Odwróciłam głowę i znów wpatrywałam się w rozszerzone źrenice Mario. Trzymał mnie właśnie za pośladki - jedyną osłoniętą część mojej skóry, jednak to także za chwilę miało stać się mitem. Dość szybko dobrnęliśmy do tej przeklętej sceny stosunku na świeżym powietrzu i przyznawałam sama przed sobą, że realizowała się tak, jak o niej myślałam. Kilkadziesiąt osób z ekipy filmowej, w tle Barcelona nocą, obok przystojny, gorący latynos, który zapewne rządzi w łóżku, a dwadzieścia metrów dalej jego zabijająca mnie wzrokiem kobieta. Łapałam się na tym, że nie mam pewności, czy to się dzieje naprawdę.
-Jak mam ci ufać, jeśli najpierw wyśmiewasz moje imię, a potem nazywasz tonikiem. - burknęłam odwrócona tyłem do kamery, gdy podniósł mnie tak, że oplatałam teraz nogami jego biodra. Roześmiał się cicho.
-Przekonasz się do mnie, gdy powiem, że masz zajebisty tyłek? - odparował bezczelnie, na co zastygłam jak kamień. Wierzyłam, iż nie widać tego na ujęciu. -Oczywiście, nie zdradzę tego ani Marii ani twojemu chłopakowi, ale on z pewnością już to wie.
-Nie straszę cię, lecz obiłby ci jaja, gdybyś skomentował jakąkolwiek część ciała, którą normalnie ukrywam pod ubraniem. - syknęłam, pozwalając mu na przejęcie kontroli, zgodnie z przebiegiem akcji. Jeszcze parę minut i najgorszą część dnia dzisiejszego będziemy mieli za sobą.
-Domyślam się. - przerwał zanoszącą się na głupią wypowiedź, bo akurat wtedy musieliśmy patrzeć sobie w oczy, by jak najlepiej oddać romantyczność sytuacji. No tak, w końcu pieprzenie się na jednym z punktów widokowych w stolicy Katalonii jest takie super. -Nie zapominaj jednak, że w filmie gram nieposkromionego brutala, któremu wyraźnie brakuje samokontroli, więc umiem się bronić.
-Chrzań się! - warknęłam, gdy zdradziecko poruszył brwiami. -Żałuję, że scenariusz nie przewiduje zasadzenia ci kopa poniżej pasa.
Nie odezwał się więcej, bo gdyby to zrobił, bez wątpienia wybuchnęlibyśmy śmiechem, co oznaczałoby konieczność powtórzenia ostatnich klatek. Starałam się zatem wszystkie ośrodki skupienia przenieść na Casasa i jego dotyk. Palące dłonie Hiszpana nie wywoływały wcale uczucia ekscytacji czy podniecenia, wręcz przeciwnie: dominowało zakłopotanie i przygaszenie. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie, że przeżywam miłosne uniesienia z Marco, bo to zupełnie inny typ mężczyzny. Choć nie zawsze mu wychodzi, Reus jest delikatniejszy. Potrafi przewidzieć, czego pragnę, a z czego danej nocy powinien zrezygnować. Bardzo się stara nie wykonywać gwałtownych ruchów i uspokaja mnie, gdy miewam wahania. Nadal bowiem boję się, że nie jestem dla niego wystarczająco dobra, nie tylko w seksie. Pochodzę z Polski, mam 'zaledwie' dwadzieścia jeden lat, a swą pseudosławę opieram na nazwisku brata. Wiele osób stawia mnie w ogniu krytyki, bo niemiecki piłkarz pokroju Marco Reusa powinien pójść w ślady byłego kolegi z BVB i umawiać się z supermodelką o nienagannej figurze oraz szeregu operacji plastycznych w dorobku. Z drugiej strony, rosła rzesza zwolenników naszego związku, ponieważ sporo ludzi rozpoznawało mnie na ulicy, gdzie nie odmawiałam ciepłego uśmiechu lub wspólnego zdjęcia. I pomimo zapewnień blondasa o obojętności wobec przysłowiowych hejterów, nieszczególnie dobrze żyło mi się z faktem, iż jestem nienawidzona przez jego fanki. Najważniejsze jednak w tym wszystkim pozostawało zawsze to, że go bezgranicznie kochałam.
-STOP! Mamy to! - usłyszałam nagle wrzask reżysera, dzięki czemu natychmiast zeszłam na ziemię. -Byliście genialni! Zachwycająca eksplozja uczuć, oby tak dalej!
