Strony

wtorek, 30 czerwca 2015

6. Ich werde dich sehr vermissen

   Z równoległej rzeczywistości wyrwał mnie sms od nowej pracownicy Cocaine. Uświadomiła mnie, że Reus właśnie pojawił się w lokalu i wraz z Fornellem wkładają mnóstwo sił w próby odtworzenia wczorajszego wieczoru, podczas gdy Kaul prawi im bezlitosne, ojcowskie kazania. Chyba lepiej, by przenieśli się z tym na zaplecze, bo potencjalni klienci pomyślą, że ich ulubione miejsce imprez zamieniło się w salę tortur.
   Szczerze, w moim głębokim poważaniu mieściły się obecnie wszystkie ambicje Marco. Odkąd sięgam pamięcią, po raz pierwszy zawalił trening, co odbije się również na mnie, bo Klopp poucza swoich podopiecznych, by 'nie pakowali się w związki, które zniszczą ich psychicznie', bo 'nie pozwoli, by jakakolwiek kobieta poróżniła ich ekipę'. Na deser przypadnie mi jeszcze rozjuszony Marcel, którego zaufanie wobec mojej osoby zapewne znów zostało zachwiane. Cholera, ciągle walczyłam, by nie popadać w konflikty, a przez jeden wybryk tego popaprańca oberwę podwójnie. Jesteś tępym chujem, Woody, ale będę cię kochać, choćby to uczucie miało mnie zabić. Możemy nawet uzgodnić pieprzony kompromis, tylko zacznij ze mną rozmawiać. Normalnie.



~~~


   "-Zostaw mnie. Jesteś kolejnym błędem w moim życiu, Reus. Nie chcę cię znać, brzydzę się tobą.
   -Ktoś tutaj był?
   -Tak... Nie... Nie wiem... Chcę... On...
   -Co on? Jaki on? Przyznaj, z kim się spotkałaś? Lena, nie zasypiaj, błagam. Nie zniosę tej niepewności."

   Przebudziłam się, gwałtownie przyjmując pozycję siedzącą. To nie tak, że nie zarejestrowałam tych wydarzeń. Pamiętałam, a wczorajsze pijaństwo blondasa pozwoliło mi przeżyć je na nowo. Po co? Najwyraźniej pula z przeznaczonymi dla mnie wydarzeniami jeszcze się nie zamknęła. 
   Poruszyłam nogą i ujrzałam ciepły, bawełniany koc, otulający moje ciało pomimo ciepłej pory. Zmarszczyłam czoło, bowiem poprzednio leżał na półce w garderobie Marco. Podniosłam wzrok i uzyskałam odpowiedź. Drzwi balkonowe były uchylone, a chłopak stał na zewnątrz, opierając się o balustradę. Wymachiwał butelką wody i obracał w palcach klucze do swojego wozu. Nie przypominał skacowanego wraku człowieka, wręcz przeciwnie - postarał się o codzienną, najprostszą wersję siebie. Być może Robin wylał mu na głowę wiadro lodu albo poprzestawiał niektóre kości mózgowia. Nieważne. Tradycyjna twarz dortmundzkiej 'jedenastki' odżyła i zamierzałam to wykorzystać. Planowałam podejść go dyskretnie i bezszelestnie, lecz gdy zsuwałam nogi z sofy, przez moją nieuwagę na panele spadł pilot do telewizora. Przeklęłam cicho, gdy zaalarmowany odwrócił się w moim kierunku, po czym bez wahania wszedł do środka. Mój spontaniczny cel legł w gruzach, bo nie wiedzieć czemu, wstałam energicznie i skierowałam się do sypialni. Zdążył złapać moją rękę. Wyszarpnęłam ją, ale nie poddał się. Usiadł obok na łóżku i natychmiast schował moje ciało w swoich ramionach, nie pytając dosłownie o nic.
   -Nie będę udawał, że nic się nie stało. - oświadczył, przerywając uciążliwą ciszę. -Pozostało mi odebranie nagany jedynie od ciebie, więc czekam.
   -Oczekujesz, że powiem ci kilka przykrych zdań, żeby mi ulżyło? Bez sensu. Najchętniej dałabym ci teraz w twarz, ale niegdyś postąpiłam w identyczny sposób i nie prawiłeś mi morałów. Kara od trenera nauczy cię porządku.
   -Odsunął mnie od składu na najbliższy sparing. - bąknął, przeczesując celująco ułożone włosy. Boże, nie opuściłby bez tego rytuału swoich czterech kątów nawet w stanie nietrzeźwości. -Gniewasz się?
   -Tak.
   -Mogę to jakoś zmienić?
   -Jasne. - spojrzałam mu w oczy, dotykając jego policzka. -Więcej do tego nie dopuścisz. Z klubem, z chłopakami, na imprezie, w Sylwestra... Nigdy. Okej?
   -Okej. - uśmiechnął się muskając moją dłoń. -Przepraszam. Ach, i nie zadręczaj się nieprzyjemnościami, wziąłem to na siebie.
   -Ale...
   -Nikt nie będzie ci dokuczał. - uciął krótko. -Osobiście tego dopilnuję.
   -Dzięki. - nie kryłam zaskoczenia. -Mamy coś jeszcze do załatwienia, prawda? - skinął enigmatycznie głową. -Cóż... Wczoraj po twoim wyjściu zadzwoniłam do producenta. Nie mogę już zrezygnować.
   -Zaraz. - odchylił się, zerkając na mnie badawczo. -Chciałaś to rzucić? 
   -W ciągu doby pokłóciliśmy się o ten film dwa razy. Uważasz, że to w porządku? Nie potrafimy dojść do porozumienia, zatem uznałam, że się wycofam, ale już za późno. Przykro mi.
   -Odmówiłabyś, ponieważ strzelałem fochy? - dopytywał przecierając powieki. -Nie wierzę... Całe szczęście, że ci na to nie pozwolili.
   -Co?
   -Lena, przemyślałem to i doszedłem do wniosku, że musisz tam pojechać. Docenili cię, nie mam prawa tego kwestionować. Zrozumiałem, że to dla ciebie tak samo ważne, jak dla mnie futbol i Borussia, a ty wspierasz mnie, bym osiągał sukcesy, dlatego ja powinienem zachowywać się tak samo.
   -Marco, nadal jesteś pijany? A może gorączkujesz? - zachichotał, kiedy przyłożyłam dłoń do jego czoła.
   -Będę gorączkował siedząc w kinie i oglądając to bagno. - mruknął, na co dźgnęłam go w bok. -No co? Może zmieniłem podejście, ale nie zaakceptuję tego, co tam zrobisz.
   -Spokojnie, zabiorę cię do Barcelony na premierę. Poznasz Mario oraz jego partnerkę i przekonasz się, że równy z niego gość. Obiecuję.
   -Super. - wciąż niemiłosiernie kąsał, więc pocałowałam go w kącik ust. Drażniłam go, ale poskutkowało. -Tak sobie pomyślałem... Będziemy w tym czasie na obozie w La Manga. Może mógłbym... No wiesz... Wpaść do ciebie?
   -A chcesz?
   -Trochę daleko, ale i tak nie zagram w pierwszym meczu, w takim razie poproszę Jürgena o wolne. Na pewno się zgodzi.
   -Po tym, co odstawiłeś? - uniosłam brwi. Prychnął lekceważąco.
   -Lubi mnie mimo wszystko. Nie załamie się, jeśli zniknę na jeden dzień.
   -Lub rzeczywiście ześle cię do rezerw.
   -Przestań, już raz to przeżywałem. - pokazałam mu język. -Powiem prawdę: że chciałbym skontrolować filmowego partnera mojej dziewczyny, bo podobno się do niej przystawia.
   -Woody, ty cholerny zazdrośniku! - uderzyłam go w ramię. -Sam go zastąp.
   -A mogę?
   -Cóż, na pewno wypadłabym o wiele swobodniej, a ty przestałbyś się dąsać... Ciekawy pomysł.
   -Nie przywykłem do uprawiania seksu przed kamerami... I przy ludziach. To raczej dość... Krępujące. - obojętnie wzruszył ramionami, lecz wiedziałam, że w środku już się gotuje. Czasem był taki bezbronny...
   -Chcesz poćwiczyć? - przygryzłam wargę uśmiechając się zalotnie. Połknął haczyk, bo jego dłonie, począwszy od mojego kolana powoli wędrowały w górę.
   -Dużo płacą? - spytał ze śmiechem, górując nade mną, kiedy nasze ciała silnie do siebie przywarły. 
   -Chcesz płacić mi za szybki numerek?
   -A powinienem? - pochylił się, by musnąć moją rozpaloną szyję, rozpinając przy okazji guziczki przy bluzce. -Myślałem, że tego typu atrakcje dostanę w gratisie za dobre sprawowanie.
   -Właśnie. - jęknęłam, gdy sunął palcami wzdłuż mojej klatki piersiowej wprost do zapięcia szortów. Jego dotyk wywoływał przyjemne dreszcze na skórze. Wyprostował się i ściągnął obcisły t-shirt, ukazując niewymagający dalszego udoskonalania tors. Już teraz mogłabym za niego spłonąć na stosie.
   -Zamierzasz zarzucić mi, że ciągle jestem arogancki i nieuprzejmy? - syknął przyciskając moje plecy do łóżka. Zdałam sobie sprawę, że odebrał mi właśnie możliwość wyboru. Już nie odpuści.
   -Nie miałabym racji?
   -Może. - wypchnęłam biodra czując, że wsuwa rękę pomiędzy moje uda, powodując stłumiony krzyk. Marco Reus zaatakował dziś swoją wyuzdaną wersją. -Dlatego będę się z tobą kochał, bo moja słabość do ciebie sięga w tym momencie szczytu. I błagam, nie przypominaj mi później, że jutro idę na trening, a ty niedługo wyjeżdżasz. To odległa przyszłość.
   -Okej, wariacie. - wymamrotałam, otwierając się przed nim w totalnym zapomnieniu. -Okej.


