sobota, 6 czerwca 2015

3. Ich werde versuchen, dir zu verzeihen

   -Co ty tutaj robisz? - usłyszałam dobitną, płynną angielszczyznę ukochanego, co dało mi do myślenia nad danymi osobowymi naszego gościa. Kto z jego lub moich znajomych nie znał niemieckiego? -Tak okropnie namieszałaś i jeszcze ci mało?
   Odpowiedziało mu milczenie, co kompletnie mnie rozstroiło. Szybko założyłam szorty, zapinając jeszcze guziczki przy bluzce i bez większego zaangażowania przeczesując włosy palcami, po czym pomknęłam do korytarza. Marco odsunął się, gdy tylko stanęłam za nim, by przywitać wieczornego przybysza.
   Ostatni raz tak silnie wytrącił mnie z równowagi atak Bobka na Reusa, gdy nękał nas obojga po pierwszej wspólnej nocy. Teraz złość kopulowała z głębokim szokiem i całą gamą podrzędnych, głównie negatywnych emocji. Patrzyłam na dziewczynę stojącą w progu z nieskrywaną pogardą, czego zapewne się spodziewała, bo raczej nie liczyła, że wpadnę jej w ramiona, ciesząc się zaskakującym przyjazdem. Wprawdzie zastanawiał mnie jedynie fakt, co ją tu sprowadza - o tej porze, po tylu miesiącach. Zorientowałam się, że znajdowałam się w jej sytuacji przed Bożym Narodzeniem, gdy zgodnie z obietnicą wróciłam do Marco, a Fornell omal nie wypchnął mnie za drzwi. Wtedy zrozumiałam, że powinnam postąpić tak samo, jak blondyn, nie miałam jednak pojęcia, jak odbierze mój gest.
   -Przeszkodziłam wam. - powiedziała nieśmiało, skubiąc zamek swojej torebki. -Przepraszam, ale nie mogłam dłużej czekać, nie zabiorę dużo czasu.
   Spojrzałam na Reusa, który nadal zabijał wzrokiem niższą od niego o parę centymetrów Polkę. Zaproszenie jej do środka było ostatnim, czego pragnął, lecz wiedziałam, że wyrazi na to zgodę, pomimo niepochlebnej opinii o kobiecie. Zdawał sobie sprawę, że znam ją bardzo długo i nie podjęłabym pochopnej decyzji.
   -W porządku. - zdobyłam się na lekki uśmiech, by dodać jej otuchy. Niesympatyczne oblicze mojego chłopaka jak zawsze budziło grozę. -Wejdź, porozmawiamy.
   Ostrożnie zrobiła kilka kroków w przód, więc poprowadziłam ją do salonu i zachęciłam, by się rozgościła. Piłkarz podążał w ślad za nami, wciskając dłonie w spodnie, a jego zacięta mina zaczęła mnie nawet bawić. Widziałam, że wiele słów ciśnie mu się na język, ale umiejętnie się kontrolował. Marco Reus właśnie udowodnił, że potrafi się kontrolować.
   -Kochanie, bardzo cię proszę. - ujęłam jego nadgarstek, co nie wywarło na niego znaczącego wpływu, gdyż w ogóle się nie poruszył. -Domyślam się, co czujesz, ale Kaja była moją przyjaciółką i fizycznie nigdy mnie nie skrzywdziła. Jak zauważyłeś, pojawiła się bez Štilicia, więc nalegam, byś odpuścił. Zostaniesz z nami?
   Uśmiechnął się ironicznie, kiedy brunetka opuściła głowę, po czym ujął moją twarz i chciwie musnął usta. Byłam w stu procentach przekonana, iż uczynił to tylko po to, by pokazać jej, że przez pewien okres trwała w związku z największym dupkiem galaktyki, podczas gdy ja uciekłam w objęcia jego idealnego przeciwieństwa, które było w stanie wprowadzić Bośniaka do grobu. Z wymarzonego faceta w jednej chwili na potrzeby scenariusza potrafił wcielić się w dwulicowego bałwana.