Mario odsunął się i poprosił stażystkę o dwa szlafroki. Gdy założyłam jeden z nich, wyciągnął rękę, pomagając mi wstać. Cały czas uśmiechał się szeroko, nawet obserwując, jak nalewam do szklanki wodę mineralną. Zerknęłam na niego kątem oka, próbując szybko wpaść na jakiś cięty tekst. Niestety, po raz kolejny się spóźniłam.
-Odnośnie twojej pupy: nie żartowałem. - zaczął, pakując do ust truskawkę w czekoladzie.
-To w sumie na twoją korzyść. Gdybyś ściemniał, mógłbyś mnie urazić.
-Nawet nie myśl, że cię podrywałem! - uniósł ręce w poddańczym geście. -Po prostu stwierdzałem fakty.
-Nazbierasz w ten sposób mnóstwo minusów u Marii.
-I u Marco. - zauważył słusznie. -Muszę to zmienić, żebyśmy nie pogryźli się na premierze. Naprawdę chętnie go poznam i mam nadzieję, że dysponuje dużym poczuciem humoru.
-Aż za dużym, nie panikuj. - roześmialiśmy się oboje. -Już późno, zapewne zastanawia się, kiedy będę dostępna na Skype...
-Rozmawiacie codziennie?
-Tak. To mi jakoś pomaga przetrwać w Hiszpanii. Kiedy przebywam na planie, jest całkiem w porządku, lecz po powrocie do hotelu czuję się potwornie osamotniona. W Dortmundzie zawsze ktoś czeka na mój powrót...
-I mówisz mi o tym dopiero teraz? - zapytał z pretensją w głosie. -Lena, przecież wiesz, że możesz na nas liczyć. Zadzwoń do mnie, jeśli tylko nabierzesz ochoty, wyskoczymy na kolację, pokażę ci miasto, może nawet załapiemy się na jakiś sparing Barcelony... Zobaczysz, że czas wtedy naprawdę minie szybciej, niż oczekujesz. Obiecujesz, że to przemyślisz?
-Jasne. - odparłam bez zastanowienia. Miał pomysły na poprawienie humoru. -Przepraszam, po prostu... Pierwszy raz od dawna rozstaliśmy się na tak długo... Potrzebuję czasu.
-Kiedyś musi być ten pierwszy raz. - puścił do mnie oczko, a ja wspięłam się na palce i uderzyłam go w czoło. -Odwiozę cię, co ty na to? Przy okazji zorientuję się, gdzie mieszkasz, aby wiedzieć, skąd cię odbierać.
Pomimo, iż dał mi możliwość wyboru, miałam świadomość, że nie przyjmie odmowy. No cóż, zgodziłam się. Mój pobyt w Katalonii nie musi ograniczać się do pracy, a Marco nie pojawi się tutaj na jedno pstryknięcie palcami. Dlaczego więc nie połączyć obowiązku z przyjemnością?
~~~
-Woody? Jesteś tam? - przestałam na moment oddychać, w obawie przed problemami z połączeniem internetowym. Reus znikał z ekranu, a gdy pojawiał się na nim z powrotem, nie słyszałam, co próbuje mi przekazać. W końcu usadowił jednak swój szanowny tyłek na kanapie, założył słuchawki i włączył mikrofon, a moje przerażenie natychmiast ustąpiło. Ten człowiek któregoś pięknego dnia doprowadzi mnie do przedwczesnego zawału.
-Przepraszam. - rzucił na swoje usprawiedliwienie. -Jestem głodny, spragniony i zmęczony. Nie powinienem iść z nimi na tą imprezę.
-Co się stało? Marco... Piłeś, prawda?
-Nie! - przetarł oczy pięściami, dzięki czemu wyglądał jak dopiero wstający z łóżka dziesięciolatek. -To znaczy... Symbolicznego drinka. Okej, dwa. Ale trzymałem pion i sam wróciłem do domu. W sensie taksówką. Nie prowadziłem po alkoholu, jest takie powiedzenie: piłeś? Nie jedź. Znasz je, no nie?
-Czy ty się właśnie tłumaczysz? - uniosłam brwi, uśmiechając się półgębkiem. Westchnął kręcąc przecząco głową.
