Strony

poniedziałek, 28 grudnia 2015

30. Jeder Mann möchte eine kleine Prinzessin zu Hause haben

   To poczucie, że mężczyzna twojego życia jest uparty jak osioł i świadomie godzi się na towarzyszenie ci podczas wizyty kontrolnej u ginekologa, niejedną kobietę przyprawia o dreszcze. A przynajmniej mnie. To bowiem pierwszy dzień, kiedy Marco może zobaczyć, ile już przytyłam i jak naprawdę wyglądam. Do tej pory rosnący brzuszek skutecznie ukrywałam pod szerokimi bluzami lub luźnymi sukienkami, a w gabinecie lekarskim musiałam niestety ściągnąć koszulkę do badania. Krępowałam się, bo nie wiedziałam, co o tym myśli, jak zareaguje i czy zaakceptuje fakt, iż moje ciało się zmieniło. Wprawdzie mówił, że mnie kocha i byłam o tym przekonana, ale teraz właśnie nadeszła chwila swego rodzaju testu. Dla mnie i dla niego.
   Sympatyczny pan ginekolog chyba zorientował się, iż niekontrolowanie napięłam mięśnie, gdyż uśmiechnął się delikatnie, niczego jednak nie komentując. Na jego prośbę położyłam się w fotelu i cierpliwie czekałam, aż rozprowadzi na mojej skórze nieprzyjemnie zimny żel, by rozpocząć wykonywanie USG. Widziałam, że Reus z uwagą śledzi każdy ruch mojego specjalisty, aczkolwiek unikałam jego bezpośredniego spojrzenia. Bałam się, po prostu się bałam. Wstyd się przyznać, lecz do samego końca tliła się we mnie cicha nadzieja, że trening niespodziewanie się przeciągnie, że zatrzymają go korki na mieście albo cokolwiek innego, dzięki czemu będę mogła sama dotrzeć na kontrolę. Tak się jednak nie stało, a on był tutaj razem ze mną. No cóż, raz się żyje, trzeba to przetrwać.
   Lekarz skupiał się na poprawnym odczytywaniu obrazu z monitora, a ja myślałam wyłącznie o tym, kiedy pozwoli mi wrócić do domu. Niemal modliłam się, by nie dopadły mnie zawroty głowy czy ogólne osłabienie, ponieważ musiałabym wtedy wszystko im powiedzieć, a to ostatnie, czego pragnęłam. Woody wcale nie musi wiedzieć, że mnie stresuje. Ba, nawet nie powinien.
   -Gratulacje, pani Lewandowska. - mężczyzna w białym kitlu wyprostował się na krześle, spoglądając na mnie przelotnie. -Badanie nie wykazało żadnych nieprawidłowości, ciąża przebiega tak, jak powinna. Co nie zwalnia pani z dalszego oszczędzania się.
   -Rozumiem. - wykrztusiłam, szczęśliwa, że za kilkadziesiąt sekund znów okryję się grubym swetrem i kurtką. -Co jeszcze muszę robić?
   -Proszę zażywać witaminy, które przepisałem ostatnio, pić dużo płynów, najlepiej ciepłych i... Zaraz. - rzucił, ponownie pochylając się w kierunku ekranu. Główka urządzenia umazanego zimną substancją znów znalazła się na moim podbrzuszu, nieco intensywniej je uciskając. Ginekolog mrużył oczy, wpatrując się w czarno-białe, poruszające się kształty, ja natomiast czułam już przyspieszone bicie mojego serca. -Mało brakowało, a wypuściłbym państwa bez najważniejszej informacji tego popołudnia.
   -O co chodzi? - zaintrygowany Reus podszedł bliżej, stając tuż za plecami doktora. Świetnie, tylko o tym marzyłam.
   -Proszę spojrzeć. - polecił mu z szerokim uśmiechem, więc uświadomiłam sobie, że to nic groźnego. Gdy chwilę później przyglądał mi się przenikliwie, skierowałam na niego wzrok. -Pamięta pani, jak rozmawialiśmy niedawno o płci oraz liczbie waszego potomstwa? Zdiagnozowałem wtedy ciążę bliźniaczą...