   -Wezmę prysznic i położę się do łóżka. - oświadczył obojętnie, wzruszając ramionami. -Jestem zmęczony, a jutro muszę stawić się na Signal Iduna Park. Pogadamy później. Dobranoc. - rzucił ze sztuczną uprzejmością do Kai i przed zniknięciem puścił do mnie oczko. Uniemożliwienie zaspokojenia seksualnych pragnień musiało pójść mu w pięty. Pokręciłam głową ze śmiechem i usiadłam w fotelu naprzeciwko.
   -On cię kocha. - oświadczyła bezceremonialnie dziewczyna, wpatrując się we mnie niepewnie. Uniosłam brwi i zacisnęłam wargi.
   -Wiem. Czy to dziwne?
   -Nie. Ale świetnie wiedzieć, że znów jesteś szczęśliwa.
   -Marco daje mi to, o czym Semir nigdy nie umiał pomyśleć. - przyznałam zerkając na nią przenikliwie. -Ale chyba nie po to tutaj przyszłaś, prawda? O co chodzi?
   -W sumie... Powinnam zacząć od przeprosin. - wymamrotała półgłosem. -Lena, ja naprawdę nie chciałam zniszczyć twojego związku. Uznałam jedynie, że on powinien poznać prawdę.
   -Więc dlaczego nie pozostawiłaś tego mnie? Sama wpakowałam się w kłopoty i sama chciałam je rozwiązać, szukałam tylko okazji. Przyznanie się do zdrady to trudne postanowienie i wymaga czasu. Jak zdążyłaś zauważyć, bo o waszym romansie dowiedziałam się dopiero od ciebie.
   -Wybacz. To nie miało tak wyglądać. Zabrnęliśmy za daleko i wszyscy ponieśliśmy przykre konsekwencje.
   -Mówisz mi to, bo ciebie też rzucił i wyjechał z Poznania? Ostrzegałam, że mu się znudzisz, a wtedy pożałujesz, więc teraz cierp. - fuknęłam bez wyrzutów sumienia. Po raz kolejny otrzymałam szansę, by wyrzucić z siebie to, co leży mi na sercu i nie wahałam się ani chwili. Długo na to czekałam.
   -Nie postąpił złośliwie. - westchnęła zamyślona. -Tłumaczył, że nie jest w stanie dłużej mieszkać w Polsce, bo ciągle o tobie myśli. Ta nasza... Miłość była wielkim bagnem. Przelotne uczucie na pocieszenie.
   -Wybacz, ale totalnie mnie to nie interesuje. - odparowałam z pełną satysfakcją. -Marco dostaje wstrząsów anafilaktycznych na samo wspomnienie Štilicia, a ja nie mogę go stracić w tak głupi sposób, rozumiesz? Za bardzo zależy mi na jego uczuciu, by wkurwiać go czymś takim, więc nie zamierzam podejmować tego tematu.
   -Jak uważasz. - skruszyła się speszona moimi uwagami. Nie sądziła, że tak bardzo nienawidzę byłego chłopaka, a wytaczanie armat w jej obecności przynosiło mi dziką satysfakcję. -Przykro mi, że cię zdenerwowałam.
   -Po prostu wyjaśnij mi, z jaką sprawą przychodzisz. Śmiało, przecież cię nie zabiję.
   -Potrzebuje pomocy. - podniosła oczy, w których dostrzegłam zwątpienie. -Błagam, Lena. Nie przyleciałam tutaj po to, by napsuć ci krwi, ale prosić o jeszcze jeden kredyt zaufania. Muszę coś zrobić ze swoim życiem, przestać imprezować, znaleźć pracę, zacząć zarabiać. Już czas na usamodzielnienie i głęboko wierzę, że uda ci się mi przebaczyć, chociaż w małym stopniu.
