Strony

wtorek, 22 września 2015

19. Es tut mir leid...

   -Lena, poczekaj. - usłyszałam za plecami, będąc już przy drzwiach. Przeszkodził mi w naciskaniu klamki, ale zatrzymałam się odruchowo, wciąż stojąc do niego tyłem. Drgnęłam, kiedy położył dłoń na moim ramieniu, lecz nie strząsnęłam jej. Nie myślałam teraz o szarpaniu się z Marco Reusem, a o jak najszybszym opuszczeniu jego mieszkania, aby już nigdy więcej do niego nie wrócić.
   -Czego jeszcze ode mnie chcesz? - warknęłam, zaciskając po chwili usta. Wiedziałam, że jeśli wybuchnę płaczem, nie uspokoję się przez następne kilka godzin.
   -Pozwól mi to wytłumaczyć, błagam. To nie tak, jak sobie wyobrażasz, przysięgam. - powiedział na jednym tchu. Dopiero wtedy odważyłam się odwrócić w jego stronę i spojrzeć mu prosto w oczy. Przepełnione jakimś dziwnym, tajemniczym bólem i kompletnym zdezorientowaniem. No tak, przecież Carolin Böhs musi wyjść. To dlatego cierpi.
   -Poświęcę ci ostatnie pięć minut i ani sekundy dłużej. Rozumiesz?
   -Dziesięć.
   -Mam iść od razu? - rzuciłam unosząc brew. -Nie będziesz mi rozkazywał. Twój problem, jeżeli nie zmieścisz się w czasie.
   -W porządku, niech będzie pięć.
   Założyłam ręce na piersi, oczekując tych jego zbawiennych wyjaśnień. Niemiec szykował się do jakiejś inteligentnej wypowiedzi, lecz w pomieszczeniu pojawiła się właśnie jego... Kochanka? Tak, to chyba najtrafniejsze określenie. Ubrana, uczesana, z delikatnym makijażem, jednym słowem: gotowa do zniknięcia. Ceremonialnie przeszła przez salon do holu, obdarzając mnie chciwym i pełnym jadu spojrzeniem. Miałam ochotę napluć jej w twarz, wyrwać wszystkie blond włoski i podarować soczystego sierpowego, którego zapamiętałaby do końca swej cholernej egzystencji. Bo przez jedną noc odebrała mi wszystko, co kochałam, co nadal kocham. Niestety, Marco zapewne stanąłby w jej obronie, a dla mnie tego typu zachowanie mogłoby mieć przerażające konsekwencje. I pomyśleć, że byłam w stanie wybaczyć mu ten pocałunek, do którego przyznał się przez przypadek w Barcelonie... Ale czy wtedy naprawdę doszło tylko do pocałunku?
   -Carolin, zdajesz sobie sprawę, że jeszcze nie zamknęliśmy tego tematu, prawda? - sarknął Reus, wpatrując się w nią z nienawiścią. Och, udawanie już mu nie pomoże. -Zaufałem ci, a ty to wykorzystałaś.
   -Jasne. - zaświergotała otwierając drzwi. -W takim razie czekam na telefon i do zobaczenia.
   Chciał coś sprostować, ale po dziewczynie pozostał jedynie huk i echo powstałe po jej efektownym wyjściu. Nieco otępiała zamrugałam kilka razy powiekami, rozmasowując jednocześnie skronie. Niech ten koszmar wreszcie się skończy!
   -Lena. - podszedł do mnie, ostrożnie ujmując bezwładną dłoń, aczkolwiek tym razem błyskawicznie ją cofnęłam. Nawet nie próbował protestować.
   -Nie dotykaj mnie. - niemal krzyknęłam, choć głos ugrzązł mi w gardle. Bałam się. Nie jego, nie siebie, a tego, co teraz nastąpi. -Czas upływa, zostały niecałe dwie minuty, więc pospiesz się, bo nie jestem pewna, czy powinnam cię wysłuchać.