   -Zgadza się. - potwierdziłam, na co piłkarz zlustrował mnie zszokowany. Cholera, nie wspominałam mu. -Podtrzymuje pan tą tezę?
   -Nie. Ale ponieważ płód zmienił pozycję, mogę z całkowitą pewnością podać państwu płeć dziecka, ponieważ wiemy już, że na sto procent urodzi się jedno maleństwo. 
   Podniosłam się na łokciach i wciąż omijając twarz blondyna, zerknęłam w monitor. Wreszcie jakieś konkretne wiadomości. Lekarz odwrócił się i przesuwając palcem po płycie aparatury, opowiedział nam dokładnie o systematycznie wykształcających się i o tych już całkiem sprawnych częściach ciała malucha, zgrabnie unikając jednak jakiegokolwiek komentarza odnośnie płci. Zdawałam sobie sprawę, iż powie to prędzej czy później, aczkolwiek moja ciekawość sięgała już zenitu. Kilka lat temu, wyobrażając sobie siebie w stanie błogosławionym, doszłam do wniosku, że tajemnicę tą pozostawię wyłącznie w głowie ginekologa aż do rozwiązania. Teraz, kiedy już to przeżywałam, nie mogłam doczekać się wieści, czy to mój partner czy może jednak ja będę miała przewagę liczebną w domu.
   -Tyle jestem w stanie wyciągnąć ze zdjęć w dniu dzisiejszym. - zakończył mężczyzna, podając mi papierowe ręczniki do pozbycia się żelu ze skóry. Jednocześnie Marco wręczył mi koszulkę, spełniając moje największe marzenie. Jego zapewne też, może miał już dość. -Na następną wizytę zapraszam tuż przed świętami. Ostatnią w tym roku.
   -Dobrze, ale co to oznacza? - spytał zniecierpliwiony Woody, wbijając w specjalistę stanowcze spojrzenie. Ten uśmiechnął się po raz kolejny, zasiadając za biurkiem w celu wypełnienia dokumentów.
   -Dziewczynka. Będą państwo mieli córeczkę.


~~~ 


   -Jesteś rozczarowany? - zaczęłam niepewnie, gdy zamknął za sobą drzwi mieszkania. Ściągając kurtkę, popatrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
   -Dlaczego tak uważasz? Dlatego, że w aucie mało mówiłem? Zastanawiałem się, jak pochwalić się kumplom... Ale uznałem, że najpierw wypada powiadomić rodzinę.
   -No tak, racja. - mruknęłam odwracając się w stronę kuchni. Nie wykonałam jednak ani jednego kroku, bo szybko złapał mnie za rękę.
   -Jestem szczęśliwy, Lena. - przyznał, patrząc mi prosto w oczy. Rzeczywiście, jego tęczówki niespokojnie błyszczały. -Zawsze chciałem mieć córkę... Wszyscy powtarzali, że z synem będę mógł pograć w piłkę, że zastąpi mnie, gdy dorośnie... Tylko, że to zupełnie inna rzecz, a ja nie planuję odejścia na emeryturę. Sądzę, że każdy facet chciałby mieć w domu małą księżniczkę, która widziałaby w nim wielkiego superbohatera, który stanie w jej obronie za każdym razem, gdy będzie działa się krzywda... Taką córeczkę tatusia.
   -Czyli jeśli...
   -Nie wkładaj mi tych słów w usta. - przerwał mi przewidując, o co zapytam. -Syn też byłby super. Męskie rozmowy, niespodzianki dla mamy i te sprawy, typowa sztama dwóch gości. Dla mnie nie gra większej roli fakt, czy to dziecko będzie chłopcem czy dziewczynką. Najważniejsze, że jest zdrowe i nasze, będę je kochał bez względu na wszystko, tak, jak kocham ciebie. Okej, trochę się wkurzałem, że znów coś przede mną ukryłaś, lecz wolałem to przemilczeć, żebyśmy nie kłócili się bez konkretnego powodu. To już nieistotne, przeszło mi.
