Będąc w ruchu koncentrowałam się na poprawnym manewrowaniu kierownicą, lecz zatrzymywana przez sygnalizacje świetlne, które w dniu dzisiejszym ewidentnie mi nie sprzyjały, wracałam myślami do Barcelony. Podziwiałam mojego chłopaka za to, iż nie dociekał, co tam robiłam, ale i za to, że cierpliwie znosił moje humorki. W ostatnich dniach coraz częściej stawałam się nerwowa, brakowało mi skupienia i łapałam się na tym, że nie słuchałam słów najbliższych skierowanych bezpośrednio do mnie. Facet, z którym pieprzę się średnio cztery razy w tygodniu, przy tym tylko w pięćdziesięciu procentach w granicach łóżka, powinien być poinformowany o moich zamiarach już jakiś czas temu, bo jest drugą częścią mojego życia, bez której nie istniałaby ta pierwsza. Kurwa, ŻADNYCH tajemnic. Jeszcze nigdy nie złamałam danej mu obietnicy.
Wyglądał dziś wyjątkowo ponuro, a wymuszony uśmiech, którym przywitał mnie z odległości kilkunastu metrów, także nie należał do najszczerszych. Już sam przygnębiający wyraz jego twarzy rozbijał moje wnętrze na drobne cząstki, więc jak mogę myśleć o zabiciu nas obojga czymś do kwadratu podłym? Lena, jednak wystąpiły u ciebie początkowe objawy masochizmu.
Wpił się łapczywie w moje usta, ściskając jednocześnie biodra, jakby przypuszczał, że wyssie potrzebną energię. Być może posiadał jakieś ukryte, wampirze zdolności, bo jego humor uległ znaczącej poprawie. Swój podręczny bagaż upchnął w samochodowym kufrze i zasiadł na pasażerskim tronie.
-Dlaczego nie przyjechałaś Rolls Royce'm? - spytał lustrując mnie badawczo. -Brytyjczycy produkują model specjalnie na moją cześć, a ty go olewasz. Na pewno czuje się z tego powodu odrzucony.
-Marco. - uderzyłam otwartą dłonią w kolano piłkarza, zaraz kładąc ją z powrotem na kółku, bo centrum miasta to nienajlepsze miejsce do prowokacji. -Kochanie. Może zamiast do domu, powinniśmy udać się do psychiatry?
-Przyznaj, bałaś się, że znów zaciągnę cię na tylną kanapę. - uwodzicielsko poruszył brwiami, ale jedynie prychnęłam nonszalancko.
-Nie posunąłbyś się do tego w biały dzień, poza tym świetnie wiesz, że nie lubię go prowadzić. Jest ciężki, za duży i niewygodny.
-Żartowałem. - teraz to jego ręka powędrowała na moje nagie udo, na co pożałowałam, że założyłam tak krótkie szorty. -Ale miej świadomość, że godziny popołudniowe w niczym mi nie przeszkadzają.
Bezczelnie kontynuował swoje tortury doprowadzając mnie do ostateczności, aż w końcu wbiłam swoje paznokcie w jego delikatną skórę przy zgięciu łokcia. Zawył głośno, ugodzony dawką bólu i od tej pory trzymał swoje hormony i fantazje na wodzy.
-Następnym razem odbierze cię Marcel albo Robin. - warknęłam imitując złość. Nie oszukujmy się, nie umiałam się na niego dąsać.
-Przepraszam.
-Opowiedz mi lepiej, co się dziś stało. - zaproponowałam zerkając na niego bokiem. -Kiepsko się prezentujesz. Słynny Marco Reus zmizerniał podczas urlopu. Jak to możliwe?
-Odbyliśmy pierwsze zajęcia bez Mario.
-Oh. - jęknęłam, prawdziwie zaskoczona odpowiedzią. -Zapomniałam.
-W porządku. Dopiero teraz dostanę lekcję od życia, bo już autentycznie muszę się pogodzić z jego nieobecnością.