~~~


   -Ciocia! - kilkuletni chłopczyk wskoczył mi na kolana, wtulając twarz we włosy. Roześmiał się, gdy połaskotałam go delikatnie. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze, że uważa mnie za członka swojej rodziny, co z kolei szalenie podobało się Marco, bo malec nie wspominał Carolin, nie musiał zatem odpowiadać na krępujące pytania chrześniaka. Rozumiałam teraz, dlaczego tak bardzo się do niego przywiązał - jego krewny rozkochiwał w sobie każdą istotę, która spędziła z nim choćby godzinę. Nie potrzebował więcej czasu.
   -Wielkie dzięki, Nicholas. - rzucił piłkarz, udając obrażenie. -Skoro zostajesz z ciocią, to ja jadę do domu, tak?
   -Nie! - zaprotestował dynamicznie, biegnąc teraz w jego kierunku. -Nie pozwalam ci. Lena jest fajna, ale nie kopie ze mną piłki.
   -Bo jej o to nie poprosiłeś.
   -Ona nie chce stać na bramce. - brzdąc wygiął usta w podkówkę, co wywołało śmiech w szerokim, można by rzec, rodzinnym gronie. Spotkaliśmy się bowiem na obiedzie u państwa Reus wraz z jego siostrami oraz ich partnerami. Z Polski przyjechali także moi rodzice i nawet Bobek z Anną znaleźli w lipcowe, niedzielne popołudnie kilka wolnych godzin. Oboje z Woody'm obawialiśmy się atmosfery, w jakiej poznają się obie strony, lecz ku naszemu zdziwieniu błyskawicznie popadli we wspólne tematy. Patrzeliśmy na tą sytuację wzruszając ramionami, po czym ucałował moją skroń. Jemu również kamień spadł z serca, ponieważ sam zaaranżował to walne zebranie, bym mogła spędzić z najbliższymi jak najwięcej czasu przed wylotem do Hiszpanii. Nie ukrywałam, przez ostatnie dni budził poważne zastrzeżenia - zaskakiwał spontanicznymi randkami, przyrządzał kolacje, sprzątał po sobie i nie śpiewał przy goleniu. Wczoraj zaprosił mnie na imprezę do Cocaine, gdzie czekały kolejne dwie niespodzianki: doskonale dogadywał się z Kają, która sporą część zabawy przetańczyła z... Robinem. Gdy usiłowałam zebrać na ten temat jakiekolwiek informacje, wszyscy zgodnie potwierdzili, że są jedynie parą towarzyszącą sobie nawzajem na sobotnich baletach. Nie posiadałam żadnych dowodów ani argumentów, że kłamią, choć nic nie składało się w całość. Reus oszalał, a Kaul obracał na parkiecie moją niedawną przyjaciółkę. Co się dzieje z tym światem?
   Marco i Nico spierali się o podobno nieprawidłowo zdobytego gola, mama i tato zawzięcie dyskutowali z rodzicielami tego starszego, a mąż Yvonne, chłopak Mel i Anka słuchali opinii Lewego dotyczącej zbliżającego się sezonu. Siostry mojego ukochanego podniosły się, by pozbierać naczynia, więc zaoferowałam im swoją pomoc. Pakowałyśmy szklaną zastawę do zmywarki, gdy młoda mama położyła dłoń na moim ramieniu. Zerknęłam na nią, na co uśmiechnęła się serdecznie.
   -Dziękuję ci.
   -Nie rozumiem.
   -Za uratowanie mojego brata. - opierała się teraz o kuchenny blat, wciąż mnie obserwując. -I za to, że z nim wytrzymujesz. W końcu przestał myśleć o Carolin.
   -To nic takiego. - bezwiednie wzruszyłam ramionami. -Po prostu nie przeszkadzają mi jego wady. Z drugiej strony, są tak znikome, że prawie ich nie zauważam.
   -Lena, nie żartuj. - wtrąciła Melanie. -Nie masz pojęcia, jaki był po rozstaniu. Jak odnosił się do ludzi, jak postępował, jak wiele obowiązków zaniedbywał... Przy tobie nie ma na to czasu.
   -Dużo mi opowiadał o przeszłości. Wiem, jak przez to przechodził, że nie brał udziału w treningach, nie odwiedzał was...
   -Nie życzę wam tego, lecz jeśli teraz też się nie uda, boję się, że znów w to wpadnie. Kocha cię i nie wybaczyłby sobie, gdyby do tego doszło.
   -Dlaczego mi o tym mówisz? - spytałam niepewnie, dokładając do zmywarki puste filiżanki po kawie. Obie westchnęły.
   -Abyś miała świadomość siły jego uczucia. Może nie powtarza ci tego zbyt często, ale tak właśnie jest i wierzę, że ty też to czujesz.
   -Przeprowadzka z M'gladbach pomogła, prawda?
   -Bardzo się cieszył, że tutaj wraca, bo nie chciał być sam. Dlatego sprzeciwiał się twojemu wyjazdowi, ale dotarło do niego, że w ten sposób cię straci. 
   -Nie straci... - szepnęłam kręcąc głową. -Ten film nic między nami nie zmieni.
   -Marco nie ma jednak pojęcia o czymś, co ponownie może mu namieszać w głowie... A ja waham się, czy powinnam mu o tym powiedzieć. 
   -Mel... - podeszłam do niej i pogładziłam jej przedramię. -Więc powiedz mi. Nie chcę żyć w niepewności.
   -Ale...
   -Proszę. - naciskałam. -Co się stało?
   -Nie denerwuj się. - zerknęła na mnie błagalnie. -Nikt z nas nie mógł na to wpłynąć.
   -Melanie, ja też zaczynam się niepokoić. - wtórowała mi Yvonne.
   -No okej. Ale przysięgnijcie, że nie piśniecie mu nawet słówka. Jasne?
   -O co ci chodzi? - starsza z kobiet niecierpliwie przeniosła ciężar ciała na drugą stopę. Jej siostra wciągnęła powietrze i głęboko odetchnęła.
   -Widziałam Caro w zeszłym tygodniu, kiedy wychodziłam z pracy. Na początku maja zamieszkała z powrotem w Dortmundzie. - wykrztusiła na jednym tchu, po czym opuściła pomieszczenie i dołączyła do rozbawionej ekipy, śmiejącej się głośno w ogrodzie. Nico właśnie powalił swojego ojca chrzestnego do parteru i bez wyrzutów sumienia rozsiadł się na jego klatce piersiowej. Przeniosłam wzrok na rodzicielkę malca - obserwowała uroczą scenkę w zamyśleniu.
   -Cholera. - mruknęła wywracając oczami. -Prawdopodobnie należało to przewidzieć.


~~~


   -Szlag by to trafił. - jęczał, gdy pewnego ciepłego wieczora leżeliśmy w fotelach wypoczynkowych na balkonie jego mieszkania. -Niech przesuną te nagrania jeszcze o miesiąc albo przeniosą je do Niemiec.
   -Sądziłam, że wolisz, by już minęły. - zauważyłam zjadliwie, na co obraźliwie prychnął.
   -Będę musiał je przetrawić, prędzej czy później. Szkoda, że nie przyznano mi prawa wyboru.
   -Kochanie, naburmuszyłeś się po raz kolejny. - podniosłam się na łokciach, lustrując jego zazwyczaj opanowaną twarz. Na razie nie wychodził z roli.
   -Ponieważ nie ułożyłem jeszcze planu zabijania czasu na najbliższe tygodnie. Nie wiedziałem, że to takie trudne.
   -Klopp ułatwi ci zadanie, więc nie narzekaj. Uwierz, zobaczymy się szybciej, niż sobie wyobrażasz.
   -Zabijania prywatnego czasu. - uściślił i otworzył oczy, gdy nie usłyszał odpowiedzi. -Sam ze sobą nie będę się kochał.
   -Marco, a ty ciągle o tym samym! - krzyknęłam uderzając dłonią w czoło. -Zamówisz sobie panienkę na jedną noc. 
   -Zapewne nie chciałabyś mnie znać.
   -A zrobiłbyś to?
   -Aniołku, rozmawialiśmy o tym. - pochylił się, obejmując wargami część mojego obojczyka. -Pamiętasz? Nie zdradzam mojej dziewczyny. Zasada numer jeden.
   -Wpędzasz mnie w poczucie winy. - wyszczerzyłam się, na co uniósł brwi.
   -Przecież przyjadę do ciebie. Wtedy pomyślimy, hmm?
   -Cóż, mogę być wykończona po erotycznych zdjęciach...
   -Okej. - przerwał mi, krzyżując ręce na piersi. Roześmiałam się, na chwilę chowając twarz w dłoniach, po czym wdrapałam się na jego kolana i mocno uścisnęłam w pasie.
   -Będę za tobą strasznie tęsknić. - szepnęłam w jego usta, gdy wplótł palce w moje opadające na ramiona włosy. -Wytrzymamy to. Razem.
   -Dopóki jesteśmy parą, nie zamierzam sypiać z żadną inną kobietą, poza tobą. Rozumiesz? Wbij to sobie do głowy. Raz i na zawsze.


***


Ta dam :) Tajemnicę jednego z rozdziałów mamy już odkrytą :)
Po raz kolejny dziękuję wszystkim osobom, które komentują moje rozdziały. Wiedzcie, że jestem tu głównie dla Was ♡

Oficjalnie zaczynam wakacje z czystym kontem (znokautowałam sesję do zera) i informuję, że rozdziały będę wrzucała nieregularnie, w zależności od możliwości czasowych i tego, w jakim tempie będą powstawały kolejne części. Mam nadzieję, że mimo wszystko zostaniecie :)

Gorących wakacji i miłej lektury! 💛❤

sobota, 20 czerwca 2015

5. Die Deutschen leben in der anderen Wirklichkeit

   Gdy tylko podniosłam się z łóżka, dotarło do mnie, że wstałam lewą nogą. Wychodząc z sypialni, najmniejszym palcem stopy uderzyłam o krawędź drzwi, łamiąc przy tym paznokieć. W toalecie przez długi czas nie potrafiłam znaleźć plastra, by opatrzyć ranę i zatamować krwawienie, a kiedy wreszcie się udało, trąciłam łokciem szklany zbiornik z mydłem, który w drobnych kawałkach wraz z całą zawartością okazale prezentował się teraz na posadzce. Wisienką na torcie okazało się późniejsze zerknięcie w lustro. Poskręcane w gęste, niemożliwe do rozczesania kołtuny we włosach do spółki z fioletowymi cieniami pod oczami odtrąciłyby każdego, kto zbliżyłby się do mnie na odległość mniejszą, niż trzy metry. Cóż, w końcu minionej nocy mój chłopak z zimną krwią oświadczył, że nie chce dłużej ze mną sypiać. Dla kogo miałam więc stroić się na wzór Angeliny Jolie czy zawsze fenomenalnej Ann-Kathrin Brömmel?