   -Bliźnięta wymagają więcej uwagi.
   -Niewątpliwie. Musielibyśmy się poświęcić, ale to tylko i aż dzieci. Wspiera nas cała rodzina, spokojnie, dalibyśmy radę. Poza tym, nie uwierzyłbym w tą diagnozę, bo kobiety noszące dwoje maluchów mają z reguły ciężej, a twój brzuszek nie jest specjalnie ogromny. To nie było możliwe.
   -Dzięki. - fuknęłam przechodząc na kanapę w salonie. Podążył w ślad za mną, lecz nie usiadł obok, a jedynie przykucnął przed sofą, gapiąc się na mnie z szerokim wyszczerzem. -Serio, potrafisz pocieszyć dziewczynę w ciąży.
   -No co? - rozbawiony rozłożył ramiona. -Powinnaś odebrać to jako komplement... Stwierdziłem właśnie, że tyjesz, ale nie jesteś przy kości. To źle?
   -Lepiej już nic nie stwierdzaj. - rzuciłam, ze sztucznym uśmiechem uderzając go w bark. Chciał dalej się tłumaczyć, aczkolwiek uniemożliwił mu to dzwoniący telefon. Podniósł się, spojrzał na wyświetlacz i pełen euforii wyciszył na moment dźwięk.
   -To Lewy. - oświadczył, mimochodem gładząc moje włosy. -Przepraszam, priorytetowe interesy. Załatwię to i zaraz wrócę.
   Gdy tylko zniknął mi z pola widzenia, pokręciłam litościwie głową, a następnie pognałam do lustra w korytarzu. Stojąc przed własnym odbiciem, układałam w myślach listę swoich aktualnych zalet oraz wad, odnoszących się głównie do figury oraz ogólnego wyglądu zewnętrznego. Starałam się wziąć pod lupę wszystkie mankamenty, największy nacisk kładąc oczywiście na już wyraźnie podkreśloną brzemienność. W ostatecznym rozrachunku z zawodem wywnioskowałam, że ten drugi wykaz zawiera zdecydowanie więcej elementów i nie pozostawia żadnych złudzeń, ponieważ rozważyłam pojedyncze części co najmniej dwa razy. Cały ten eksperyment dobitnie udowadniał, że oczekiwanie na dziecko ma zarówno mocne, jak i słabe strony, pomimo radości, jaką przynosi. I nie zrozumie tego nikt, kto nigdy nie doświadczył tak gwałtownych, ale i wyjątkowych zmian na własnej skórze.
   Nie wiem, ile czasu zajęły mi te dygresje. Kończąc je, westchnęłam zrezygnowana i dopiero wtedy ogarnęłam, że Marco mnie obserwuje. Opierał się nonszalancko o ścianę przy schodach, a gdy nasze spojrzenia się połączyły, teatralnie wyciągnął przed siebie lewe ramię, by odczytać godzinę z tarczy zegarka.
   -Gadałem przez telefon niecałe pół godziny, bo wykonałem jeszcze parę innych połączeń. - wyrecytował niemalże zgryźliwie, nie spuszczając ze mnie wzroku. -Tutaj stoję od pięciu minut i wybacz, ale nie mogę się powstrzymać, więc spytam: Lena, na litość Boską, co ty robisz?
   Nie odpowiedziałam, nie bardzo wiedząc, jak się zachować. Po raz drugi tego dnia wkroczył na teren mojej prywatnej posesji, od którego bardzo chciałam go odgrodzić. Miałam prawo do drobnej prywatności, ale przez nieuwagę sama ją sobie zabrałam, a Woody to wykorzystał, tak, jak fakt, iż chwilowo się zawahałam. Podszedł do mnie, po czym delikatnie przesunął palcami wzdłuż mojego policzka.
   -Powiedz mi, co się dzieje. - poprosił znacznie poważniejszym tonem, zatem zrozumiałam, iż wcale nie daje mi wyboru. -"Nic", "odczep się" i tego typu kategorie z marszu odrzucam. Martwisz się? Boli cię coś? Ktoś sprawił ci przykrość? Mała, ja to widzę, więc nie ściemniaj.