-Rozumiem, że to dla ciebie trudne, lecz z każdej strony ktoś udzieli ci wsparcia. Kumple, rodzina, ja... Spory wybór.
-Dlatego nie wpadam w sztuczną depresję. Będzie dobrze i zdałem sobie z tego sprawę już na Ibizie. Spędziłem więcej czasu z tobą, niż z Mario, ponieważ ciebie potrzebuję bardziej.
-Marco, ja...
-Gdy myślę o tym, że w zasadzie cały czas będziemy razem, dociera do mnie, że tak naprawdę nie mam powodów do stresu. Przecież jesteś dla mnie o wiele cenniejsza, niż Götze i jego zniknięcie. Bo ty nie znikniesz. Wpadniesz na każdy mecz i... Właśnie, przecież jeszcze dojdzie liga, tysiąc kontraktów reklamowych, sesje zdjęciowe, wywiady, konferencje...
-Chciałabym ci coś...
-Ach, jeśli nadal zamierzasz latać z nami na spotkania Champions League, nie stanowi to żadnego problemu. Otrzymujemy bilety na każdą kolejkę, a twoja noga wyzdrowiała i nie mam już argumentów, by zatrzymywać cię w Dortmundzie. Wiesz, strasznie się cieszę, że możesz kibicować z trybun i żywię nadzieję, że twoje studia w żadnym terminie nie kolidują z...
-Woody, do jasnej cholery! - krzyknęłam uciekając się do radykalnych metod, by go uciszyć. Każde zdanie wypływające z jego ust odbierało mi motywację do wyczekiwanej spowiedzi. -Zamknij się na parę chwil i oddaj mi pierwszeństwo.
-Okej. - uniósł dłonie w poddańczym geście, co jednak nie oznaczało, że zakończył swój monolog. -Ostatnia rzecz, proszę. Widzisz, uznałem, że wypada, abyś to wiedziała. Caro początkowo również nienawidziła futbolu, ale później pojawiała się niewiele częściej. Oczywiście szanowałem to, ale potrzebowałem jej akceptacji, której w ogóle nie odczuwałem. Z tobą jest inaczej. Do dziś wspominam wieczór, kiedy powiedziałaś, że nie chcesz dłużej siedzieć w moim mieszkaniu, gdy przebywam poza miastem. Spójrz, ile od tego czasu się zmieniło. Ile zmieniło się we mnie. Każdego przeciwnika traktuję teraz jak pewien rytuał - wychodzę na boisko, zmiatam go w pył i zgarniam kolejne punkty dla zespołu. Bo wiem, że siedzisz na stadionie i trzymasz za mnie kciuki. I za to też cię kocham, Lena. Za to, że pozwalasz mi być sobą, że swoją miłość potrafisz pokazać nie tylko słowami, że czasami moje szczęście stawiasz ponad twoje. Dużo brakuje mi do doskonałości, ale nie odtrącasz moich wad. Pracowałem na twoje uczucie: musiałem spławić Štilicia, zyskać w twoich oczach, zdobyć twoje zaufanie. Na początku uważałem, że tylko cię lubię, lecz szybko pojąłem, że lubię cię zbyt mocno. A teraz mam prawo powtarzania, że cię kocham, bardziej niż wczoraj i mniej niż jutro. Piękne, prawda? Uważaj, czerwone. Teraz twoja kolej.
Odruchowo wcisnęłam hamulec. Zastygłam w jednej pozycji i otrząsnęłam się dopiero, gdy kierowca czarnego BMW za nami klaksonem dał mi znać o zmianie świateł. Marco nie reagował, zaniepokojony moim milczeniem. Nie miał odwagi, zwątpił w siebie?
-Mała, wszystko okej? - przejęty odwrócił się w moją stronę. -Może ja poprowadzę?