   -Do niczego nie doszło. - westchnął, naciągając szarawy t-shirt. Dopiero zauważyłam, że w międzyczasie udało mu się go założyć. -Wiem, że to brzmi absurdalnie i że mi nie wierzysz, ale to prawda. Przecież jesteś dla mnie...
   -Nie chcę tego wysłuchiwać, Marco. - syknęłam, energicznie kręcąc głową. -Nie nabiorę się na twoje gadki o miłości, bo pewnie nie ma w nich krzty prawdy. Byłam głupia, bo ci bezgranicznie ufałam, a ty mnie oszukiwałeś.
   -Nie wcinaj mi się w zdanie. - poprosił stanowczo, aż zerknęłam na niego zaskoczona. Opuścił wzrok, przesuwając opuszkami palców wzdłuż oparcia kanapy. -Wczoraj... Kontaktowałem się z tobą cały dzień, nie odebrałaś żadnego połączenia. Sądziłem, że nadal ci nie przeszło, ale od Roberta dowiedziałem się, że pojechałaś z Anną do Kolonii i nie wzięłaś smartfona. Byłem zły, potrzebowałem towarzystwa, zadzwoniłem do niej. W tym miejscu popełniłem pierwszy błąd, przecież gdybym poprosił Lewego lub Aubę, też zapewne by wpadli, ale zrobiło się późno, nie chciałem im przeszkadzać...
   -Wolałeś ją. - szepnęłam, jednak nie na tyle cicho, by nie usłyszał. Zaprzeczył skinieniem głowy.
   -Stała się ostatnią deską ratunku, wyjściem awaryjnym. - kontynuował. -Drugim, najpoważniejszym błędem okazało się podanie jej alkoholu. Upiliśmy się dość szybko i znów mnie pocałowała, nie ukrywam, ale na więcej nie otrzymała mojego pozwolenia. Upierała się, ale odmówiłem, widziałem, że źle wygląda, zatem zaproponowałem, żeby przespała się w gościnnym, bo nie mogłem jej odwieźć, a nie chciałem, by wracała sama. To trzeci błąd. A czwarty miał miejsce niedawno, gdy wyszedłem do łazienki, otwierając jej pole do popisu w sypialni. Co dalej, już wiesz. Paradoksalnie uratowałaś mi tyłek, bo kiedy pomyślę, co bym tam zastał, to...
   -Jesteś obrzydliwy, Reus. - wypaliłam, chowając twarz w dłoniach. -Nie mogę na ciebie patrzeć... Kochałam cię, a ty po prostu... Ja nie umiem...
   -Nie wierzysz mi. - stwierdził, a na jego ustach pojawił się grymas bólu.
   -Ani trochę.
   -Masz do tego prawo, ale obiecuję, że nie znajdziesz innej wersji. Ona zwyczajnie nie istnieje. Spójrz na to z innej strony, nie przyłapałaś nas w jednoznacznej sytuacji, ponieważ do niej nie doszło! Przypuszczałem, że mogę przejechać się na Caro, ale nie sądziłem, że w takim stopniu... Żałuję.
   -Twoje siostry ostrzegały mnie przed nią jeszcze zanim wyjechałam do Hiszpanii... Zresztą, nieważne. Zabiorę dziś część swoich rzeczy, okej?
   -Lena, do jasnej cholery...
   -Dasz mi kilka dni? - spytałam obrzucając go wzrokiem. Pobladł w ułamku sekundy. -Nie potrzebuję więcej czasu, a później oddam ci klucze.
   -Wcale nie planuję ich przyjąć.
   -Więc wymienisz zamki. - zripostowałam, po czym niepewnie skierowałam się do sypialni. Zrobiłam jednak zaledwie parę kroków, gdy zakręciło mi się w głowie i gdyby nie Reus, upadłabym na posadzkę, przy moim szczęściu dodatkowo rozbijając czoło, wargę lub łuk brwiowy. Okrył mnie ramionami i zaprowadził do najbliższego fotela, następnie pochylając się nade mną, gdy odwróciłam wzrok. Jak mam od niego odejść, skoro ciągle sprawiał wrażenie, iż strasznie mu zależy? Był zakłamanym chamem, oto rozwiązanie dylematu.