   Obserwowałam ją, wprost czując powiększające się źrenice, ponieważ do mózgu jeszcze nie dotarło to, co dotarło do uszu. Jego komórki późną, wieczorową porą pracowały w zwolnionym tempie i zanim ogarnęły powagę sytuacji, zdążyłam wyprodukować pewien plan. Nie byłam przekonana co do jego słuszności, ale w mojej pamięci wciąż buszowały rady Kai, których w przeszłości udzielała mi mądrze i od serca. Niedawno za nimi tęskniłam. Obecnie zyskałam możliwość rekompensaty i nieskorzystanie z niej uznałabym za grzech.
   -Spróbuję. - odparłam pogodnie i wstałam, by podać dziewczynie dłoń współpracy. Uścisnęła ją z wyraźną wdzięcznością i tryskającą na wszystkie strony ulgą, po czym porwałam ze stolika kartkę papieru i zapisałam na niej adres. -Kojarzysz to miejsce? Weź taksówkę i spotkamy się tam jutro w południe. Zobaczę, co zdziałam.
   -Dziękuję. - szepnęła ocierając płynące po policzkach łzy. Po raz kolejny zaskoczyła mnie swoją pokorą i wrażliwością. -Pójdę już. Mniemam, że twój chłopak porwie mnie i zakopie w lesie, jeśli cię przetrzymam.
   -Nie rób z niego potwora. - zachichotałam rozbawiona. Ona naprawdę się go bała! -Nienawidzi cię z oczywistych przyczyn, ale nie jest sadystą ani kanibalem. Przejdzie mu.
   -Martwi się o ciebie, to normalne. - dostrzegła, kiedy odprowadzałam ją do drzwi. -Ale ufa ci: wpuścił mnie do swojego mieszkania i zostawił nas same. Oboje nie musieliście się na to godzić. Już narobiłam sobie długów zadośćuczynienia.
   -Na moim miejscu uczyniłabyś to samo. - klepnęłam ją w ramię. Nacisnęła klamkę i wyszła na korytarz.
   -Dziękuję jeszcze raz.
   -Nie ma za co. - mruknęłam do siebie barykadując drzwi na założone zamki. W pośpiechu odszukałam telefon i wykonałam ostatnie w dzisiejszym dniu, lecz najistotniejsze połączenie.
   -Halo? - wychwyciłam po kilku sygnałach zaspany, męski głos, na co uśmiechnęłam się mimowolnie.
   -Cześć, Marcel. Obudziłam cię?
   -Eee... Tak... Nie... Cholera, nie mam pojęcia, chyba zdrzemnąłem się na balkonie... Ale zimno! Która godzina? - powstrzymanie przy nim śmiechu graniczyło z cudem. -Co się stało, że tak późno dzwonisz? Woody ci nie dogadza?
   -Przestań, czubku. - w wyobraźni już widziałam jego paranormalny wyszczerz. -Czy jutro o dwunastej zastanę cię w klubie?
   -Niestety, jutro urzędy sprawuje mój najwspanialszy współpracownik, Robin Kaul, bo ja umówiłem się z klientem na dziaranie i dotrę tam najszybciej przed szesnastą. A w czym problem?
   -Pilna sprawa. - poinformowałam tajemniczo. -I nie zaakceptuję odmowy.



~~~


   Wykorzystując spowodowaną trwającym treningiem nieobecność Reusa, zjawiłam się pod Cocaine spóźniona o kilka minut. Gdy weszłam do środka, Kaja siedziała przy jednym z boksów w kącie. O tej godzinie Dortmundczycy nie wpadają na pomysł zabalowania w klubie, więc mogłyśmy spokojnie i bez świadków porozmawiać. Wyprysnęłam z mieszkania w tajemnicy przed Marco, ponieważ pragnęłam nie dopuścić do tego, by dotarła do niego wiadomość o naszym spotkaniu, w dodatku z udziałem jego przyjaciela. Zapewne spowodowałaby ona niepotrzebny skok ciśnienia, będący dla zawodnika tej klasy niepotrzebnym stresem.