   Po nieprzespanych godzinach półprzytomna i trupio blada wpadłam do kuchni, w ekspresie do kawy upatrując zbawienia. Po Marco ponownie nie został nawet ślad, lecz nierealne, by spał o tej porze - prawdopodobnie jest na stadionie albo na zakupach. Nie odczuwałam nawet głodu, ściśnięty od wczoraj żołądek dopominał się jedynie konkretnej dawki napoju na zaspokojenie pragnienia, najlepiej energetycznego, dlatego z ogromnym utęsknieniem wyskoczyłam po ciepły przydział parującej z kubka kofeiny. Z gotową używką rozsiadłam się na kanapie i włączyłam telewizor, pozostawiając go na pierwszym włączonym kanale, bym przez przypadek nie zasnęła.
   Nie orientowałam się, ile czasu w ten sposób straciłam. Gdy doszłam do siebie, odstawiłam zużyte naczynie do zmywarki i opierając dłonie o blat, próbowałam zebrać siły. Cholera, kawa nie zawsze stanowi najlepsze wyjście. Przymknęłam powieki i nieświadoma obecności innej poza moją istoty ludzkiej zadrżałam, gdy tajemniczy gość zdecydowanym ruchem przyciągnął moje biodra do swojego ciała. Wilgotne znaki, jakie na szyi pozostawiły jego usta sprawiły, iż przestałam myśleć o włamaniu. 
   -Spałaś na kanapie, nie chciałem cię budzić, ale... Aniołku, ile razy prosiłem cię, byś nie paradowała przy mnie nago? - mruknął, bezczelnie obejmując wargami płatek mojego ucha.
   -Przecież jestem ubrana. - broniłam się, na co blondas prychnął niepokojąco. Gdzie się podział ten rozeźlony, obrażony, wkurwiony Reus?
   -Kochanie, tego, co masz na sobie podczas snu, oczywiście okolicznościowo... - podkreślił, a mój szósty zmysł zarejestrował uśmiech, jaki właśnie wyprodukował. -W moim przekonaniu nie nazywa się ubraniem, bo nie stawia mi żadnych barier. Mogę zrobić z tym, co chcę i kiedy chcę, a świetnie zdajesz sobie sprawę, że w dziewięćdziesięciu procentach tak się dzieje.
   W ramach sprezentowania mi dowodu, posadził mnie na blacie ująwszy za uda i nim zdążyłam zaprotestować, silnie zaatakował moje usta, badając ich wnętrze. Jego włosy przesypywały się pomiędzy moimi palcami, gdy coraz mocniej napierał językiem na podniebienie. Walczył z pożądaniem, widziałam to. Jęknęłam cicho, kiedy lekceważąco musnął mój dekolt, po czym bez wahania zacisnął nadgarstki na rozgrzanej skórze pod koszulką. Wargami zsunął jej ramiączka aż po łokcie, a później zastygł, rozbawiony moim osłupieniem. Potrzebowałam kilku minut, by doprowadzić się do porządku.
   -Ostrzegałem. - jak gdyby nigdy nic wzruszył ramionami i wyszedł z kuchni, by ogarnąć się po treningu. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i opadłam na kanapę, zakładając ręce na piersi. 
   -Jesteś debilem. - burknęłam pod nosem. -Pierdolonym egoistą. Niewychowanym sukinsynem i wyrachowanym erotomanem. Zejdź mi z oczu.
   -Lena, przebierz się, błagam. - polecił, przegryzając bekonowe chipsy. Znów kolekcjonował minusy u Kloppa. -Musimy porozmawiać.
   -O czym?
   -O twoim aktorstwie w Barcelonie. - usiadł obok, zapominając o wydanym przed momentem rozporządzeniu. -Nie popisałem się, głupio mi. Powinienem rozważyć to z twojej perspektywy. 
   -Ja też popełniłam błąd, nie przychodząc z tą sprawą bezpośrednio do ciebie. Wiesz... Przeżyłam najgorszą noc, odkąd się poznaliśmy.
   -Nie spałaś? - potwierdziłam, na co przygarnął mnie do swojego torsu. -Wybacz. Również nie jestem w zadowalającej kondycji. Może chcesz odpocząć?
   -Obgadajmy najpierw ten kontrakt, okej? Miejmy to z głowy. Po prostu pytaj, jeśli coś pozostaje niejasne.
   -Pokaż mi scenariusz. - oznajmił, jakby właśnie zamawiał dziesiąte piwo w barze. -Sądzę, że wystarczy.
   -Och. - zaskoczona, iż połakomił się na szczegóły, dedukowałam, gdzie odłożyłam misterną pracę reżysera. -Powinien leżeć na półce w sypialni. Poszukaj, a ja pójdę pod prysznic, dobrze? Mam nadzieję, że choć trochę mnie orzeźwi.
   Uniósł brwi całując mnie w czoło i podekscytowany zabawą w chowanego, zniknął w pokoju na końcu korytarza.
   Pieszcząc swoją skórę chłodną wodą niemal filozofowałam nad poczynaniami blondasa w pomieszczeniu parę metrów dalej. Liczyłam, że znając każdą scenę od podszewki, zaprzestanie wysuwania argumentów przeciwko mojemu udziałowi w hiszpańskim hicie. Wprawdzie racje, które przedstawił wczoraj, posiadały konkretny stopień wartości, lecz Reus tak często chodzi do kina, iż powinien być w stanie pogodzić się z obowiązkami aktora, do których inscenizowanie seksu z pewnością należało. A co, jeśli podobnie do Bobka, jedynie martwił się, że nie podołam? Proste - wypadało pokazać im, że żyli niedopatrzeniami.
   Owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki i postanowiłam go odwiedzić. Stał przy oknie, pogrążony w lekturze, lecz wraz z moim pojawieniem się podniósł głowę i jęknął zauważywszy, że znów go podjudzam. Wywróciłam oczami i ulotniłam się z nowym zestawem letnich ciuchów w ręku, by definitywnie mu odpuścić.
   Wróciwszy w finalnej wersji zastałam go okupującego parapet. Nie spuszczał mnie z oczu, gniewnie marszcząc brwi. Otworzyłam szafę i skupiłam się na powierzchownych porządkach, z których wytrącił mnie jego wzburzony głos.
   -Żartujesz ze mnie? - fuknął ciskając stosem papieru o komodę pod lustrem. -Seks w publicznej toalecie i na świeżym powietrzu? Przymusowy stosunek płciowy, jak elegancko napisali o tym całym gwałcie, w piwnicach sali bankietowej? Lena, skarbie, czy tobie padło na mózg?
   -Rozumiem, że nadal jesteś zawiedziony. - odkryłam z goryczą. -Dlaczego?
   -Bo najwyraźniej nie dorównuję ci poziomem inteligencji i nie ogarniam, z jakiego powodu nadal dzielnie obstajesz przy swoim!
   -Kilka lat temu za twoje najskrytsze marzenie uchodziło odniesienie sukcesu w profesjonalnej drużynie pierwszej ligi, prawda? A ja pragnę zagrać w filmie. Fakt, to moja pierwsza propozycja, ale nie mam pewności, że otrzymam kolejną, więc uważam, że powinnam zaprezentować swoje umiejętności już teraz. 
   -Wyobraź sobie, że do mnie przychodzi oferta od producenta bielizny, na przykład Calvina Klein'a. - przeszedł przez pomieszczenie zamykając mi przed nosem drzwi garderobianki. -Przydzielają mi współpracę z Mirandą Kerr, Iriną Shayk albo jakąś lalą od Victoria's Secret. Orientujesz się, jak wyglądają takie sesje. I co? Nie buntowałabyś się?
   -Irina jest naprawdę sexy. - skomentowałam, ku jego niepohamowanej złości. -Ufam ci, Marco, nie mierz mnie swoją miarką.
   -Nie ufam temu Casasowi. - burknął nadęty po uszy. Westchnęłam ciężko.
   -Woody, on ma dziewczynę! Oczekujesz, że taki film będzie remake'iem z XVI wieku, gdzie całowanie się uznawano za grzech? To śmieszne.
   -Nie dla mnie.
   -Jesteś okrutnie niesprawiedliwy. - wytknęłam mu chcąc wyjść, ale silnie złapał mnie za rękę, a kiedy próbowałam ją wyszarpnąć ujął mój podbródek.
   -Nie. Jestem kurewsko zazdrosny. - kąśliwie uniósł kąciki ust, zaglądając mi prosto w oczy. -W następstwie czego twoje ciało po moim trupie będzie obiektem pożądania innego typa.
   -Ono nie należy do ciebie. Pełnoletność daje mi możliwość samodzielnego podejmowania decyzji.
   -I braku szacunku do własnej osoby.
   -Nie wystąpię w pornoklipie, a w produkcji wielkiego ekranu! - wrzasnęłam dając upust emocjom. -Nie masz prawa mnie oceniać.
   -Okej, kapituluję. - uniósł dłonie na wysokość ramion. -Nie wezmę udziału w twoim procesie wyrabiania opinii panienki na jedną noc. A jeśli życzysz sobie pochlebiających recenzji, nie szukaj u mnie poklasku. Może Hiszpanie to kupują, ale Niemcy żyją w innej rzeczywistości.
   -Marco... - czułam konieczność sprostowania tekstu, lecz zniknął, zanim otworzyłam usta. Minutę później opuścił mieszkanie, a przez okno zobaczyłam, jak wściekle uderza o kierownicę i rusza przed siebie z piskiem opon. Nie minęły dwadzieścia cztery godziny, a ja spowodowałam drugą awanturę zwieńczoną gorzkimi łzami. Jeden, z pozoru niewinny film przekształcał najpiękniejszy okres mojego bytu w istne zgliszcza powojennej ruiny.