   -Mała, co się dzieje? Dobrze się czujesz? Może przynajmniej na pożegnanie dowiem się, dlaczego ostatnio tak dziwnie się zachowujesz. - mruknął żartobliwie, usiłując rozładować napięcie. -To nie pierwszy raz, więc chyba zasługuję na jakieś wytłumaczenie, no nie?
   -Nie. - ucięłam krótko, zaskakując go stanowczością. -Nie twój interes.
   -Zdaje się, że przyjechałaś do mnie, by porozmawiać. - wytknął obstając przy swoim. -Może ta rozmowa nie będzie wyglądała tak, jak oboje sobie życzymy, lecz jeśli jest istotna, niech się chociaż odbędzie.
   -Marco, moje sprawy, to już nie twój problem.
   -Posłuchaj. - położył dłoń na moim kolanie, lecz dałam sobie z tym spokój. -To, że prawdopodobnie mnie zostawisz, nie oznacza, że przestanę się o ciebie martwić, tym bardziej, że byłem świadkiem, jak z dnia na dzień słabniesz i coraz gorzej się czujesz, pomimo iż zapewniałaś, że się mylę. Jeśli nie wyciągnę nic od ciebie, pogadam z Lewym i Anną, bo na pewno są zorientowani, a wtedy oboje zasypią cię gradem pytań, dlaczego nic nie wiedziałem. Wybór należy do ciebie.
   Długo się nie zastanawiałam. Miał niepodważalną rację, a użeranie się z bratem i szwagierką to jedna z ostatnich rzeczy, którym pragnęłam zapobiec. Uznając zatem wyższość Marco, rozpięłam zamek leżącej obok torebki i wyjęłam ze środka zdjęcie. Zdjęcie mojego pierwszego USG, na którym tydzień temu towarzyszyła mi Anka, spoczywało teraz w rękach pomocnika, który lustrował je z niedowierzaniem od lewej do prawej i z dołu w górę. Milczał wystarczająco długo, bym zaczęła się niecierpliwić.
   -Już rozumiesz, dlaczego ostatnio bez przerwy na ciebie krzyczałam. - stwierdziłam. -Dlaczego źle sypiałam i jadłam to, co wpadło mi w dłonie. Wtedy w łazience...
   -Wymiotowałaś, wiem. Musiałbym być idiotą, żeby się nie domyślić. - dodał zaciskając usta. -Chciałem się jedynie przekonać, czy powiesz mi prawdę.
   -Nie miałam pojęcia...
   -Zadam ci jedno pytanie. - przerwał patrząc mi w oczy, po czym wskazał na trzymane badanie. -Dlaczego przychodzisz z tym do mnie?
   -Zaraz... - prychnęłam poruszona, łypiąc na niego niczym detektyw u kresu śledztwa. -O czym ty mówisz?
   -Zastanawiam się, po co mnie o tym informujesz. - uściślił. -Bo chyba nie dlatego, że zostanę ojcem.
   -A powinnam mieć jakiś inny powód? Marco, przecież to jest twoje...
   -Lena, żartujesz ze mnie? - roześmiał się ironicznie, jednocześnie odsuwając się ode mnie na bezpieczną odległość. -Przez półtora miesiąca mieszkałaś w Hiszpanii, a teraz chcesz wcisnąć mi kit, że zaszłaś ze mną w ciążę? Nie bądź śmieszna, błagam cię!
   -Nie wierzę, że to powiedziałeś. - odparowałam zszokowana, miażdżąc go szeroko otwartymi oczami. Powoli wnioskowałam, jak odebrał wiadomość, którą mu przekazałam, ale to nie potrafiło do mnie dotrzeć. -Przecież wtedy, gdy przyjechałeś...