   Robin załatwiał na zapleczu formalności związane z dostawą towaru, poprosił zatem, byśmy poczekały na niego przez krótki moment. Po otrzymaniu zamówionego soku, zajęłam miejsce naprzeciwko znajomej lustrującej pomieszczenie, w którym przebywałyśmy. Nie ponaglałam jej, by bez pośpiechu przyzwyczaiła się do okoliczności i odgadła, dlaczego ją tu zaprosiłam. Sądziłam, iż charakteryzuje ją błyskotliwość wyższego stopnia, niestety, nadal niczego nie skojarzyła.
   -Lena, do cholery. - syknęła pochylając się ku mnie nad stolikiem. -Co ty wyprawiasz? Dlaczego tu jesteśmy?
   -Już nie pamiętasz, co ci wczoraj obiecałam? - zapytałam z nutką pretensji w głosie. -Powinnaś wychwalać mnie za to, że tak szybko zadziałałam. Myślę, że wystarczy tylko dopiąć detale, chłopaki zazwyczaj są ugodowi oraz bezproblemowi. Podkreślam, zazwyczaj. Ale to inna historia.
   -Zaraz... - wreszcie jej umysł zaczynał obejmować fakty. -Zamierzasz wkręcić mnie... Dziewczyno! Ja nie znam języka!
   -Nie panikuj. - roześmiałam się pod wpływem jej przerażenia. -Kaul i Fornell płynnie mówią po angielsku, zatem ich masz już z głowy. Na samym początku wprowadzą cię w zasady funkcjonowania lokalu - pokażą ci, jak pracują, co się tu dzieje, jakie eventy organizują. Coś w formie stażowego. W międzyczasie przyswoisz niemiecki na poziomie pozwalającym na płynną komunikację, jeśli nie ze mną, to z Robertem. Zgodził się udzielać ci korepetycji w wolnym czasie.
   -Za dużo dla mnie robisz. - podsumowała stanowczo. -Głupio mi, że zjawiłam się z tą sprawą akurat u ciebie... Gdybym miała inny wybór, nie zawracałabym ci głowy.
   -Kaja, nie powiedziałam, że nie mam żalu, bo wciąż męczy mnie to, co zrobiłaś. Niemniej jednak cieszę się, że po raz kolejny mamy okazję pogadać. Minęło mnóstwo czasu, sporo uległo zmianie.
   -To prawda. - pokiwała głową zamyślona. -Myślisz, że dałabyś radę na nowo ułożyć sobie życie z Semirem?
   -Nie. Wczoraj objaśniłam to dość klarownie, nie roztrząsam już tego niewypału.
   -Przepraszam, wspominałaś, że nie chcesz o nim słyszeć.
   -Nie zrezygnuję z Marco, dopóki on nie zrezygnuje ze mnie. Mam nadzieję, że nie planuje takiej decyzji.
   -Lena... - po krótkim wahaniu delikatnie położyła rękę na mojej chłodnej, aczkolwiek spalonej hiszpańskim słońcem dłoni. -Wszystko między wami w porządku? Nie pokłóciliście się z powodu mojej wizyty, prawda?
   Cholera, szlag by trafił całą naszą przyjaźń i to jej perfekcyjne odczytywanie emocji. Byłyśmy nierozłączne tyle lat, że ucięłabym sobie lewą kończynę aż do łokcia, gdyby niczego nie zauważyła. Stanęłam przed trudnym dylematem - zwierzyć się czy nie? Gdy ostatnio od A do Z wtajemniczyłam ją w swoje rozterki, z hukiem straciłam chłopaka. Jednak Reus prawdopodobnie uznałby jej rewelacje za brednie, a gdy się denerwuje, jego nienaganny angielski pryska jak bańka mydlana. Okej, powiem. Przecież dałam jej szansę.