~~~


   -Jesteś u siebie?
   -Tak. Coś się stało?
   -Nie masz ochoty pogadać?
   -Może... Nieistotne. Skąd wiesz?
   -Przyjadę za dziesięć minut. Przygotuj się. Pa.
   Schowałam twarz z powrotem w poduszce, rozmyślając nad tym, skąd Kaja uzyskała informacje na temat mojego stanu psychicznego. Pewnie Marco poskarżył się Marcelowi i Robinowi, a ona słyszała ich rozmowę... Pierdol się, Reus, dzięki tobie Fornell ponownie będzie na mnie bluźnił, choć zdobył o wiele lepszy powód, niż ostatnio. Zacznij używać mózgu, to nie boli.
   Dziewczyna z nadzwyczajną punktualnością stawiła się przy drzwiach, więc bez zbędnego komentarza wpuściłam ją do środka. Popędziła do kuchni, by ugasić pragnienie szklanką zimnej wody i ulokowała się w salonie. Klapnęłam na oparciu fotela, po czym zerknęłam na nią beznamiętnie.
   -Popraw makijaż. - rzuciła robiąc rewolucję w torebce, w efekcie której podała mi maleńkie lusterko i chusteczki higieniczne. -W tej postaci nie nada się nawet na Halloween.
   -Bardzo zabawne. - sarknęłam złośliwie. -Wpadłaś mnie dobić? Nie wiesz, że nie kopie się leżącego?
   -Nie warcz na mnie, chcę ci pomóc. - odparła naturalną barwą głosu. -I przy okazji sprzedać kilka świeżynek. Sądzę, że cię zainteresują.
   -Zależy, czego dotyczą.
   -Marco jest u chłopaków w klubie. - rzuciła, na co o mało nie straciłam równowagi, choć powinnam się spodziewać, że tam uderzy, skoro Götze mieszka już w Monachium. -Na wejściu zrobił mi awanturę, że to ja namówiłam cię na ten film, że cię demoralizuję, że próbuję zniszczyć wasz związek, bo tylko dlatego się tutaj przeprowadziłam. I wiesz... Całkiem dobry ten jego angielski.
   Co za bęcwał. Na pewno ułożył to kretyńskie przemówienie w głowie, bo na gorąco, na pełnej wściekłości nigdy by tego nie wymyślił. A później odbiorę kolejne bezmyślne mandaty za jego nieprzepisową jazdę.
   -Nie przejmuj się. - usprawiedliwiałam debilizm swojego chłopaka. -Pogodzi się z tym i przeprosi cię, kiedy wszystko przemyśli.
   -To nie jest najistotniejsze. - machnęła ręką. -Wspominał chłopakom, że się pokłóciliście, że za dużo ci wygarnął i został z nimi, a Robin zwolnił mnie wcześniej, bym mogła wesprzeć cię na duchu.
   -Dziękuję. - uśmiechnęłam się, gdy mocno mnie przytuliła. Czyżby nadchodziły pamiętne, stare czasy? -Boję się, że zrobi coś głupiego.
   -Niby co? Lena, głowa do góry! Już zdał sobie sprawę, że przegiął, więc niedługo się ułoży! Może mówić, co mu ślina na język przyniesie, ale i tak cię kocha, pamiętaj o tym. On najzwyczajniej w świecie temu Casasowi zazdrości.
   -Gdyby jeszcze miał czego. - palnęłam zakrywając oczy dłońmi, co wywołało śmiech u Kai. -Poważnie, wolałby przez cały czas trwania zdjęć udawać, że uprawiamy seks, czy mieć mnie na co dzień, kiedy tylko sobie zażyczy?
   -Na co dzień?! - brunetka rozdziawiła usta. -Żyją jeszcze faceci z taką kondycją?
   -Przestań, wariatko! - tym razem to ona spowodowała nieprzerwany chichot. -Chyba nikt cię dawno nie usatysfakcjonował.
   -No opowiedz coś... - ciągnęła mnie za rękę, wciąż cała w skowronkach. -Jaki jest? Lubi dominować? Łatwo go sprowokować? Dysponuje pokaźnym sprzętem?
   -Kaja, do cholery, naprawdę będziemy o tym rozmawiać? - niemalże krzyknęłam, łapiąc się za głowę. -W jego przypadku tymi kwestiami rządzi atrakcyjność danego dnia. To podobno żelazna regułka piłkarskiego światka.
   -Ciekawe... Więcej ma mocnych czy słabych?
   -Kaja, dość! - zaprotestowałam z resztkami wyrazów radości. -Znajdź faceta, wtedy ewentualnie aktywujemy temat. 
   -Wybacz, napomknęłam ci kiedyś, że Niemcy to genialna partia. - poruszała brwiami, dopóki nie uderzyłam jej poduszką. -Okej, załatwmy sprawę Reusa i pogadajmy o czymś przyjemniejszym. Ustaliliśmy z Robinem, że jutro po treningu Borussii ściągniemy Marco do klubu, zrobimy mu małe pranie mózgu i puścimy wolno do domu. Co ty na to?
   -Co kryje się pod pojęciem 'pranie mózgu'?
   -Na przykład wklepiemy mu bardziej kulturalny słownik. Oj, zaufaj mi, może on potrzebuje jedynie porządnej lekcji. Załatwię to, nie martw się.
   -Kaja. - z grobową miną położyłam dłonie na jej ramionach. -Jeśli masz wobec niego jakieś niecne plany...
   -Nie zamierzam uwieść twojego chłopaka, nie bądź głupia. - spojrzała na mnie z politowaniem. -Nie uległby mi. Nie po to szarpał się o ciebie z Semirem i niweluje pomysł wyjazdu do Hiszpanii, żeby cię zdradzać. Nie znudzisz mu się i jeśli on ci tego nie uświadomi, ja właśnie to zrobiłam. Dobra, koniec o Marco. Kogo teraz poobgadujemy?




~~~



   -Ty wredna małpo! - ciskała obelgami, próbując odebrać mi kompromitujące ją zdjęcie. -Już wiem, czemu nigdy się nie przyznałaś, że je zachowałaś! Wyglądam na nim jak paralitka, brakuje mi oka i połowy twarzy.
   -Mikołaj miał talent do uchwycania na zdjęciach zawstydzających sytuacji. Jeśli pozwolisz, dokopię się do pozostałych albumów i powalę cię na kolana.
   -Nie waż się, bo tak ci przyłożę, że nie zapomnisz mnie do końca życia!
   Droczyłabym się z nią przez następną godzinę, a może nawet dłużej, lecz gdy prawie mnie dopadła, uzyskując pożądaną rzecz, rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Znieruchomiałyśmy, spoglądając na siebie nawzajem.
   -Spodziewasz się gości? - zaprzeczyłam, na co uśmiechnęła się z teatralnie odegranym przerażeniem w źrenicach. -To na pewno bandyci albo mordercy! Już późno!
   -Ty chyba oszalałaś. - obruszyłam się odkładając fotografię na stół. -Pójdę otworzyć.
   Szybko przeskoczyłam przez hol, odblokowałam zamki w drzwiach i pociągnęłam za klamkę, przekonana, że po drugiej stronie zastanę Marco. To, co zobaczyłam sprawiło, że dostałam nagłych zawrotów głowy.
   Mój ukochany owszem, wrócił do mieszkania, ale nie sam. Wspierała go dwójka przyjaciół, z którymi spędził popołudnie i cały wieczór - patrząc na niego nie dopadały mnie żadne wątpliwości. Chwiejąc się na nogach, zamroczonym wzrokiem jakimś cudem zerknął na swój smartfon, nie odczytując jednak z wyświetlacza konkretnych informacji. Kiedy w końcu zlustrował mnie w pijackim półuśmiechu pojęłam, iż w ogóle mnie nie poznaje.
   -To chyba nie wymaga komentarza. - skwitował Robin, który jako jedyny 'imprezował' na trzeźwo, bowiem Fornell do spółki z Reusem rechotali teraz z sobie tylko wiadomych przyczyn, beztrosko oparci o ścianę.
   -Jak mogłeś do tego dopuścić?! - naskoczyłam na niego, w furii obijając pięściami klatkę piersiową chłopaka. -Taki z ciebie kumpel?! On jutro trenuje, jak się wytłumaczy? Ty frajerze, pomyślałeś w ogóle o tym?!
   -Lena. - Kaja odsunęła mnie od wysokiego tatuażysty, służąc ramieniem jako chusteczką higieniczną. -Zostaw go. Objaśnicie to jutro, po opadnięciu emocji. 
   -Zawiniłem, nie zaprzeczam. - ostrożnie pogładził moje włosy. Obserwowałam blondasa, próbującego dostać się do sypialni, ale szybko odwróciłam głowę. Nie mogłam znieść tego widoku. -Ostro przesadzali, powinienem ich przystopować, ale praca za barem zobowiązywała. Przepraszam.
   -Marco... Przecież on... Jego auto... - Boże, dwie minuty wgapiania się w upojonego alkoholem faceta mojego życia odebrały mi mowę. Co musiał czuć, gdy kilka miesięcy temu w podobnych okolicznościach cucił mnie we własnej łazience?
   -Podwiozłem go swoim. Astona może odebrać jutro, jak już się ogarnie. Domyślam się, że chcesz zostać sama. Marcel! Czas na nas. No chodź, głąbie. Kaja, podrzucę cię do domu. - Kaul wydawał rozkazy niczym rasowy przywódca. Pożegnałam się z dziewczyną i kiedy drugi z mężczyzn wręcz wytoczył się na zewnątrz, Robin zawrócił i położył rękę na moim ramieniu. -Przestań się przejmować, minie mu. Jest dorosły i skoro sam się nawalił, sam o siebie zadba. Jutro go rozliczę i zobaczysz, że będzie błagał o przebaczenie. Zaufaj mi.



***


Dziś mam dla Was tylko jedną informację i znikam :)
Uprzedzam, że w przyszły weekend rozdział może się nie pojawić, gdyż iż ponieważ bo dlatego że jestem obecnie w samym środku sesji, zostały mi trzy egzaminy i trochę nauki, więc prawdopodobnie nie znajdę czasu, żeby choćby przepisać rozdział do komputera. Nic nie jest jednak przesądzone, być może usiądę kiedyś wieczorem i wrzucę go z opóźnieniem. Informuję jedynie, że taka sytuacja może wystąpić :)

Dziękuję za każdy komentarz ♡♡♡

sobota, 13 czerwca 2015

4. Wann hattest du vor, mir darüber zu sagen?

   Po kilku dniach odebrałam telefon od Marcela, zachwyconego postawą Kai w jego klubie. Twierdził, że dziewczyna świetnie sobie radzi, a praca nie sprawia jej większych problemów. Podobno szczególnie dobrze dogadywała się z Robinem, dzięki któremu łykała też kolejne niemieckie słówka w zawrotnym tempie i w zasadzie uznała, iż nauka z 'native speakerem' przynosi o wiele bardziej zadowalające efekty. Pomimo usilnych prób, jakoś nie potrafiłam wyobrazić sobie olbrzymiego przyjaciela Marco jako cierpliwego i poważnego członka grona pedagogicznego, ale jeśli im obojgu sprawiało to przyjemność, nie miałam prawa odwodzić ich od tego pomysłu.