   -To był nasz jedyny raz w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. - palnął zjadliwie. -Do tej pory nie mieliśmy żadnych problemów i nagle, akurat wtedy coś nie wyszło, tak?!
   -W Barcelonie nie zażywałam tabletek antykoncepcyjnych...
   -No tak, na planie pewnie nie zdążyłaś, a jak pieprzyłaś się z Casasem w hotelu, to zapominałaś, co?! - wrzasnął patrząc mi prosto w twarz. -Po prostu przyznaj, że puszczałaś się z nim przy każdej okazji, a teraz wszystko wyszło na jaw! Kłamstwo ma krótkie nogi, Lena, niezależnie od tego, jakie ciągnie za sobą konsekwencje. Oskarżałaś mnie o zdradę na podstawie błędnych przypuszczeń, a sama przychodzisz, jak gdyby nigdy nic i oświadczasz mi, że będziesz miała dziecko...
   -Reus, na litość Boską, my będziemy mieli dziecko. - wycedziłam otumaniona. -Ty i ja, słyszysz?
   -Nie wciągniesz mnie w to. - pokręcił głową z kpiącym wyszczerzem. -Zrobiłbym dla ciebie naprawdę wszystko, ale postawiłaś mnie w kropce. Pozostaje tylko życzyć ci, a raczej wam, wszystkiego dobrego i szczęśliwego rozwiązania. Nie mam nic więcej do powiedzenia.
   -Jak możesz... - wykrztusiłam, pozwalając pierwszym łzom wypływać na policzki. Nie umiałam już ich powstrzymać. Od Marco bił taki chłód i niechęć, że bez problemu zadomowiłby się w pałacu królowej śniegu. Doszło do mnie, że w jego oczach stałam się... Tak, taką właśnie lekką panienką, która dzięki jednemu słowu pójdzie do łóżka z każdym facetem. Szkoda jedynie, że potwornie się mylił...
   -A ty mogłaś? - odbił piłeczkę. -Chociaż przez moment pomyślałaś o mnie, co czuję, jak sobie poradzę, jak bardzo mnie to boli? Więc nie bądź zdziwiona moim zachowaniem.
   -Co muszę zrobić, żebyś zmienił zdanie? - usiłowałam się bronić. Dopóki nie wyjdę, istnieje jeszcze cień szansy, a nadzieja zawsze umiera ostatnia.
   -Nic. - obojętnie wzruszył ramionami. -Proszę cię wyłącznie o to, byś wyprowadziła się możliwie jak najszybciej. Przykro mi, ale powinniśmy się rozstać, nie widzę innego wyjścia. Odwiozę cię, jeśli wciąż źle się czujesz.
   -Nie fatyguj się. - rzuciłam krótko, wstając z kanapy. Nie miałam siły ani odwagi, aby na niego spojrzeć, więc zwyczajnie odwróciłam się w kierunku drzwi.
   -Lena. - usłyszałam jego głos, stojąc już w progu. -Przepraszam. Nie potrafię inaczej.

Say something, I'm giving up on you.
I'm sorry that I couldn't get to you.
Anywhere, I would've followed you.
Say something, I'm giving up on you.