-Udowadniam ci, że nie nadużywam twojego zaufania, co w towarzystwie twojego brata, Auby i Kevina należy zaliczyć w poczet prawdziwych wyczynów. Ale ze zdziwieniem odkryłem, że znają umiar. Nieprawdopodobne! Spróbuj wyobrazić sobie Großkreutza odmawiającego kolejnego piwa. Przez związek z Niną okropnie wydoroślał, czasami zwyczajnie go nie poznaję.
-Za to ty ciągle zachowujesz się jak Nico. - roześmiałam się, zakładając ręce na piersi. -Może zorganizuję dla ciebie jakieś szkolenie?
-Szkolisz mnie od Sylwestra, a efekty nadal marne. - z wyraźnym podtekstem przygryzł wargę.
-Bo się nie starasz.
-Bo sypiasz nago.
-Bo nie mam wyjścia.
-Bo mnie prowokujesz! Żądasz, żebym był grzeczny, ale ciągle utrudniasz mi zadanie! To niesprawiedliwe.
-Jasne, zrzuć teraz winę na biedną, bezradną dziewczynę! - wytknęłam mu żartobliwie i także się roześmiał. -Za grosz poczucia wstydu, Reus.
-Nieważne. - mruknął pod nosem, krzywiąc się, gdy zrozumiał, że jednak to usłyszałam. -Co u ciebie? Robiliście coś ciekawego?
-Nie chcesz, abym odpowiedziała.
-Okej. - zbiłam go z tropu, lecz nie zamierzałam ściemniać. W naszej sytuacji szczerość to podstawa. -W porządku.
-Jeśli sądzisz, że sprawiło mi to jakąkolwiek przyjemność, to grubo się mylisz.
-Nic takiego nie powiedziałem.
-A zareagowałeś, jakbym właśnie oświadczyła, że to najcudowniejsza rzecz, jaką przeżyłam. Przyrzekałeś mi, że...
-Pamiętam. - fuknął sucho, z szalonym zainteresowaniem gapiąc się na własne kolana. -Jak wam poszło?
-Reżyser był zadowolony, więc chyba nie tak źle.
-Ale to jeszcze nie wszystko?
-Niestety, to dopiero początek... Marco, spójrz na mnie, proszę. - wycedziłam, gdy ponownie spiął mięśnie. Cierpliwie czekałam, aż podniesie wzrok i nie obchodziło mnie, że zajęło mu to minutę i trzydzieści sekund. -Nie zdążyłam zrezygnować, dyskutowaliśmy o tym milion razy, ale między Mario a mną do niczego nie doszło ani na planie ani poza nim i mogę cię zapewnić, że nigdy nie dojdzie. Kocham cię najmocniej na świecie, z każdą godziną tęsknię mocniej i coraz ciężej mi to znieść. Masz tego doskonałą świadomość, ale... - nie potrafiłam dłużej ukrywać swoich emocji i po prostu się popłakałam. Nie wzbudzałam w nim litości, nigdy się do tego nie posunęłam, pokazałam jedynie, jakie uczucia naprawdę mną rządzą. Woody mógł knuć swoje teorie, ale tej nie obali, bo nie płakałam przy nim z byle powodu. Właściwie na jego oczach rozkleiłam się dopiero po raz drugi - pierworodny nastąpił, kiedy znalazł mnie w mieszkaniu Bobka po kłótni z Semirem. -Uznałam, że warto ci to powtórzyć. Tyle.
Wpatrywał się we mnie z poczuciem winy, wyraźnie wymalowanym na twarzy. Nie zgadywałam, co chodzi mu po głowie, liczyłam wyłącznie na to, iż zripostuje czymś inteligentnym, bo potrzebowałam jego wsparcia, którego z wielkim bólem serca mi udzielał. Gdy wydął usta powoli wypuszczając powietrze postanowiłam, że to ostatnia produkcja, jakiej się podjęłam. Dolewanie oliwy do ognia wprawdzie nie przypali schabowego, ale uczyni go zdecydowanie za tłustym.
-Lena, wybacz mi. - wydusił wreszcie. -Ja też sobie nie radzę i dokładam wszelkich starań, by cię tym nie obciążać. Martwię się, bo jeśli ktoś zrobi ci krzywdę...
-Kochanie, jestem bezpieczna. - przerwałam mu, w nerwach spontanicznie składając jakieś sensowne zapewnienie. -Niedługo sam się przekonasz. Wrócę do Niemiec cała, zdrowa i przede wszystkim twoja. Nie szukam dla ciebie zastępstwa, rozumiesz? Za parę tygodni to się skończy i znów będziemy tylko ty i ja.