Pokręciłam przecząco głową, wciąż nie wypowiadając nawet słowa. Zbijałam go z tropu, ale napływające do oczu łzy uniemożliwiały podjęcie rozsądnego działania. Dopiero po zaparkowaniu Astona Martina w podziemiach wieżowca zebrałam myśli i wytłumaczyłam blondasowi swoje nieporadne zachowanie.
-Wybacz, nie przygotowałam się na takie wyznanie. - szepnęłam, wywołując uśmiech na jego twarzy. -Nie mam pojęcia, co powiedzieć.
-Chciałaś o coś zapytać.
-Tak... Planujesz jakiś wypad na później? Pomyślałam, że... Spędzimy razem trochę czasu.
-Dobra. - beztrosko wzruszył ramionami i opuścił wnętrze swojego wozu. Idąc w jego ślady, zablokowałam drzwi pilotem i dorównałam mu kroku.
-Jesteś najlepszą rzeczą, jaką spotkałam w ciągu tych dwudziestu jeden lat. - rzuciłam, gdy czekaliśmy na windę. Zaraz po wejściu do środka przycisnął moje nadgarstki do ściany i z przerażającą namiętnością zaatakował usta. Wsunęłam dłonie w tylne kieszenie jego spodni, by zminimalizować dzielący nas dystans. Ciepło jego oddechu potrącało wszystkie struny rozkoszy, które znał już na pamięć. Kochał mnie drażnić. I doskonale wiedział, jak to robić.
~~~
-Znów komedia? - protestował rozsiadając się na kanapie. -Nie chcę oglądać kolejnego wyciskacza łez lub taniego romansidła. Dziś ja wybieram.
-Proszę bardzo. - wskazałam pokaźny regał z filmami DVD pod telewizorem. -Ale zapomnij o horrorze i każdym innym horroropodobnym gatunku.
-Nie chcesz się przytulać?
-A ty nie chcesz się całować?
Zmarszczył czoło i uśmiechnął się cwaniacko. Nie spuszczał ze mnie wzroku przez następne minuty wertując kolejne płyty, aż a końcu zacisnął powieki i na oślep wyciągnął jeden element zestawu. Spojrzał na okładkę i jęknął rozpaczliwie.
-W wolnym czasie zrobię tutaj porządek i wyrzucę wszystkie te miłosne dramaty. - burknął wsuwając album do odtwarzacza.
-Nie narzekaj. Akurat ten zawiera mnóstwo scen erotycznych, co powinno cię w pełni usatysfakcjonować.
-Uważasz mnie za erotomana?
-Tego nie powiedziałam.
-Właśnie, że tak.
-Przestań kręcić! - najeżyłam się, a Reus wybuchnął śmiechem. Zaraz jednak objął mnie ramieniem i przysunął się tak blisko, iż oparta o jego klatkę piersiową, czułam harmonijne bicie niemieckiego serca przebywającego ze mną Dortmundczyka.
Seans trwał już dobre pół godziny, a ja wiedziałam jedynie tyle, że główna bohaterka była jedynaczką i zakochała się w koledze ojca. Słowa, które usłyszałam od Marco w aucie, nie pozwalały się skupić i wprowadzały w stan rozproszenia. Nadal żyłam jego zeznaniem, żywiąc jednocześnie złość, że w tak łatwy sposób pozbawił mnie odwagi i koncentracji. Poinformowałabym go o każdym szczególe moich zamiarów na najbliższą przyszłość, lecz każda sylaba jego niedawnej wypowiedzi wciąż mieszała mi w głowie. Czułam się jak parodia widma z wyrwanym sercem, które nie potrafiło odczytywać ani okazywać uczuć. Coraz częściej żałowałam, nie widząc jednak możliwości kapitulacji. Matko, dlaczego on musi uprawiać tak szalenie zobowiązujący do osiadłego trybu życia zawód? W przeciwnym wypadku wyjechalibyśmy razem. A tak? Będziemy egzystować po dwóch stronach kontynentu tylko i wyłącznie ze względu na mój kaprys. Tego nie można znieść. Nie w tym świecie.