~~~



<Marco>
   Leżałem rozleniwiony na kanapie, od czasu do czasu spoglądając w ekran telewizora, gdzie transmitowano właśnie powtórkę jednego z meczy ostatniej kolejki Primera Division. Nie orientowałem się nawet, jakiego dokładnie, liczył się fakt, iż w mieszkaniu nie zalega kompletna cisza, która dobijała mnie ostatecznie trzeci dzień z rzędu. Dźwięk kopanej piłki i podekscytowane głosy komentatorów nie zagłuszały jednak myśli dotyczących wydarzeń kilkudziesięciu minionych godzin, nie zastępowały mi obecności Leny. Wciąż nie do końca pojąłem, że muszę określać ją mianem mojej byłej dziewczyny, ale naprawdę uważałem to za jedyne sensowne posunięcie. Zdradzała mnie, od siedmiu tygodni, a może i dłużej - na takim etapie ciąży obecnie się znajdowała. Właśnie to najbardziej we mnie uderzyło, gdyby się zabezpieczali, ich skoki w bok prawdopodobnie nie ujrzałyby światła dziennego, a ona po powrocie nadal wodziłaby mnie za nos, opierając nasz związek na kłamstwie. W najgorszych snach nie spodziewałem się tak podłego i fałszywego zagrania z jej strony.
   Najdziwniejsze okazało się to, że ani Lewy ani Auba do tej pory nie wylecieli na mnie z kijem bejsbolowym lub czymś podobnego gatunku, ani Anna nie sprzedała mi żadnego ciosu karate poniżej pasa. Nie wiedzieli? Nie powiedziała im? Bała się prawdy. Nic zaskakującego, postąpiłbym tak samo. Też miałem za uszami dwa pocałunki z Caro, lecz zebrałem się w sobie, bez zbędnych oporów odrzucając jej intymne zagrywki, na co Lena z kolei się nie zdecydowała. Nie rozumiałem, dlaczego, gdyż wystarczyłoby jedno jej słowo, a przemyślałbym na poważnie propozycję założenia z nią rodziny... Sądziłem po prostu, że jest za młoda i lepiej odłożyć to do zakończenia jej studiów... Argument, że nasz związek trwa... Trwał dopiero dziewięć miesięcy, nie ma większego znaczenia, bo ja byłem gotowy posunąć się znacznie dalej. Chyba, że to nie o mnie chodziło, bo docelowo zapewne Casas zajmie moje miejsce. Przecież dziecko musi posiadać obojga rodziców.
   Wspominałem również te parę pogawędek przeprowadzonych z Aubą na temat potomstwa oraz rodzicielstwa, w czym przeszkodziło mi nadchodzące połączenie. Westchnąłem ciężko, nie zamierzając ruszać się z miejsca, lecz gdy osobnik nie odpuścił, zrezygnowany wstałem i poczłapałem po iPhone'a do sypialni. Na wyświetlaczu ujrzałem nazwisko Jürgena. No tak, ten będzie dręczył i naciskał nawet, gdy dostaniesz ataku padaczki lub drgawek. 
   -Cześć, trenerze. - bąknąłem do słuchawki, przecierając zmęczone oczy. -Pali się czy co?
   -No cześć, Marco. - odpowiedział niemal śpiewająco. -Nawet, jeśli się pali, zapewne nie masz o tym pojęcia, bo brzmisz, jakby cię z krzyża zdjęli. 
   -Chyba ma trener rację... Akurat dziś powinienem zmartwychwstawać, to już trzeci dzień, ale daleko mi do cudotwórcy. - rzuciłem, na co Klopp roześmiał się swoim charakterystycznym barytonem, dzięki czemu mimowolnie uniosłem kąciki ust.
   -Więc zejdź już na ziemię, jutro przyjeżdża HSV i Borussia potrzebuje cię na Signal Iduna Park. - zażartował znów się śmiejąc.
   -Spokojnie, wpadnę.
   -Dzwonię, bo przyjechała sprawa do ciebie. - zwinnie zmienił temat. -Dostaliśmy obiecaną ofertę z Barcelony. Chcesz obejrzeć? Czy od razu wyrzucić ją do kosza?
   -W sumie... - zastanowiłem się, czy w ogóle ciągnie mnie do opuszczenia mieszkania. -Chętnie sprawdzę, jakie kokosy dla mnie przygotowali. Przyjadę za pół godziny, okej?
   -Jasne, czekamy. Do zobaczenia!
   -Hej. - rozłączyłem się, odkładając aparat na ławę, po czym zgarnąłem ciuchy, które znalazły się pod ręką i po przebraniu się po prostu wyszedłem do auta.