   Moje stosunki z Kają nieco się ociepliły, ku namacalnemu niezadowoleniu Reusa. Nie wykazał entuzjazmu na wieść o zawiązaniu przez nią współpracy z jego kumplami, lecz oczywiście nie mógł wpłynąć na ich decyzję. Nie pomogły także bezpodstawne oskarżenia rzucane w kierunku dziewczyny, bo właściciele lokalu na szczęście poznali ją z tej lepszej strony, co piłkarz również bezpruderyjnie mi wygarnął. Odgrażał się, że wpadnie na najbliższą imprezę i zrobi wszystko, by ją skompromitować, co skwitowałam jedynie głośnym śmiechem. Widząc, iż ciemnowłosa Polka może w pewnym momencie stać się powodem naszych kłótni, odpuściłam poruszanie kwestii jej osoby w towarzystwie zazdrosnego, zbuntowanego Niemca.
   W niedzielę blondas pojechał w odwiedziny do Yvonne i jej męża oraz syna, którego kochał jak swojego. Pytał, czy wybiorę się razem z nim, musiałam jednak odmówić, gdyż na ten dzień swoje szumne przybycie zapowiedział Lewy z Anną, która pojawiła się w weekend w Dortmudzie specjalnie po to, by wraz z narzeczonym rozdać jego kolegom zaproszenia na ślub. Postawiona pod ścianą, zostałam na miejscu i oczekiwałam nadejścia jakże zacnych osobistości.
   Zadzwonili do drzwi spóźnieni o pełne dwie godziny, tłumacząc poślizg utratą poczucia czasu w rozmowie z Piszczkami i ogromnymi korkami w mieście. Z przekazania mi 'karty wstępu' na wesele uczynili wielkie święto, poprzedzone krótką przemową. Brakowało jedynie orkiestry dętej i czerwonego dywanu, ale dawało im to tyle radości, iż nie śmiałam zwrócić im uwagi na cokolwiek. Nie zaskoczyła mnie ich nadmierna ekscytacja, milowymi krokami zbliżał się w końcu najważniejszy termin w ich wspólnym życiu.
   -Przekaż Reusowi, że jestem zawiedziony jego olewczą absencją. - rzucił władczo Bobek formując usta w pseudodzióbek. Przewróciłam oczami.
   -Kiedy spłodzisz własne dziecko, sam zobaczysz, jak ciężko mu odmówić. - odparowałam i pokazałam mu język. -Marco nie ma dzieci, ma chrześniaka. -dodałam kąśliwie spostrzegłszy, że szykuje kolejną głupią ripostę. Rozweselony opuścił głowę i poddańczo rozłożył ramiona.
   -Mam nadzieję, że kiedyś też zostanę wujkiem.
   -Robert, czy ciebie już ostatecznie pogięło? - rzuciłam w niego leżącą obok poduszką. -Zresztą, to nie twoja sprawa. W takim przypadku na ojca chrzestnego prędzej wybiorę Götze niż ciebie.
   -Dzięki. - znów udał królewską obrazę i odwrócił głowę, bym nie zauważyła durnego uśmieszku, którego nie potrafił się pozbyć. -Wychodzę.
   -Czy możemy porozmawiać jak normalni, dorośli ludzie? - wtrąciła zniecierpliwiona Stachurska, zakładając ręce na piersi. Jej narzeczony energicznie klasnął w dłonie.
   -Popieram! Lena, więc to ty musisz wyjść.
   -Robert! - krzyknęłyśmy obie, na co kretyn zaczął się śmiać.
   -Wybaczcie, musiałem. - powiedział, ukrywając twarz w dłoniach. Nadal wstrząsały nim diabelskie dreszcze, a ja nie umiałam pojąć, co doprowadziło go do takiego stanu. Moim skromnym zdaniem był pierwszym kandydatem do opuszczenia tego nielicznego towarzystwa.
   -Kochana, mam do ciebie bardzo ważną sprawę. - zaczęła Anka, odsuwając się od przyszłego męża na bezpieczną odległość, co tym razem dla mnie wyglądało zabawnie. -W przyszłym tygodniu moja suknia będzie już gotowa. Zechciałabyś wybrać się ze mną po jej odbiór? Pokazałabym ci, jak wygląda... Wiesz, potrzebuję kobiecej opinii.
   -Chętnie, ale najpierw porozmawiam o tym z Marco. Każdy mój wyjazd to dla niego ciężkie przeżycie i początek końca świata.
   -Doskonale go rozumiem, ale to ostatni moment, w którym Lewy nam nie przeszkodzi. - zerknęła wymownie na chłopaka. -Jeden dzień i wracasz, obiecuję. Może zdążymy jeszcze wybrać kwiaty na bukiet i doprecyzować zamówienie torta... Obawiam się, że nie starczy mi czasu.
   -Skarbie, dlaczego histeryzujesz? - Bobek z troską objął ją ramieniem. -Mamy mnóstwo czasu. Jeśli coś nie wypali - trudno. Chcesz ubolewać nad drobnymi szczegółami w dniu naszego ślubu? Po co?
   -Robert, to główne wydarzenie medialne tego lata w Polsce, przez ciebie. Ślub roku. - zażartowała trącając go w żebro. -Pod kościołem z pewnością zbierze się kilka tysięcy fanów, jeszcze więcej zasiądzie przed komputerami w poszukiwaniu najświeższych, gorących fotek. Organizacja musi być celująca, czaisz? Najzwyczajniej w świecie musi.
   -I będzie, nie dramatyzuj! Większość obowiązkowych punktów załatwiliśmy. Nie powinniśmy do samej uroczystości zastanawiać się, czy coś pominęliśmy, bo zwariujemy. To nasze dwadzieścia cztery godziny, nie telewizji czy gazet i to nam najbardziej to wszystko musi przypaść do gustu. Uspokój się.
   -Oboje macie rację. - przyznałam przesuwając palcami wzdłuż czoła. -Nie słyszałam jeszcze o przypadku zawarcia związku małżeńskiego czy przyjęcia weselnego, które nie podobałoby się parze młodej. Wrzućcie na luz, tylko wtedy się uda.
   -Jedź ze mną po tą suknię, proszę. - Ania ponowiła swoje ciche błaganie. Westchnęłam, zniecierpliwiona jej strachem.
   -Dobrze, przysięgam. - zgodziłam się dla świętego spokoju.
   -Nie martwcie się o nas. Wyczarujemy sobie z Woody'm typowy męski dzionek. Rano trening, na obiad chińskie żarełko, popołudniu partyjka na konsoli i małe piwko, a wieczorem melanżyk i cudowne laseczki.
   -Lewandowski, przerażają mnie te zdrobnienia. - łypnęłam na niego podejrzliwie, gdy rozanielony poruszał brwiami.
   -No co? Piłkarska wersja wieczoru kawalerskiego. Coś nie tak?
   -Ależ skąd! - żachnęła się karateczka. -Jakim cudem w ogóle przyszło ci to do głowy?
   Zarechotał przytulając oburzoną ukochaną do piersi, intensywnie nad czymś rozmyślając. Gdy wbił we mnie drakońskie tęczówki, skuliłam się, przygotowana na odparcie ataku.
   -A co u ciebie siostrzyczko? - zaświergotał z wyraźną aluzją. -W kwestii wyjazdów oczywiście, jeśli wiesz, do czego brnę.
   -Cóż... Nic nowego.
   -Co? - otworzył szerzej oczy. -Zamierzasz uświadomić mi, że...
   -A jak postąpiłbyś na moim miejscu? - weszłam mu w słowo. -Nawet nie mam pojęcia, od czego zacząć!
   -Musisz mu powiedzieć. - poleciła Ania. -Później zostaną już ostatnie dwa tygodnie, które musicie spędzić razem. I nie zapominaj o tym, żeby dać mu czas na przetrawienie tego faktu. Ogarnij się, Lena, bo pożałujesz, że zwlekałaś.
   -Na samą myśl mam mdłości.
   -Dasz sobie radę. I z Marco i z Barceloną. - uśmiechnęła się pocieszająco. -Wierzę w ciebie. Pamiętaj, na ślubie razem albo wcale.
   -A ja będę szczery. - Lewy rozsiadł się na kanapie i dopił zimną już kawę. -Nie wyobrażam sobie ciebie w tym filmie. Nie wyobrażam sobie żadnej sceny seksu, w szczególności tego pieprzonego gwałtu! Myślałaś o tym przy składaniu podpisu na umowie?
   -To tylko nagrania, Robert, czysta fikcja. Takie akcje naprawdę łatwo zaimitować. Sądzisz, że jestem na tyle głupia, by pieprzyć się z obcym kolesiem?
   -Ale ten cały Casas jest przystojny. - mruknął pod nosem.
   -Dziewczyna z pierwszej części to jego partnerka.
   -Twojej bohaterce nadali żałosne imię. Ginevra? Faktycznie brzmi jak jakiś gin czy tam tonik. Nadal nie czaję, dlaczego tak cię to kręci.
   -Nie kręci, chcę spełnić swoje marzenie. - podkreśliłam podchodząc do okna. Mogłam nic nie podpisywać. Wtedy wszystko byłoby w porządku.
   -Takim kosztem? Miałem nadzieję, że jesteś rozsądniejsza.
   -Odczep się.
   -Lena, on chce ci tylko udowodnić, że chyba postąpiłaś nie fair wobec Marco. - Stachurska podeszła, kładąc rękę na moim ramieniu. -Zostawisz go na półtora miesiąca, to niemało. Mówisz, że go nie zranisz, ale nieświadomie możesz to uczynić. Przyjęłaś bardzo trudną rolę, przypierając jednocześnie własnego chłopaka do ściany. A co, jeśli on...
   -Nawet tego nie rozważaj! - warknęłam odwracając się do niej. -Przecież to wyłącznie gra aktorska... Teatrzyk, ściema, udawanie. Czy to naprawdę aż tak boli?
   -Zaboli, gdy Reus dojdzie do błędnego wniosku, że mówiąc, iż go kochasz, także mydliłaś mu oczy. - Bobek przestał owijać w bawełnę. Nie mogąc się powstrzymać, posłałam mu pełne wściekłości spojrzenie.
   -Zamknij się już. - ryknęłam zaciskając pięści. -Powtarzasz cały scenariusz ze Štiliciem i robisz ze mnie dziwkę. Bawi cię to?
   -Spójrz prawdzie w oczy. - prychnął ironicznie. -To nie Hollywood, gdzie uprawianie seksu z kim popadnie mieści się w planie dnia codziennego. Gdybyś darzyła Marco autentycznym uczuciem, nigdy nie przyjęłabyś takiej oferty. On ci na to nie pozwoli, ty się postawisz i kryzys gotowy. Na własne życzenie rozwalisz kolejny związek. Właśnie na tym ci zależy?
   -Robert, wyjdź. - syknęłam wskazując na drzwi. -Może masz rację, ale poradzę sobie. Marco ufa mi bardziej, niż ty.
   -Uważaj, żebyś się nie zawiodła. - spojrzał na mnie z powagą, po czym przytulił na pożegnanie i zgodnie z poleceniem, opuścił mieszkanie. Poczułam nieprzyjemne kłucie w klatce piersiowej, które podpowiadało, że istniał inny sposób na rozwiązanie rodzinnego sporu. Niestety, nie wynaleziono jeszcze wehikułu czasu, by móc cofnąć się w przeszłość choć o dziesięć minut.
   Kątem oka luknęłam na Annę. Uśmiechnęła się pocieszająco i pocałowała mój policzek.
   -Zadzwonię. - szepnęła obejmując moje ramiona. -Trzymam kciuki.