-Wiem.
-Marco? - znów wywołałam go do tablicy, gdy zauważyłam, że się rozkojarzył. Nie miałam już siły, żywiłam jedynie głęboką nadzieję, że mi uwierzy. -Kocham cię. Kocham cię, kocham cię, kocham cię, jak długo trzeba cię o tym informować?
Uśmiechnął się. Kamień z serca.
-Każdego wieczora. - odpowiedział z przekąsem. -A niedługo będę już w Hiszpanii, więc obgadamy to osobiście.
-Zgadzam się. - potwierdziłam bez wahania. Wyszczerz na twarzy Reusa przybrał jeszcze większy rozmiar. -Na twoje życzenie.
~~~
<Marco>
Długo nie mogłem zasnąć. Gdybym popadł w jakikolwiek nałóg, bez wątpienia paliłbym teraz na balkonie jakiegoś drogiego papierosa lub delektował się smakiem wybitnego trunku. Szczęśliwie uprawiany zawód zabraniał mi działań szkodzących organizmowi i ograniczałem używki do absolutnego minimum. Przynajmniej taki dostałem rozkaz i naprawdę wyjątkowo rzadko przekraczałem jego granice.
Rano ocknąłem się totalnie zdębiały, w popłochu szukając zegarka. Jeżeli w grę nie wchodzi dzień pomeczowy, nie przywykłem do wstawania później, niż o dziewiątej, aczkolwiek od wyjazdu Leny pozwalałem sobie na wyjątki. Nie miałem pojęcia, czy to odpowiedni moment na kolejne odstępstwo, lecz po całkowitym oprzytomnieniu przypomniałem sobie, iż dzisiejsza sesja treningowa odbędzie się dopiero popołudniu. Wstałem więc, by otworzyć okno, po czym z wielką ulgą na powrót wpakowałem się do łóżka. Nie prezentowałem się jak wypoczęty, nowonarodzony bóg, ale lato w pełni, co oznaczało, że słońce stoi już wysoko na niebie i nie zdołam ponownie zasnąć. Inna sprawa, że musiałem na nowo nauczyć się tymczasowego spędzania czasu w samotności.
Szukając punktu zaczepienia na przedpołudniową rozrywkę w suficie, zdecydowałem się zadzwonić do Marcela i Robina. Od soboty nie dawali znaku życia, a właśnie powinni zaczynać pracę. Nie spóźniali się do klubu, zatem niewiele myśląc, wybrałem w iPhonie służbowy numer.
-Cocaine Clubbing Dortmund, słucham? - Kaul. No tak, Fornell unikał rozmów telefonicznych i przez prawie dwie dekady naszej przyjaźni nie zdążył mi wytłumaczyć, dlaczego.
-Daruj sobie ten uprzejmy ton, oboje wiemy, że nie umiesz być miły. - bąknąłem uszczypliwie, co spotkało się z jękiem dezaprobaty z drugiej strony.
-Jak zawsze sympatyczny, farbowany Reus. - odgryzł się dość skutecznie. -Jak się trzymasz, stary?
-Miałem spytać o to samo.
-Żelazna zasada 'pijemy z kulturą' nadal na topie. - oznajmił uroczyście. -Ale na razie w klubie jestem tylko z Kają, Marcel nie dotarł, na dodatek nie odbiera.
-Nie dotarł? - usiadłem na łóżku, nie kryjąc zaskoczenia. Dosłownie piętnaście minut wcześniej chwaliłem jego punktualność. -Może tatuuje?
-Wiedziałbym o tym. Zadzwonię jeszcze raz albo napiszę mu wiadomość.
Uzmysłowiwszy sobie, że złość Robina narasta, gdy ktoś bezczelnie go ignoruje, próbowałem różnymi, głupimi argumentami wybronić przyjaciela, co przerwał mi kilkukrotny dzwonek do drzwi. Odetchnąłem z ulgą, w stu procentach przekonany, że odnalazła się nasza zguba. Pożegnałem się z rozmówcą obiecując mu jak najszybszą informację i nie zważając na fakt, iż mam na sobie jedynie ulubione, niebieskie bokserki, popędziłem do korytarza. Skomponowałem po drodze piękną wiązankę kretyńskich żarcików, którymi za moment zasypię bruneta i bez odwlekania przekręciłem zamki, naciskając jednocześnie na klamkę.