   Gdy włączyłem się do ruchu, napadły mnie porządne, dojrzałe przemyślenia, takie rozważanie 'za' i 'przeciw'. Mózg w końcu zareagował podpowiadając mi, że tracę właśnie niepowtarzalną szansę na dalsze spełnianie marzeń. Barcelona nie jest podrzędnym klubikiem z okręgówki, to zdaniem wielu najlepsza drużyna na świecie. A ja zawsze chciałem dla niej grać. Perspektywa współpracowania z Messim czy posyłanie pięknych podań do Neymara jarało mnie odkąd pamiętam, a teraz te dziecięce sny przychodzą do mnie osobiście, czekając z niecierpliwością, aż wyciągnę ku nim rękę. Pomyśl, Reus, ze sportowego punktu widzenia masz już dwadzieścia cztery lata, za kilka kolejnych ta okazja może być już nieaktualna. I co wtedy? Do końca życia będziesz pluł sobie w brodę, że jej nie wykorzystałeś. Z chłopakami możemy stworzyć zespół nie do pokonania, a Cristiano Ronaldo będzie przeklinał nas w myślach do ostatnich sekund swojej niesamowitej kariery. To jest realne, trzeba tylko podjąć odpowiednie działania.
   Tyle od rozumu, ale serce też ma swoje do powiedzenia. Nico mi tego nie wybaczy, przecież co weekend wręcz żąda od Yvonne, aby zabrała go na stadion - nieważne, czy mecz będzie przeprowadzony w Berlinie, Stuttgarcie czy Hannoverze, on musi iść i dopiero po kilkugodzinnych tłumaczeniach, że tata nie jest w stanie przejechać pięciuset kilometrów na stadion, odpuszcza. Skończyłyby się wizyty u rodziców, spontaniczne wypady na domowe obiadki mamy. W zapomnienie odeszłyby imprezy w Cocaine, picie piwa z Fornellem i Kaulem i obgadywanie przypadkowych dziewczyn z parkietu. Przepadłyby odpały z Aubameyangiem i kontakt z Götze urwałby się całkowicie. Zniknęłoby dosłownie wszystko, zyskam za to niezbyt przyjemną, ewentualną rywalizację przeciwko BVB w Lidze Mistrzów. No i Lena... Naturalne, że zostanie tutaj, co oznaczałoby rezygnację z walki o nasze uczucia, o ile jakiekolwiek przetrwają. Z drugiej strony, jestem głęboko przekonany, że ułoży sobie życie, ponieważ skontaktuje się z Casasem w temacie opieki nad dzieckiem, więc może jednak przeprowadzi się do Barcelony... Utraciłem zatem jedyną osobę, która naprawdę zatrzymywała mnie w Dortmundzie. Nico się przyzwyczai... Ale czy to wszystko na serio miało sens?
   Ocknąłem się przed biurem dyrektora. Wszedłem do środka, przywitany uśmiechami Kloppa oraz dwójki członków naszego zarządu. Watzke wskazał mi fotel, w którym zasiadłem, po czym bez niepotrzebnych przemówień dał mi do ręki wszystkie otrzymane z Katalonii papiery. 
   -Dopełniaj formalności, Marco. - powiedział pogodnie, wdając się później w dyskusję z trenerem i Zorciem odnośnie mojej pozycji w drużynie. Nie przysłuchiwałem się ze szczegółami, linijka po linijce śledziłem tekst dokumentów. Trwało to dłuższą chwilę, ponieważ przestudiowałem je ze trzy razy, za każdym próbując skupić się choć na moment. Docierało do mnie jedynie tyle, że podejmuję decyzję, mającą zaważyć na mojej przyszłości. Nie tylko zawodowej, ale i prywatnej.
   -I jak, Woody? - niecierpliwił się Michael, stukając palcami w blat biurka. Zamknąłem oczy. Mam nadzieję, że kiedyś mi to darują.