   -Jesteś kolejną osobą, od której usłyszałam, że przytyłam. - wydukałam opuszczając głowę. Reus odsunął się ode mnie zdziwiony. -Z tym, że z twoich ust najbardziej zabolało. W porządku, przybyło mi nadprogramowych kilogramów, ale ja też umiem to dostrzec i nie potrzebuję zbędnych uwag, jasne?
   -Myślałem, że to naturalne. - najzwyczajniej w świecie wzruszył ramionami. -I że jesteś na to przygotowana. Nie znam żadnej babki, której udało się tego uniknąć.
   -Nie chodzi o mnie...
   -Więc o kogo? O Bobka, Annę, o Kaję? No bo chyba nie o mnie... Lena, błagam cię. - ujął mój podbródek zmuszając mnie tym samym, bym na niego spojrzała. Nie miałam już sił, by mu się stawiać. -Serio? Sądziłaś, że prawię ci złośliwe uwagi, bo masz troszkę więcej ciała, niż powinnaś? Niż masz zazwyczaj?
   -I znów to robisz! - uniosłam się, strącając jego dłoń. Dodatkowo drażnił mnie fakt, że uśmiechał się tak, jakby zaraz miał wybuchnąć niepohamowanym śmiechem. -Znajdź sobie inne zajęcie, nam obojgu wyjdzie to na dobre.
   -Nie wierzę, że oceniasz mnie w ten sposób. - stwierdził nieco rozgoryczony, przyglądając mi się z pełną determinacją. -Podsumowując, zarzucasz mi, że w ciąży przestałaś być dla mnie atrakcyjna wyłącznie ze względu na ten jeden aspekt?
   -No... Chyba tak.
   -Cholera, myślałem, że znamy się na tyle dobrze, że nie przyjdzie ci to do głowy. Przecież ciągle cię kocham i... Mogę? - wyciągnął do mnie rękę, zacisnąwszy usta. Wpatrywałam się w nią jak w święty obrazek, nie przypuszczając, co tym razem wymyślił, lecz postanowiłam mu zaufać. Ujęłam ją, na co odwrócił mnie przodem do tafli lustra, a sam stanął tuż za mną, byśmy pozostawali w bezpośrednim kontakcie. Dopiero, gdy uchwycił dolny koniec mojej koszulki, zrozumiałam, co się kroi.
   -Marco, nie...
   -Proszę. - oponował, kiedy zacisnęłam palce na jego nadgarstkach. -Nalegam. Nie wstydź się mnie, to też boli. Od prawie półtora roku regularnie widuję cię nago i wiem, że nic przede mną nie ukrywasz. Przecież cię nie skrzywdzę.
   Odpuściłam. Obalanie jego silnych argumentów mijało się z celem, bo gdybym podważyła choć jeden, natychmiast wyszukałby następny, prawdopodobnie jeszcze lepszy. Cofnęłam więc powoli obie ręce, a on odetchnął głęboko i ostrożnie uniósł cienki materiał bluzki aż na wysokość mojego stanika. Wpatrywał się w moje ciało dłuższy moment, doprowadzając mnie tym samym do konsternacji. Dawno nie dominowało mną tak nieprzyjemne uczucie.
   -No i? - niecierpliwiłam się zerkając na jego odbicie. Uniósł brwi.
   -Twoja kolej. Chciałbym dowiedzieć się, co według ciebie sprawia, że tracisz na atrakcyjności. Wskaż mi to, co według ciebie ponosi za to największą odpowiedzialność.
   -Nie mogę.
   -Dlaczego? - nawet nie próbował zamaskować zdziwienia. -Niedawno uznałaś, że przeszkadza ci rosnąca waga.
   -Nie... Ja po prostu sądziłam, że ty...
