej, że dzwoniłeś.
   -Ehmm... Dzięki. - mruknął, zdając sobie sprawę ze swojego nietaktu. -Marco, sorry za dziś rano. Mam nadzieję, że rozumiesz.
   -Nie gniewam się, naprawdę.
   -Pogadamy kiedyś po treningu, co? Teraz Anka przyszła z zakupów, no i wiesz... - roześmialiśmy się oboje. -No właśnie, dwa razy nie muszę powtarzać. Kiedy wrócisz na boisko?
   -Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu. Chciałbym dopiąć jeszcze pozostałe sprawy i zacząć z czystym kontem.
   -Jasne, spoko. Zatem będziemy w kontakcie. Do zobaczenia, stary, uściskaj moją kochaną siostrzyczkę i trzymajcie się tam. I bądźcie grzeczni!
   -Robert. - upomniałem go, ucinając tym samym jego złośliwy śmiech. -Nie rozpędzaj się. Na razie, do usłyszenia.
   Rozłączyliśmy się i pokiwałem z niedowierzaniem głową. Skoro miałem już aparat w ręku, wypadałoby wreszcie choćby napisać do Mario lub Caro, ale zdecydowałem się odłożyć to na jutro i już teraz spełnić życzenie Bobka. Poszedłem więc do sypialni i delikatnie, ostrożnie uchyliłem drzwi. Nadal spała. Sama jej postawa zdradzała, że jest spokojna, opanowana, oddychała również miarowo i regularnie. Prawą dłonią otulała swój zaokrąglony brzuszek i patrząc na tą scenę dotarło do mnie, jak bardzo zmieniła się w ciągu minionego miesiąca. Przytyła kilka kilogramów, nabierała typowych, kobiecych kształtów, a niektóre jej gesty dobitnie wskazywały rozwijający się instynkt macierzyński. Wiedziałem, że obawia się, czy podoła nowemu zadaniu, nie miała jednak pojęcia, iż nieświadomie pokazuje, że pomimo młodego wieku wyrośnie na lepszą mamę, niż wiele starszych od niej dziewczyn. Przecież ją znałem. Na pewno zrobi wszystko, aby tak się stało.
   -Lena... - szepnąłem do jej ucha, obejmując przy tym w talii. Poruszyła się gwałtownie, z uśmiechem otwierając jedno oko. -Mała, Lewy dobija się do ciebie. Chyba się martwi. Ach, i przekazuje uściski.
   -Niech się odczepi. - wymamrotała wtulając twarz w poduszkę. -Później oddzwonię.
   -Dobrze, powiem mu. - zapewniłem, rozbawiony jej reakcją. Nie chciałem jej męczyć, ale wpadła mi do głowy myśl, a w zasadzie fakt, którym dawno się z nią nie dzieliłem. -Mogę ci jeszcze coś powiedzieć?
   -Yhmm...
   Roześmiałem się cicho i pochylając się pocałowałem ją w odsłoniętą skroń. Zmarszczyła brwi unosząc kąciki ust, co od razu wykorzystałem przesuwając palcem po ich długości.
   -Kocham cię, Maleńka. I tą słodką, cudowną istotkę, którą póki co masz przy sobie, też.

Pomimo stumetrowych fal
Pomimo burz, błyskawic w 'z' 
Ja ciągle ciebie chcę


***


Przepraszam za spóźnienie i przepraszam za rozdział, nie umiem pisać romantycznych scen, ale starałam się :< Mam nadzieję, że w jakimś stopniu spełnia Wasze oczekiwania :)
Buziaki :*

11 komentarzy:

  1. Podoba mi się :) Marco opiekuńczy i taki kochany *.* Czekam na kolejny ;) Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niechże to Reusiątko będzie szczęśliwe! :) Kobieto, ty to umiesz człowieka na duchu podnieść. W końcu coś zaczęło powoli ruszać się w relacjach naszych zakochańców. Bardzo, bardzo się ciesze. :)
    Z niecierpliwością czekam na nn :)

    + Chyba nie tylko ja się cieszę z powrotu Antka? ;*
    Pozdrawiam xox
    Zuza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie kojarzę Antka z The Voice, ale piosenka całkiem całkiem ;)

      Usuń
    2. Finalista pierwszej edycji :)

      Usuń
  3. Podoba mi się to w jaki sposób Marco myśli o Lenie, że się troszczy i przede wszystkim, że stara się naprawić swój błąd. Czekam z niecierpliwością, weny :* A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Spóźniona..Znowu! Przepraszam!
    Rozdział jest serio cudowny! (który nie jest?! )
    W sumie zapadło mi ostatnie co powiedział Reus... Przeczytałam prawie po wstawieniu tę część, a do teraz to zdanie pamiętam (bez podglądania!:D ) To było serio urocze :') I słodkie. I w ogóle...
    Cieszę się, że zgodziła się dać mu jeszcze jedną szansę! Wierzę, że teraz jej nie zmarnuje! Ma o kogo walczyć. Już nawet niedługo pojawi się maluszek, a ja jeszcze w duchu czekam na ślub! Mam nadzieję, że nie napiszesz mi tu kryminału i do niego dojdzie!:))
    Już się nie mogę doczekać kolejnej częśći (na tym i drugim blogu, z jednakową wielką niecierpliwością czekam:D )
    Dużo dużo czasu na pisanie kochana! <3
    W wolnym czasie zapraszam do siebie na 34:)
    Buziaki:**

    OdpowiedzUsuń
  5. Matko *__* Znowu razem!:) Ciesze się że pojechała do Marco i wyjaśnili sobie wszystko:D Mam nadzieję ze w Marco nie wstąpi dupek i nie będzie się juz tak zachowywał...
    Pozdrawiam i ściskam :*
    +Przy okazji zapraszam w wolnej chwili na mojego nowego bloga :) -http://kazdymajakiscel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny rozdział na zakończenie trymestru, twoje opowiadanie zawsze mi poprawia humor! ♥
    Cieszę się, że są znowu razem i że w końcu dotarły do nich błędy.
    Mam nadzieję, że będzie im razem dobrze i nie będzie już większych problemów,
    w związku z tym, że zostało jeszcze trochę rozdziałów, obyś nie wymyśliła jeszcze jakiegoś obrotu akcji bo taki przebieg jest najlepszy! No cóż, czekam na następny a ostatecznie licze na happy end :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny !
    I wrócił dawny Marco awww *_*
    Życzę weny i pozdrawiam Aga <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy możemy spodziewać się następnego ? <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że to już strasznie długo trwa, a ja nie napisałam nawet słowa wyjaśnienia... Przepraszam, to ewidentnie nie mój tydzień... Próbowałam napisać rozdział w niedzielę, ale jestem bardzo rozkojarzona, dużo się dzieje, nie mogę się skupić... Jakąś część mam już napisaną, postaram się wrzucić do poniedziałku włącznie. Pozdrawiam ciepło ♡

      Usuń