   -Jest w porządku. - oświadczyłem ku ich zszokowanym wyrazom twarzy. -Akceptuję ten kontrakt.

And I will swallow my pride.
You're the one that I love.
And I'm saying goodbye.


***


PRZEPRASZAM! Spodziewałyście się takiej reakcji Reusa?

Dziękuję za Wasze życzenia, z okiem już wszystko okej i, jak widać, wróciłam do pisania :)

Przy tworzeniu tego rozdziału wykorzystałam piosenkę A Great Big World feat. Christina Aguilera - Say something. Jest piękna, kocham ją i nie wyobrażam sobie, że mogłoby jej zabraknąć przy tym rozdziale, bo idealnie do niego pasuje. Kto nie zna - zachęcam, żeby przesłuchać :)

Zapraszam na drugiego bloga! :)

6 komentarzy:

  1. TO CHYBA JAKIŚ ŻART.
    Reus zachował się jak jakiś rozwydrzony bachor!! Jak on może tak perfidnie podejrzewać ją o zdradę, a ta reakcja? śmiech? czy on jest poważny? Skoro wkładał tą parówkę bez zabezpieczenia to chyba zdaje sobie sprawę ze mogło się to skończyć dzieckiem? Jeśli chodzi o sprawę z Caro to sama nie wiem czy mu wierzyć, ale wracając.. Lena musiała naprawdę zebrać sie w sobie zeby mu to powiedzieć a on zareagował w ten sposób? Straciłam cały szacunek do jego postaci w tym opowiadaniu, mam nadzieję że noga mu się powinie i spotka go coś złego, oczywiście nie fizycznie ale psychicznie. W sumie, liczę na to, że któryś kolega z drużyny albo Lewandowski sprowadzą go na ziemie z odrobiną przemocy.. Chciałabym, żeby sie pogodzili ale Lena naprawdę powinna mu dać sie wykazać, jeśli będzie chciał wrócić.. a ona mu na to pozwoli.. oby to nie było takie proste.
    Treść jak zawsze zaskakująca, niespodziewana i ciekawa!
    Cieszę się kochana, ze juz z tobą lepiej, czekam na kolejny rozdział.
    Wracaj do pełni zdrowia i weny, weny, weny!
    Kocham ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no ja się chyba zabije no. No co za Reus debil. Ludzie no. Nie ma co jest świetnie napisany, ale JAK MOGŁAŚ MI TO ZROBIĆ JA SIĘ PYTAM??? Mam nadzieję, że się pogodzą i czekam z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam sie z koleżankami powyżej, totalnie mnie zaskoczyłaś, szczególnie zachowaniem Marco.
    Zdrowia i weny<3 A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Umarłam!!! REUS co on kurwa wyprawia!! Widzę w opowiadaniu będzie się działo :) Na to liczyłam ale nie spodziewałam się czegoś takiego. Czekam na nexta. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wierzę :o to nie on on by tak nie zrobił ;( mam nadzieję że zrozumie ze źle zrobił i przeprosi ją w jakiś meeega super sposób.
    Myślałam że zrozumie ją od początku Ale nie ty oczywiście musialas coś wymyślić jesteś okrutna ^_^ Życzę weny i czekam na następny :*
    Pozdrawiam Aga<3

    OdpowiedzUsuń
  6. Że co?! Jak to?! To nie możliwe! Jak Marco mógł zrobić coś takiego? Mam nadzieję że się ogarnie i zrozumie swój błąd, chociaż czytając miałam wrażenie że Marco oskarżając Lene o zdradę chciał odwrócić uwagę od swojej zdrady - mam nadzieję że się mylę.
    No i jak mógł przyjac ofertę z Barcelony?! Może się jeszcze rozmyśli
    Czekam na nexta! :) Pozdrawiam Werka :)

    OdpowiedzUsuń