Spojrzałam na obraz w telewizorze. Kobieta, której imienia jeszcze nie zarejestrowałam, prowadziła właśnie trudną konwersację z obiektem swoich westchnień, dążąc do zdradzenia mu targających nią emocji. Zacisnęłam usta, gdy rozeznałam się w aktualnej akcji. Para niespiesznie kierowała się do sypialni, a ręka Reusa spoczywała w tym czasie na moim ramieniu, swobodnie zwisając tuż nad piersią. Jeżeli jego tryb samopohamowania nawali, bez większej fatygi przesunie moją koszulkę ku górze, w tempie Usaina Bolta eliminując wszystkie części garderoby, stojące na jego drodze do celu. A cel był tylko jeden.
Bezwiednie obserwowałam, jak mężczyzna pogłębia pocałunki swojej adoratorki szukając zapięcia stanika, gdy blondas nagle westchnął i przerzucił stopy na oparcie sofy. Zerknęłam na niego z jasnym pytaniem wymalowanym na twarzy.
-No co? - rozłożył bezradnie ramiona, ofiarując mi więcej swobody. -Mówiłem, że to jest słabe i powinno znaleźć wygodne miejsce w koszu na śmieci. Ci aktorzy w ogóle mnie nie przekonują.
-Ciężko ci dogodzić. - skwitowałam przeczesując włosy. Zamknął mój nadgarstek w swoim uścisku.
-Niektórzy potrafią.
-Tak? Na przykład? - zachichotałam, gdy coraz silniej wbijał palce w moje ciało, błądząc dłońmi po skórze.
-To kobieta, której raczej nie trzeba ci przedstawiać... Ale chodź ze mną. - nie oczekując odpowiedzi, uniósł moje nogi łapiąc za pośladki i oplótł je wokół swojej talii. Rozpalonymi wargami prosił o pozwolenie na dominację, którą błyskawicznie uzyskał, zadbałam jednak o to, by obnażyć jego tors, zanim pochylając się nade mną, odbierze mi możliwość delektowania się docieraniem do jego najperfekcyjniejszej wersji. Pasjonowałam się jego nagością, czego miał pełną świadomość i nie ukrywając swego szerokiego zakresu wiedzy, serwował mi ją od samego początku naszej znajomości.
-Nie chcesz się przytulać?
-A ty nie chcesz się całować?
Zmarszczył czoło i uśmiechnął się cwaniacko. Nie spuszczał ze mnie wzroku przez następne minuty wertując kolejne płyty, aż a końcu zacisnął powieki i na oślep wyciągnął jeden element zestawu. Spojrzał na okładkę i jęknął rozpaczliwie.
-W wolnym czasie zrobię tutaj porządek i wyrzucę wszystkie te miłosne dramaty. - burknął wsuwając album do odtwarzacza.
-Nie narzekaj. Akurat ten zawiera mnóstwo scen erotycznych, co powinno cię w pełni usatysfakcjonować.
-Uważasz mnie za erotomana?
-Tego nie powiedziałam.
-Właśnie, że tak.
-Przestań kręcić! - najeżyłam się, a Reus wybuchnął śmiechem. Zaraz jednak objął mnie ramieniem i przysunął się tak blisko, iż oparta o jego klatkę piersiową, czułam harmonijne bicie niemieckiego serca przebywającego ze mną Dortmundczyka.