~~~


   Tradycyjnie w zwiewnej bieliźnie nocnej i ręcznikiem na głowie wyszłam z łazienki, zastanawiając się, gdzie posiało Reusa. O dwudziestej drugiej przeważnie zawsze prowokował mnie do stosunku ze swoim stałym argumentem: ''grzeczne dzieci już dawno śpią'', jeżeli planował późniejszy powrót - po prostu mnie informował. Wskoczyłam do salonu po ślubne zaproszenie z telefonem przy uchu, w słuchawce którego znowu uaktywniła się poczta głosowa. Zmartwiona nie na żarty pochłonęłam szklankę wody mineralnej i powędrowałam do sypialni, gdzie po zapaleniu światła omal nie doznałam zatrzymania akcji serca i zawału.
   Marco siedział na krawędzi łóżka, zwinnie obracając w palcach iPhone'a. W pomieszczeniu unosił się zapach świeżej cytryny i wody po goleniu, zatem zdążył już wziąć kąpiel i pozbyć się zarostu, o czym świadczył także jego ubiór - bawełniane szorty do kolan, spod których wystawały czarne bokserki Pumy. Niezmienny zestaw, przynajmniej do pewnego momentu. Dziś jednak nie prezentował się tak, jakby zamierzał dopuścić mnie do swojej męskości, wręcz przeciwnie - serwował mi jedną z tych odrzucających wersji. Zmarszczyłam czoło.
   -Cześć. - powiedział pogodnie, gestem ręki zapraszając mnie bliżej. Usiadłam na jego udach, a w odpowiedzi wsunął dłoń pod materiał moich majtek, zostawiając ją na pośladku. Zachowując pozorną obojętność, podsunęłam mu pod nos zawiadomienie od Bobka i Anny. Przeczytał je z umiarkowanym wyszczerzem i odłożył na nocną szafkę. Przyglądał się przez chwilę moim wargom, dotykając ich opuszkami palców, po czym cofnął się i odwrócił wzrok, ostatecznie mieszając mi szyki. 
   -Kochanie, o co chodzi? - zapytałam gładząc jego policzek. Westchnął ceremonialnie i nasze źrenice znów się spotkały.
   -Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? - jęknął przepełniony żalem i pretensją, doprowadzając do rozstrojenia moich myśli. Automatycznie wbiłam wzrok w zwisające nad dywanem stopy. 
   -Szukałam pomysłu. - przyznałam cicho. Powietrze, które wypuścił z ust, zatrzymało się na mojej skroni.
   -Oryginalny, gratulacje. - uniósł kąciki ust ku górze. -Tak mocno pochłonęła cię gadka o Barcelonie, że nie słyszałaś, gdy wróciłem do domu? Nie musisz uzgadniać ze mną kwestii wyjazdu po suknię Anny. Jedź, jeśli chcesz.
   -Aż tyle wyłapałeś? - zawstydzona przygryzłam wargę.
   -Dość sporo. Ale chciałbym ponowić pierwsze pytanie.
   -Marco, wiesz już, że się pogubiłam, nie potrafiłam. Każda opcja wydawała się zła.
   -Dlatego uznałaś, że najlepiej to przede mną ukryć? Masz świadomość, jak się teraz czuję? Jeśli sądzisz, że wolałbym nie wiedzieć, mylisz się. Żadnych tajemnic, pamiętasz?
   -Pamiętam, przepraszam. - odruchowo wtuliłam twarz w jego obojczyk.
   -To prawda? - upewniał się drżącym głosem. -Te wszystkie sceny, które wymieniał Lewy... Półtora miesiąca? - pokiwałam głową, bo tylko tyle byłam w stanie z siebie wycisnąć. -Co to za film?
   -"Tylko ciebie chcę". Kontynuacja "Trzy metry nad niebem".
   -Kojarzę. Głośna produkcja. - uśmiechnął się kwaśno. -Mario Casas... Niezły z niego gość.
   -A jaki to ma związek z moją rolą? - obruszyłam się. -Jest zakochany, ja też. To przesądza sprawę.
   -Nie, Mała. - zaoponował blondas. -To ją dopiero otwiera. Rozumiem, że o tym marzyłaś, ale ja nie wyrażam zgody.
   -Z powodu..?
   -Po pierwsze, nie zniosę faktu, że posuwa cię obcy facet. Że cię dotyka, całuje, a ty akceptujesz to, co do tej pory dzieliłaś tylko ze mną.
   -Przecież...
   -Po drugie: nigdy, przenigdy nie umiałbym z anielską cierpliwością patrzeć na to, jak jakiś psychol gwałci moją dziewczynę. Domyślam się, co powiesz: to jedynie film. Okej, spoko. Ale już widziałem cię w takim stanie i ponownie przez to nie przejdę, rozumiesz? Gdybym miał wybór, osobiście zdecydowałbym się na to, byś ze mną zerwała. Lepszy taki ból niż ten spowodowany twoim cierpieniem.
   -Woody, zapędziłeś się. - pogładziłam jego nagie plecy. -Szanuję twoją opinię, aczkolwiek nikt nie zmusi cię do do oglądania akurat tej części adaptacji. Pewnie wypadnie fatalnie w moim wykonaniu i sama będę zakrywała oczy z zażenowania.
   -Cholera, jaka ty jesteś uparta. - ostrożnie posadził mnie na pościeli, by móc przechadzać się po pokoju. -Zupełnie nie przeszkadza ci to, że koleś będzie się do ciebie przystawiał? Że twoje ciało zobaczy pół świata? I w końcu to, że nie będziemy się widywać przez te pierdolone sześćdziesiąt pięć dni?
   -Przyjadę na ślub brata. - szepnęłam obejmując kolana, chcąc w ten sposób ochronić się przed jego narastającą złością.
   -Ach. Jedną na sześćdziesiąt pięć dób jednak mi poświęcisz. Świetnie. Powinienem nosić cię na rękach za tą hojność?
   -Nie. Spróbuj wcielić się we mnie, kiedy uciekasz na mecz.
   -Kurwa, wracam po dwóch, ewentualnie trzech dniach, co dwa tygodnie, a na Ligę Mistrzów lecimy razem. - swoją uwagą jeszcze bardziej go rozzłościłam. Czy Stachurska nie tłumaczyła mi tego mechanizmu na Ibizie?
   -Staram się przekonać cię, że to w żadnym stopniu nie zaszkodzi naszej znajomości, ale najwyraźniej nie chcesz tego pojąć. - zacięcie sypałam argumentami. -Nagle przestałeś wierzyć, że nikogo nie kocham tak mocno, jak ciebie? Że kocham tylko ciebie?
   -Maleńka, błagam cię. - ściągnął moje nogi w dół, po czym objął rozdygotane dłonie i z największą delikatnością pocałował ich wierzch. -Właśnie tego pragniesz? Robert trafił w sedno, nie mieszkamy w Hollywood, a tam życie toczy się swoim rytmem. Pomyśl, jak po wszystkim spojrzą na ciebie ludzie. To twój pierwszy film i od razu idziesz na całość? Czekaj... A może ten Casas cię jara, co? Liczysz na przygodę z hiszpańskim mięśniakiem? No powiedz mi to! Najlepiej prosto w twarz.
   Otworzyłam usta, zszokowana jego wnioskami. Wpatrywaliśmy się w siebie, a ja w nerwach zbierałam słowa, by obrócić jego absurdalną tezę w pył. Bez żadnej bazy przestał wierzyć, że jest jedynym mężczyzną, który potrafi mnie rozpalić, wręcz parząc skórę najdelikatniejszym dotykiem. To chce usłyszeć?
   Ironicznym uśmiechem oznajmił mi, że czas na wykonanie zadania minął.
   -Rozumiem. - podsumował, stając na pewnym gruncie. -Prześpię się dziś w gościnnym, bo raczej nie powinienem już oddawać ci swojej części łóżka.
   Wraz z trzaśnięciem drzwiami pod wpływem wstrząsu moja czerwona pikawka spadła do żołądka, znajdując sobie w nim miejsce na następne dni. Robercie Bobku Lewandowski... Nienawidzę cię, cholerny proroku.