   -Troszkę się dąsał, ale przyjął to na klatę. - zapewniłam z uśmiechem. -Kłopot wynika zupełnie z czegoś innego.
   -Z czego? Słuchaj... Wiem, że trzymasz mnie na dystans, że mi nie ufasz, ale właśnie załatwiłaś mi pracę. Naprawdę sądzisz, że odwdzięczę się w tak niemoralny sposób?
   Przekonała mnie. Może rzeczywiście przesadzałam.
   -Niedługo wyjadę. - oświadczyłam ponuro. Zastygła z naczyniem swojego napoju przy ustach.
   -Jak to wyjedziesz? Co to oznacza?
   -Będziemy musieli rozstać się na jakiś okres. Nie ostatecznie, nie zerwę z nim, ale opuszczę Dortmund.
   -On o tym wie?
   -Nie, bo nie mam pojęcia, jak...
   -Lena, czy ty zwariowałaś? Znalazłaś faceta, który nie widzi poza tobą świata i chcesz zwiać? Jesteś niepoważna!
   -Nie zwieję, porozmawiam z nim o tym! - podniosłam głos o pół tonu, podburzona wyrzutami brunetki. -Ja po prostu... Boję się, jak zareaguje. To niby zaledwie półtora miesiąca, ale nie mam pewności, jak to wpłynie na naszą relację.
   -Na litość Boską, kobieto, co ty kombinujesz?
   -Podpisałam kontrakt w Barcelonie, na mocy którego...
   -Kontrakt? Jaki kontrakt? - doszło do mnie zza pleców. Czułam, jak krew automatycznie krzepnie w moich żyłach, a Robin opada na fotel obok. -Będziesz reklamować bieliznę? Jeśli tak, to spoko, nie mogę się doczekać. Ale błagam, ani słowa Reusowi, bo wjedzie mi czołgiem do mieszkania.
   -Och, zamknij się! - uderzyłam go kilkakrotnie w ramię, na co zaczął pokładać się ze śmiechu. Pieprzony zboczeniec, oboje z Woody'm stanowili o swojej niekiedy niskiej wartości. -Możemy przejść do sedna?
   -Naturalnie. - chłopak wygładził nadruk na swoim firmowym t-shircie i skierował uwagę na Kaję. -Więc?
   Świadkując ich konwersacji zrozumiałam, iż moje 'pięć groszy' jest im zupełnie zbędne. Dogadali się bez najmniejszego spięcia i umówili na kolejny dzień, by Kaja wdrażała tajniki pracy w Cocaine i poznała resztę ekipy z Marcelem na czele. Opuściły mnie wątpliwości, że sobie nie poradzi, przecież miała obok siebie dwójkę narwańców, którzy będą ją wspierać. Marco miał rację - można na nich liczyć. Nigdy nie zawiedli jego, a i do mnie wyciągnęli dziś pomocną dłoń.


***


   SOBEK SOBEK SOBEK SOBECKOOOO! Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że ten chłopak wygrał 'You Can Dance'! Jest dla mnie najpiękniejszym dowodem na to, że chcieć to móc. A motywacja jest mi obecnie bardzo potrzebna :)

Wracając na ziemię - nie obraźcie się, ale rozpiera mnie radość, bo nie odgadnęłyście, kto wpadł do naszej pareczki, a właśnie o to mi chodziło - o niespodziankę (nie pierwszą i nie ostatnią w tej części) :) Już za tydzień za to dowiecie się, o co chodzi z wyjazdem Leny: zdradziłam już, że Hiszpania, że Barcelona, że kontrakt... A w czwartym rozdziale odkryję ostatnią kartę :)

Znów za dużo gadam, a zostało mi niewiele czasu - do finału LM muszę zrobić jeszcze milion innych rzeczy... A jutro finisz Ekstraklasy i po prostu czuję w kościach, że mistrzostwo wraca do Poznania! Dostąpię zaszczytu obejrzenia meczu przeciwko Wiśle z trybun i to podwójnie mnie jara (Semir prawdopodobnie przyjedzie, więc nie mogę się już doczekać :D)

Uciekam, nie zawracam Wam już głowy i przepraszam za długość tej bezwartościowej notki, ale musiałam gdzieś wyładować emocje :p Do usłyszenia!