Seans trwał już dobre pół godziny, a ja wiedziałam jedynie tyle, że główna bohaterka była jedynaczką i zakochała się w koledze ojca. Słowa, które usłyszałam od Marco w aucie, nie pozwalały się skupić i wprowadzały w stan rozproszenia. Nadal żyłam jego zeznaniem, żywiąc jednocześnie złość, że w tak łatwy sposób pozbawił mnie odwagi i koncentracji. Poinformowałabym go o każdym szczególe moich zamiarów na najbliższą przyszłość, lecz każda sylaba jego niedawnej wypowiedzi wciąż mieszała mi w głowie. Czułam się jak parodia widma z wyrwanym sercem, które nie potrafiło odczytywać ani okazywać uczuć. Coraz częściej żałowałam, nie widząc jednak możliwości kapitulacji. Matko, dlaczego on musi uprawiać tak szalenie zobowiązujący do osiadłego trybu życia zawód? W przeciwnym wypadku wyjechalibyśmy razem. A tak? Będziemy egzystować po dwóch stronach kontynentu tylko i wyłącznie ze względu na mój kaprys. Tego nie można znieść. Nie w tym świecie.
Spojrzałam na obraz w telewizorze. Kobieta, której imienia jeszcze nie zarejestrowałam, prowadziła właśnie trudną konwersację z obiektem swoich westchnień, dążąc do zdradzenia mu targających nią emocji. Zacisnęłam usta, gdy rozeznałam się w aktualnej akcji. Para niespiesznie kierowała się do sypialni, a ręka Reusa spoczywała w tym czasie na moim ramieniu, swobodnie zwisając tuż nad piersią. Jeżeli jego tryb samopohamowania nawali, bez większej fatygi przesunie moją koszulkę ku górze, w tempie Usaina Bolta eliminując wszystkie części garderoby, stojące na jego drodze do celu. A cel był tylko jeden.
Bezwiednie obserwowałam, jak mężczyzna pogłębia pocałunki swojej adoratorki szukając zapięcia stanika, gdy blondas nagle westchnął i przerzucił stopy na oparcie sofy. Zerknęłam na niego z jasnym pytaniem wymalowanym na twarzy.
-No co? - rozłożył bezradnie ramiona, ofiarując mi więcej swobody. -Mówiłem, że to jest słabe i powinno znaleźć wygodne miejsce w koszu na śmieci. Ci aktorzy w ogóle mnie nie przekonują.
-Ciężko ci dogodzić. - skwitowałam przeczesując włosy. Zamknął mój nadgarstek w swoim uścisku.
-Niektórzy potrafią.
-Tak? Na przykład? - zachichotałam, gdy coraz silniej wbijał palce w moje ciało, błądząc dłońmi po skórze.
-To kobieta, której raczej nie trzeba ci przedstawiać... Ale chodź ze mną. - nie oczekując odpowiedzi, uniósł moje nogi łapiąc za pośladki i oplótł je wokół swojej talii. Rozpalonymi wargami prosił o pozwolenie na dominację, którą błyskawicznie uzyskał, zadbałam jednak o to, by obnażyć jego tors, zanim pochylając się nade mną, odbierze mi możliwość delektowania się docieraniem do jego najperfekcyjniejszej wersji. Pasjonowałam się jego nagością, czego miał pełną świadomość i nie ukrywając swego szerokiego zakresu wiedzy, serwował mi ją od samego początku naszej znajomości.
"Z toalety wyszedł Reus. Owinięty jedynie bawełnianym ręcznikiem, sięgającym do jego kolan, przeciągnął się leniwie nad swoim posłaniem, dumnie prężąc klatę. Umięśnioną, najpiękniejszą klatkę piersiową, jaką kiedykolwiek widziałam u dorosłego mężczyzny. Lewy i jego sześciopak mógł wejść do trumny, zabić ją gwoździami i zakopać trzy metry pod ziemią. Blondyn przeczesał ręką włosy, po czym pochylił się nad walizką i zaczął szukać, jak mniemałam, bokserek. Faceci mają to do siebie, że śpią tylko w bieliźnie.
-Wow. - wymsknęło mi się z ust. Ann zerknęła na mnie, później na Mario, a ten, podążając za moim wzrokiem, odwrócił się w kierunku kumpla. Napotkawszy go, prawie w negliżu, złapał się za głowę.