***


Zgodnie z obietnicą: karty odkryte, teraz wiecie już wszystko :)
W związku z tym dodatkowo dwa ogłoszenia:
1. Nie wyobrażajcie sobie proszę, że Lena wygląda jak odtwórczyni roli Gin (mnie osobiście ta dziewczyna w ogóle się nie podoba, ale wprowadziłam jej postać na potrzeby opowiadania).
2. Chciałabym znać Waszą opinię odnośnie tego pomysłu, dlatego w komentarzach proszę o wszelkie odniesienia.
Na każde inne pytanie z przyjemnością odpowiem w komentarzu pod bieżącym postem :)


Mam jeszcze osobistą niespodziankę odnośnie niedzielnej kolejki Ekstraklasy zamykającej sezon:
to, że Lech został MP nie jest oczywiście niespodzianką (bo nie mogło być inaczej :p). Niespodzianką jest natomiast kolega na tym zdjęciu (które swoją drogą nie jest najlepszej jakości, ale jest :D). Drogie Panie, mam zaszczyt przedstawić Wam młodego dżentelmena w samym środku, tego z opuszczoną głową, zawzięcie wpatrującego się w swoją koszulkę - Herr Semir Štilić we własnej osobie. Nie mam pojęcia, co dokładnie robi, ale na moje oko przypomina sobie czas spędzony w Poznaniu i w tym właśnie momencie tęskni za Leną :p


Ostatnio chyba ponosi mnie fantazja, więc jeśli pod kolejnym postem napiszę równie długą notkę, znajdźcie mnie i zabierzcie sobie mojego laptopa :p Pozdrawiam, do usłyszenia ♡