Wszystkie słowa automatycznie uwięzły mi w gardle. Nieświadomy rosnącego bólu i niedowierzania, teoretycznie oberwałem kulą z pistoletu w żebro, klatkę piersiową i głowę. Tak się obecnie czułem. Przesunąłem palcami wzdłuż skroni z nadzieją, że śpię. Przetarłem oczy, lecz obraz nie zniknął. Koszmar jednak stał się rzeczywistością.
-Marco! Tak bardzo się cieszę, że cię widzę!
***
Dzień dobry!
Tak, tak, ja wiem, że Wy wiecie, kto :p
Rozdział w podziękowaniu za 300 wyświetleń poprzedniego. Rekord na tym blogu :)
Tak, tak, ja wiem, że Wy wiecie, kto :p
Rozdział w podziękowaniu za 300 wyświetleń poprzedniego. Rekord na tym blogu :)
Zapowiedź rozdziału 10.:
"-Powinnaś już iść. - oświadczyłem, usiłując zachować spokój. Czułem się tak, jakbym przyłapał swoją ukochaną na zdradzie z najlepszym kumplem, ale to ja po raz kolejny nawaliłem i nie miałem na kim wyładować złości.
-Ja po prostu...
-Wyjdź, proszę. - wycedziłem przez zaciśnięte zęby, powstrzymując kumulującą się agresję. Przecież jej nie uderzę, nie zasłużyła na to.
W mieszkaniu zaległa głucha cisza, więc odwróciłem się, by opanować sytuację. Stała w przejściu, gotowa opuścić pomieszczenie."
Chciałam jeszcze poinformować, że w najbliższym tygodniu być może pojawią się dwa rozdziały... Ot tak, jeśli będę miała dobre serduszko i uda mi się napisać coś nowego :p Pozdrawiam!
No to chyba już zaczyna się dziać! Caro wkracza do akacji i nie jestem zbytnio zadowolona z tego. No ale cóż :D Mario co on kombinuje?:) Boję się ,że Lena mu ulegnie no i baduum... Eh mam nadzieję że Lena nie jest głupia ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na nexta do mnie -http://nieryzygnujnigdyzmarzen.blogspot.com/2015/07/rozdzia-14-to-nie-tak-ze-bya.html :D
Czyżby w drzwiach stanęła jego była! Widzę, że akcja nabierze ciekawych wątków.
OdpowiedzUsuńSzczerze? Tą końcówką i zapowiedzią mnie zabiłaś! Nie mogę się już doczekać nowego rozdziału!
Fajnie, że jak na razie Marco i Lena się nie kłócą, ciekawa jestem jeszcze co z Kają,
no cóż.. czekam na nowy rozdział z niecierpliwością! Weny, weny i jeszcze raz weny kochana ♥
Zaczyna się dziać i to jak!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, przeżywam razem z Marco i Leną rozłąkę. To jest okropne. Chcesz spotkać, pocałować, przytulić, porozmawiać twarzą w twarz z ukochaną osobą,a nie możesz. Potrzebne jest nawet to poczucie, że jest ona blisko. Lenie jest na pewno trudno i na jej miejscu w życiu nie skupiłabym się na zdjęciach. Dobrze, że ten cały Mario ją w jakiś sposób wspiera, ale dlaczego wyczuwam kłopoty? ;O
Co do Marco, to dobrze, że nie przeżywa tego w ten... jakby to napisać? Męski sposób? Żeby żadnego faceta nie obrazić XD W bardziej imprezowy sposób i nie zatapia smutków w alkoholu :D
Co do wizyty tego "ktosia" to myślę, że jest to Caro. Cóż... nie będę oryginalna, ale dałaś nam powody do takiego myślenia.
Czekam z niecierpliwością na następny!
Buziaki ♥
I chyba Carco wkracza do akcji. Jestem totalnie na NIE!
OdpowiedzUsuńOna nie może tego wszystkiego zepsuć! No nie może, no! Cieszę się, że Marco i Lena starają się cały czas rozmawiać, chociaż wiadomo, że związki na odległość są trudne ;c A ja trzymam za nich cały czas kciuki <3 Mario? Widzę, ze stara się wspierać i pomagać Lenie.
No tęsknie za tymi rozmowami Marco i Lenki jak są tak razem :D
Świetnie, cudowny rozdziałek :*
Dużo weny kochana ;) Buziole i do następnego :* <3