-Marco, na litość Boską! Załóż coś na siebie, bo dziewczyny mi uciekną!
-Nie wiedziałem, że z kimś rozmawiasz. - odparł obojętnie i do swojego jednoelementowego kompletu dorzucił koszulkę w narodowych barwach. Znów zniknął za drzwiami łazienki i wrócił po kilku sekundach, niekompletnie, ale jednak odziany. Dosiadł się do przyjaciela i gdy zorientował się, z kim konwersuje brunet, pobladł. -Przepraszam. Naprawdę nie miałem pojęcia... - wybąkał zmieszany. -Wiem, że nie powinienem, ale przecież nikt mnie tu nie widzi i...
-Ja Cię widzę i to wystarczy. - grymasił Götze, na co dostał od kompana po głowie.
-A ja nie mam nic przeciwko. - uniosłam zalotnie brwi w odpowiedzi na zdezorientowane spojrzenia zakochanych. Reus wybałuszył gały, a ja wybuchnęłam śmiechem."
-Maleńka... Dobrze się czujesz? - ocknęłam się, gdy dotknął mojego policzka. Dopiero po paru sekundach dotarło do mnie, że zręcznie poradził sobie z resztą naszych ubrań, ale wciąż nic nie zrobił. -Odpłynęłaś.
-Przepraszam. Myślałam o tobie.
-O mnie? - parsknął rozbawiony. -Przecież jestem tutaj. Nie miałem pewności, czy mogę, bo...
-Jest okej. - przerwałam, delikatnie muskając jego usta. -Nie powinieneś się obawiać, nie skrzywdzisz mnie.
Wyciszony obsypywał pocałunkami moje podbrzusze, zrozumiałam zatem, że niedługo zamierza wykonać cios ostateczny. Rozdziewiczył mnie ponad sześć miesięcy temu, aczkolwiek nie oznaczało to, że nie odczuwałam już tego przeszywającego, ale przyjemnego bólu. Być może zdawał sobie z tego sprawę, ale coraz rzadziej pamiętał, że jestem jego kruchą, niedoświadczoną Lenką, której zadawanie cierpienia godzi w jego osobiste zasady. I nie było mi z tym jakoś szalenie źle.
Pocałował mnie, by móc wejść w moją kobiecość, lecz jego ruch o jedną sześćdziesiątą minuty wyprzedził dzwonek do drzwi. Patrzyłam, jak w jego tęczówkach stopniowo gaśnie pożądanie, a gdy siedział już na łóżku, zanurzyłam dłoń w nieułożonych blond włosach i złożyłam wargi na tatuażu lewego przedramienia. Odetchnął głęboko, wypuszczając powietrze z ust.
-Zabiję nawet, jeśli to Götze lub Yvonne albo Melanie. Oszczędzę tylko Nico. - syknął zaciskając dłonie w pięści. Przytuliłam się do niego ponownie, by ochłonął.
-Zostań, ogarnij się. Ja pójdę.
Powstrzymał mnie ściskając w pasie, po czym skradł buziaka, w mgnieniu oka pozbierał rzeczy i wyszedł prosząc, bym dołączyła za moment.
***
Urodziny Marco, Puchar Niemiec, zawieszenie butów na kołku przez Kehla... Wszystko to znika gdzieś w cieniu odejścia Kloppa i zakończenia sezonu Bundesligi. Ciężkiego, przykrego, ale na swój sposób pięknego sezonu.
Przecież nikt nie płacze... To tylko deszcz...
#dankekloppo #einmalborussefürimmerborusse
#dankekloppo #einmalborussefürimmerborusse
Życzę wspaniałego weekendu i pomyślnego wyniku dziś wieczorem!
PS. Jakieś propozycje odnośnie gościa, który odwiedził Marco i Lenę? Jestem ciekawa, czy zgadniecie :)
PS. Jakieś propozycje odnośnie gościa, który odwiedził Marco i Lenę? Jestem ciekawa, czy zgadniecie :)