sobota, 6 czerwca 2015

3. Ich werde versuchen, dir zu verzeihen

   -Co ty tutaj robisz? - usłyszałam dobitną, płynną angielszczyznę ukochanego, co dało mi do myślenia nad danymi osobowymi naszego gościa. Kto z jego lub moich znajomych nie znał niemieckiego? -Tak okropnie namieszałaś i jeszcze ci mało?
   Odpowiedziało mu milczenie, co kompletnie mnie rozstroiło. Szybko założyłam szorty, zapinając jeszcze guziczki przy bluzce i bez większego zaangażowania przeczesując włosy palcami, po czym pomknęłam do korytarza. Marco odsunął się, gdy tylko stanęłam za nim, by przywitać wieczornego przybysza.
   Ostatni raz tak silnie wytrącił mnie z równowagi atak Bobka na Reusa, gdy nękał nas obojga po pierwszej wspólnej nocy. Teraz złość kopulowała z głębokim szokiem i całą gamą podrzędnych, głównie negatywnych emocji. Patrzyłam na dziewczynę stojącą w progu z nieskrywaną pogardą, czego zapewne się spodziewała, bo raczej nie liczyła, że wpadnę jej w ramiona, ciesząc się zaskakującym przyjazdem. Wprawdzie zastanawiał mnie jedynie fakt, co ją tu sprowadza - o tej porze, po tylu miesiącach. Zorientowałam się, że znajdowałam się w jej sytuacji przed Bożym Narodzeniem, gdy zgodnie z obietnicą wróciłam do Marco, a Fornell omal nie wypchnął mnie za drzwi. Wtedy zrozumiałam, że powinnam postąpić tak samo, jak blondyn, nie miałam jednak pojęcia, jak odbierze mój gest.
   -Przeszkodziłam wam. - powiedziała nieśmiało, skubiąc zamek swojej torebki. -Przepraszam, ale nie mogłam dłużej czekać, nie zabiorę dużo czasu.
   Spojrzałam na Reusa, który nadal zabijał wzrokiem niższą od niego o parę centymetrów Polkę. Zaproszenie jej do środka było ostatnim, czego pragnął, lecz wiedziałam, że wyrazi na to zgodę, pomimo niepochlebnej opinii o kobiecie. Zdawał sobie sprawę, że znam ją bardzo długo i nie podjęłabym pochopnej decyzji.
   -W porządku. - zdobyłam się na lekki uśmiech, by dodać jej otuchy. Niesympatyczne oblicze mojego chłopaka jak zawsze budziło grozę. -Wejdź, porozmawiamy.
   Ostrożnie zrobiła kilka kroków w przód, więc poprowadziłam ją do salonu i zachęciłam, by się rozgościła. Piłkarz podążał w ślad za nami, wciskając dłonie w spodnie, a jego zacięta mina zaczęła mnie nawet bawić. Widziałam, że wiele słów ciśnie mu się na język, ale umiejętnie się kontrolował. Marco Reus właśnie udowodnił, że potrafi się kontrolować.
   -Kochanie, bardzo cię proszę. - ujęłam jego nadgarstek, co nie wywarło na niego znaczącego wpływu, gdyż w ogóle się nie poruszył. -Domyślam się, co czujesz, ale Kaja była moją przyjaciółką i fizycznie nigdy mnie nie skrzywdziła. Jak zauważyłeś, pojawiła się bez Štilicia, więc nalegam, byś odpuścił. Zostaniesz z nami?
   Uśmiechnął się ironicznie, kiedy brunetka opuściła głowę, po czym ujął moją twarz i chciwie musnął usta. Byłam w stu procentach przekonana, iż uczynił to tylko po to, by pokazać jej, że przez pewien okres trwała w związku z największym dupkiem galaktyki, podczas gdy ja uciekłam w objęcia jego idealnego przeciwieństwa, które było w stanie wprowadzić Bośniaka do grobu. Z wymarzonego faceta w jednej chwili na potrzeby scenariusza potrafił wcielić się w dwulicowego bałwana.
   -Wezmę prysznic i położę się do łóżka. - oświadczył obojętnie, wzruszając ramionami. -Jestem zmęczony, a jutro muszę stawić się na Signal Iduna Park. Pogadamy później. Dobranoc. - rzucił ze sztuczną uprzejmością do Kai i przed zniknięciem puścił do mnie oczko. Uniemożliwienie zaspokojenia seksualnych pragnień musiało pójść mu w pięty. Pokręciłam głową ze śmiechem i usiadłam w fotelu naprzeciwko.
   -On cię kocha. - oświadczyła bezceremonialnie dziewczyna, wpatrując się we mnie niepewnie. Uniosłam brwi i zacisnęłam wargi.
   -Wiem. Czy to dziwne?
   -Nie. Ale świetnie wiedzieć, że znów jesteś szczęśliwa.
   -Marco daje mi to, o czym Semir nigdy nie umiał pomyśleć. - przyznałam zerkając na nią przenikliwie. -Ale chyba nie po to tutaj przyszłaś, prawda? O co chodzi?
   -W sumie... Powinnam zacząć od przeprosin. - wymamrotała półgłosem. -Lena, ja naprawdę nie chciałam zniszczyć twojego związku. Uznałam jedynie, że on powinien poznać prawdę.
   -Więc dlaczego nie pozostawiłaś tego mnie? Sama wpakowałam się w kłopoty i sama chciałam je rozwiązać, szukałam tylko okazji. Przyznanie się do zdrady to trudne postanowienie i wymaga czasu. Jak zdążyłaś zauważyć, bo o waszym romansie dowiedziałam się dopiero od ciebie.
   -Wybacz. To nie miało tak wyglądać. Zabrnęliśmy za daleko i wszyscy ponieśliśmy przykre konsekwencje.
   -Mówisz mi to, bo ciebie też rzucił i wyjechał z Poznania? Ostrzegałam, że mu się znudzisz, a wtedy pożałujesz, więc teraz cierp. - fuknęłam bez wyrzutów sumienia. Po raz kolejny otrzymałam szansę, by wyrzucić z siebie to, co leży mi na sercu i nie wahałam się ani chwili. Długo na to czekałam.
   -Nie postąpił złośliwie. - westchnęła zamyślona. -Tłumaczył, że nie jest w stanie dłużej mieszkać w Polsce, bo ciągle o tobie myśli. Ta nasza... Miłość była wielkim bagnem. Przelotne uczucie na pocieszenie.
   -Wybacz, ale totalnie mnie to nie interesuje. - odparowałam z pełną satysfakcją. -Marco dostaje wstrząsów anafilaktycznych na samo wspomnienie Štilicia, a ja nie mogę go stracić w tak głupi sposób, rozumiesz? Za bardzo zależy mi na jego uczuciu, by wkurwiać go czymś takim, więc nie zamierzam podejmować tego tematu.
   -Jak uważasz. - skruszyła się speszona moimi uwagami. Nie sądziła, że tak bardzo nienawidzę byłego chłopaka, a wytaczanie armat w jej obecności przynosiło mi dziką satysfakcję. -Przykro mi, że cię zdenerwowałam.
   -Po prostu wyjaśnij mi, z jaką sprawą przychodzisz. Śmiało, przecież cię nie zabiję.
   -Potrzebuje pomocy. - podniosła oczy, w których dostrzegłam zwątpienie. -Błagam, Lena. Nie przyleciałam tutaj po to, by napsuć ci krwi, ale prosić o jeszcze jeden kredyt zaufania. Muszę coś zrobić ze swoim życiem, przestać imprezować, znaleźć pracę, zacząć zarabiać. Już czas na usamodzielnienie i głęboko wierzę, że uda ci się mi przebaczyć, chociaż w małym stopniu.
   Obserwowałam ją, wprost czując powiększające się źrenice, ponieważ do mózgu jeszcze nie dotarło to, co dotarło do uszu. Jego komórki późną, wieczorową porą pracowały w zwolnionym tempie i zanim ogarnęły powagę sytuacji, zdążyłam wyprodukować pewien plan. Nie byłam przekonana co do jego słuszności, ale w mojej pamięci wciąż buszowały rady Kai, których w przeszłości udzielała mi mądrze i od serca. Niedawno za nimi tęskniłam. Obecnie zyskałam możliwość rekompensaty i nieskorzystanie z niej uznałabym za grzech.
   -Spróbuję. - odparłam pogodnie i wstałam, by podać dziewczynie dłoń współpracy. Uścisnęła ją z wyraźną wdzięcznością i tryskającą na wszystkie strony ulgą, po czym porwałam ze stolika kartkę papieru i zapisałam na niej adres. -Kojarzysz to miejsce? Weź taksówkę i spotkamy się tam jutro w południe. Zobaczę, co zdziałam.
   -Dziękuję. - szepnęła ocierając płynące po policzkach łzy. Po raz kolejny zaskoczyła mnie swoją pokorą i wrażliwością. -Pójdę już. Mniemam, że twój chłopak porwie mnie i zakopie w lesie, jeśli cię przetrzymam.
   -Nie rób z niego potwora. - zachichotałam rozbawiona. Ona naprawdę się go bała! -Nienawidzi cię z oczywistych przyczyn, ale nie jest sadystą ani kanibalem. Przejdzie mu.
   -Martwi się o ciebie, to normalne. - dostrzegła, kiedy odprowadzałam ją do drzwi. -Ale ufa ci: wpuścił mnie do swojego mieszkania i zostawił nas same. Oboje nie musieliście się na to godzić. Już narobiłam sobie długów zadośćuczynienia.
   -Na moim miejscu uczyniłabyś to samo. - klepnęłam ją w ramię. Nacisnęła klamkę i wyszła na korytarz.
   -Dziękuję jeszcze raz.
   -Nie ma za co. - mruknęłam do siebie barykadując drzwi na założone zamki. W pośpiechu odszukałam telefon i wykonałam ostatnie w dzisiejszym dniu, lecz najistotniejsze połączenie.
   -Halo? - wychwyciłam po kilku sygnałach zaspany, męski głos, na co uśmiechnęłam się mimowolnie.
   -Cześć, Marcel. Obudziłam cię?
   -Eee... Tak... Nie... Cholera, nie mam pojęcia, chyba zdrzemnąłem się na balkonie... Ale zimno! Która godzina? - powstrzymanie przy nim śmiechu graniczyło z cudem. -Co się stało, że tak późno dzwonisz? Woody ci nie dogadza?
   -Przestań, czubku. - w wyobraźni już widziałam jego paranormalny wyszczerz. -Czy jutro o dwunastej zastanę cię w klubie?
   -Niestety, jutro urzędy sprawuje mój najwspanialszy współpracownik, Robin Kaul, bo ja umówiłem się z klientem na dziaranie i dotrę tam najszybciej przed szesnastą. A w czym problem?
   -Pilna sprawa. - poinformowałam tajemniczo. -I nie zaakceptuję odmowy.



~~~


   Wykorzystując spowodowaną trwającym treningiem nieobecność Reusa, zjawiłam się pod Cocaine spóźniona o kilka minut. Gdy weszłam do środka, Kaja siedziała przy jednym z boksów w kącie. O tej godzinie Dortmundczycy nie wpadają na pomysł zabalowania w klubie, więc mogłyśmy spokojnie i bez świadków porozmawiać. Wyprysnęłam z mieszkania w tajemnicy przed Marco, ponieważ pragnęłam nie dopuścić do tego, by dotarła do niego wiadomość o naszym spotkaniu, w dodatku z udziałem jego przyjaciela. Zapewne spowodowałaby ona niepotrzebny skok ciśnienia, będący dla zawodnika tej klasy niepotrzebnym stresem.
   Robin załatwiał na zapleczu formalności związane z dostawą towaru, poprosił zatem, byśmy poczekały na niego przez krótki moment. Po otrzymaniu zamówionego soku, zajęłam miejsce naprzeciwko znajomej lustrującej pomieszczenie, w którym przebywałyśmy. Nie ponaglałam jej, by bez pośpiechu przyzwyczaiła się do okoliczności i odgadła, dlaczego ją tu zaprosiłam. Sądziłam, iż charakteryzuje ją błyskotliwość wyższego stopnia, niestety, nadal niczego nie skojarzyła.
   -Lena, do cholery. - syknęła pochylając się ku mnie nad stolikiem. -Co ty wyprawiasz? Dlaczego tu jesteśmy?
   -Już nie pamiętasz, co ci wczoraj obiecałam? - zapytałam z nutką pretensji w głosie. -Powinnaś wychwalać mnie za to, że tak szybko zadziałałam. Myślę, że wystarczy tylko dopiąć detale, chłopaki zazwyczaj są ugodowi oraz bezproblemowi. Podkreślam, zazwyczaj. Ale to inna historia.
   -Zaraz... - wreszcie jej umysł zaczynał obejmować fakty. -Zamierzasz wkręcić mnie... Dziewczyno! Ja nie znam języka!
   -Nie panikuj. - roześmiałam się pod wpływem jej przerażenia. -Kaul i Fornell płynnie mówią po angielsku, zatem ich masz już z głowy. Na samym początku wprowadzą cię w zasady funkcjonowania lokalu - pokażą ci, jak pracują, co się tu dzieje, jakie eventy organizują. Coś w formie stażowego. W międzyczasie przyswoisz niemiecki na poziomie pozwalającym na płynną komunikację, jeśli nie ze mną, to z Robertem. Zgodził się udzielać ci korepetycji w wolnym czasie.
   -Za dużo dla mnie robisz. - podsumowała stanowczo. -Głupio mi, że zjawiłam się z tą sprawą akurat u ciebie... Gdybym miała inny wybór, nie zawracałabym ci głowy.
   -Kaja, nie powiedziałam, że nie mam żalu, bo wciąż męczy mnie to, co zrobiłaś. Niemniej jednak cieszę się, że po raz kolejny mamy okazję pogadać. Minęło mnóstwo czasu, sporo uległo zmianie.
   -To prawda. - pokiwała głową zamyślona. -Myślisz, że dałabyś radę na nowo ułożyć sobie życie z Semirem?
   -Nie. Wczoraj objaśniłam to dość klarownie, nie roztrząsam już tego niewypału.
   -Przepraszam, wspominałaś, że nie chcesz o nim słyszeć.
   -Nie zrezygnuję z Marco, dopóki on nie zrezygnuje ze mnie. Mam nadzieję, że nie planuje takiej decyzji.
   -Lena... - po krótkim wahaniu delikatnie położyła rękę na mojej chłodnej, aczkolwiek spalonej hiszpańskim słońcem dłoni. -Wszystko między wami w porządku? Nie pokłóciliście się z powodu mojej wizyty, prawda?
   Cholera, szlag by trafił całą naszą przyjaźń i to jej perfekcyjne odczytywanie emocji. Byłyśmy nierozłączne tyle lat, że ucięłabym sobie lewą kończynę aż do łokcia, gdyby niczego nie zauważyła. Stanęłam przed trudnym dylematem - zwierzyć się czy nie? Gdy ostatnio od A do Z wtajemniczyłam ją w swoje rozterki, z hukiem straciłam chłopaka. Jednak Reus prawdopodobnie uznałby jej rewelacje za brednie, a gdy się denerwuje, jego nienaganny angielski pryska jak bańka mydlana. Okej, powiem. Przecież dałam jej szansę.
   -Troszkę się dąsał, ale przyjął to na klatę. - zapewniłam z uśmiechem. -Kłopot wynika zupełnie z czegoś innego.
   -Z czego? Słuchaj... Wiem, że trzymasz mnie na dystans, że mi nie ufasz, ale właśnie załatwiłaś mi pracę. Naprawdę sądzisz, że odwdzięczę się w tak niemoralny sposób?
   Przekonała mnie. Może rzeczywiście przesadzałam.
   -Niedługo wyjadę. - oświadczyłam ponuro. Zastygła z naczyniem swojego napoju przy ustach.
   -Jak to wyjedziesz? Co to oznacza?
   -Będziemy musieli rozstać się na jakiś okres. Nie ostatecznie, nie zerwę z nim, ale opuszczę Dortmund.
   -On o tym wie?
   -Nie, bo nie mam pojęcia, jak...
   -Lena, czy ty zwariowałaś? Znalazłaś faceta, który nie widzi poza tobą świata i chcesz zwiać? Jesteś niepoważna!
   -Nie zwieję, porozmawiam z nim o tym! - podniosłam głos o pół tonu, podburzona wyrzutami brunetki. -Ja po prostu... Boję się, jak zareaguje. To niby zaledwie półtora miesiąca, ale nie mam pewności, jak to wpłynie na naszą relację.
   -Na litość Boską, kobieto, co ty kombinujesz?
   -Podpisałam kontrakt w Barcelonie, na mocy którego...
   -Kontrakt? Jaki kontrakt? - doszło do mnie zza pleców. Czułam, jak krew automatycznie krzepnie w moich żyłach, a Robin opada na fotel obok. -Będziesz reklamować bieliznę? Jeśli tak, to spoko, nie mogę się doczekać. Ale błagam, ani słowa Reusowi, bo wjedzie mi czołgiem do mieszkania.
   -Och, zamknij się! - uderzyłam go kilkakrotnie w ramię, na co zaczął pokładać się ze śmiechu. Pieprzony zboczeniec, oboje z Woody'm stanowili o swojej niekiedy niskiej wartości. -Możemy przejść do sedna?
   -Naturalnie. - chłopak wygładził nadruk na swoim firmowym t-shircie i skierował uwagę na Kaję. -Więc?
   Świadkując ich konwersacji zrozumiałam, iż moje 'pięć groszy' jest im zupełnie zbędne. Dogadali się bez najmniejszego spięcia i umówili na kolejny dzień, by Kaja wdrażała tajniki pracy w Cocaine i poznała resztę ekipy z Marcelem na czele. Opuściły mnie wątpliwości, że sobie nie poradzi, przecież miała obok siebie dwójkę narwańców, którzy będą ją wspierać. Marco miał rację - można na nich liczyć. Nigdy nie zawiedli jego, a i do mnie wyciągnęli dziś pomocną dłoń.


***


   SOBEK SOBEK SOBEK SOBECKOOOO! Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że ten chłopak wygrał 'You Can Dance'! Jest dla mnie najpiękniejszym dowodem na to, że chcieć to móc. A motywacja jest mi obecnie bardzo potrzebna :)

Wracając na ziemię - nie obraźcie się, ale rozpiera mnie radość, bo nie odgadnęłyście, kto wpadł do naszej pareczki, a właśnie o to mi chodziło - o niespodziankę (nie pierwszą i nie ostatnią w tej części) :) Już za tydzień za to dowiecie się, o co chodzi z wyjazdem Leny: zdradziłam już, że Hiszpania, że Barcelona, że kontrakt... A w czwartym rozdziale odkryję ostatnią kartę :)

Znów za dużo gadam, a zostało mi niewiele czasu - do finału LM muszę zrobić jeszcze milion innych rzeczy... A jutro finisz Ekstraklasy i po prostu czuję w kościach, że mistrzostwo wraca do Poznania! Dostąpię zaszczytu obejrzenia meczu przeciwko Wiśle z trybun i to podwójnie mnie jara (Semir prawdopodobnie przyjedzie, więc nie mogę się już doczekać :D)

Uciekam, nie zawracam Wam już głowy i przepraszam za długość tej bezwartościowej notki, ale musiałam gdzieś wyładować emocje :p Do usłyszenia!