   -Lena, dla mnie nic się nie zmieniło. - objął dłońmi mój brzuch, opierając jednocześnie plecy o swoją klatkę piersiową. -Tutaj rozwija się ludzkie życie, doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Oboje to życie kochamy, ale poza tym, ja kocham też ciebie, a co za tym idzie, każdy metr, centymetr i milimetr twojego ciała. I naprawdę nie obchodzi mnie, czy ważysz siedemdziesiąt czy pięćdziesiąt kilogramów. Wiem, jakie konsekwencje niesie ze sobą ciąża, wiem, że możesz źle się czuć z dodatkowymi kilogramami, ale dla mnie byłaś idealna, odkąd poznaliśmy się na tym pieprzonym lotnisku, jesteś obecnie i będziesz po porodzie. Więc nie każ mi kłamać, że mnie nie pociągasz i nie podniecasz. Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką przyszło mi spotkać, moją kobietą, matką mojej córki. I nie wyobrażasz sobie, jak cholernie mocno cię kocham.
   -Boże, Marco. - szepnęłam splatając nasze palce. Byłam tak przytłoczona, że nie potrafiłam obliczyć, ile słów przeciśnie się przez moje gardło. -Jeśli naprawdę mnie potrzebujesz, musisz kochać jeszcze mocniej. Pamiętaj, że jesteśmy już we dwie i...
   -Jak? - spytał retorycznie, odwracając mnie tym razem w swoim kierunku, cały czas trzymając moje dłonie. -Kocham was obie tak samo. Mocniej już się nie da.
   -Ja wiem, że podołasz. - broniłam się, zaglądając mu głęboko w oczy. -Przynajmniej spróbuj.
   Zmarszczył nieznacznie brwi, rozchyliwszy do tego usta. Grzechem byłoby niewykorzystanie tej sytuacji, zatem powoli wspięłam się na palce i swobodnie musnęłam jego wargi. Od razu połknął haczyk, oddając każdy pocałunek z osobna, nieświadomie uwalniając również moje ręce i przenosząc swoje w okolice moich łopatek. Przyciągnął mnie do siebie, uważając jednak, by w żaden sposób mnie nie zranić. Opierając głowę na jego ramieniu czułam, jak wodzi ustami od szyi aż do samego ucha.
   -Pragnę cię, Maleńka. - mruknął nagle, wyszukując zapięcia przy moich spodniach. -Chcę cię mieć tu i teraz, taką, jaka jesteś. Minęło już tyle czasu... Nie umiem już udawać, że nie mam ochoty kochać się z tobą. Chcę cię całą, tęsknię za tobą, moje ciało domaga się twojej bliskości, rozumiesz? Błagam, powiedz, że się zgadzasz, bo...
   -Za dużo gadasz, Reus. - wypomniałam mu, na co jego rozżarzone tęczówki ponownie zapłonęły. Objął mnie w pasie i w milczeniu poprowadził do sypialni, ściągając przy okazji koszulkę. Moment później przejmował już całkowitą kontrolę, systematycznie pozbawiając mnie kolejnych części garderoby. Dopasowywał się do moich możliwości, nie wykraczał poza nie, a ja żałowałam trochę, że go ograniczam, jednak nie miałam wyboru. Nie mogliśmy przesadzać. Znów zaskoczył mnie fakt, z jaką pasją lustruje moją skórę, z jaką delikatnością jej dotyka i składa pocałunki, choć jeszcze pół godziny temu nie robił w tym kierunku nic. Tak przynajmniej tłumaczyłam sobie jego rzekomą obojętność, gdyż dopiero dotarło do mnie, iż żyłam w błędzie. Marco nie potrzebował bowiem modelki o wymiarach niczym z paryskich czy nowojorskich wybiegów. Potrzebował dziewczyny, z którą znajdzie wspólny język.
   -Jesteś perfekcyjna, Lena. - usłyszałam, gdy jego pchnięcie wywołało u mnie cichy jęk bólu. -Taka, jak sobie wymarzyłem.
   Wygładziłam dłonią jego policzek, rozpływając się ze względu na jego usta nad moim dekoltem. Tylko tak aktualnie mogłam pokazać, co do niego czuję.