6 komentarzy:

  1. Ehh. Miło ze strony Leny, ze pomaga Kai. Ale swoją drogą mogłaby pomyśleć o sobie. Tak, żeby nie zniszczyć cudownego związku z Marco, bo według mnie są na prawdę wspaniała parą. Kurcze.. tyle czeka, że mam nadzieję, że Marco się wcześniej nie dowie i nie będzie z tego dymu. Liczę, że wkrótce wyzna mu tajemnicę na temat jej dalszych losów, bo trzymasz w niepewności... yhh dobraaa więc czekam do następnego. Buziakii :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz za spóźnienie, ale nadrabianie wszystkich blogów jest ogromnym pochłaniaczem czasu :)
    Po pierwsze, ciągle uważam, że Lena powinna powiedzieć o Barcelonie już dawno. Szkoda mi Marco, bo boję się, że może zareagować trochę nerwowo. Już nie moge się doczekać, jak juz definitywnie dowiemy się wszystkiego o wyjeździe Leny.
    Po drugie, przyjście Kai... Dlaczego wyczuwam kłopoty? Poważnie. Po ostatniej akcji z tą laską, nie mam do niej zaufania. Mam nadzieję, ze nie przysporzy ponownych problemów, ale znając Ciebie, to mogę się wwzystkiego spodziewać :)
    Życzę weny i pozdrawiam!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie spodziewałam się, że tą osobą będzie Kaja. Fajnie, że Lena postanowiła jej pomóc. Ale błagam Cię, niech ona się opamięta i odwoła ten kontrakt!!!!!!! LENA NIE MOŻE WYJECHAĆ!!!!!!!
    Sorki, że taki krótki ten komentarz, ale nauka wzywa :(
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
    Mańka

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybacz ale Lena nie powinna pomagać tej idiotce(przepraszam za słownictwo) ! Ale po prostu nie! Po tym co ona zrobiła nie powinna się pokazywać! A co do wyjazdu to ona nie może wyjechać! Nie możesz zakończyć ich związku bo na pewno się zakończy jeżeli ona wyjedzie na pare miesięcy... A tego bym nie przeżyła!! Rozdział napisany idealnie no ale ta wizyta mi się nie spodobała;/ Pozdrawiam i zapraszam na nowy -http://nieryzygnujnigdyzmarzen.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem czy Lena dobrze robi pomagając przyjaciółce, ale wiem że jeśli ją dużo łączyło z Kają to cieżko będzie jej odpuścić, wiem to doskonale na swoim przykładzie.
    Co do wjazdu Leny to mam nadzieję, że Marco to zrozumie, sam w końcu wyjeżdża bardzo często, więc jeśli kocha zaakceptuje jej decyzje, to przecież nie oznacza końca związku, na pewno wszystko będzie w porządku!
    Podsumowując.. kolejny, genialny i zaskakujący rozdział. Tego właśnie mi w życiu potrzeba ♥
    Czekam na następny rozdział, pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. No Kai to się w życiu nie spodziewałam, mam nadzieję że Lena nie popełnia błędu jej pomagając i że Kaja nic nie kombinuje. I kiedy Lena powie Marco o wyjeździe, obawiam się że Marco bardzo się na niej zawiedzie, Lena za długo trzyma to w tajemnicy przed nim. Ciekawe jak to się dalej potoczy. Cały rozdział cudowny. :) Życzę Ci dużo weny. D. :D

    OdpowiedzUsuń