~~~


   -Marco... - wymamrotałam w odpowiedzi na łaskoczące wzorki, które kreślił na moim brzuszku. -Ile czasu minęło od naszego ostatniego razu?
   -Nie wiesz? - zdumiony podparł się na łokciu, kiedy pokręciłam głową. -Prawie pięć miesięcy. Zaszłaś wtedy w ciążę, nie pamiętasz?
   -Pamiętam, po prostu... Sądziłam, że trochę mniej.
   -Chciałbym. - rzucił cicho, na powrót opierając się o mój bok. Z jego gardła wydobył się cichy pomruk, gdy wplotłam palce w jego włosy. -Nie musimy więcej do tego wracać.
   -W porządku. Więc o czym rozmawiałeś z Lewym? - przygryzłam wargę wykorzystując to, że nie widzi mojej twarzy. Założyłabym się, że napiął niektóre partie mięśni. -Myślę o tych "priorytetowych interesach".
   -Ach, to. - wyraźnie odetchnął z ulgą. -Omawialiśmy kwestię Bożego Narodzenia. Uzgodniliśmy, że Wigilię zjemy u nas. Przylecą twoi rodzice, moi także, Robert i Anna też wpadną. A jeśli chodzi o Sylwestra, to jeszcze zobaczymy. 
   -Co? - odparowałam, totalnie zbita z tropu. Marco nawet się nie poruszył. -Dlaczego? I kiedy zamierzałeś mnie poinformować?
   -Nie spotkałaś się z mamą i tatą od dawna. Poza tym, nie myślałaś chyba, że wypuszczę cię do Polski w takim stanie. To dobra okazja, żeby spędzić razem kilka dni, skoro w kwietniu zostaną dziadkami, babciami, ciociami, wujkami i tak dalej, prawda?
   -No... Prawda. - przyznałam przewracając oczami. -A gdzie drugie dno tej historii?
   -Nie wiem, o co pytasz. - burknął pod nosem, zerkając na mnie z podejrzliwym uśmiechem. -Powinienem opracować plan B na wypadek, gdyby nasi rodzice się pogryźli? Polubili się latem. Twój tatuś już nie może się doczekać.
   -Rozmawiałeś z nimi? - odnosiłam wrażenie, że moje tęczówki wręcz poszerzają się ze zdziwienia. Wzruszył leniwie ramionami.
   -Dzwoniłem, żeby powiedzieć im, że będą mieli wnuczkę. Napomknął przy okazji, że zabukowali już bilety.
   -Wariat. - roześmiałam się, bez wyrzutów sumienia niszcząc jego fryzurę. Jęknął z niezadowoleniem, zakrywając ją rękoma i nie mówiąc zupełnie nic, odwrócił głowę.
   Zapadła cisza. Nie była jednak ani trochę uciążliwa, gdyż nadal szukaliśmy spokoju oraz odpoczynku po tym, co się stało. Liczyło się to, że nie traciliśmy kontaktu fizycznego, który sprawiał nam czystą przyjemność. Potrafiliśmy się nim cieszyć, a to dawało świadomość, że niczego nam nie brakuje. W końcu.
   -Uwielbiam twój stan, Lena. - oświadczył znienacka Marco, trwając w tej samej pozycji. -Uwielbiam to, że jesteś w ciąży, że z tego powodu rośnie ci brzuszek, a ja mogę to obserwować i być w tym czasie przy tobie. I wcale nie dziwię się, że twój ojciec czeka na spotkanie ze swoją córką, bo ja tak samo czekam na swoją. Wcześniej nigdy nad tym nie rozmyślałem, nawet nie spodziewałem się, że tak szybko to zrozumiem. Chyba właśnie na tym polega ta bezwarunkowa miłość, o której nawijają wszyscy rodzice.
   Nie przejął się faktem, iż zarumieniłam się jak dojrzały pomidor. Podniósł się i zwyczajnie ucałował tą część mojego ciała, w której znajdowało się jego dziecko, a następnie przyłożył do niej policzek i zamknął oczy. Westchnęłam bezgłośnie, błyskawicznie ocierając płynące łzy. "Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości."


***


Cukierkowo? Tęczowo? Mdło? Tak miało być, lepiej już mi chyba nie wyjdzie :p
Do końca podstawowej części zostało dziesięć rozdziałów, mam nadzieję, że zmieszczę się z tym przedziale. Jeśli nie, to będziemy martwić się później :p

Cóż, święta minęły, czas na życzenia noworoczne... Życzę Wam wszelkiej pomyślności. Spełnienia marzeń, determinacji i dążenia do postawionych sobie celów. Żeby ten rok był lepszy niż poprzedni, żeby Borussia wygrywała i żeby nikt nam nie odszedł. Wszystkiego dobrego❤

Ten pan krzyczy mi tutaj, że dołącza się do życzeń :p OMFG mamooooooo...(!)

Do usłyszenia w Nowym Roku 2016!

10 komentarzy:

  1. GENIALNY!!
    Też tak chcę ;((
    Wsaniała rodzinka Reusów <3
    Nawet nie mów o końcu ja sie tam nie rozstane z nimi wszystkimi...
    Pierwszą część czytałam chyba 3 razy to tą przeczytam 6 razy *__*
    Powinnaś wydac tego bloga jako książkę w 2 tomach <33333
    Życzę ci Szczęśliwego Nowego Roku,pijanego Sylwestra no i oczywiście dużo weenyy żebys nie kończyła tak szybko tego bloga (a jak już to 3 część :D )
    Nie mogę sie już doczekac nastepnego <3
    Pozdrawiam Aga ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, myślałam o tym jakiś czas (o III części, nie o wydaniu bloga xD), ale uznałam, że nie mam już jakiegoś oryginalnego pomysłu na tych bohaterów... A sama pewnie rozumiesz, że kreowanie ich dalszych losów na siłę nie byłoby ciekawe ;) Ale mam nadzieję, że spodoba Ci się mój najnowszy blog (jeśli jeszcze nie czytasz, to zapraszam :))!
      Również wszystkiego dobrego w Nowym Roku ♡

      Usuń
  2. A ja ci powiem, że nie jest aż tak słodko:) A na widok tego zdjęcia Marco od kilku dni umieram. Wiem co czujesz:))
    Będą mieli córeczkę:) Marco na pewno sprawdzi się w roli ojca. I mam nadzieje, że niedługo malutka przyjdzie na świat..♡ no i zaręczyny..oby niedługo..może na święta..było by idealnie♡ (i tak, wtedy by było słodko ^^ ale pozytywnie słodko:) )
    Wracam właśnie do twojego poprzedniego bloga, wiec stąd taki może krótki i beznadziejny komentarz-spiesze się :)))
    Dużo weny kochana a ja czekam niecierpliwie na następny!
    Buziaki!!!:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony, jeśli nie jest słodko, to też dobrze :) Z drugiej, jak napisałam, lepiej już pewnie nie będzie, bo pisanie tego typu scen to dla mnie horror... Ale może konstruktywna krytyka zmobilizuje mnie do działania :p
      Więcej nie mogę powiedzieć, choć większość z Was i tak już zapewne domyśla się, co zaplanowałam... :p
      Pozdrawiam ♡

      Usuń
  3. FENOMENALNY rozdział. Chyba jeden z lepszych na blogu (chociaż wszystkie są zajebiste, ale ten wyszedł fenomenalnie) już nie mogę doczekać się następnego. Najlepszego 2016 roku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ahhh *-* Cudowny rozdział!
    Przepraszam za moją długą nieobecność, ale mam coś w stylu kryzysu. Nie mam weny, nie potrafię skleić normalnego zdania na moich blogach. Nawet już myślę o skończeniu pisania. Ale nie po to tu przyszłam, żeby się wyżalać.
    przyszłam powiedzieć, że piszesz genialnie i ten rozdział jest moim ulubionym na tym blogu. :)
    Czekam na kolejnego buziaczki i Szczęśliwego Nowego Roku! :)
    Jeszcze tylko 48 min :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Teraz drugi blog!
    Może i cukierkowo i tęczowo, ale czasami można odsapnąć i poczytać o czymś dobrym niż o problemach i kłopotach.
    Rozdział był piękny i pokazuje, że prawdziwa miłość przetrwa mimo wszystko!
    Będą mieli córeczkę!! *.* tak coś czułam powiem ci haha
    Nie mogę się doczekać świąt u naszych bohaterów :/ U nas już czas wrócić do rzeczywistości :(
    Czyżby Marco wtedy się oświadczył? Nie wiem, ale coś wykombinujesz :D Tylko czekać :)
    Buziaki i do następnego :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo dziękuję Ci za pozdrowienia pod poprzednim rozdziałem :) Nie spodziewałam się, że zgadnę co stało się w Cocaine, a tu proszę, trafiło się ślepej kurze ziarno :D
    Co do rozdziału - jest świetny! Bardzo lubię gdy pomiędzy bohaterami wszystko się układa. Sposób jaki Marco opowiadał o ich dziecku...awwwww, jak słodko :D
    Życzę dużo weny,
    Mańka :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Matko kochana, wybacz brak jakiejkolwiek oznaki obecności przy ostatnich rozdziałach, nie miałam po prostu czasu i ochoty na nic.
    Ale teraz jestem! Rozdziały są fenomenalne! Bardzo miło się czyta wszystkie reakcje i zachowania Marco i Leny. Całą ich rodzine przedstawiasz w bardzo pozytywny sposób, z radością się na to patrzy. Jedyny smutny akcent tych rozdziałów to fakt, że zbliżamy się do końca.. NANANA!
    jeszcze nie ten czas! na razie pozostaje nam czekać na dalszy rozwój wydarzeń i narodziny tej małej ślicznotki ^^
    + jestem mega ciekawa tego jak będzie wyglądał Marco jako tata, haha
    pozdrawiam, życzę weny i Szczęśliwego Nowego Roku! Oby był lepszy niż wszystkie poprzednie! ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Czasami potrzebny jest taki słodki rozdział, szczególnie dla głównych bohaterów po tym co przeszli. Bardzo mi sie podoba :) A :*

    OdpowiedzUsuń